Czytam „kina otwierają”, myślę „wracam do żywych”. W pośpiechu przeglądam repertuar w poszukiwaniu czegoś, co z tzw. przytupem otworzy mój sezon kinowy. Wiem, że muszę się spieszyć, bo ilość miejsc ograniczona, a takich wygłodniałych jak ja jest więcej. Gram va banque! Jako fanka kin studyjnych wybieram Gdyńskie Centrum Filmowe. Yes, yes, yes! – jakby to rzekł zapomniany już Marcinkiewicz. Do koszyka wpada wejściówka na przedpremierowy pokaz nowego filmu brytyjskiego reżysera Harry’ego Macqueena „Supernova”.
Fani Colina Firtha i Stanleya Tucciego zapewne zacierają ręce, szczególnie, że do sieci trafił zwiastun zapowiadający paletę pełną nienachalnych, acz wyrazistych doznań. Według zapowiedzi M2 Films, rodzimego dystrybutora, premiera dramatu zaplanowana jest na 25 czerwca.
Gasną światła i chwilę później na ekranie pojawia się dwóch mężczyzn.
Niespiesznie pokonują kamperem kolejne kilometry, od czasu do czasu wymieniając zdawkowo zdania. Ot, taki small talk, który jednak na dzień dobry sugeruje, że tych panów łączy coś więcej, i to coś bardzo wyjątkowego. W miarę rozwoju fabuły, a wiedzieć musicie, że ta do najdynamiczniejszych nie należy, stopniowo wyłania się trawiący ich problem. Związani ze sobą od niemal 20. lat Sam (Colin Firth) i Tusker (Stanley Tucci) muszą zmierzyć się z przedwcześnie rozwijającą się demencją u jednego z nich. I o ile problem bezpośrednio dotyczy Tuskera, o tyle najsłabiej radzi sobie z sytuacją Sam. Budując poczucie dawnej normalności stawia gruby mur pomiędzy tym, czego pragnie, a tym co w konsekwencji wydarzyć się musi. Usilnie stara się nie dopuszczać do siebie tych emocji, które mogłyby tę wykreowaną sielankę zakłócić. Wypiera pogarszający się stan Tuskera, funkcjonując jak ślepiec bez psa przewodnika. Podróż po angielskiej wsi, na którą się decydują, dla jednego ma stanowić namiastkę ulatującej normalności, dla drugiego formę rozliczenia z teraźniejszością i… pożegnanie. Pytania, jakie przed sobą stawiają oscylują wokół dylematów z pogranicza egoizmu, strachu przed samotnością, jakości życia, a przede wszystkim tego, co dla każdego z nich z osobna pojęcie miłości oznacza. Czas pustych deklaracji i ulotnych przyrzeczeń ulatuje. Wielkimi krokami zbliża się… ostateczny wybór.
To, czego możecie być absolutnie pewni to doskonałe kreacje aktorskie Firtha i Tucciego.
Śmiało można nazwać ich wirtuozami emocji. Bezczelnie kradną całe show, a geniusz tych złodziejaszków opiera się głównie na dwóch wytrychach – mimice twarzy i przejmującej ciszy, takiej która przeszywa człowieka, zostawiając go z rozkosznym dreszczem powoli rozpływającym się po ciele. Tak niespiesznym jak rozwój fabuły osadzonej głownie na motywie drogi prowadzącej do finału balansującego na granicy tandety. W moim odczuciu, tu właśnie pies został pogrzebany, bowiem wszystko to, co raz może uwieść, przy drugim już się nie sprawdza, a tego defektu nie zatuszuje ani piękna muzyka w tle, ani równie czarujące krajobrazy, ani nawet rewelacyjni aktorzy. Byłaby z tego doskonała etiuda, jednak na film pełnometrażowy chyba bym się na miejscu reżysera nie pokusiła.
Moja stosunkowo surowa opinia staje naprzeciw tym, które wieszczą „Supernovej” status hitu wśród najlepszych produkcji w 2021 roku.
Rzetelnie donoszę zatem, iż dramat już spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem ze strony krytyków, był wyświetlany na festiwalach w Londynie, Zurychu, Sztokholmie, Rzymie, a podczas międzynarodowego festiwalu w San Sebastián zdobył dwie nominacje – w tym do nagrody głównej, Złotej Muszli. Cóż.. ja na kinie słabo się znam, jednak temat miłości gejowskiej oraz demencji czy Alzheimera (przepiękny film „Motyl Still Alice” z Julianne Moore w roli głównej) już był przerabiany z dużo lepszym efektem pełnometrażowym, a i od dramatów o “drobnych gestach, wspólnych chwilach na wagę złota czy potędze prawdziwej miłości” kino nie stroni od lat. „Supernova” – to byłaby doskonała etiuda, bo obsada i gra aktorska na ponadprzeciętnym poziomie. Byłaby… może wtedy niektórzy na sali nie ucięliby sobie drzemki.
Ocena (w skali od 1 do 10) 5 gwiazd
⭐⭐⭐⭐⭐
Anna Rok