Peter Guellard, czyli mieszkający od 32 lat w Pittsburghu Piotr „Dyda” Czyszanowski z łódzkiej grupy Blitzkrieg, zapowiedział premierę albumu „Stained Glass” swojej nowej grupy o intrygującej nazwie Dichro. Album łączący w sobie różne odmiany muzyki elektroniczno-industrialnej ukaże się 24 sierpnia nakładem Distortion Productions. W poniższej rozmowie Dyda opowiedział o genezie i ciekawych kolejnych działaniach Dichro.
MM: Przyznam, że zaintrygowała mnie nazwa tego zespołu.
Dyda: Dichro to rodzaj szkła dwukolorowego, z którego tworzy się fajki wodne. Nazwa nam się spodobała, bo jest krótka, rzeczowa i niekonwencjonalna. Ten temat przesunęliśmy też na tytuł naszej pierwszej płyty „Stained Glass”, który to oznacza witraż.
MM: Założyłeś ten projekt 4 lata temu. Czemu więc płyta wychodzi dopiero teraz?
Dyda: Nie było takiego spięcia, jakiego potrzebowaliśmy. Przez te pierwsze lata pisaliśmy i nagraliśmy materiał, robiliśmy próby, ale za bardzo nie mieliśmy okazji do grania na żywo. To zmieniło się w ciągu ostatnich dwóch lat, dzięki czemu lokalna wytwórnia Distortion Productions nas zauważyła i zaproponowała nam kontrakt. Od tego czasu wszystkie prace przyspieszyły. Zaczęły się też propozycje coraz lepszych koncertów. Zwieńczeniem będzie wydanie „Stained Glass”, która ukaże się 26 sierpnia.
MM: Pracowaliście nad nią przez całe 4 lata?
Dyda: Nie, to działo się z przerwami. Najpierw powstały demówki, potem nagrywaliśmy w jednym studio, a następnie w drugim i potem to wszystko złożyliśmy. Najwięcej pracy zajęło nagrywanie wokali. Poświęciliśmy im dużo uwagi i czasu.
MM: Czemu więc zaczęliście od coveru? Utwór „A Man of Constant Sorrow” wykonywał m.in. Bob Dylan.
Dyda: To jest jeszcze z czasów sprzed powstania kapeli. W trakcie pandemii sporo zespołów robiło jammy i koncerty streamingowe. Wtedy wymyśliłem, żeby zrobić coś podobnego. Zagrałem ten utwór z tymi muzykami, z którymi teraz tworzę Dichro. A że wyszło nam to dość fajnie, to postanowiliśmy założyć zespół i działać dalej razem. Dołączyła do nas wokalistka Charmaine Freemonk, z którą zaczęliśmy pisać nowe utwory. Pierwszy, który powstał, nosi tytuł „One Lane Bridge”.
MM: To najbardziej nośny utwór na płycie.
Dyda: To prawda, bo płyta jest dość eklektyczna. Przechodzi z jednego stylu w inny. Ten utwór jednak najlepiej nam poszedł od samego początku. Właściwie dzięki niemu powstał zespół Dichro.
MM: A po drodze pojawił się także inny cover – „The Ubiquitous Mr. Lovegrove” z repertuaru Dead Can Dance.
Dyda: Tak, zanim wydaliśmy jakikolwiek autorski utwór, postanowiliśmy odnieść się do gustów gotyckiej publiczności i stąd kawałek Dead Can Dance. Pięknie nam zajarzył i do dziś gramy go na koncertach.
MM: Wszyscy członkowie zespołu są z Pittsburgha?
Dyda: Wszyscy poza Charmaine, która jest z miejscowości Mars, znajdującej się nieco na północ od Pittsburgha. Wcześniej mieszkała m.in. w Nowym Orleanie, Austin i Atlancie, więc trochę podróżowała po Stanach. Poznaliśmy się na jednym z lokalnych koncertów. Charmaine gra na ukulele. W takiej formie zresztą przynosi numery na próby Dichro.
MM: Ona rzeczywiście pracuje także jako szczudlarka?
Dyda: Ty mi powiedz, bo ja nie wiem, jak ten termin określa się po polsku (śmiech). Ona żongluje ogniem, chodzi na szczudłach i jest bardzo rozrywkowa. Ma w sobie coś z cyganki i dziewczyny z cyrku.
MM: Na zdjęciach przypomina Ala Jourgensena z Ministry.
Dyda: (śmiech) No, oczywiście. Długie dready i piercing robią swoje. Największym zawodowcem zespole jest jednak gitarzysta Dirk Miller, który wywodzi się z jednej z najbardziej znanych, choć nieistniejących już kapeli z Pittsburgha – Rusted Root. Do dziś zresztą koncertuje z jej założycielem, Michaelem Glabickim. Gdy Dirk jeździ z nim na trasę, zastępuje go Adrien Como, pochodzący z Indonezji.
MM: A czy Charmaine nie forsuje większego nacisku na stronę wizualną w działalności Dichro?
Dyda: Poniekąd. Ona bardzo lubuje się w kwestiach mody i ma duży wpływ na to, co dzieje się na wizualizacjach w tle, gdy gramy. Jest frontwomanką, ma zajebisty głos, więc koncentruj na sobie całą uwagę, a ja jestem starym dziadem, który gra w tle na basie (śmiech).
MM: Wiem, że będzie też wersja akustyczna „Stained Glass”, a czy pojawi się ona w wersji z remiksami.
Dyda: Remiksy pojawią się digitalowo do kilku kawałków.
MM: „Stained Glass” ukaże się w Europie, tudzież w Polsce?
Dyda: Jeśli będzie takie zapotrzebowanie, to na pewno. Chcemy przyjechać w przyszłym roku do Niemiec i przy okazji zagrać w Polsce. Marzy nam się występ na Castle Party. Jesteśmy póki co w fazie planowania.
MM: Bywasz jeszcze w Polsce w ogóle?
Dyda: Tak, raz w roku przylatuje do Polski, zwykle jesienią. Przez pandemię miałem pod tym względem przerwę, ale teraz znów bywam w Polsce co roku.
Rozmawiał Maciej Majewski
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: