Pożegnania nigdy nie są proste. Mogą one obierać różne formy – niekiedy nagłe, innym razem spodziewane i zaplanowane. Mówiąc o pożegnaniach zespołów, które przez lata inspirowały tysiące osób, możemy być pewni, że ich odejście jest szczególnie bolesne dla fanów. Zespół Sum 41 ogłaszając swój „koniec” zapowiedział też nowy album kończący ich prawie 30-letnią karierę. Fakt ten sprawił, że na nowo rozgrzali serca i obudzili wspomnienia swoich wielbicieli. Tak właśnie narodził się ostatni album kanadyjskiej grupy o tytule „Heaven :x: Hell” i obcując z nim słychać, że przed nagraniem go zespół zawiesił sobie poprzeczkę wysoko.
Czy zasługuje on na miano albumu, który jest najlepszy w historii Sum 41? Myślę, że nie. Jednak sporo mu brakuje. Czy jest on godnym podsumowaniem całego dorobku zespołu? Twierdzę, że jak najbardziej tak. To, na co na samym początku trzeba zwrócić uwagę, to tytułowy podział na Niebo (Heaven) i Piekło (Hell). Nie jest on przypadkowy, ponieważ niejako dzieli historie zespołu i tworzoną przez niego muzykę. Pierwsza część albumu reprezentuje ich wczesny pop-punkowy styl . Znajdziemy na nim między innymi dość melancholijne i nastrojowe utwory jak „Dopamine” czy „Not Quite Myself”. Nie zabrakło też typowych dla Sum41 szybkich i skocznych kawałków jak „Waiting On A Twist Of Fate” bądź „Landmines”. W tej części albumu zaskakujące jest to, że pomimo nowoczesnego brzmienia wciąż pozostają to kawałki, które zespół mógłby wydać pod koniec lat 90.
Warto zwrócić też uwagę na same teksty i ich przekaz. Pomimo barwnego, skocznego klimatu, wiele z tych piosenek jest dość melancholijna i przygnębiająca. Ta część albumu ma zdecydowanie większy przekaz, niż można byłoby się spodziewać.
Przechodząc płynnie do części oznaczonej jako „Hell” słychać, iż jest to krążek, który wpisuje się bardziej w metalowe brzmienia. Jest to mroczniejsza część albumu, co m.in. potwierdza świetny cover The Rolling Stones „Paint It Black”. W tych utworach przenosimy się do współczesnych lat działalności zespołu, kiedy ich kawałki zmieniły się na bardziej hard-core’owe czy też czysto „metalowe”. W każdym z dziesięciu utworów, które „Hell” nam ukazuje, naprawdę trudno doszukać się złego momentu. Sum 41 odkąd zaczęli tworzyć tego typu materiał, potrafili idealnie połączyć szorstkie i mocne brzmienie z jednoczesnymi momentami, które wprowadzały słuchaczy w zadumę.
Na pewno jeśli do tej pory nie przepadałeś za Sum 41, ten album nie wniesie dla ciebie nic nowego. Jeśli jednak utwory grupy towarzyszyły ci przez okres dorastania, a styl muzyczny przemawiał do ciebie, album „Heaven :x: Hell” jest wręcz idealnym podsumowaniem ich działalności. Jest jak streszczenie wszystkich lat działalności zespołu. Niczym opowiadana historia i podróż po której możemy wędrować wraz z muzyką.
Czy jest więc coś negatywnego na tej płycie? Owszem. Jeśli nie śledziłeś/aś zespołu i dopiero poznajesz ich muzykę, ten album nie jest tym, który poleciłabym na początek. Zdecydowanie lepiej zacząć od chociażby klasycznego „Does This Look Infected?”
Słuchając „Heaven :x: Hell” cały czas mam wrażenie nadmiernej jednolitości utworów, które się na nim znajdują. Poza wyraźnym rozróżnieniem na dwa krążki, które charakteryzują odmienne style muzyczne, poszczególne dyski mają utwory, które niczym szczególnie się nie wyróżniają. Są dobre, przyjemnie się ich słucha, ale brakuje mi elementu „niespodzianki” i wrażenia „wow”. Tak naprawdę po przesłuchaniu dwóch piosenek z danej części, słuchacz już dobrze wie, co go spotka za chwilę. Niektórzy mogą uznać to za atut, że zespół, który nagrał płytę zwieńczającą karierę, nie pozwolił sobie na nic nowego i w pełni chciał oddać klimat, jaki panował w ich piosenkach przez ostatnie lata. Mnie jednak w obu częściach mocno brakowało takich pojedynczych, wyróżniających się fragmentów.
Ocena 4/6
Agnieszka Błońska
ZAPISZ SIĘ DO NASZEGO NEWSLETTERA WYSYŁAJĄC MAIL NA: sztukmixnewsletter@gmail.com
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: