Największy współczesny punkrockowy zespół Green Day powraca z czternastym albumem. Co prawda można się zastanawiać, ile punka jest w punku na ich najnowszej płycie „Saviors” i nikt również od nich nie oczekuję, że kogokolwiek swoją muzyką zbawią. Trzeba jednak uczciwie przyznać, iż po odstawieniu używek, panowie są obecnie w naprawdę godnej formie.
Równo 30 lat temu wyszła ich pierwsza wielka płyta „Dookie”, a i w 2024 roku świętujemy też dwudziestą rocznice ich opus magnum „American Idiot”. Billie, Tré i Mike zapewne mocno wzięli sobie do serca magię liczb i uznali, że wypada nagrać kolejny album, którym podbiją świat, stadiony oraz listy przebojów. Muzycy skaptowali ponownie producenta Roba Cavallo – długoletniego współpracownika zespołu – z którym nagrali swoje najlepsze dzieła i z młodzieńczą werwą panów po pięćdziesiątce, wzięli się za tworzenie hitów. Tak bardzo przyłożyli się do swoich obowiązków, iż właściwie większość z piętnastu utworów zawartych na „Saviors” spokojnie mogłoby zostać singlami.
Już otwierający płytę „The American Dream Is Killing Me” – który był również jej pierwszym zwiastunem – ukazuje zespół w doskonałej formie.
Świetny riff, tekst uderzający w konserwatywną Amerykę (pod sztandarem Donalda Trumpa) oraz mocno zadziorna i przebojowa warstwa dźwiękowa, wręcz zapraszają słuchacza do wkroczenia na barykady i obronę podstawowych wartości każdego człowieka. Utwór oczywiście zaprasza również do zabawy i jest wręcz książkowym openerem.
W dalszej części panowie sypią hitami jak z rękawa. Energetyczny „Look Ma, No Brains” to kolejny już poznany singiel. „Bobby Sox” jest ukłonem w stronę Ramones, zespołu, na którym Green Day często i chyba w największym stopniu wzorują się od lat. W warstwie tekstowej Billie odnosi się w nim do swojego biseksualizmu i dobrze – bo w pruderyjnej Ameryce (ale i np. w naszym kraju) preferencje seksualne niestety nadal budzą spore kontrowersje. Mocno ramonesowski jest również „1981”. Green Day w czasie kilku dekad funkcjonowania, opanował do perfekcji czerpanie tego co najlepsze z różnych gatunków muzycznych, ale też klasycznych zespołów. „Corvette Summer” jest dalekim krewnym twórczości The Beach Boys, a „Suzie Chapstick” mruga do Paula McCartneya i pozostałych „żuczków”. Dla mnie najmocniejszymi punktami płyty są „Dilemma”, w której w warstwie lirycznej Armstrong rozlicza się ze swoim alkoholizmem, a muzycznie Green Day skręcają bardzo w weezerowe rejony, oraz jedna z najpiękniejszym ballad, którą stworzyli w swojej historii, czyli beatlesowska „Father To A Son”. I zupełnie nie przeszkadza w niej mocne nawiązanie do „Wake Me Up When September Ends”, a kiedy wchodzą smyczki… ciary gwarantowane.
Muszę jednak jasno podkreślić, że wszelkie zapożyczenia i inspiracje absolutnie nie zmieniają faktu, iż ta płyta to stuprocentowy Green Day.
„Strange Days Are Here to Stay” spokojnie mógłby znaleźć się na „Dookie” i na pewno w niczym nie odbiegałby od najlepszych utworów z tamtego albumu. Wszystkie muzyczne zagrywki i charakterystyczny głos Armstronga, od razu wskazują z jakim zespołem mamy do czynienia. Panowie na „Saviors” potrafią pokazać też swoje bardziej agresywne oblicze, jak w „Living In The ‘20”. Tekst jest zainspirowany masakrą w Boulder, w której sprawca zabił w sklepie spożywczym przypadkowych 10 osób. Armstrong krytykuje w nim również współczesny styl życia. No i potrafi też złowieszczo wydrzeć paszczę. Całość kończy przyjemnie wyciszający i dostojny „Fancy Sauce”.
Green Day na „Savior” zdecydowanie nie wymyślili ponownie koła. Nie jest to na pewno też płyta tak nowatorska jak „American Idiot”. To jednak album cholernie przebojowy, mocno urozmaicony (biorąc pod uwagę konwencję, w której porusza się zespół) i po prostu naładowany świetnymi melodiami. Nie zapominajmy również o rewelacyjnej okładce, która jednym kadrem bezbłędnie odzwierciedla naszą rzeczywistość. Reasumując, jeżeli dotychczas nie byłeś fanem Billiego, Tré’a i Mike’a zapewne ten album niczego nie zmieni, jeśli jednak z wypiekami na twarzy wyczekiwałeś nowej płyty Green Day, nie zawiedziesz się – to jedna z najmocniejszych produkcji w ich dotychczasowej dyskografii. I tylko wielka szkoda, że zespół ominął Polskę w swoich koncertowych planach.
Ocena: 5/6
Mariusz Jagiełło
Lista utworów: The American Dream is Killing Me; Look Ma, No Brains!; Bobby Sox; One Eyed Bastard; Dilemma; 1981; Goodnight Adeline; Coma City; Corvette Summer; Suzie Chapstick; Strange Days Are Here to Stay; Living in the ’20s; Father to a Son; Saviors; Fancy Sauce
Obserwuj nas w mediach społecznościowych:
Ten post ma jeden komentarz
Dla mnie płyta jednak mało spójna, mam wrażenie, że słucham dwóch albumów. Pierwsza połowa do Goodnight Adeline różni się znacznie od reszty. Typowo GD utwory to Look Ma, 1981, które są świetne. Dilemma mimo, iż nie typowo GD to dla mnie top.