IKS

Worms Of Senses [Rozmowa]

worms-of-senses-rozmowa

Worms Of Senses to trio pochodzące z Sosnowca. W marcu wydali bardzo dobrze przyjęty przez słuchaczy i branżę muzyczną album „Give Up!”, będący mieszanką przeróżnych gatunków muzycznych. Z Michałem, Rafałem i Piotrkiem porozmawiałem m.in. o powstawaniu najnowszej płyty, szufladkowaniu muzyki, koncertach, czy mają szansę na Fryderyka oraz o katowickim klubie muzycznym Piaty Dom, którym zarządza Michał.

 

Mariusz Jagiełło:  Na początku chciałbym zadać pytanie uściślające pewną kwestię. Traktujecie „Give Up!” jako swój debiut płytowy, czy za takowy uznawać „The Archives”?

 

Piotr Jeziorko: Stricte fonograficznie uznajemy “Give Up!” za debiut płytowy. “The Archives” było wydane tylko cyfrowo i własnym sumptem, podczas gdy za “Give Up!” stoi już cały proces pracy z wydawcą i fizyczne nośniki takie jak CD i winyl.

 

Rafał Miciński: Dokładnie, „The Archives” jest dla nas  podsumowaniem pewnego etapu, dlatego też wypuściliśmy te nagrania przed wydaniem „Give Up!”

 

Michał Maślak: Give Up! to pierwszy album z aktualnym materiałem oraz pierwszy wydany na fizycznym nośniku. Odbieramy go jako debiut fonograficzny.

 

zdj. Mariusz Jeziorko

 

MJ: Po ukazaniu się w 2014 roku Ep-ki „Exhibeat Heart” na kilka ładnych lat właściwie zniknęliście z radarów. Co skłoniło Was do ponownego powrotu na scenę i do nagrywania?

 

Piotr: Tutaj odpowiedź zostawiam chłopakom

 

Rafał: Od czasu EP-ki do 2017, graliśmy sporadycznie koncerty, ale głównie lokalnie. Szukaliśmy też niestety bezskutecznie wydawcy, żeby wydać te rzeczy które ukazały się w 2023 jako „The Archives”. Niestety nikt nie był tym zainteresowany. Potem zostaliśmy bez perkusisty, w 2019 zagraliśmy pierwsze kilka prób z Piotrkiem, z zamiarem odgrzewania starych numerów. Szybko okazało się, że lepiej idzie nam robienie nowych, a właściwie improwizacja i granie dla samego grania. W 2020 zaczęliśmy regularne próby i pracę nad albumem, który zarejestrowaliśmy pod koniec 2022 r. W tym czasie mieliśmy z Michałem też zespół Melancholia, występowaliśmy również w teatrze. Ja w tym czasie też wydałem parę płyt z zespołami ARRM i 52um.

 

Michał: Czuliśmy, że to wartościowy projekt, że w formule Worms of Senses może się wydarzyć dużo ciekawych rzeczy. Staraliśmy się ruszyć i pojawienie się Piotra dało ten impuls.

 

MJ: „Give up!” dość mocno różni się muzycznie od „Exhibeat Heart” i  „The Archives”. Skąd taki skręt stylistyczny i czy nie myśleliście o tym, aby wydać tę płytę pod zupełnie nową nazwą?

 

Piotr: Zaczęło się od tego, że pierwotnie mieliśmy odgrywać stary materiał, tylko ze mną na perkusji. Potem w trakcie “docierania” się za pomocą jamów i lotów stwierdziliśmy, że wychodzą nam naturalnie tak fajne rzeczy, że zachciało nam się poświęcić w całości nowemu materiałowi. Wtedy wpadł pomysł grania pod innym szyldem, który ostatecznie odpuściliśmy. Doszliśmy do wniosku, że pewne elementy składowe idei, która towarzyszyła Wormsom wcześniej są nadal w tej muzyce obecne, więc uznaliśmy, że pozostajemy Wormsami. To nadal, mniej lub bardziej, gitarowe piosenki.

 

Rafał: Myślę, że to też kwestia rozwoju, od tamtych nagrań minęło ponad 10 lat. Dołączenie Piotrka też nas na pewno skierowało trochę na inne tory, a może bardziej uruchomiło w nas nowe pokłady twórcze.

 

Michał: Te kompozycje są odległe od siebie o ponad dekadę i faktycznie zastanawialiśmy się nad tym, czy to jeszcze Worms of Senses. Ostatecznie uznaliśmy, że „Give Up!” to jest właśnie Worms of Senses, że teraz właściwie identyfikujemy się z nazwą i pełniej się pod nią wyrażamy. Dlatego nie porzuciliśmy jej. Widzimy już zalążki dalszego rozwoju pod tym szyldem, szerszego pokazania o co nam chodzi.

 

MJ: Nowy album to konglomerat przeróżnych stylów muzycznych (np. alt rock, noise rock, psychodelia, mathrock, jazz, disco, elektronika, post-hardcore, post-rock, eksperymentalny metal). Ciężko Was zaszufladkować.  A jak wy podchodzicie do szufladkowania muzyki?

 

Piotr: Muza to muza, podoba się albo nie. To są moim zdaniem najważniejsze szufladki, w które wrzucam muzykę. Cała reszta dodatkowych charakterystyk jest dla mnie zdecydowanie mniej znacząca. Pozwalają one co prawda umiejscowić dane dzieło w bardziej konkretnym miejscu bardzo przecież rozległego muzycznego krajobrazu, ale nie są niezbędne, aby odbierać muzykę w pełni. A jeśli coś tym schematom się wymyka i nie pozwala się włożyć do starych dobrych szufladek, które już pękają w szwach – to chyba tylko lepiej!

 

Michał: Muzyka to nasza wewnętrzna rozmowa, której efekt okazuje się na tyle ciekawy, że prezentujemy go szerzej. Niewykluczone jednak, że w przyszłości stopimy te składniki w bardziej skomasowaną formułę.

 

MJ: Śledząc Waszą przeszłość, miałem wrażenie, że każdy z Was wywodzi się z różnych „muzycznych bajek”.  Czy nie dochodziło przez to do tarć w czasie tworzenia materiału?

 

Piotr: Nie wiem czy kiedykolwiek, z jakiegokolwiek powodu doszło między nami do jakichś poważniejszych starć. Proces twórczy stojący za “Give Up!” był jednym z najlżejszych i najbardziej naturalnych w jakich miałem przyjemność uczestniczyć. Każdy z nas dorzucał trochę od siebie, czerpiąc ze swojego osobistego backgroundu, doświadczenia i inspiracji, jak coś nie pasowało to albo się tego pozbywaliśmy, albo przekształcaliśmy tak, by znalazło swoje miejsce w ostatecznym tworze.

 

Rafał: Było sporo dyskusji i kombinacji z niektórymi rzeczami, ale raczej okraszone to było podjarką tym, że pojawiają się nowe rzeczy takie jak np wokale, których pierwotnie nie było w niektórych numerach, a pojawiły się w trakcie nagrywania. Te nasze różne „bajki” raczej nas inspirują, bo zazwyczaj podobają nam się rzeczy robimy w innych składach.

 

Michał: Wyłączając mój synth/indie-popowy żywot Fair Weather Friends funkcjonujemy w obrębie określonego środowiska muzycznego, z Rafałem gramy od czasów nastoletnich. mamy za sobą setki godzin lotów, koncertów, na koncie projekty studyjne, prace nad muzyką teatralną, rozmaite stylistycznie projekty. Piotra też znamy z naszej ekipy, nie było trudno o znalezienie wspólnego języka.

 

zdj. Jakub Basek

 

MJ: Michał wspominał w jednym z wywiadów, że utwory powstawały w trakcie wielogodzinnego wspólnego  jamowania i improwizacji. Jak trudna była selekcja pomysłów?

 

Piotr: W moim osobistym odczuciu była całkiem prosta. Jeśli jakiś motyw nie snuł się z nami albo nie wpadał w ucho podczas odsłuchiwania nagranych wcześniej jamów i lotów – raczej przepadał. A graliśmy na tyle dużo, że w zasadzie nie było momentów zastoju, zawsze jakiś numer był “w produkcji”, więc nie było potrzeby szczególnej selekcji.

 

Michał: Większość wyszła dość naturalnie, dobre rzeczy zapadały w pamięć. Niektóre jednak zostały wyłowione np. “Body” to utwór który zawdzięczamy uwadze Piotrka – nie jedyny zresztą.

 

MJ: Czy macie swoje ulubione utwory na płycie?

 

Piotr: Jeśli chodzi o performowanie to na pewno, bardzo lubię grać „Klockan Elva” i „Disco Freud”. Jeśli chodzi o słuchanie, to słyszałem je wszystkie już tyle razy, że ciężko powiedzieć, czy jakikolwiek jest jeszcze moim ulubionym.

 

Michał: Jest to „Klockan Elva”

 

MJ: Mam wrażenie, że ważna jest również dla was sfera wizualna. Do tej pory ukazały się dwa teledyski  („Body” i „Tourist”). Czy planujecie kolejne?

 

Piotr: Tajemnica (śmiech)

 

MJ: Szczególnie „Body” to obrazek, który mocno utknął mi w głowie. Musieliście chyba dużo czasu spędzić w wodzie i skąd pomysł na taką fabułę?

 

Piotr: Parę ładnych godzin dawaliśmy się poniewierać Wiśle. Za fabułę odpowiedzialna była reżyserka czyli Monika Kołdacha, która wpadła na ten pomysł po przesłuchaniu numeru i zapoznaniu się z tekstem.

 

Michał: wypiłem sporo Wisły topiąc się w niej i będąc ciągnięty z prądem. Nie było ciepło i przy życiu trzymał mnie 38 procentowy likier ziołowy produkcji niemieckiej.  Od początku chodziło o dysonanse w postrzeganiu cielesności oraz nieco przerysowaną, twin-peaksową aurę. Na tej kanwie Monika Kołdacha stworzyła klip, którego produkcja odbyła się jak w zegarku, do dziś jestem pełen uznania za organizację zdjęć.

 

 

MJ: Udzielacie się również w innych muzycznych projektach. Jaką pozycję ma zatem dla Was Worms Of Senses? To poboczne działanie czy ma szansę stać się tworem najważniejszym.

 

Piotr: Wszystko zależy od momentu, w którym się obecnie znajdujemy, tak mi się wydaje. Jak jest skolejkowanych dużo koncertów dla Wormsów, to Wormsy wyskakują na pierwszy plan, jak inny projekt ma swój moment, to ten projekt wychodzi na pierwszy plan. Osobiście staram się, póki co, nie ustawiać żadnego projektu jako tego najważniejszego, jest to raczej płynna i dynamiczna sytuacja.

 

Michał: Dla mnie to obecnie jedyny projekt muzyczny i nie planuję w niedalekiej przyszłości innych działań

 

MJ: Wasz najnowszy album zbiera bardzo entuzjastyczne recenzje i opinie. Czy przekłada się to jakoś na zainteresowanie Waszą twórczością i sprzedaż płyty? Zapytam żartobliwie  – myślicie że macie w przyszłym roku szansę na Fryderyka?

 

Piotr: W jakiś sposób na pewno, widać to po rosnących odsłonach na cyfrowych platformach dystrybucji i zamówionych winylach. O Fryderykach raczej mowy być nie może, żartobliwie lub nie, ale fajnie, że ludziom się podoba i trafia do nich nasza pokręcona wizja gitarowego grania.

 

Michał: Ostatnio wraz ze słowem “Fryderyk” docierają do mnie wyłącznie negatywne informacje, skargi osób ze środowiska, skandale itp. Poza tym nie wiem czy gala Fryderyków to nasze miejsce.

 

MJ: Po wydaniu „Give up!” odbyły się już też pierwsze koncerty.  Zorganizowaliście release party i zagraliście też jako support Kur. Jak wypadły i czy macie zaplanowane dalsze występy w naszym kraju?

 

Piotr: Dotychczasowe koncerty wypadły dobrze, każdy z tych występów był okazją do pokazania się trochę szerszej publice i naprawdę miło było obserwować entuzjastyczne reakcje ludzi, którzy stykali się z naszą muzyką często po raz pierwszy. Co do dalszych występów – jasne, jest ich już parę w planach. Nie wiem co można zdradzić lub nie, może zostawię to chłopakom (śmiech)

 

Michał: Trwają prace nad jesiennym graniem, chcemy pozwiedzać trochę scen z naszym trio. Dobrze było zagrać z Kurami – scena jassowa była i jest dla mnie inspiracją, czymś oryginalnym i wartościowym. Kury pokazały klasę żonglując muzycznym absurdem, dżezem i wymachując czasem punkowym pazurem.

 

zdj. autor wywiadu z zespołem/archiwum prywatne

 

 MJ: Na koniec chciałbym zapytać Michała o „Piaty dom”. Opowiedz o tym miejscu i czy udało się zebrać wszystkie potrzebne dokumenty i środki aby lokal wreszcie mógł zacząć działać bez żadnych obciążeń.

 

Michał: Piąty Dom to klub muzyczny który działa od listopada ubiegłego roku jako miejsce koncertowe. To przestronna, loftowa, nasłoneczniona przestrzeń, którą tworzymy z myślą o oddolnej kulturze. Na razie działamy w ograniczonym zakresie, ale już niedługo będziemy mogli pokazać nowe oblicze klubo-galerii z autorską kuchnią. Zainicjowaliśmy to miejsce z moja partnerką Anią Miturą a obecnie wiele osób wpływa na to, w jakim kierunku podąża ten projekt. Przestronne i nasłonecznione wnętrza zabytkowej kamienicy jako galeria, miejsce spotkań i pracy, wykładów w stylu Tedex, koncertów i spektakli. Odbywają się u nas Burleski, koncerty hc/punk, czy popołudnia z kulturą bliskowschodnią. Chcemy szybko stanąć na nogi i dać platformę do pokazania się również artystom stawiającym pierwsze kroki. Chcemy zawiązać scenę artystyczną, która tu w Katowicach i całej Metropolii GZM aż kipi od możliwości. Jesteśmy już bardzo blisko, przystępujemy do prac które umożliwią nam pełne otwarcie lokalu. Brak mi słów na wdzięczność jaką mam wobec wszystkich osób, które nas wsparły podczas zbiórki, ale również dobrym słowem i wskazaniem drogi, podzieleniem się know-how. Czujemy się naprawdę potrzebni, ale też zobowiązani by działać jak najlepiej.

 

MJ: Dziękuję za rozmowę

 

Zespół: Dziękujemy i pozdrawiamy ekipę i czytelników SztukMixa!

 

Rozmawiał Mariusz Jagiełło

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

            

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz