IKS

Turbo – „Blizny” [Recenzja], wyd. Mystic Production

Jedenaście lat. Tyle trzeba było czekać na najnowszy, premierowy materiał od grupy Turbo, legendy polskiej sceny metalowej. Album „Piąty Żywioł” i jego anglojęzyczna wersja „The Fifth Element” były poprawnymi propozycjami, ale nikomu chyba nie przyszło do głowy, że tyle wody w rzece upłynie zanim Wojciech Hoffmann z kolegami dadzą słuchaczom coś nowego. Końcem 2024 roku ukazał się premierowy singiel „Nowy Rozdział” i oficjalnie ogłoszono, że nadchodzą „Blizny”.

Ostatnie miesiące bez wątpienia upływają pod znakiem powrotów zespołów pochodzących z Wielkopolski. Najpierw w połowie grudnia 2024 muzycy Acid Drinkers potwierdzili, że wracają w kultowym składzie, a chwile później formacja Turbo zapowiedziała premierę krążka „Blizny”. Początek 2025 roku to także powrót stołecznej Armii z nowym albumem „Wojna i Pokój”, który miałem przyjemność również zrecenzować tutaj. Wróćmy jednak do Turbo. Pierwotnie najnowsza propozycja zespołu miała ukazać się na rynku 1 lutego, jednak ostatecznie premierę przesunięto o ponad miesiąc, na 14 marca. Płytę jednak można było zakupić na lutowych koncertach, więc wielu słuchaczy zapoznało się z całością jeszcze przed oficjalnym wydaniem.

 

Wojciech Hoffmann, w rozmowie na łamach miesięcznika „Teraz Rock”, wspominał, że materiał, który składa się na „Blizny”, dojrzewał latami. Dlaczego? Jak mówi, nie był do końca zadowolony z „Piątego Żywiołu”, ponieważ było w nim coś z kompromisu. Nawet jeśli rzeczywiście tak było, to najnowszy album zdecydowanie jest bezkompromisowy i prze do przodu niczym dobrze naoliwiona maszyna. Mało tu charakterystycznych riffów w stylu równie kultowego Iron Maiden, bo jak stwierdził sam Hoffmann: „Ironów już u nas nie będzie. Ja się galopad nagrałem”. Zdecydowanie „Bliznom” bliżej do Judas Priest. Wystarczy posłuchać singlowego „Nowego rozdziału”. Bez dwóch zdań: ten numer mógłby się znaleźć na którejś z ostatnich płyt ekipy dowodzonej przez Roba Halforda. I nie jest to w żadnym wypadku zarzut.

 

zdj. materiały promocyjne

 

Od początku słychać, że Turbo – wbrew zapowiedzi Hoffmanna – nie straciło swojej muzycznej rozpoznawalności. Pierwsze dźwięki intra sprawiają, że wiemy dokładnie z kim mamy do czynienia. Jest melodyjność, czyli element, który jest główną składową muzyki Turbo, jednak z solidnym gitarowym dołożeniem do pieca. Wydaje mi się, że brzmieniowo jest to najmocniejsza propozycja Turbo w XXI wieku. I pomyśleć, że pierwsza wersja materiału nawiązywała stylem do „Smaku ciszy”, albumu znacznie lżejszego, który w tym roku skończył czterdzieści lat.

Na „Bliznach” nie brakuje thrashowych rytmów. Dobrym przykładem „Przyjdź do mnie”, kolejna propozycja, która jest bliska Judas Priest. Na przykładzie tej kompozycji można zaobserwować, jak bardzo zmieniła się koncepcja całości. Bo to numer pochodzący jeszcze z pierwszej wersji materiału. W refrenie to słychać, ale zwrotki to już po prostu czysty ogień. Swoją drogą kapitalnymi solówkami popisują się tutaj Wojtek Cugowski oraz Krzysztof Śniadecki. Skoro już wywołałem temat gości, to na „Bliznach” obecny jest także drugi z braci Cugowskich – Piotr. Jego duet wokalny z Tomkiem Struszczykiem w „W.W.W.W.” jest po prostu genialny. Sama kompozycja zaczynająca się niemal identycznym riffem jak „Immigrant Song” Led Zeppelin granym na basie, przeradza się w epicką opowieść.

 

 

Kolejne propozycje pędzą na złamanie karku. A Turbo na pełnej prędkości to najlepsza odsłona zespołu. Chociaż nie brakuje momentów, kiedy ciężar nie opada, ale tempo zwalnia. Sabbathowe intro „Zawrotu głowy” toczy się niczym walec, by po około czterdziestu sekundach przerodzić się w klasyczne heavymetalowe łojenie. „Łotr” to chyba najbardziej wielowątkowa propozycja na płycie, zresztą pełna emocji i gniewu. Nie trudno domyślić się, kto ze współczesnego świata jest tytułową postacią. I to mimo faktu, że są obozy, które nadal mu pomagają. Nie ulega wątpliwości, że Turbo w latach osiemdziesiątych, poza wpływem muzycznym, było zaangażowane społecznie i politycznie za sprawą m.in. kultowych „Dorosłych dzieci”. Dlatego nie dziwi „Zwyczajnie nie”. Utwór jest adresowany do polityków, a wokalnie udziela się tutaj dodatkowo brat Tomasza Struszczyka, Bartosz. „Blizny” zamyka kompozycja zatytułowana „Spokojny”. To króciutka ballada z bardzo emocjonalnym wokalem i poruszającym tekstem. Idealny moment wytchnienia po ostrej jeździe i puenta albumu.

 

Wojciech Hoffmann mówiąc o „Bliznach” wspominał, że pokazuje tą płytą całemu światu środkowy palec, robiąc płytę taką jaką chciał – bez kompromisów, bez „maidenowych” galopad. I choć normalnie po takim geście człowiek mógłby się obrazić, to ja mogę wyłącznie kiwam głową z aprobatą. „Blizny” to album dopracowany od A do Z. Teraz pozostaje wyłącznie wierzyć, że kolejny album Turbo nie powstanie za dziesięć lat, tylko znacznie szybciej.

 

Ocena: 5,5/6

Szymon Pęczalski

 

Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. “BLIZNY” na CD i VINYLU możecie nabyć bezpośrednio u wydawcy – Mystic Production (tutaj)

 

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz