Nie tak dawno trafiłem na sporo nagrań z Brucia Records. Ta niezależna, włoska wytwórnia, specjalizująca się w ekstremalnych i eksperymentalnych wydawnictwach, znalazła się ostatnio w centrum mojej uwagi. Pierwszym megaodkryciem okazała się płyta zespołu The Sun and The Mirror „Dissolution to Salt and Bone”. Płyta doskonała, ale i bardzo wymagająca.
Ktokolwiek kiedyś próbował patrzeć w słońce bez okularów doskonale wie, że nie wytrzyma się długo. Można uszkodzić sobie wzrok, a w najlepszym przypadku przez dłuższy moment mieć mroczki przed oczami. Spróbujcie zatem sobie wyobrazić patrzenie na oślepiające słońce odbijające się w kawałku lustra. Efekt spotęgowany jest jeszcze bardziej. Po odsłuchu płyty ma się takie właśnie mroczki przed oczami, a i można stracić na chwilę wzrok, przenosząc się do krainy dźwięków, które przerażają, a jednocześnie wciągają bez końca.
Sam zespół to zaledwie duet utalentowanych muzyków.
Na wiolonczeli (jako dominującym instrumencie) gra Sarah Townley. Jej dźwięki przepuszczone przez ambientową osłonę docierają do uszu słuchacza i od początku wprowadzają dziwny niepokój. Snujemy się zatem w świecie dziwnej modlitwy i mantry. Dużo tutaj mroku i smutku. Do tego dochodzi multiinstrumentalista – Reggie Townley na wokalu, gitarze, basie, elektronice i perkusji, który dorzuca jeszcze więcej nieoczywistych brzmień, tylko z pozoru nieharmonijnych i drapieżnych. Z całości jawi się bowiem przepiękna hybryda, która jest w stanie nas zachwycić.
Muzyka od początku do końca hipnotyczna, psychodeliczna, a do tego minimalistyczna i pełna znanych hałasów z przestrzeni, którą każdy sam sobie buduje.
Całość albumu to takie właśnie „rozproszenie soli i kości”, bowiem wiele z dźwięków na płycie towarzyszyło zespołowi w podróży aż do Wybrzeża Oregonu, gdzie dokonali rozsypania popiołów członka rodziny. To zatem album będący swoistą żałobą i ukazujący stratę oraz ulotność ludzkiego życia. I jak to zostało nagrane? Petarda muzyczna bez dwóch zdań. Mamy tutaj oczywiście klasyczne motywy gitarowe i bębny, które w połączeniu ze wspomnianymi dźwiękami rozdzierają nas do głębi. Płyta, która zostaje w pamięci i do której chce się wracać. Polecam, bo warto.
W skali (od 1 do 10) 9 kości
🦴🦴🦴🦴🦴🦴🦴🦴🦴
Marcin Szyndrowski
Tracklista:
Interval
Currents
Interval II
Katherinella Angustri