IKS

The Outrun | reż. Nora Fingscheidt | Film [Recenzja]

The-Outrun-plakat

Wiek: 29 lat
Imię: Rona
Wykształcenie: magister biologii
Praca: brak
Zajęcie: alkoholiczka 

Tak mniej więcej mogłaby się przedstawiać Rona w grupie wsparcia podczas swoich odwykowych pauz. Rona, której memuary film stopniowo odsłania i której teraźniejszość zapisuje się na oczach widza. Film „The Outrun”, w reżyserii Nory Fingscheidt jest ekranizacją głośnej autobiograficznej powieści Amy Liptrot, która jest również jego współscenarzystką. Dobrze się stało, bo zwyciężyła literacka narracja, nieomal tak chłodna, jak oko kamery, które ją utrwala.

 

zdj. materiały promocyjne

 

Alkoholizm to hydra o wielu obliczach. Przyzwyczajeni jesteśmy oglądać sfrustrowanych przedstawicieli klasy średniej, czy żony znudzone dostatkiem lub stęsknione za mężami, różnej maści outsiderów i artystów, którzy wiodą barwne życie lub chcą zapomnieć o nędznej i nieobiecującej egzystencji. Nora Fingscheidt za sprawą Amy Liptrot maluje twarz młodej, wykształconej kobiety z ambicjami naukowymi, która mogłaby pracować z sukcesem nad doktoratem.

I jest to również twarz Saoirse Ronan. Subtelna, grająca niuansami lub naturalnie nadekspresyjna, kiedy postać traci kontrolę. Jestem przekonana, że nikt inny nie zagrałby lepiej tej roli, niż Saoirse – mistrzyni spotkań oko w oko z widzem. Aktorka pokonała ostatnie przyczółki mojej niepewności (spowodowanej wyłącznie już tylko jej młodym wiekiem) wirtuozerską rolą we „Wrogu” i spowodowała, że ufam całkowicie jej talentowi i niebywałej wrażliwości. Jest jak multiinstrumentalista, który bez wysiłku i niezauważalnie tworzy całą symfonię od fortissimo do piano, zmieniając tempo, tworząc akordy i dysonanse przy użyciu wszelkich, nawet najsubtelniejszych barw i brzmień.

 

Otwieramy karty pamiętnika podróżując z Roną w reminiscencjach do jej dzieciństwa, do szalonego londyńskiego życia na krawędzi, z której ześlizgnął się w otchłań jej instynkt samozachowawczy czy do kolejnych odwyków. Naturę jej choroby opisuje po części sama Rona prowadząc narrację. Symbolicznie przegląda zapisane w jej pamięci kartki memuaru, cofając się do chwil, które była w stanie zapamiętać albo zapisując dzień teraźniejszy. Rona w roli narratora oraz w roli obserwowanej beznamiętnym okiem reporterskiej kamery bohaterki barwnych i upokarzających wydarzeń.

 

zdj. materiały promocyjne

 

Kiedy Rona milczy, z ekranu spływa sucha relacja z nią w roli głównej, bez sentymentów i sentymentalizmu i bez jej zezwolenia, bo przecież Rona traci świadomość i kontrolę a tych epizodów nie będzie w stanie zapisać w pamiętniku. Pytanie, czy chciałaby, gdyby zagościły w pałacu jej pamięci.

Czyni to za nią oko bezlitosnej kamery. Kamera śledzi te wydarzenia konstruując migawkowe epizody częściowo niepowiązane linearnie. To zabieg celnie oddający chaos, w jakim przemieszcza się Rona bez wybranego kierunku. Jest zawieszona pomiędzy wczoraj i jutro i przypomina ćmę miotającą się wokół żarówki. Wyrzucana litościwie z zaprzyjaźnionych pubów i bezlitośnie z podrzędnych barów, zatopiona w szalonej zabawie z przyjaciółmi i podająca się muzyce w nieokiełznanym i chwiejnym tańcu, będąca ofiarą przemocy i braku własnej koordynacji.

 

Coraz częściej widzimy ją samą, kontynuującą swój pijacki rajd, aż w końcu pada nieprzytomna lub ląduje  na ulicy wyrzucana przez obsługę. Tych upokarzających i niebezpiecznych sytuacji jest wiele.  Rona ze śladami urazów pojawiająca się u lekarza, być może nawet świadoma przypadkowego seksu po przebudzeniu z pijackiej maligny. Wyraźnie widoczna jest tendencja do przeżywania ekstremum a jego granica niebezpiecznie się przesuwa.

 

zdj. materiały promocyjne

 

Jest ktoś, kogo Rona kocha, kto kocha Ronę i jest jej bliski. Migawki ze wspólnego życia, fragmenty rozmów i kłótni. A także tajne i przemyślne schowki ukryte we wspólnym mieszkaniu, z których Rona wyciąga butelki. Słyszymy wielokrotne zapewnienia, że to już ostatni raz. I kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa.  Widzimy, jak bohaterka stopniowo popada w izolację. Klęska czy zbawienie?

Podobno każdy alkoholik ma swoje dno, od którego ma szansę się odbić, o ile je zauważy. O ile sam uzna, że to jest ten krytyczny moment, ta krawędź nad otchłanią bez ograniczeń. Gdzie leży ostatnia bariera Rony? Czy będzie to świadomość, że straciła kontakt z sobą samą, przez co bez alkoholu nie potrafi się odprężyć i nie potrafi odczuwać ani radości ani szczęścia, będąc nawet u boku ukochanego. Czy będzie to poczucie osamotnienia i niemożność określenia ani dążeń ani kierunku, w którym mogłaby się udać. Czy przekonanie, że życie, które prowadzi jest prawdziwym „cohenowskim” falsyfikatem, o ile falsyfikat może być prawdziwy a wrażenie, że dotarła na „tysiąc pocałunków w głąb” jest jedynie nienasyconą tęsknotą, która zbłądziła w poszukiwaniu ucieleśnienia.

 

Dziedzictwo dorosłej  Rony to farma w północnej Szkocji, gdzie dorastała i jej relacje z rodzicami. Dobre dzieciństwo, choć naznaczone w specyficzny sposób.

 

„ Moje życie było trudne,  wietrzne i skomplikowane. Dorastanie  na wietrze daje siłę ale i pochyla w poszukiwaniu schronienia.”

 

Rona zechce tam wrócić, żeby odnaleźć utracone ścieżki. Pójdzie nawet  krok dalej, wyjeżdżając do stacji badawczej na przysłowiowy koniec świata, na smaganie wiatrem Orkady.  Ten wiatr odgrywa swoją rolę w historii bohaterki. Dlatego ma być wokół niej bez wytchnienia, chłodny i zimny, często porywisty. Ma smagać jej twarz i kąpać ją w lodowatym deszczu. Pustkowie, morze, Rona i wiatr, który napędza jej życie eremity. Czy odnajdzie kontakt z samą sobą? Czy osiągnie spokój i poczucie szczęścia bez wspomagacza, który przypomina o sobie zwykle, kiedy pojawia się nadzieja, że wygrana jest blisko? Czy w końcu Rona zawładnie wiatrem, tak jak jej ojciec wielokrotnie próbował? Czy zawładnie wyspą, oceanem i całym kontynentem? Czy zawładnie sobą?

 

zdj. materiały promocyjne

 

Orkady, wzgórza, ocean i wiatr.  A poza tym cisza.  Nie ma muzyki, która buduje nastrój. Pojawia się sporadycznie, tylko kiedy słyszy ją Rona. Widz ma tu przestrzeń, żeby się związać z główną bohaterką i żeby sam odgadnąć i dopowiedzieć sobie, co kryją wszystkie karty memuaru.  Ta przestrzeń jest jedną z wielkich zalet „The Outrun”. Daje swobodę by zinterpretować wykreowany świat, który mimo swojej kameralnej odsłony jest różnorodny i nacechowany tolerancyjną swobodą wyboru. Tu nikt nikogo nie ocenia. Tu jest współistnienie. Miejsce na dialog.

 

Jak zabrzmiałby hymn „osobistej geologii” Rony, gdyby tylko udało się odkryć i nakreślić słowa. Czy mógłby brzmieć, jak na kartach powieści Amy Liptrot?

„ Moje ciało jest jak kontynent,
Gdy mrugam migocze słońce,
Mój oddech przesuwa chmury na niebie,
A fale uderzają w brzeg razem z rytmem mojego serca (…).”

Nie przytoczę całości z pełną premedytacją, żeby nie odbierać przyjemności wytrwałym widzom.

Cytaty pochodzą z powieści Amy Liptrot „ The Outrun: A memoir”.

 

Ocena: 5/6

Inga Nehrebecka

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz