Okładka nawiązująca do klasycznego „Ride The Lightning”, echa brzmienia z najlepszych lat działalności zespołu, dbałość o produkcję, nieźle dobrane proporcje punkowej energii, melodii oraz humoru. The Offspring wracają z jedenastym albumem, zdają się wciąż dobrze bawić i jak sam tytuł wskazuje, robią to z dużą dozą energii.
Promocję „Supercharged” The Offspring rozpoczął w lipcu od singla „Make It Alright”. Utwór jest utrzymany w zabawnej i luźnej konwencji. Przyśpiewki w stylu „papara-papara” skłaniają do refleksji czy to Big Cyc inspiruje się pop-punkiem z Kalifornii, czy czasem nie jest jednak na odwrót, niemniej utwór dawał nadzieję, że nowy album nie będzie klapą w stylu ostatniej propozycji, czyli „Let The Bad Times Roll”. Jest to też jeden z wielu na tym albumie powrotów do klasycznego brzmienia w stylu kalifornijskiego punka. Z kolei zabawy stylem w kawałku „Come to Brazil” przeobrażają Offspring w trash-metalowy tribute band. Skandowanie „Ole! Ole! Ole!” mogli sobie darować, ale odłóżmy nieudane kawały z brodą na bok.
W sierpniu pojawił się drugi singiel, „Light It Up”, który zainteresował mnie udanym powrotem do starego brzmienia The Offspring, pełnego kalifornijskiej energii mainstreamowego punka. Słychać tu też orientalną zagrywkę gitarową, którą można kojarzyć z „Come Out And Play” czy nawet jeszcze starszymi dokonaniami grupy. Tak brzmią pierwsze dźwięki tego albumu razem z otwierającym go „Looking Out For #1” czy „The Fall Guy”. Taka jest też przeważająca większość produkcji „Supercharged”. W tej samej lidze gra jeszcze choćby „Get Some” z solidnymi partiami gitarowymi i rozpoznawalnym „Yeah” Dextera Hollanda.
Zespół we współpracy z Bobem Rockiem położył spory nacisk na lepszą niż na poprzedniej płycie produkcję. Nałożone na siebie partie gitary, odświeżające solówki oraz szalejący na perkusji Josh Freese na zmianę z obecnym perkusistą grupy, Brandonem Pertzbornem – te elementy pozwoliły na niezłą jakość tej płyty. Z drugiej strony są też utwory, gdzie mam wrażenie, że przekombinowano z aranżacjami, jak „Ok, But This Is The Last Time”. Struktura piosenki bazuje na budowaniu napięcia, stylistycznie nawiązując do Blink 182, żeby w refrenie zaproponować irytującą i nie pasującą do reszty melodię.
Album zamyka najbardziej oryginalny z utworów nagranych na ten album, „You Can’t Get There From Here”. To stały punkt wielu albumów The Offspring, tak było w przypadku płyt „Ixnay On The Hombre” (kawałek „Amazed”) czy „Americana” (utwór „Pay The Man”), gdzie zespół pozwalał poznać się trochę z innej stylistycznie strony. Zwalniają trochę tempa, mniej hałasują, pozostawiają miejsce na gitary akustyczne. Mam wrażenie, że nieśmiało nawiązują do Foo Fighters.
Nie oszukujmy się. The Offspring nie aspirują ani do nagród Grammy, ani do Rock And Roll Hall Of Fame. Są jednak solidną firmą działającą nieprzerwanie od końca lat osiemdziesiątych i choć „Supercharged” absolutnie nie wnosi niczego nowego do świata muzyki, to dobrze widzieć stare pop-punk-rockowe wygi w akcji i w dobrej formie.
Ocena: 3,5/6
Paweł Zajączkowski
P.S Zespół ogłosił ostatnio trasę koncertową na której nie zabrakło Polski
The Offspring: Supercharged Worldwide in ’25
26.10.2025 – Atlas Arena, Łódź
Gość specjalny: SIMPLE PLAN
Sprzedaż ogólna zaczyna się w piątek, 18 października o godz. 10:00 na LiveNation.pl
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: