IKS

Substancja [Rozmowa]

substancja-rozmowa

Substancja to duet Łukasz Józef Myszkowski oraz Sebastian Zusin. Obu znamy z innych projektów, a jednak niewielu pamięta, że panowie działali razem już przed laty. Teraz wracają jako oryginalny duet, łączący post punka z elektroniką na wielu poziomach, czego wynikiem jest płyta „Tu musi być coś jeszcze”. O niej, jak i o genezie projektu opowiedział mi Łukasz.

 

MM: Czy tworząc materiał na „Tu musi być coś jeszcze” przyświecała Wam jakaś odgórna idea?

 

ŁJM: Początkowo była to próba tego, czy wspólnie z Sebastianem jesteśmy w stanie coś zrobić. Wyszliśmy z założenia, że nie ogranicza nas żaden styl. Idea pojawiła się, gdy zacząłem pisać i śpiewać do prototypów piosenek. Był to czas pandemii, trochę osamotnienia i dużej ilości czasu do namysłu. Zagłębiłem się w odczucia – swoje i te, które można dostrzec dookoła. I powstała muzyka, słowa i Idea apocalipticpop.

 

 

MM: Pytam głównie dlatego, że mam wrażenie, że jest tu bardzo dużo różnych pomysłów i rozwiązań aranżacyjnych.

 

ŁJM: Tak, to mocno naładowany materiał, a i tak to wychudzona wersja (śmiech). Wszystko powstawało na poziomie korespondencji. Nie mieliśmy z Sebastianem okazji siedzieć obok siebie i pracować. On był w Stanach, więc różnica czasowa też nam doskwierała w komunikacji. Może to dlatego. Poza tym materiał zawiera kompozycje z dość długiego okresu. Niektóre były jeszcze garane przez Hamy, a niektóre były świeże. Na koniec procesu włączył się Andrzej ‘IZI’ Izdebski, który zdefiniował i ujednolicił trochę całość. Jesteśmy wychowani na mocnej muzyce i to jest odczuwalne, ale chcieliśmy też postawić na wrażliwość i subtelność. To dało taką mieszankę. Poza tym od 2000 roku, od projektu IN, nie graliśmy razem, więc się trochę uzbierało.

 

zdj. Piotr Karpiński

 

 

MM: Skoro to wersja 'odchudzona’, to, co w takim razie nie przeszło?

 

ŁJM: Po pierwsze, piosenek było chyba ze 20. W utworach wciąż eksperymentowaliśmy i każdy miał swoją wersję. Jeden z loopem przez dist, drugi z chórkami o oktawe wyżej… Wiesz, nadmiar na etapie komponowania to często norma. Miało być obficie w dzwięk, ale było za wiele. Różne wersje rytmów i końców itd. Nad płytą można pracować za długo, a nie chcieliśmy tego, więc oddaliśmy to w ręce IZIEGO, ufając że wie co robi. I staliśmy się trochę odbiorcą, a nie twórcą, co jest ultra cenne w procesie tworzenia. Następna płyta będzie bardziej minimalistyczna (śmiech).

 

 

MM: Czyj głos pojawia się dodatkowo w utworze „Aniołowie”?

 

ŁJM: Damski głos to Nika Zusin, żona Sebastiana.

 

 

MM: Jeżeli Substancja to jest poszukiwanie pozbawione chęci, czy też potrzeby znalezienia, to czemu służy?

 

ŁJM: Obserwuje i przetwarza, a to niewidocznie zamienia się w zmianę. Może też pomagać. Wiesz, Substancja może mieć różne działanie. I na pewno będzie działać różnie na różnych. Tego jestem pewien, że jedni znajdą tam siłę i dojrzałość, a inni dziecinność i zabawę. Ale to też na pewno personalne wyzwanie w naszym przypadku. Ja zawsze pisałem pieśni, ale nie miałem z kim ich grać, choć próbowałem wielokrotnie. Zawodził element ludzki. Nasz duet to znajomość od drugiego roku życia i nasze mamy mają legendę dotyczącą naszego poznania się. Cios w nos pod halą Mirowską w Warszawie w 1973 roku, więc znamy się długo (śmiech). Poza tym nie jestem pewien, czy rolą muzyki, czy ogólnie sztuki, jest jakaś służba. Dla mnie to był czas kreacji i poszukiwania, a to są super przyjemne doznania i tyle. A czy to czuć? Mam nadzieje.

 

 

MM: Czemu więc nie działaliście razem częściej?

 

ŁJM: Od końca Sparagmos i po projekcie IN, każdy z nas musiał sprawdzić się samodzielnie. Sebastian rozhuśtał Rootwater. a ja wskoczyłem do ekstremalnej Antigamy. Nie było czasu, a potem Sebastian wyjechał do Stanów na 10 lat.

 

 

MM: Zaintrygowała mnie opowieść w „Sumie”.

 

ŁJM: To akurat stary kawałek. Powstał na gitarę akustyczną. Nie wiem jak, ale tekst powstał natychmiast – dwie minuty i był. Opowieść w „Sumie” jest o mojej postawie do życia. A że kocham wodę oraz jeziora i czasem żegluje samotnie, to tam się osadziłem – przy dnie, bo powierzchnia zawsze faluje, a na dno i tak wszystko spadnie. I będzie moje (śmiech). Kawałek wyszedł dość epicko. Może nawet zbyt, bo to osobiste wyznanie, ale nie stracił wymowy.

 

 

MM: Płyta wyjdzie na winylu?

 

ŁJM: Tak, w przyszłym roku.

 

zdj. Piotr Karpiński

 

 

MM: O tym że gracie koncerty, przekonałem się na własne oczy. Rozumiem jednak że na żywo zmienia się warstwa multimedialna?

 

ŁJM: Mamy swój pomysł na koncerty. Mamy na scenie SUB, stoi między nami. To ekran, ale nie tylko. Obecnie jest tylko towarzyszącą nam wizualizacją, podbija rytm i kontekst. My gramy i śpiewamy do komputera, który jest też sercem dla SUBA. Mamy plany na ożywienie naszego kolegi LCD AI oraz nadanie mu suwerenności (śmiech). Nie mamy natomiast zamiaru szukać dodtakowych osób do składu. Po prostu generuje to straszne komplikacje i spowalnia działania.

 

 

MM: Skoro było tak twórczo, to myślicie już o kolejnej płycie?

 

ŁJM: Rozmawiamy na ten temat, ale to raczej czas, który chcemy poświęcić tej płycie. Koncerty są niezbędne. Zespół musi poznać reakcje, nauczyć się być Substancją. To nasz plan na 2025 rok – grać. Nowa muzyka musi się pojawić samoistnie, mieć swoje powody i impakt, który ją z nas wypchnie. To nadejdzie potem – gdy Substancja utwardzi swoją tożsamość, sprawdzi się na scenie i zacznie działać na ludzi.

 

 

Rozmawiał Maciej Majewski

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz