IKS

SPRINTS – „All That Is Over” [Recenzja] dystr. Mystic Production

SPRINTS to, jak sami określają swój styl, garage noise’owy zespół z Dublina. Warto tu tylko doprecyzować tę łatkę. Nie chodzi o elektroniczną muzykę noise nagrywaną w garażu, a o połączenie surowego, rozmytego punka z hałaśliwym rockiem. Jak można wywnioskować z tego opisu, SPRINTS jest grupą o chropowatym i przybrudzonym brzmieniu, nie są jednak pozbawieni przebojowości – w ich repertuarze można znaleźć wiele chwytliwych momentów. Choćby na wydawanych już od pięciu lat singlach i epkach, czy na zeszłorocznym debiucie „Letter to Self”. Drugi album, omawiany tu „All That Is Over”, oferuje w pewnym sensie podkręcenie tych elementów, ale w sposób bardziej urozmaicony niż na poprzednich nagraniach.

Zaczyna się od dwóch spokojnych utworów, w których czuć jednak narastające napięcie, nawet mało uważny słuchacz wychwyci tu przysłowiową ciszę przed burzą. „I can hear a silence growing strong” – ten jeden wers z drugiego na płycie „To the Bone” zdaje się wprost odnosić do dalszej części albumu. I faktycznie – wszystko wybucha w trzecim kawałku – „Descartes”, który oparty jest na neurotycznym riffie i wokalu podbitym przez charakterystyczny efekt, który polskim odbiorcom (a może już nie tylko) skojarzy się z Izzy and the Black Trees. Po wczytaniu się w tekst trudno się dziwić temu pobudzeniu emocji w tej części płyty. Twierdzenie tytułowego Kartezjusza jest rozszerzone przez Karlę Chubb (wokalistkę i gitarzystkę grupy), w miejsce „myślę, więc jestem” pojawia się „myślę, więc rozumiem”. Ludzkość jest więc z jednej strony nobilitowana, z drugiej – wytknięte są wszystkie nasze bolączki, z próżnością i ignorancją na czele, które mogą doprowadzić do naszej zagłady.

 

 

Napięcie nie opada, chyba nawet nieznacznie podnosi się w kolejnym kawałku, gdzie wektor frustracji przenosi się z zagadnień społecznych na indywidualne. Rzężąca gitara w „Need” przypomina syrenę alarmową, a śpiewane przez Karlę „I need, I need, I need you” brzmi jak akt skrajnej desperacji. To połączenie prowadzi w finale utworu do sonicznej erupcji. Trochę się wszystko uspokaja na początku „Beg”, a gdy tempo wreszcie przyspiesza, pojawia się marszowa perkusja, która przypomina o starszej, bardziej przebojowej twórczości SPRINTS. Powrót do dyskursu społecznego proponuje „Rage”, pomysłowo poukładany, a brzmieniowo bardziej garażowy, mniej jazgotliwy niż poprzednie kawałki.

Motyw z narastającą dynamiką z początku płyty pojawia się w pigułce w kolejnym utworze. Przyjemne i spokojne intro w „Something’s Gonna Happen” opatrzone jest coraz bardziej dramatycznym wokalem, który przeradza się w wybuch w drugiej części numeru, co zresztą zapowiada sam jego tytuł – to kolejny metatekstowy wtręt po „To the Bone”. Efekt wzmacnia chóralny śpiew i zgrzytliwa gitara w refrenie. Hałaśliwie zaczyna się też „Pieces”, a perkusja wraca do marszowości z „Beg”. To kolejny udany przykład fuzji noise rockowej gitary i punkowej sekcji rytmicznej.

 

Trochę wytchnienia daje „Better” – najbardziej popowy i przebojowy moment na płycie. Słodko-gorzki tekst opatrzony jest nośną melodią i brzmieniem inspirowanym My Bloody Valentine. W intymnym klimacie utrzymany jest „Coming Alive”, gęsty, intensywny wokalnie i dramatyczny w zwrotkach, przestrzenny, ekstatyczny i pełen nadziei w chóralnie zaśpiewanym refrenie. Ostatni na płycie „Desire” przynosi kolejne nawiązania intertekstualne. Z westernem kojarzy się już brzmienie gitary, a gdy Karla zaczyna zapętlać w coraz bardziej emocjonalny, a finalnie obłędny, sposób frazę „the good, the bad, the best you ever head” – od razu wiadomo, o który film z Clintem Eastwoodem chodzi.

 

zdj. Niamh Barry

 

W porównaniu do pierwszego albumu SPRINTS rozwinęli swoje najmocniejsze strony. Ich brzmienie wydaje się wyraźniejsze, przez co gitara Karli stała się bardziej zgrzytliwa w ostrzejszych, szybszych partiach, a wokale zyskały na przebojowości w tych bardziej melodyjnych fragmentach. Rytmika nie straciła swojej punkowości, ale dynamika poszczególnych utworów została urozmaicona. Słychać to wyraźnie również na przestrzeni całej płyty. To prawdopodobnie najbardziej zwarte wydawnictwo zespołu, które dla lepszego odbioru zalecam słuchać w całości.

 

Poprzednie epki i album składały się z utworów, które łatwiej broniły się same i mogły spokojnie funkcjonować jako single. Choć na „All That Is Over” znajdzie się również kilka takich hitów, lepiej prezentują się w grupie. Wyraźniej czuć ich dynamikę, poszczególne początki i zakończenia tych kompozycji naturalnie na siebie oddziałują, przejścia są tu bardzo płynne – układ numerów na albumie z pewnością nie jest przypadkowy. Prawdopodobnie nie jest to dobry ruch pod względem komercyjnym. Wydaje mi się, że płyta ma przez to wyższy próg wejścia, może być trudniejsza w odbiorze. Z drugiej strony – to świadectwo dojrzałości. Jeśli SPRINTS nie zwiększą liczby swoich fanów, a nawet jeśli stracą obecnych, osiągnęli przynajmniej jeden sukces – i to chyba ten ważniejszy – artystyczny.

 

Adrian Pokrzywka

 

SPRINTS 20 marca 2026 roku będą gościć w warszawskim klubie VooDoo. Ich występ to idealna propozycja dla fanów intensywnych koncertowych przeżyć. Na żywo nie biorą jeńców: gitary, tempo i bezpośredni kontakt z publicznością to ich wizytówka od początku działalności. Organizatorem koncertu jest Live Nation Polska

 

Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. 

 

Plakat koncertu SPRINTS

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz

IKS

SztukMix - Strona poświęcona szeroko pojętej sztuce

© SztukMix 2020