IKS

Sonny Sandoval (P.O.D.) [Rozmowa, interview]

pod-rozmowa

English version below/Angielska wersja niżej !!!

Chyba próżno szukać kogoś, kto nie kojarzyłby „Youth of the Nation” – wielkiego przeboju grupy P.O.D. z początku XXI wieku. Niewiele osób pewnie natomiast wie, że to nie tylko tytuł tego niezwykle ważnego i (niestety) nic nietracącego na aktualności utworu, ale także nazwa Fundacji prowadzonej przez frontmana i wokalistę bandu; Fundacji, która robi mnóstwo dobra na rzecz dzieci i młodzieży. O działalności tej organizacji charytatywnej, o tym dlaczego tekst „YotN” się nie zestarzał, a także o już przeszło 30-letniej historii zespołu, momentach w niej przełomowych, (niełatwym) pionierstwie; ostatnim, najnowszym krążku; autobiografii, która właśnie ukazała się na rynku i nadchodzącej trasie, w ramach której ponownie, po długiej przerwie, odwiedzą Polskę (gdzie 18 kwietnia zagrają w warszawskiej Progresji swój headlinerski, organizowany przez Winiary Bookings, koncert) – rozmawiam z Sonnym Sandovalem.

 

Magda Żmudzińska: Cześć Sonny! Na początek muszę powiedzieć, że to dla mnie ogromny zaszczyt – usłyszałam Waszą muzykę po raz pierwszy 25 lat temu – kiedy ja i świat byliśmy w zupełnie innym miejscu i czasie – i od tych 2,5 dekad nieustannie mi ona towarzyszy. Dziękuję Ci za to!

 

Sonny Sandoval: Och, to ja dziękuję za podzielenie się tym ze mną, to naprawdę wiele dla mnie znaczy! Miło cię poznać, Magda!

 

 

MŻ: Często słyszysz, że Twoja muzyka pomogła komuś, zmieniła jego świat? Mam wrażenie, że to jest dla Was, jako zespołu, największa siła napędowa do działania i jednocześnie największe uznanie, o wiele bardziej cenne niż wszystkie nagrody Grammy, MTV i inne razem wzięte, mam rację?

 

SS: Tak, w 100%. To jedyny powód, dla którego ja/my kontynuujemy wciąż naszą działalność. Jedyne, co nas w tym trzyma, to relacje, które nawiązaliśmy – nie tylko z innymi muzykami, ale także, a raczej przede wszystkim, z fanami, którzy kochają to, co robimy. I oczywiście, są ludzie, którzy mówią: „och, P.O.D. – dają czadu” i to też jest dobre. Dziękuję bardzo wszystkim, którzy są zdania, że „we rock”. Ale kiedy ktoś mówi nam: „wiecie, Wasza muzyka zmieniła moje życie” lub „Twoja muzyka wywołała uśmiech na mojej twarzy”, no to jest to już o wiele, wiele więcej. Jeden z  najlepszych komplementów, jaki kiedykolwiek dostaliśmy, zaskoczył nas w telewizji, gdzie młoda kobieta z Nowego Jorku zapytana: „Co dla ciebie znaczy P.O.D.?” odpowiedziała: „ich muzyka to lekarstwo dla mojej duszy”. Kiedy to usłyszałem, po prostu zacząłem płakać, płakać w telewizji, na żywo.

 

zdj. Alicia Hauff

 

 

MŻ: To naprawdę piękne! Zaczęłam od tego, że pierwszy raz usłyszałam Waszą muzykę 25 lat temu, było to zatem w 2000 roku. To był też dokładnie ten rok, w którym zagraliście swój pierwszy koncert w Polsce, w Katowicach. Niestety, mnie na nim nie było. Ale może Ty nadal pamiętasz ten występ?

 

SS: O tak, bardzo dobrze pamiętam tę trasę, w którą pojechaliśmy z Korn, ponieważ był to nasz pierwszy tour po Europie, nigdy wcześniej tu nie byliśmy. Czuliśmy się i zachowywaliśmy jak turyści – wszystko było dla nas nowe i niesamowicie fascynujące; byliśmy naprawdę podekscytowani. Pamiętam, jak siedzieliśmy w jakimś ogródku piwnym, obserwowaliśmy ludzi i jak myślałem, że to niemożliwe, że to szaleństwo, że tu jesteśmy. A jeśli chodzi o sam koncert, to muszę powiedzieć, że publiczność była naprawdę niesamowita. Oczywiście, nie przyjechała tam dla nas, przyjechała zobaczyć Korn, ale nam także okazała tyle miłości i energii, że brak mi słów.

 

 

MŻ: Wróciliście do Polski 13 lat później na jeden koncert (w Łodzi) i po kolejnych 12 latach wracacie ponownie, tym razem z 2 koncertami w odstępie zaledwie 3 tygodni – zagracie z Godsmack 27 marca w Gliwicach i będziecie mieli swój headlinerski koncert tutaj – w Warszawie, 18 kwietnia. Cieszymy się, że (dotychczasowe) statystyki podwoją się w tak krótkim czasie!

 

SS: Cieszymy się i my! Wiesz, jesteśmy zespołem rockowym wywodzącym się z klasy robotniczej, więc to nie jest tak, że nie wracamy często do Europy, bo nie chcemy. Dzieje się tak, bo zorganizowanie trasy po świecie – nie dotyczy to tylko Europy, to samo jest w przypadku Azji czy Ameryki Południowej – jest bardzo drogie. Gdybyśmy mogli, przyjeżdżalibyśmy dwa-trzy razy w roku, wierz mi. To więc, że teraz możemy zagrać aż dwa koncerty w Polsce podczas jednej wyprawy na Stary Kontynent, to jest dla nas coś naprawdę wielkiego. Nie moglibyśmy być bardziej podekscytowani i wdzięczni. Koncert z Godsmack i innymi zespołami będzie trochę większy, nasz headlinerski set będzie bardziej kameralny, intymny, osobisty. Naprawdę nie mogę się go doczekać.

 

 

MŻ: Ja/my również! Mam nadzieję, że w setliście znajdą się utwory z Waszego najnowszego wydawnictwa. „Veritas”, które na rynku ukazało się w 2024 roku i „Snuff The Punk”, z którym zadebiutowaliście w roku 1994, dzieli dokładnie 30 lat. Jak opisałbyś tę trwającą już 3 dekady, szaloną podróż? W jednym z wywiadów powiedziałeś, że nikt z Was nie spodziewał się, że to potrwa tak długo.

 

SS: Zdecydowanie, ale w końcu kto mógł to wiedzieć? To naprawdę długa podróż zarówno dla nas jako zespołu, jak i dla nas osobiście. I to jest częściowo powód, dla którego napisałem książkę. Wiesz, gdy się zawiązywaliśmy byliśmy po prostu dzieciakami, które chciały tworzyć zespół. Tymi samymi dzieciakami byliśmy w momencie, gdy podpisywaliśmy dużą umowę z wytwórnią. Wraz z nią pojawił się biznes, polityka i wszystkie te inne rzeczy, od których może rozboleć głowa. I pewnie już dawno byśmy się rozeszli, gdybyśmy gdzieś po drodze stracili tego naszego młodzieńczego ducha. Głęboko w naszych sercach nadal jesteśmy tymi gośćmi, tymi nastolatkami, którzy dopiero co zaczęli grać sobie razem w garażu. I mam nadzieję, że zawsze nimi będziemy. Teraz jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, w trasie z „Veritas”. Liczę, że to nie koniec, że uda nam się napisać kolejną płytę, a potem ruszyć w następny tour. Dopóki ludzie będą słuchać naszej muzyki, będziemy to robić. Za tą możliwość jesteśmy więcej niż wdzięczni.

 

zdj. Alicia Hauff

 

 

MŻ: Wspomniałeś o swojej książce – „Son of South Town” właśnie ukazała się na rynku. Notatka na stronie wydawcy mówi: „poznaj całą historię drogi Sonny’ego Sandovala od niebytu do muzycznego sukcesu i jego dążenia do kontynuowania wyjątkowej misji, którą Bóg mu dał w zespole zbyt świeckim dla kościoła, ale zbyt chrześcijańskim dla świata”. Jestem fanką tego cytatu o grupie. Czy możesz nam powiedzieć nieco więcej o tej autobiografii? Jak dotąd nie jest dostępna w Polsce, ale mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni.

 

SS: Och, nie wiedziałem. Może w takim razie powinienem zabrać ze sobą w trasę trochę egzemplarzy. Wiesz, to całkiem prosta lektura, trochę jak rozmowa. Tak właśnie czyta się tę książkę i tak chciałem, żeby ją czytano. To spojrzenie na ulicę, na której dorastałem, moją rodzinę, przyjaciół i wszystkie kłopoty, w jakie możemy wpaść w tej dzielnicy, przewijane w szybkim tempie. Opowiada historię o tym, jak moja mama zachorowała, odeszła i jak odnalazłem swoją wiarę. O tym, jak poproszono mnie, żebym dołączył do zespołu. Następnie prowadzi przez te kolejne lata rock and rolla. Myślę, że musiałbym napisać jeszcze 10 książek, żeby przedstawić wszystkie szczegóły, tym bardziej, że podsumowanie obejmuje okres do około 2019 roku. Ta książka pokazuje, jak próbuję poruszać się w swoim bycie i przechodzić przez różne przeszkody, w tym te rockowe. I jak nadal staram się być w tym wszystkim po prostu najlepszym człowiekiem, jakim mogę, nie wpadając w pułapki Hollywood i przemysłu muzycznego. Ten świat jest bardzo rozrywkowy i może być niebezpieczny. Jest wiele rzeczy, które cię rozpraszają. A ja, koniec końców, nie chcę się rozpraszać, lubię swoje proste życie.

 

 

MŻ: Nigdy nie byliście zespołem, który trzymałby się ściśle granic gatunkowych, który bałby się iść własną drogą, wychodzić poza schemat, mieszać różne style i co więcej – umieszczać w tym muzycznym miksie przesłanie, które jest dla was ważne, wartości, w które wierzycie. Dzisiaj jest tego o wiele więcej w przemyśle muzycznym, na początku lat 90., jednak nie było to popularne podejście. I nie ułatwiało Wam drogi do przebicia się. Masz poczucie, że zawsze musieliście coś udowadniać?

 

SS: Jak najbardziej, zawsze musieliśmy się wykazywać, musieliśmy walczyć ze stygmatem: „och, ci goście są chrześcijanami” lub „ci goście pochodzą z tej dzielnicy” lub „ci goście są brązowi”, bo wiesz, to też był problem w wielu miejscach w USA. Pochodzimy z okolicy, która zawsze była pełna kolorów, ale nie wszędzie tak było. W latach 90., kiedy docierałeś do pewnych miejsc, okazywało się, że oni tam czują się komfortowo jedynie z jednym kolorem. Nie znali i nie rozumieli wszystkich innych barw. Tak samo było z rock and rollem, który był dość konserwatywny, nawet kiedy mówimy tylko o kwestiach stylistycznych w obrębie gatunku. A my wywodzimy się z miejsca, w którym to przenikanie, na każdej płaszczyźnie, było i jest czymś naturalnym: „cóż, lubimy różne rodzaje muzyki, więc dlaczego nie moglibyśmy ich połączyć?” Wszystko potrzebowało trochę czasu, aby ewoluować. Teraz jesteśmy w 2025 roku i nagle pojawiają się miksy country i metalu, jest country rap, kto by pomyślał te lata wstecz, żeby mieszać te dwa różne światy, prawda? Dla mnie to postęp. Zbieramy i łączymy się kulturowo i to jest piękne. Wiem, że jesteśmy jednymi z pionierów gatunku, ale czasami potrzeba pokolenia, aby i inni mogli to zrozumieć. Myślę, że dziś dzieciaki odrabiają pracę domową, robią research i dochodzą same do tego, że: „wow, stary, ekstra, P.O.D. robili to już dawno temu”.

 

 

MŻ: Wiele z tych dzieciaków przychodzi też na Wasze koncerty i to musi być naprawdę świetne uczucie – widzieć nie tylko starych fanów, ale także nowe pokolenia w pierwszych rzędach. Wracając do historii zespołu – główny, komercyjny sukces przyszedł wraz z albumami „The Fundamental Elements of Southtown” (1999) i „Satellite” (2001). Jak myślisz, dlaczego akurat z tymi płytami?

 

SS: Kiedy ukazał się „The Fundamental…” – „Southtown”, nasz pierwszy singiel z tego albumu – był nowym brzmieniem dla większości ludzi. Potem wypuściliśmy „Rock the Party (Off the Hook)” – drugi singiel – który miał bardziej przyjazny dla ucha, trochę zabawny klimat, może nawet nieco taneczny i to był moment, w którym MTV nas zaakceptowało. Nagle dostrzegli tych facetów z zupełnie innego świata niż ten, do którego byli przyzwyczajeni. Sposób, w jaki wyglądaliśmy ze wszystkimi tatuażami, dredami, workowatymi ubraniami, był czymś, z czym ludzie nie byli zaznajomieni. Widok gości i kultur takich jak my w świecie rocka był czymś nowym, odświeżającym. To był pierwszy impuls. A potem, kiedy ukazał się „Satellite”, nasze piosenki stały się trochę bardziej bliskie, nabrały jeszcze więcej znaczenia. To było w czasach 11 września i ludzie szukali odpowiedzi, sensu, celu. P.O.D. okazało się zespołem, który mówi: „hej, pośród tego wszystkiego, co się dzieje, cieszę się, że żyję. Jestem za to wdzięczny”. „Alive” – pierwszy singiel z tego albumu – stał się bardzo popularny. A potem wydaliśmy „Youth of the Nation”, gdzie poruszaliśmy temat przemocy z użyciem broni, depresji, znęcania się, samobójstw, wszystkiego, z czym zmaga się wielu młodych ludzi. Świat zobaczył w tym momencie: „och, ok, to coś więcej niż tylko rock and roll” i przyjął nas do siebie.

 

 

MŻ: „Youth of the Nation” to bardzo wyjątkowa i bardzo ważna piosenka, która pomimo upływu czasu nie straciła na aktualności, a być może dzisiaj jeszcze bardziej na niej zyskała. Niestety. Czy uważasz, że w tym szalonym świecie i w tych trudnych czasach, jest jeszcze nadzieja, że ​​pewnego dnia to się zmieni, na lepsze oczywiście?

 

SS: Wiesz, moja wiara koncentruje się wokół nadziei i miłości, bo po co byśmy tu byli, gdyby chodziło tylko o śmierć? Ten utwór jest teraz bardziej aktualny, ponieważ mamy tak duży dostęp do wszystkiego, zbyt duży dostęp. Nasze mózgi nie potrafią poradzić sobie ze wszystkimi informacjami, bodźcami i impulsami, które otrzymują każdego dnia, chłoną je jak gąbka. Dlatego wpadamy w depresję, lęki i myśli samobójcze, nasze głowy rozgrzewają się i przegrzewają się od zbyt wielu rzeczy. Taki jest świat, w którym teraz żyjemy. Powinniśmy jednak wyluzować i spróbować wrócić do podstaw. A jeśli chodzi o korzenie, tam zawsze jest nadzieja. Ja nigdy jej nie tracę. To jedyna rzecz, która mnie podtrzymuje na duchu. Jeśli wychodzę na zewnątrz, do prawdziwego świata, to jest to przerażające, przygnębiające, niepokojące i smutne. Ale kiedy wychodzę z wiarą, myślę: „ok, dam radę ze wszystkim, dam radę przetrwać dzisiejszy dzień”.

 

 

MŻ: „Youth of the Nation” to nie tylko tytuł świetnej piosenki, ale także nazwa fundacji, która dociera do dzieci z nieuprzywilejowanych dzielnic i daje im możliwość rozwoju, szansę na odnalezienie własnej wartości. To piękna inicjatywa i chciałabym, aby ludzie tutaj dowiedzieli się o niej nieco więcej.

 

SS: Och, dziękuję. Fundacja nazywa się Sonny Sandoval’s Youth of the Nation Foundation, a jej długoterminowym planem jest zbudowanie miejsca, do którego dzieci z ubogich rodzin mogłyby przychodzić na zajęcia pozalekcyjne, gdzie mogłyby pobierać darmowe lekcje gry na gitarze, gry na perkusji i gdzie mogłyby uczestniczyć w zajęciach z innych dziedzin sztuki. Chcemy dać im miejsce, w którym będą mogły otrzymać korepetycje i mentoring. Ale wiesz, to będzie kosztować miliony, miliony dolarów. Jeśli więc nie znajdę kogoś bogatego, kto przyjdzie i powie: „hej, chcę dać ci trochę pieniędzy na tę organizację charytatywną”, będę musiał znaleźć środki w dotacjach rządowych, a to dla mnie zupełnie nowy świat. Ale ciągle się uczę i będę szukać możliwości. To co już zrobiliśmy, w międzyczasie, to dostarczyliśmy sprzęt artystyczny i muzyczny do ośrodków pomocy dla młodzieży w szkołach, przyznaliśmy też stypendia wielu uczniom, którzy starają się dobrze sobie radzić w nauce. Nawiązaliśmy współpracę z wieloma organizacjami w mojej okolicy, które pomagają dzieciom o specjalnych potrzebach. Zrobiliśmy więc kilka świetnych rzeczy i to jest po prostu, wiesz, czysta radość. Chciałbym mieć wszystkie pieniądze świata, aby móc realizować wszystkie te pomysły. Mam nadzieję, że znajdziemy ludzi, którzy mogą nam pomóc, moje serce bije po to, aby czynić dobro, gdziekolwiek mogę. Mam nadzieję, że zostawię po sobie spuściznę nie tylko muzyki, ale i realnego działania. I wiesz, ja po prostu kocham młodych ludzi. Uważam, że trudno być dzieckiem w dzisiejszych czasach, szczególnie w mojej okolicy. Mam nadzieję, że damy im szansę na lepszy start.

 

 

MŻ: Trzymam za to kciuki, bardzo mocno!

 

SS: Wiesz, może ktoś przeczyta tę rozmowę i stwierdzi: „ok, podoba mi się to, chcę pomóc Sonny’emu w tej sprawie”. Kto wie, może to dotrze do właściwych osób. A wszystko dzięki Tobie i temu wywiadowi!

 

 

MŻ: Byłabym więcej niż szczęśliwa, gdyby tak to się skończyło! Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie! Nie zostało nam już wiele czasu, zrobimy więc fast forward do „Veritas”. Krążek został bardzo dobrze przyjęty. W wielu recenzjach mogliśmy nawet przeczytać, że jest to jeden z najlepszych albumów w dyskografii zespołu. Zgodziłbyś się z tym stwierdzeniem?

 

SS: Tak, tak uważam, kocham tę płytę. Czuję, że była inna dla nas, ale to była płyta, która była nam przeznaczona, powstawała też w określonym, specyficznym czasie. Wszystkie nasze wydawnictwa są, jeśli spojrzeć na schemat, silnie powiązane, rezonujące z czasami, w których zostały wypuszczone. „Veritas” to bardzo osobisty album, który ma związek z nami, ze zmianami w zespole i wieloma rzeczami, przez które przechodziliśmy. COVID był szalonym i trudnym okresem dla całego świata.

 

 

MŻ: Na płycie pojawili się również goście specjalni: Randy Blythe z Lamb of God, Cove Reber z Dead American i Tatiana Shmayluk z Jinjer. Mam wrażenie, że to – jak zawsze w Waszym przypadku – ludzie, którzy nie są przypadkowi, którzy są dla Was ważni?

 

SS: Jak najbardziej. Wiesz, mieliśmy wiele legend muzycznych na naszych albumach, ale wszystkie te osoby zawsze miały dla nas ogromne znaczenie. Ten album nie był wyjątkiem. Zaprzyjaźniliśmy się z Randym z Lamb of God, który jest przekochany i który obdarował nas swoją obecnością. Mamy świetną relację z Tatianą i wiesz, tu po prostu wiedzieliśmy, że musimy zrobić tę piosenkę właśnie z nią. To bardzo mocny utwór.

 

zdj. Alicia Hauff

 

 

MŻ: Tym mocniejszy, gdy zwrócimy uwagę na tekst i weźmiemy pod uwagę wszystkie okoliczności związane z tym, kiedy został nagrany…

 

SS: I gdy zna się jej związek z Ukrainą, tak, absolutnie. To wszystko jest więc o wiele bardziej osobiste niż po prostu randomowe „hej, zaprośmy tu jakiegoś popularnego artystę”. Nie, to nie ma nic z tym wspólnego. W pierwszej kolejności jesteśmy fanami tych muzyków, ich zespołów i po prostu ich, jako ludzi. Są wspaniali.

 

 

MŻ: Niestety, czas nam się już kończy, więc ostatnie pytanie – w okresie pandemii pracowałeś także nad solowym materiałem w stylu reggae. O ile wiem, nie został jeszcze wydany. Chcesz coś zrobić z tymi nagraniami w najbliższej przyszłości?

 

SS: Taki jest mój plan. Oczywiście, tu na drodze staje jeszcze polityka wytwórni. I wiesz, rozumiem to. Najpierw musieliśmy wydać płytę P.O.D. Tak też zrobiliśmy. Nagrałem sporo piosenek w czasie COVID. Właściwie, jeśli ktoś zamówi moją książkę w wersji audiobooka, dostanie za darmo singiel, który zrealizowałem w tamtym czasie. Zarejestrowałem sporo materiału. Ma już kilka lat, więc nie będę robił z tego wielkiego halo. Chcę go po prostu wypuścić, żeby ludzie mieli czego słuchać. A potem chciałbym jeszcze może zrobić kilka solowych koncertów. Naprawdę lubię reggae, to chyba jeden z moich najulubieńszych rodzajów muzyki na świecie, więc fajnie byłoby móc zagrać to na żywo.

 

 

MŻ: Trzymam kciuki w takim razie i za to! I nie mogę się doczekać, kiedy będziemy mogli usłyszeć efekty. Póki co jednak najbardziej nie mogę się doczekać koncertu P.O.D. w Warszawie!

 

SS: Jesteśmy bardzo podekscytowani tym, że zagramy po raz pierwszy w stolicy Polski! Mam nadzieję, że się tam zobaczymy i jeszcze pogadamy.

 

 

MŻ: Ja również, będę tam na pewno! Dziękuję, Sonny! Do zobaczenia!

 

SS: Dzięki Magda, to była przyjemność!

 

Rozmawiała Magda Żmudzińska

 


 

 

ENGLISH VERSION

 

Probably it would be hard to find anyone who wouldn’t recognize „Youth of the Nation” – a great hit from the beginning of the 21st century released by the band P.O.D. However, probably only few people know, that it is not just the title of this very important and (unfortunately) still very relevant song, but also the name of the Foundation run by the band’s frontman and vocalist. Organization, which does a lot of great things for kids and young people. I talked to Sonny Sandoval about the activities of this charity. We also discussed why the lyrics of „YotN” have not aged as well as about the band’s over 30-year history, its breakthrough moments, (not easy) pioneering, the latest record, the autobiography book that has just been released and the upcoming tour, as part of which they will visit (after a long break) Poland again. The group will have in here a headline (promoted by Winiary Bookings) show, which will take place at Warsaw’s Progresja club on April 18th.

 

Magda Żmudzińska: Hi Sonny! First of all I must say that it’s really an honor for me – I heard your music for the first time 25 years ago, when both I and the world were in a completely different place and times, and for these 2,5 decades it has been with me all the time. So, thank you for that!

 

Oh, thank you for sharing, this really means a lot! Nice to meet you, Magda!

 

 

MŻ: Do you often hear that your music helped someone, changed their world, their life? I have the impression that this is the greatest driving force for you to keep going as a band, that this is the highest recognition, more valuable for you than all the Grammy, MTV and other awards, am I right?

 

SS: Yes, 100%. It’s the only reason I / we keep going. The only thing that keeps us in doing this is the relationships that we’ve made, not only with fellow musicians, but – or rather even more –  with fans that love what we do. And of course, there are some people that say: “oh, you guys rock” and that feels good too. Thank you so much that you think that we rock. But when someone is like: “man, your music changed my life” or “your music made me smile” that’s way much more. I think one of the best compliment that we ever got was on TV, where a young lady out of New York who was asked: “What does P.O.D. mean to you?” replied: “their music is medicine to my soul.” When I heard it, I just started crying, crying on live TV.

 

fot. Alicia Hauff

 

MŻ: That’s really beautiful! I started with telling you that I heard your music for the first time 25 years ago, so it was in 2000. That was the year where you played your first concert here in Poland, in Katowice. I wasn’t there, unfortunately. But the question is – maybe you do still remember that show?

 

SS: Oh yes, I remember that tour we went on with Korn very well as it was our first visit in Europe, we’d never been here before. We felt and acted like tourists – everything was new and incredibly fascinating to us; we were really excited. I remember siting in some beer garden, watching people and thinking that it’s crazy, it’s insane that we are here. And when it comes to concert – I must say the crowd was amazing. They didn’t come there for us, they came to see Korn, obviously, but they gave us so much energy and love as well, that it was just wild, I have no words to describe it.

 

 

MŻ: You came back to Poland 13 years later for one gig (in Łódź) and after another 12 years you’ll be back again, this time with 2 shows within just 3 weeks apart – you’re gonna play with Godsmack on March 27th in Gliwice and you’re gonna have your headline show here – in Warsaw, on April 18th.  We’re glad that (to date) statistics are going to double!

 

SS: So are we! You know, we are a blue collar rock band so it’s not that we don’t get back to Europe often because we don’t want to, it’s because it’s just very expensive to tour worldwide – as this is not only Europe case, the same story is with Asia or South America. We would be over there two- three times a year, if we could. Trust me. So, the fact that we get to play two shows in Poland on one run, that’s huge for us. We couldn’t be more excited and grateful. The concert with Godsmack and other bands is going to be a little bit bigger, our headline show is going to be more intimate, personal and I’m really looking forward to it.

 

 

MŻ: Likewise! I hope that you put on a setlist some songs from your latest album. “Veritas”, which was released in 2024, and your debut album “Snuff the Punk”, which was released in 1994, are exactly 30 years apart. How would you describe this lasting for already 3 decades crazy ride? You said in one of the interviews that none of you expected it to last so long.

 

SS: Absolutely, I mean, who could have known that? That’s a really long journey for us as a band and for us personal. And that’s part of the reason I wrote the book. You know, when we gathered we were just kids who wanted to be a band. And we still were that kids when we were signing a big major deal. With label came all the business, politics and all other stuff that brings you a headache. And we probably would have quit long time ago if we would lose somewhere in between that teen spirit. Deep in our hearts we are still those guys, those teenagers that just started playing together in a garage. And I hope we’ll always be them. Right now, here we are, touring with “Veritas”, but I hope we get to write another record and then make another tour. As long as people are listening to our music, we’ll keep doing this. And we are more than grateful for it.

 

fot. Alicia Hauff

 

MŻ: You mentioned your book – “Son of South Town” has just premiered. The note on the publisher’s website says: „discover the full story of Sonny Sandoval’s rise from obscurity to musical success, and his quest to continue the unique mission God gave him in a band too secular for the church but too Christian for the world.” I’m a huge fan of that quote about the band. Can you tell us more about this autobiography? So far, it’s not available here in Poland, but I hope it will be.

 

SS: Oh, I didn’t know that. Then maybe I should bring some with me. You know, it’s a quite simple read, like having conversation. That’s how the book reads, and that’s how I wanted it to be read. And it’s just a fast-forward look from the street that I grew up on, my family, friends and all the trouble that we can get into around the neighborhood. It tells story about my mom getting sick, passing away, and finding my faith. And then being asked to be in this band. And so, it just takes you all through the rock and roll years. And I think I would have to write 10 more books just to fill in all the details in between, because it’s like a summary up until about 2019. It’s about me kind of trying to navigate my life through everything, all the obstacles, including rock and roll. And still trying to be the best human being that I can and not falling into the traps of Hollywood and music industry, because this world is a lot of fun and can be dangerous. There’s a lot of stuff out there that distracts you. And I, in the end, I don’t want to be distracted, I like my simple life.

 

 

MŻ: You have never been a band that would stick strictly to any genre boundaries, that would be afraid to go its own way, go out of the box, mix all the different styles and what’s more – to place in this music mix  a message that is important to you, values ​​that you believe in. Today there is much more of this in music industry, in the early 90s. however, it was not a popular approach. And it didn’t make you an easy way to break through. Do you feel like you’ve always had to prove something?

 

SS: Absolutely, we’ve always had to prove ourselves,  we’ve had to battle the stigma of: “oh, those guys are Christians” or “those guys come from that neighborhood” or “those guys are brown”, because you know, that was also an issue in many places in USA. We are from the neighborhood that have always been full of colors, but not everywhere it was like that. Back in the 90s, when you get to certain places, they were very comfortable with just one color. They didn’t know and didn’t understand all the other tints. The same case was with rock and roll which was quite conservative, even when we talk about just the in-genre styles. And we come from a place where that blending, on every level, was and is natural: “well, I like all of this different kinds of music, so why can’t we put it all together?” It all needed some time to evolve, now we’re in 2025 and suddenly you have country and metal together, you have country and rap, who would have ever thought, back in the days, to mix these two different worlds, right? To me, that’s progress. We’re coming together as a culture and that’s beautiful. I know that we are one of the pioneers of a genre but sometimes it takes a generation for others to let it be understood. And now kids, I think, they’re doing their homework, they do research and they’re like: “wow, man, that’s cool, P.O.D. was doing it way back in the old days.”

 

 

MŻ: A lot of these kids come to your concerts and that must be a really great feeling – to see no only your old fans but also next generations in a front rows. Getting back to the history of the band – mainstream, commercial success came with the albums “The Fundamental Elements of Southtown” (1999) and “Satellite” (2001). What do you think, why did it come up with these records, particularly?

 

SS: When “The Fundamental…” came out “Southtown” – our first single for this album – was a new sound for most people. Then „Rock the Party (Off the Hook)” – second single –  had more of an ear friendly, kind of fun dance vibe and that was the moment when MTV embraced us. Suddenly, they saw those guys from a whole different world than they were used to. The way we looked with all the tattoos, the dreadlocks, the baggy clothes, it was something people weren’t familiar with. Seeing guys and cultures like us was for a rock scene something new, refreshing. So, that was the first trigger. And then when “Satellite” came out, those songs were a little bit more meaningful and relatable. That was in a time with 9-11 and people were looking for answers, for some sense, purpose. P.O.D. happened to be a band that’s saying: “hey, amid all of this, I’m happy to be alive. I’m so grateful.” “Alive” – first single from this album – became very popular. And then we released “Youth of the Nation,” where we were addressing gun violence, depression, bullying, suicide, all this stuff that a lot of young people were struggling. The world saw in that moment: “oh, okay, this is more than just rock and roll” and embraced us at that time.

 

 

MŻ: “Youth of the Nation” is very special and very important song that, despite all of the time, has not lost its relevance, perhaps is even more relevant today. Sadly. Do you think that in this crazy world and in these tough times, nowadays, there is still hope that this will change one day, for better?

 

SS: You know, my faith is centered around hope and love, because why are we here, if it’s just death? That song is more relevant now because we have so much access to everything, too much access. Our brains cannot deal with all the information, stimulus and impulses that the get every day,  they soak it like a sponge. That’s why we have depression, anxiety and suicidal thoughts, because our heads are just warming with too much. This is the world we live in now, but we should take it easy and try to get back to some basics. And when it comes to the roots, there’s always a hope in there. I never lose it.  That’s the only thing that keeps me going. If I walk outside in the real world, it’s scary, it’s depressing, it’s anxious, it’s sad. But when I walk out with my faith, I’m like: “okay, I can manage all these things, I can get through today.”

 

 

MŻ: “Youth of the Nation” is not only a title of a great song but also the name of your foundation, which reaches out to children from underprivileged neighborhoods and gives them the opportunity to grow and find their self-worth, their value. It is a beautiful initiative and I would like let people to get know about it a little bit more.

 

SS: Oh, thank you. It’s called the Sonny Sandoval’s Youth of the Nation Foundation, and the long-term plan is to have a musical art building where underprivileged kids can come for after-school programs and get guitar lessons, drum lessons, art lessons, all this stuff. We want to give them a place where they can get mentorship and be tutored. But, you know, that’s going to cost millions and millions of dollars. So, unless I have somebody who’s rich that comes and says: “hey, I want to give you some money for that charity” I’m gonna have to find them in government grants and that’s kind of a whole new world for me, but I keep learning and I’ll keep searching for some opportunities. In a meantime, we’ve been able to supply art and music equipment to studios schools’ youth detention centers, we’ve been able to give away scholarships to a lot of students that are trying to do well. We’ve partnered up with a lot of organizations in my neighborhood that helps special needs children. So, we’ve done some cool stuff and it’s just a heart of love, you know. And I wish that I had all the money in the world to be able to do all these things. So, I hope that we’ll find people that can help us,  my heart is to do good wherever I can.  I hope to leave a legacy not only of music but of action. And I just love young people. It’s hard to be a kid these days, especially from my hood. I hope that we give them a chance for a better start.

 

 

MŻ: I keep my fingers crossed for that!

 

SS: You know, maybe somebody will read this interview and decide that: “ok, I like it, I want help Sonny out with this.” Who knows, maybe it will reach out right people. All because of you and this interview!

 

 

MŻ: I’d be more than happy if it would end like this! Let’s hope for that! Meanwhile, we don’t have much time left, so let’s make a fast forward to “Veritas”. The record was very well received. In many reviews we could even read that it’s one of the best albums in a band’s discography. Would you agree with it?

 

SS:I feel that way, that’s how much I love it. I feel like it was different for us, but it was a record that was meant, it was made in a specific time. All our records are, if you look at the pattern, strongly connected and resonated with times there were released on. “Veritas” is a very personal album that has to do with us with the changes in the band and a lot of the stuff that we’re going through. COVID was so crazy for the whole entire world.

 

 

MŻ: The album also features special guests – Randy Blythe from “Lamb of God,” Cove Reber from “Dead American” and Tatiana Shmayluk from “Jinjer.” I have the impression that these are – like always in your case – people who are not random, who are important to you?

 

SS: Yes, always. I mean, we’ve had a lot of musical legends on our albums but all of them are very meaningful to us. This album wasn’t an exception. We made a friendship with Randy from Lamb of God, he’s a sweetheart and he blessed us the guest appearance. We have a great relationship with Tatiana and, you know, we just knew that we need to make this song with her. It’s very strong track.

 

fot. Alicia Hauff

 

MŻ: Even stronger when we pay attention to the lyrics and have in mind all the circumstances related to the time, when it was recorded…

 

SS: And when you know her relation to Ukraine, yes, absolutely. So, it’s all a lot more personal than just randomly “let’s get some popular artist here involved.” It has nothing to do with that. First, we’re fans of these musicians, their bands and simply them as a people. They are wonderful human beings.

 

 

MŻ: Unfortunately, we’re almost out of time, so last question – during the pandemic you also worked on a solo material in the reggae style. As far as I know it hasn’t been released yet. Will you do something with that recordings in the nearest future?

 

SS: That’s my plan. I mean, obviously, there’s still a lot of label politics. And, you know, I get it. We needed to put out a P.O.D. record first. And that’s what we did. I made a bunch of songs during COVID. Actually, if someone order the audio version of my book, he’ll get for free a single of a song that I did in that time. I recorded a lot of staff then.  It’s a few years old now, so I’m not gonna make a big deal about it. I just want to get it out there, so people have something to listen to. And then I can do maybe some solo shows, I really enjoy reggae, it’s probably one of my favorite music in the world, so it would be so much fun to play it live.

 

 

MŻ: Keep my fingers crossed for that as well! And looking forward to hearing this record. But for now – can’t wait to see P.O.D. in Warsaw!

 

SS: Excited to play in the capital of Poland for the first time! Hopefully see you and talk to you there!

 

 

MŻ: Same here! I’ll be there for sure. Thank you, Sonny, see you!

 

SS: Thank you Magda, it was a real pleasure!

 

 

Magda Żmudzińska

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz