IKS

Slipknot – „The End, So Far” [Recenzja], dystr. Warner Music Poland

slipknot-the-end-so-far

Swego czasu jeden z metalowych portali opublikował listę 10 utworów, które wywarły duży wpływ na wokalistę Slikpnota, Corey’a Taylor’a. To, co zaskoczyło mnie wtedy, to rozpiętość stylistyki heavy-metalowej oraz duża ilość bardzo melodyjnej muzyki. Lista pomogła lepiej zrozumieć różnice w brzmieniu Stone Sour i Slipknota oraz powiększającą się ilość melodii w dyskografii drugiego z zespołów. Na koncercie w sopocko-gdańskiej Ergo Arenie Taylor zapowiadał nowy album i ostrzegał, żeby nie wyciągać pochopnych wniosków z tytułu nadchodzącego krążka. “The End, So Far” – faktycznie, można zacząć spekulować. Zespół targany był tragediami, kontrowersjami, zmianami personalnymi – to wszystko mogłoby teoretycznie mieć zgubny wpływ na przyszłość grupy.

Przed premierą albumu poznaliśmy trzy utwory: “The Chapeltown Rag”, “The Dying Song (Time to Sing)” i ostatnio “Yen”. Wnioski? Slipknot zamierza zaprezentować przekrój dotychczasowego brzmienia, w tym powrócić do naprawdę old-schoolowych eksperymentów dźwiękowych i ważnej roli Dj-a grupy, Sid’a Wilsona. Z drugiej strony obecne są bardzo melodyjne wokale i kompozycje poszerzające horozonty gatunkowe, w których Slipknot postanowił się poruszać.

 

Zanim zaczniemy, umówmy się na coś. Jeśli chodzi o Slipknota, moimi ulubionymi albumami są debiut, “Iowa” oraz “Vol. 3: The Subliminal Verses”. Uwielbiam ich szaloną stronę, totalną brutalność i brak kompromisów podczas koncertów, ale i gotowość do eksperymentów brzmieniowych jak na wydawnictwie z 2004 roku. Na przykład w “Yen” instrumentalnie znajdziemy wszystko, co ciekawe w muzyce Slipknota a jednak grupie udało się zabrzmieć w całkowicie nowy dla siebie sposób. Przede wszystkim zaskakują pełnym melodii i nostalgii wokalem Taylora. W tle słychać skrecze Sid’a Wilsona, których ilość cieszy moje uszy. Z jednej strony zespół zaproponował cross-overowy, oldskulowy utwór mieszając różne gatunki i brzmienia, z drugiej kontynuują ścieżkę tworzenia bardziej dojrzałych aranżacji i melodii. Wszystko przy dość konserwatywnym podejściu do partii gitarowych. To nie jest odkrywcze gitarowe granie, jeśli spojrzymy na pracę Jim’a Root’a i Mick’a Thompsona. “Yen” to jednak bardzo dopracowany utwór, świetny materiał na singla, który miał za zadanie zachęcić do nowej płyty i ze swojego zadania wywiązał się znakomicie. Jeśli więc słyszycie na tym albumie “kolejne jebane Stone Sour”, cóż…widzę to inaczej.

 

Bardzo, bardzo podoba mi się odwaga, aby otworzyć krążek utworem “Adderall”. Nastrojowe wprowadzenie, które chwilami może kojarzyć się z przerywnikami w stylu Tool’a poprzedza perkusję całkowicie inną od wszystkiego, co do tej pory Slipknot proponował, jeśli chodzi o brzmienie bębnów. Corey Taylor zaaranżował z kolei wyjątkową kompozycję wokalną, do tego bardzo uważnie dobrane słowa oraz chórki, które znakomicie wypełniają brzmienie jednego z ciekawszych utworów w dyskografii Slipknota w mrocznym art-rockowym stylu. Mam wrażenie, że “Adderall” pisane było w podobnym duchu co “Yen”, “Medicine for the dead” oraz “Finale”. Jakby pochodziły ze ścieżki tego samego horroru.

 

“Put your hands into the water/Let your mouth go sick and dry/Put your life into your death now/Let them sing until you die” – ten refren śpiewała publiczność razem z Taylorem już na koncertach latem. Tego typu wokale znamy z poprzednich albumów, z czasu “All Hope is Gone” czy ostatniego “We Are Not Your Kind”, gdzie stadionowy refren łączy się z brutalnymi zwrotkami w stylu debiutu z 1999 r. czy “Iowa”, a perkusista Jay Weinberg dobitnie przypomina z jakim zespołem mamy tu do czynienia. Podobnie rzecz się ma z “The Chapeltown Rag” tu jednak wyeksponowane skrecze Sid Wilson’a jeszcze bardziej dobitnie nawiązują do dawnego brzmienia szaleńców z Iowa. “Hive Mind”, “Warranty”, “H377” to przekrojowe nawiązania do klasyków w stylu “Vol. 3: The Subliminal Verses” a przy tym dodają ponownie nowe elementy, których, moim zdaniem, brakowało na “We are not your kind”. Jak na przykład “Acidic”, w którym można znaleźć prog-rockowe odniesienia. Żaden z instrumentalistów tego zespołu nie sili się na wymyślanie koła na nowo. Sprytnie bawią się natomiast konwencjami i są bardzo precyzyjni w tym, co robią. A perkusista Jay Weinberg oraz basista Alessandro Venturella są bez dwóch zdań wartością dodaną nowego oblicza grupie. Na koniec “Finale”. Slipknot bezkompromisowo poszedł w tym utworze o krok dalej. Instrumenty smyczkowe i chórki brzmią wręcz groteskowo, ale całość produkcji wynosi zespół o poziom wyżej.

 

Slipknot to jeden z największych zespołów heavy-metalowych dzisiejszych czasów. Albumy wydają coraz rzadziej jednak kontynuują regularne wypuszczanie nowej muzyki, a przy tym rozwijają się i za każdym razem są w stanie zaproponować coś nowego. Wyprzedają największe sale koncertowe i jeżdżą po świecie ze swoim minifestiwalem pod marką KnotFest biorąc pod skrzydła mniej znane zespoły. Nie przeprosili się też nigdy z imagem, ich znakiem rozpoznawczym – maskami, które dodają charakteru ich występom, teledyskom, a ponoć, mają też niemały wpływ na energię na żywo, pozwalając członkom zespołu oderwać się od zwyczajnej osobowości i stać się całkowicie wyzwolonym zwierzęciem koncertowym. Tytuł ostatniego krążka na pewno nie wieszczy zakończenia ich działalności, a jeśli mowa o jakimkolwiek końcu to tyczy się jednego wątku – współpracy z wytwórnią Roadrunner Records. Podsumowując „The End, So Far” to bardzo dobry album, który w moim prywatnym rankingu płyt metalowych lokuje się obecnie na samym szczycie.

 

Paweł Zajączkowski

 

Ocena ( w skali szkolnej 1-6) 5 klownów

🤡🤡🤡🤡🤡

 

Lista utworów:

1. „Adderall”
2. „The Dying Song (Time to Sing)”
3. „The Chapeltown Rag”
4. „Yen”
5. „Hive Mind”
6. „Warranty”
7. „Medicine for the Dead”
8. „Acidic”
9. „Heirloom”
10. „H377”
11. „De Sade”
12. „Finale”

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma 2 komentarzy

  1. KonradRock

    Po pierwszym przesłuchaniu byłem zawiedziony. Ale z każdym następnym podoba mi się coraz bardziej 😋 na ten moment cenię sobie wyżej niz poprzedni

  2. Off

    Po pierwszym przesłuchaniu byłam zmieszana. Jednak z każdym kolejnym ten album zyskuje i ciągle ma coś nowego do zaproponowania. Jest dojrzały, ma swój klimat. A „Medicine for the Dead” to wspaniały kawałek.

Dodaj komentarz