Ciężko w to dziś uwierzyć, ale jeszcze trzy lata temu o Sanah nikt nie słyszał. Dziś natomiast jest najpopularniejszą artystką na polskim rynku muzycznym. Udowodniła, że mając talent, który został poparty oczywiście ciężką pracą, można osiągnąć gigantyczny sukces w naprawdę ekspresowym tempie. Musi ono robić wrażenie.
Człowiek się nawet nie obejrzał, a już Zuza ma na swoim koncie trzy studyjne krążki. Wszyscy jednak doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie jest łatwym zadaniem utrzymać równą formę wydając płyty z taką regularnością, w stosunkowo krótkich, jak na dzisiejsze standardy, odstępach czasowych. Już na zeszłorocznej „Irence” słychać było, że Sanah powinna trochę zwolnić, a nie przyspieszać. Niektóre kompozycje brzmiały po prostu, jakby tworzone były według jednego szablonu. Czerwona lampka ostrzegawcza wówczas się zapaliła.
W związku z tym, miałem pewne obawy, co do kolejnego albumu. Nie chciałem, żeby to była „powtórka z rozrywki”. Od początku mocno kibicuję Sanah, ale żeby utrzymać wysoki poziom zainteresowania ze strony fanów musiała choć trochę zaryzykować na tegorocznej „Uczcie”. Jak się okazało, do zadania podeszła bardzo dobrze przygotowana. Zamarzył się jej bowiem album z wieloma gośćmi. I to z różnych bajek. Musicie przyznać, że obecność Grzegorza Turnaua obok Mięthy nie jest czymś, co łatwo byłoby sobie wyobrazić jeszcze kilka miesięcy temu. A właśnie się wydarzyło!
24-letnia artystka przyznaje, że to „jej najważniejszy projekt w życiu” i tego typu hasła mnie zupełnie nie dziwią. Atmosfera przed wydaniem „Uczty” była konkretnie podgrzewana. Lista gości, która została ujawniona w mediach społecznościowych na parę tygodni przed premierą, robiła wrażenie. Daria Zawiałow, Dawid Podsiadło, Vito Bambino, Artur Rojek, Kwiat Jabłoni… W skrócie: plejada naszych rodzimych gwiazd, a w środku artystka, o której od 2020 roku jest cały czas głośno.
W ramach tego projektu, Sanah zaprosiła każdego z osobna do warszawskich restauracji na różne potrawy (np. wspólnie z autorem „Małomiasteczkowego” zajadała się… kebabem). Wspólne zdjęcia trafiły później na okładki singli, które poznaliśmy zanim „Uczta” pojawiła się na półkach sklepowych. Piosenkarka sukcesywnie więc „karmiła” słuchaczy kolejnymi kompozycjami. Takie podejście ryzykiem obarczone nie było: utwory biły w końcu rekordy popularności w serwisach streamingowych, a sam album – co można zakładać w ciemno – zaraz pewnie znajdzie się na pierwszym miejscu listy sprzedaży i niebawem pokryje się złotem, a następnie platyną.
Przejdźmy jednak do konkretów. „Uczta” – jeden z najbardziej oczekiwanych polskich albumów tego roku – nie zawodzi i nie pozostawia słuchacza z poczuciem niedosytu. Powiem więcej – to najlepsza płyta w dorobku Sanah. Choć w każdym numerze główną bohaterkę wspiera wokalnie ktoś inny, to ja nie miałem wątpliwości ani przez sekundę, czyja jest to płyta i kto ją swoim pseudonimem i twarzą firmuje na okładce.
Wystarczy posłuchać „Czesławy” (tekst zainspirowany życiem Violetty Villas), w którym śpiewa również Natalia Grosiak z zespołu Mikromusic. Jest delikatny fortepian, są nastrojowe smyki. Piękna ballada jak się patrzy. Tego typu klimat przewija się na „Uczcie” zdecydowanie najczęściej. Choć zdarza się, że wajcha jest skierowana w bardziej optymistyczną stronę („Szary świat” z rodzeństwem Sienkiewiczów), choć… refren wcale tego nie potwierdza („Tańcz ze mną/sekundy pędzą/no tańcz/potem powróci mój szary świat”).
W kategorii piękno na pewno wysuwa się „Tęsknie sobie”, piosenka o rozstaniu, w której Zuzie towarzyszy Artur Rojek. Głos byłego wokalisty Myslovitz sprawdza się tu idealnie. Nie mógłbym zapomnieć o Igorze Herbucie z zespołu LemON, którego partia w „Mamo tyś płakała” po prostu wywołuje ciarki na całym ciele. Kompozycja -zainspirowana „Prząśniczką” Stanisława Moniuszki – zyskała nowe znaczenie po wybuchu wojny na Ukrainie.
Co jeszcze nam zaproponowała Sanah w czasie tej „Uczty”? Otrzymaliśmy chociażby numer o zabarwieniu… country – mowa o „Ostatniej nadziei” z Dawidem Podsiadło. Wiemy już także, że ta współpraca będzie miała jeszcze ciąg dalszy. Oby była równie owocna, co na następcy „Irenki”. Miłośnicy specyficznych tekstów Zuzy z pewnością ucieszą się z „Audi” („Chcę się zgubić/tam gdzie nie dojedzie ubix”), który fajnie się rozkręca w drugiej połowie (dyskotekowa koda). Kapitalnie buja „Eldorado” (gość: Daria Zawiałow) oparty na mocnym bicie – to musi być hit nadchodzących wakacji. Potencjał przebojowy ma również „Oscar” mówiący o hejcie w sieci. Jak widać, wystarczy zaprosić Vito Bambino do współpracy (Sanah zrobiła już to po raz drugi), żeby mieć radiowy przebój.
Podstawowa wersja „Uczty” zawiera dziesięć kompozycji, ale warto zaopatrzyć się w edycję deluxe z dodatkowym numerem „Święty Graal” z udziałem – prawdopodobnie – narzeczonego Sanah, który kryje się pod pseudonimem Ten Stan.
Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawy, w którą stronę Zuza pójdzie na swoim czwartym studyjnym albumie. No i kluczowe pytanie: czy następca „Uczty” ujrzy światło dzienne w przyszłym roku? Być może na kolejne wydawnictwo przyjdzie nam poczekać trochę dłużej… Nie wybiegajmy jednak na razie w przyszłość. Na razie cieszę się z bardzo udanego dzieła, które szczerze mówiąc zaskoczyło mnie „in plus”. Sanah udźwignęła presję i wypuściła album, którym może się chwalić bez żadnych oporów tu i ówdzie. Na tę muzyczną „Ucztę” zdecydowanie warto się wybrać. I to nie tylko raz!
Ocena (w skali od 1 do 10) 8 talerzy ze sztućcami
🍽🍽🍽🍽🍽🍽🍽🍽
Szymon Bijak
Tracklista:
1. Czesława z Natalią Grosiak (Mikromusic)
2. Szary świat z Kwiatem Jabłoni
3. Sen we śnie z Grzegorzem Turnauem
4. Tęsknię sobie z Arturem Rojkiem
5. Ostatnia nadzieja z Dawidem Podsiadło
6. Mamo tyś płakała z Igorem Herbutem
7. Eldorado z Darią Zawiałow
8. Baczyński z Anią Dąbrowską
9. audi z Mięthą
10. oscar z Vito Bambino
11. Święty Graal z ten Stan