Fani Sanah są w tym roku przez nią rozpieszczani. W kwietniu premierę miała „Uczta”, a kilka miesięcy później na sklepowych półkach pojawiło się kolejne wydawnictwo zatytułowane „sanah śpiewa Poezyje”. Artystka, zgodnie z tytułem całości, kłania się swoim ulubionym poetom (na liście znaleźli się m.in. Wisława Szymborska, Juliusz Słowacki czy Julian Tuwim) i przekłada ich teksty na swój język muzyczny. Efekt końcowy robi wrażenie.
Ktoś mógłby napisać, że zamysł był bardzo odważny i mógł się źle skończyć. Oczywiście: wielu w przeszłości próbowało i nie każdy wyszedł z tej bitwy zwycięsko. W przypadku Sanah byłem jednak spokojny. Przecież na „Uczcie” dostaliśmy przedsmak niniejszego wydawnictwa. „Sen we śnie” (tłumaczenie tekstu Edgara Allana Poego) i „Baczyński (Pisz do mnie listy)” to utwory stylowe. Takich nie brakuje również na „Poezyjach”. Sanah robi to wszystko z klasą, po prostu. Jak się zabierać za wiersze, to właśnie w taki sposób.
Zacznijmy od najmocniejszych fragmentów. Na pewno filmowa „Bajka” Krzysztofa Kamia Baczyńskiego, która – dzięki perkusji – wprost rozsadza głośniki. Pojawia się tu element magii. Bardzo chętnie wracam do ascetycznego i fortepianowego „Hymnu” Słowackiego – ciężko jest się nie wzruszyć. Narastające „Nic dwa razy” Szymborskiej także robi wrażenie (kluczowa jest obecność chóru). Bardzo sanahowo prezentuje się „Do * w sztambuch” Adama Mickiewicza. Dla niektórych wesołe „la-la-la-laj” oraz taneczna końcówka mogą być nie do przejścia, ale ja z tymi zabiegami nie mam problemu. W dwóch odsłonach pojawia się natomiast „Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce wolnej” autorstwa Jana Lechonia. Pierwsza jest solidnie podszyta mroczną elektroniką, druga natomiast brzmi o wiele bardziej kameralnie.
Jeśli miałbym wskazywać słabsze momenty, to na pewno „Warszawa” Tuwima, która jakoś nie pasuje mi do całości. Podobnie mam z „Kamieniem” Adama Asnyka. Nie są to bynajmniej tragiczne utwory, ale odstają poziomem od pozostałych. Należy także wspomnieć, że do każdego z utworów zamieszczonych na „Poezyjach” powstały teledyski, które dobrze z nimi korespondują. Tak, to projekt od A do Z odpowiednio zaplanowany.
Jestem też pewny, że Sanah, tym właśnie albumem, skuteczniej trafi z takim przekazem do młodszych słuchaczy. Ona „odczarowuje” poezję, która większości uczniom nie kojarzy się z czymś fascynującym. W trakcie lekcji nauczyciela języka polskiego, omawiając twórczość Słowackiego czy Szymborskiej, będą mogli się od teraz wesprzeć fragmentami tej płyty, co – być może – wpłynie pozytywnie na oceny podopiecznych.
Cztery albumy na koncie, tłumy na koncertach, sporo nagród branżowych – Zuzanna Grabowska w ekspresowym tempie podbiła rodzimy rynek muzyczny. I możemy być pewni, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Sanah, jak śpiewa w swoim najnowszym utworze „najlepszy dzień w moim życiu”, marzy o stadionach i w przyszłym roku ten sen się spełni (ogłosiła dwa koncerty – w Chorzowie i Gdańsku). Jest obecnie najpopularniejszą artystką w Polsce, kuje żelazo póki gorące, a ma dopiero 25 lat. Wydawnictwo „sanah śpiewa Poezyje” umacnia jej pozycję, ale jednocześnie niczego diametralnie nie zmienia (choć być może istnieją takie osoby, którym wcześniej nie było po drodze z twórczością wokalistki, a teraz to się zmieniło). To kolejny krok w muzycznym rozwoju. Dlatego tym bardziej jestem ciekawy, co przygotuje dla swoich odbiorców w przyszłości…
Ocena [w skali szkolnej 1-6] 4 zestawy książek z wierszami
📚📚📚📚
Szymon Bijak
Lista utworów:
1. Rozwijając Rilkego
2. Hymn
3. Do * w sztambuch
4. Nic dwa razy
5. (I) Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce wolnej
6. Warszawa
7. Bajka
8. Eldorado
9. Kamień
10. (II) Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce wolnej
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1
Ten post ma jeden komentarz
Dla mnie sanah pokazuje młodym to, co wiedzieli już wcześniej: że poezja jest nudna. Do nawet niezłych wierszy (Baczyński jest wspaniały) dodała interpretację możliwie nudną. I to głównie w warstwie wokalnej. Nawet jeśli utwór zaczyna się ciekawie, jest gęsty rytmiczny podkład, gdy sanah zaczyna śpiewać, czar pryska.
Poezję lubię i lubiłem, więc jestem zaskoczony, w jaki sposób to coś, co robi z nią sanah, miałoby tej poezji pomóc. Dobre utwory bronią się swoją formą i treścią w dzisiejszych czasach, więc nie trzeba ich specjalnie przykurzać, nazywając je „poezyjami”. W kilku przypadkach (w Bajce i Kamieniu) słychać bardzo wyraźnie, że sanah nie ma pojęcia, o czym śpiewa, równie dobrze mogłaby śpiewać po chińsku. Poezja to dla niej akwarium albo klatka z dzikimi zwierzętami. Można ją poobserwować (patrzcie, ludzie takim językiem kiedyś mówili, ale czad, nie?), ale żeby zrozumieć treść, to już niekoniecznie. W Asnyku kolejny raz, mimo że melodia tego nie wymaga , śpiewa niezgodnie z polskim akcentem. Czemu? Bo może?
Podsumowując, jestem zaskoczony, że po dość ciekawej i różnorodnej muzycznie „Uczcie”, płyta tak smętna i nudna może być tak popularna. Nie mogę tego tłumaczyć inaczej, niż zbiorową hipnozą.