Jacka Reachera stworzył brytyjski pisarz Lee Child. Cykl książek o Reacherze – byłym śledczym żandarmerii wojskowej w stopniu majora, obecnie wagabundzie przyciągającym kolejne przygody niczym magnes – osiągnął wielki, międzynarodowy sukces. Kwestią czasu było to, kiedy upomni się o tego bohatera przemysł filmowy. Najpierw w 2012 i 2016 dostaliśmy dwa pełnometrażowe filmy z Tomem Cruisem, a w 2022 roku miał premierę pierwszy sezon „Reachera” wyprodukowanego dla Amazona z Alanem Ritchsonem w roli tytułowej.
Ritchson fizycznie o wiele bardziej przypomina swojego powieściowego odpowiednika aniżeli Cruise – Child opisał bowiem Reachera jako wielkiego napakowanego twardziela. Co ciekawe, wg twórcy, odpowiada za to niezwykła genetyka protagonisty, a nie dźwiganie ciężarów. Interesujące jest również to, że fizjonomia Ritchsona na tyle przypomina tę Childa, że aktor mógłby z powodzeniem uchodzić za syna pisarza… Albo tak mi się tylko wydaje. Jack Reacher jest niejako personifikacją mitu o amerykańskiej wolności. Postacią, które w niemal idealny sposób opisuje kogoś całkowicie niezależnego. Jack przemierza Stany Zjednoczone wzdłuż i wszerz na piechotę, autostopem lub autobusem. Nie posiada domu, samochodu ani żadnego bagażu. Rzeczy kupuje w lumpeksie, a nosi przy sobie jedynie szczoteczkę do zębów. Na życie wystarcza mu wojskowa emerytura.
Ma przy tym wiele talentów. Oprócz tego podstawowego – niezwykłej skuteczności eliminowania oprychów – błyskotliwą, analityczną inteligencję i zdolność do wpadania w tarapaty, które zdają się wręcz go kochać. Szlachetny Reacher nie jest w stanie odwrócić wzroku i przejść obojętnie, gdy zwykłym ludziom dzieje się krzywda.
A więc mamy potężnego faceta będącego zmyślnym zabijaką o złotym sercu. Jakby tego było mało, to jest on niezwykle męski i szarmancki – co oczywiście bardzo podoba się płci pięknej. Jack się wzbrania, stara się, ale one nie odpuszczają, pragnąc wtulić się w jego potężne ramiona…
Tak, „Reacher” to po prostu piękna, nieco naiwna, bajka dla dorosłych. Sympatyczny eskapizm dla męskiej części widowni, która skrycie marzy by choć na moment stać się takim ultra macho i – sądząc po wielu komentarzach w sieci, acz nie tylko – pewien niedościgniony ideał, o którym fantazjuje również wiele kobiet. Taka przedziwna hybryda neandertalczyka z inteligentem. Bo Jack w jednej chwili potrafi pociągnąć za spust – strzelając w bandycki łeb – skręcić komuś kark lub wyłupać oko, by w drugiej sprawić, że otoczeniu opada szczęka z wrażenia, gdy ten od tak – jakby od niechcenia – rozwiązuje skomplikowaną kryminalną łamigłówkę lub popisuje się ponadnormatywną spostrzegawczością.
Postać Reachera to też pewne echo (nawiązanie) do celuloidowych bohaterów szalenie popularnych na przełomie lat 80/90 – których najbardziej znamienitymi przedstawicielami byli Schwarzenegger i Stallone.
Od nich zapożyczono przede wszystkim imponującą fizyczną powierzchowność, skłonność do rozwiązań siłowych i słabość do „one linerów”, czyli krótkich, często przepełnionych czarnych humorem tekstów podsumowujących sytuację w jakiej znajdował się nasz heros lub jego oponent.
Całkiem prawdopodobne, że z kolei dzięki postaciom wykreowanym na kartach powieści takich autorów jak Alistair MacLean, czy Rober Ludlum, Jack zawdzięcza to, że jest takim spryciarzem i bystrzakiem.
Wracając stricte do serialu…
W pierwszym sezonie Reacher został najpierw niesłusznie oskarżony o morderstwo, a potem rozwiązywał zagadkę śmierci swojego brata na amerykańskiej prowincji i równocześnie starał się rozwikłać lokalny spisek.
W drugim ktoś poluje na jego dawną spec jednostkę z żandarmerii. I zabija jej członków. Pozostała przy życiu ekipa skrzykuje się i pod przewodnictwem samego Jacka zaczyna działać. Będzie głośno oraz po kowbojsku. Nie zawsze z sensem, ale z reguły z pewną lekkością, humorem i polotem. W najnowszym sezonie wzmocniony został także feministyczny komponent produkcji. W pierwszej serii mieliśmy ostrą panią szeryf. W drugiej w głównej ekipie są dwie eks żołnierki – niezwykle inteligentne i wyjątkowo skuteczne w walce z użyciem broni palnej oraz własnych kończyn. Obie stanowiące przeciwwagę dla nieco staroświeckiego maczyzmu postaci Reachera.
„Reacher” klimatem przypomina mi seriale z lat 90, ale wzbogacone o solidną dawkę brutalności, przekleństw i pewną dozę golizny.
Produkcja jest sympatyczną, niezobowiązującą zabawą – aż momentami przypominał mi się „Strażnik Teksasu” gdy Jack i jego ekipa uczestniczyła w zbiorowej bijatyce z wrogą bandą harleyowców. Oczywiście jest brutalniej – a przede wszystkim lepiej zrobione i sfilmowane – ale wrażenie swoistego deja vu, pewnej naiwności i przymrużenia oka pozostaje.
Serial szybko stał się szalenie wręcz popularny, zwłaszcza w USA. Wydaje mi się, że jeden z sekretów powodzenia tej produkcji tkwi w tym, że twórców niespecjalnie interesuje coś poza dostarczeniem rozrywki. Tak obecnie powszechny w (pop)kulturze audiowizualnej dydaktyzm poświęcony niesprawiedliwości rasowej, płciowej etnicznej, seksualnej – wymieniać można by długo – został zredukowany praktycznie do zera. Są po prostu Ci dobrzy i ci źli. I tymi ostatnimi Jack Reacher musi się zająć. Zauważalny odsetek zakapiorów ma odmienny od niego odcień skóry – co w do bólu poprawnym politycznie Hollywood może odrobinę zaskakiwać. Bo w „fabryce snów” nawet statystki dotyczące przestępstw są przedmiotem tabu i nie jest wskazane, by miały odzwierciedlenie w tym, co jest ukazywane na ekranach kin lub telewizorów.
Na koniec mam też pewną uwagę do samego Ritchsona, który już w pierwszym sezonie był solidnie napakowany. W drugim wydaje się, że trochę już przesadził i sprawia wrażenia, że za chwilę eksploduje. Ogromne mięśnie sprawiają, że stracił sporo ze swojej dynamiki w scenach akcji i momentami przypomina statyczny, nieruchawy, blok marmuru. Ale może w trzecim sezonie się „poprawi”, schodząc nieco z masy. Kinomani tęskniący za bohaterami w starym stylu, tkwiącymi swym rodowodem w latach 80, będący fanami przyzwoicie nakręconej, nieskomplikowanej sensacji z pazurem, mogą śmiało atakować temat. Reszta może bez żalu obejrzeć coś innego.
Ocena: 3,5/6
Bogusz Dawidowicz (Bogusz Dawidowicz – strona autorska)
Obserwuj nas w mediach społecznościowych:
Ten post ma jeden komentarz
Tego jeszcze nie widziałam ale polegam na Waszym, jak zawsze trafnym opisie!