Świeżo po seansie najnowszego filmu Sofii Coppoli muszę powiedzieć, że wprawił mnie on w dość negatywne emocje. Co prawda samej historii pary Priscilla i Elvis jestem nadal ciekawa i nie omieszkam też sięgnąć po lekturę, aby bardziej zagłębić się w ich relację i jej dynamikę, to sam film jednak pozostawia mnie z niedosytem, złością i w niesmaku.
Biografia dotyczy Priscilli. Skupmy się jednak przez chwilę na samym Elvisie Presley’u, jednej z najważniejszych ikon popkultury XX wieku. Muzyku, „Królu rock and rolla”, którego szacowany nakład wszystkich wydawnictw muzycznych na świecie osiągnął ponad 600 mln płyt. Nawet ja jestem dumną posiadaczką jego albumów.
Co widział w 10 lat młodszej Priscilli sam mając 24 lata?
Do seansu starałam się podejść jak do historii miłosnej, bo o jakiejś miłości jednak ta produkcja być powinna. Można powiedzieć, że pierwsze fragmenty filmu faktycznie oddawały idealną miłość o której marzy każda czternastolatka. Chwilę później brutalna rzeczywistość ściąga nas z obłoków na ziemię. Produkcja w reżyserii Sofii Coppoli jest dla mnie koszmarem i najbardziej groteskowym obrazem związku jaki widziałam w kulturze w ostatnim czasie. I chyba o to właśnie chodziło.
Priscilla została przedstawiona jako dziewczyna bez własnego zdania, jakichkolwiek zainteresowań, wykształcenia, korzystająca z dostępnych dzięki swojemu mężczyźnie rozrywek, złakniona bliskości fizycznej, przywiązana do jednego miejsca, wiecznie czekająca na swojego Pana i Władcę, gotowa skinąć mu na każde zawołanie i skomplementować każdy krok Elvisa, choćby najbardziej pozbawiony gracji.
A co z Elvisem? Dorosły facet, ikona seksu tamtych czasów. Mężczyzna, którego pragnęły miliony kobiet – z jakiejś dziwnej przyczyny – upatruje sobie młodą dziewczynę. Mówi jej wyłącznie o sobie i swoich planach, marudzi niczym przedszkolak, a o jego romansach, aż huczą media. Tak, zdarza mu się zapytać swoją laleczkę o samopoczucie, jednak z nastawieniem na koniec rozmowy po 30 sekundach. Wiedział, że Priscilla nie ma do zaoferowania nic prócz dziewczęcej ciekawości, ckliwości i komplementów (krytyki Król nie znosił!).
Seans, mimo iż przeleciał mi w miarę szybko, był absurdalnie nudny i wyprany z ciepłych emocji. Czy tym naprawdę był związek tych dwojga? Pokazówką przed mediami, a najbardziej przed samymi sobą?
Po całym tym uzależnianiu młodej Priscilli od gwiazdy rock’n’rolla, manipulacji i zamknięciu w złotej klatce jestem w szoku, iż kobieta finalnie zostawiła Elvisa. Może to rozsądek i dojrzałość, które w końcu pokazały jej, że złota klatka nie miała klucza. Co więcej: nigdy nawet nie posiadała wbudowanego zamka?
Zdaję sobie sprawę, że były to inne czasy, jednak trudno mi przyjąć do wiadomości, że ta historia naprawdę miała miejsce. Priscilla (Cailee Spaeny) na ekranie wyglądała wręcz groteskowo w tych dojrzałych ubraniach, z przesadzoną fryzurą i makijażem postarzającym o dwadzieścia lat. Sam Elvis Presley (Jacob Elordi) był agresywny, ciężki do skontrolowania – ot, skupiony na sobie i na dostępnych rozrywkach dzieciak. A jak to było naprawdę…? Karty historii odpowiedzą: jeszcze gorzej.
Gra aktorska Jacoba Elordiego w roli Elvisa bardzo na plus. Widać, że wczuł się w rolę. Cailee Spaeny jako tytułowej Priscilli nie jestem w stanie jednoznacznie ocenić. Jak dla mnie zagrała bardzo przytłumione światem Elvisa i niedojrzałe emocjonalnie dziecko. Taki był zamiar, jednak źle mi się na nią patrzyło.
Podsumowując – jak lubię biografię, tak ta była dość zniechęcająca. Brakowało mi jakiejkolwiek dawki romantyzmu – od czegoś ten związek jednak kiełkował. Można zarzucić mojej recenzji, że przecież o to właśnie reżyserce chodziło, ale zapominamy, iż jest to biografia samej Priscilli, a nie związku jako tako. Wypranie tego filmu z emocji pokazuje związek Priscilli i Elvisa jakby był bezosobowym bytem. Film owszem miał być obrazem niezwykle ciężkiej relacji, ale tym czym miał być najbardziej to perspektywą Priscilli. Jak duże emocje targały tak młodą osobą, która umawia się ze światowej sławy muzykiem? Ponadto oboje nieraz zapewniali media o swojej miłości. Nawet po rozwiązaniu małżeństwa utrzymywali relację przyjacielską, zaś Priscilla nigdy nie zaprzeczyła swojej deklaracji, iż Elvis był jedyną miłością w jej życiu. Ten związek to była obsesja oraz uzależnienie jednej strony od drugiej i na odwrót. Na ekranie widziałam jednak mnóstwo biernej agresji, manipulacji i tak okrutnej niepewności siebie w oczach Priscilli, za którą aż ciężko było nadążyć. Związek z Elvisem był niczym podpisanie cyrografu z diabłem, który przymusza do potakiwania, podporządkowania i jeszcze każe obiecać, że dziewczyna nigdy się nie zmieni. Cytat Elvisa (co prawda nie z filmu, ale te słowa są faktem) jest dość znamienny:
„Jest na tyle młoda, że mogę ją trenować w dowolny sposób”.
Czy „Priscilla” jest fikcją czy prawdą? Koloryzuje czy wręcz ułagadza rzeczywistość? Niestety wiem, że tylko ostatnie odpowiedzi są poprawne. Czy naprawdę cały okres życia z Królem składał się z imprez i ćpania? Co z zainteresowaniem ze strony Elvisa do Priscilli po urodzeniu dziecka? To był dla obojga moment kulminacyjny. Ponadto z tej biografii nie wiemy o jej dalszym losie kompletnie nic. To, że reżyserka skupiła się tylko na dzieciństwie Priscilli jest w wypadku tej produkcji bardzo złe. Szczególnie, że najwięcej bólu po tym wszystkim przyszło dopiero gdy ten związek się skończył, a do dojrzałej osoby zaczęło docierać, co się tak naprawdę wydarzyło przez poprzednie lata. Priscilla być może już nigdy nie przepracowała tej traumy po związkowej. Gdzie emocje, które nastały po opuszczeniu złotej klatki? Co film o tym mówi? Nic.
Ocena: 2/6
Ela Buszko (Żniwa Kultury – Ela Buszko )
Obserwuj nas w mediach społecznościowych:
Ten post ma 2 komentarzy
Myślę, że przedmiotem recenzji powinna być ocena filmu – scenariusza, gry aktorskiej, zdjęć, muzyki – a nie moralna ocena zachowań jego bohaterów. Ta „recenzja” jest pełna błędów językowych i interpunkcyjnych oraz uproszczeń, które sprawiają, że czyta się to jak wprawkę dziennikarską napisaną na potrzeby lekcji polskiego w liceum.
Przyjmujemy krytykę tekstu na klatę. Co do samej formy recenzji, to już bardzo złożony temat. Recenzje mają różną formę i mogą skupiać się na przeróżnych aspektach. Zawsze jednak to indywidualne, subiektywne zdanie recenzenta, z którym oczywiście nie trzeba się zgadzać. Pozdrawiam serdecznie!