..ekipy spod znaku bluz z kapturami i spodni w kroku, powszechnie określane jako osiedlowe nicponie i nieroby, zapoczątkowały w końcówce lat 90 ruch, którego do dziś nie można zatrzymać. Jako jeden ze strumieni masowej świadomości, hip-hop od zawsze nastawiony był na realistyczną, jednocześnie surową i cierpką ocenę rzeczywistości, co przekładało się na wiarygodny i nierzadko mocny przekaz. Jednym z reprezentantów ulicy był i nadal jest Adam Ostrowski, potocznie znany jako O.S.T.R.
Urodzony w 1980 roku w Łodzi, swój debiutancki pełnoprawny album pod tytułem „Masz to jak w banku” wydał w 2001 roku i od tamtego momentu jego muzyczna kariera nabrała tempa niczym czołg puszczony na luzie z solidnej góry. Nie zatrzymała go (na dłużej) nawet operacja rekonstrukcji płuca, którą przeszedł w 2015 roku, wręcz przeciwnie, dała mu jeszcze więcej zapału do robienia nowej muzyki. Mam wrażenie, że to jeden z niewielu wciąż aktywnych weteranów polskiej sceny rapowej, dla którego kluczowe wartości takie jak rodzina, miłość, szacunek i honor mają nadal taką samą wartość i moc, jaką miały, gdy był o dwie dekady młodszy.
14 października bieżącego roku, w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku, w ramach trasy 120minutzżycia łódzki raper zagrał blisko 140minutowy koncert, zabierając uczestników w podróż w czasie, do chwil bez telefonów komórkowych, bez internetu i z mnóstwem winyli w szafach, z których można było samplować co się chciało. Zanim jednak przejdę do głównego bohatera, muszę zostawić kilka słów o młodych twórcach, którzy również zaprezentowali się tego dnia.
Maestro z Gorzowa Wielkopolskiego jako Mistrz Ceremonii w naprawdę ciekawym i freestyle’owym stylu zapowiadał gości. Na pierwszy ogień poszedł 19-letni uczestnik akcji Coca Cola Zero Cukru Asfalt NEXT – Yacob, zasłynął jako pierwszy przedstawiciel muzyki trap w Asfalt Records. Na deskach Teatru zaprezentował numery bazujące w dużej mierze na ciężkich, dudniących bitach (w czasie całego wieczoru serwował je DJ HAEM) i bezpardonowej treści. Mówi się, że Yacob w swojej muzyce sięga do korzeni polskiego HH.
Eliasz – kolejny reprezentant młodego pokolenia, jak również akcji Asfalt NEXT, zaprezentował dwa utwory i zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Stylistycznie bliżej mi do takiej wersji rapu, niż do tej jego poprzednika. Eliasz ma 18 lat i nie marnuje swojego potencjału, powiedziałbym, że momentami słyszałem w nim Magika, który niegdyś również nieokiełznany, dziki, niesforny, był geniuszem w tym, co robił. Oby Eliasz pokierował swoją ścieżkę w dobrą stronę, bo może z tego dreptania wyjść naprawdę interesujący materiał. Maestro ponownie pojawił się na scenie, ze swoim ostatnim tego wieczoru autorskim utworem, po czym bardzo energicznie, wespół z publicznością wywołał na scenę O.S.T.R-a w towarzystwie Kochana.
Kilka miesięcy temu byłem na koncercie Ostrowskiego w sopockim Sfinksie i absolutnie nie zawiodłem się tym, co wtedy usłyszałem. Dużo staroci, same dobre numery, jedynie żal, że koncert był krótki. W przypadku tego w Teatrze, na ten ostatni aspekt zdecydowanie nie mogłem narzekać. Przez całą setlistę, składającą się z ponad 50 utworów, którymi zza konsoli sterował Dj Haem, przewinęły się wszystkie numery, które zwyczajnie powinny się tam znaleźć, i dużo więcej. Raper wielokrotnie wspominał ze sceny, że podczas innych występów był pytany w kuluarach – “ziomuś, czemu nie grasz tego klasyka?”. Tym razem nie pozostawił fanów bez rzetelnej odpowiedzi, po prostu je zagrał i to w wybornym stylu. Takie standardy jak „Kochana Polsko”, „Na raz”, czy „Mały szary człowiek” zostały uzupełnione o na przykład „A.B.C”, Nie odejdę stąd” (POE), „Wychowani w Polsce” czy też dawno niegrany „Witaj w 2003”. Z ostatniego z wymienionych cieszyłem się najbardziej, bo podskórnie bardzo chciałem, by pojawił się na setliście. Zdumiewające i jednocześnie smutne jest to, że po 19 latach jego treść jest nadal aktualna. Trasa, którą O.S.T.R. gra z okazji dwudziestolecia kariery, nie mogła obyć się bez gości. Z wyjadaczy polskiej rapowej sceny pojawił się Tede, który wraz z bałuckim raperem wykonał klasyka ze swojego repertuaru – „Wyścig szczurów”, a także „Ziom za ziomem”. Nie powiem, temperatura w Teatrze wzrosła o kilka stopni. Mimo że TDF nie należy do grona muzyków, których chętnie słucham, to zdecydowanie nie można mu odebrać wkładu w polski hip hop. Mimo 46 lat na karku DJ BUHH potrafi bujnąć publikę i było przy tym widać, że sam dobrze się bawił.
Z gości, którzy pojawili się jeszcze na deskach Teatru, był również Sarius, określony przez Ostrego najlepszym obecnie raperem w Polsce. W mojej ocenie trochę nad wyraz, ale zgodzę się ze stwierdzeniem, że podczas jego występu Szekspirowski zamienił się na 15 minut w klub z prawdziwego zdarzenia. Sarius jest przykładem na to, że od kilku lat na naszych oczach dokonuje się zmiana warty i definiuje się inne podejście do niegdyś surowego, opartego w dużej mierze na samplach i scratchach konsolowego wydźwięku tej subkultury.
Próżno by wymieniać ponad 50 numerów, które grzały publiczność tego wieczoru, ale gwarantuję Wam, drodzy czytelnicy, że było to niesamowite wydarzenie. Jestem też pełen podziwu dla formy, jaką prezentuje O.S.T.R. i jego zdolności zapamiętania tak ogromnej ilości tekstów, bez grama pomyłki. Warto również wspomnieć, że miłym uzupełnieniem sceny był Kochan, który występując w roli hypemana (w zasadzie niemal przez cały koncert) złapał świetny kontakt z publicznością, zbijał piony, a nawet zabierał z widowni buty, płyty i książki, które Ostrowski podpisywał w przerwach między piosenkami. Spektrum wiekowe publiczności, które weryfikował łódzki raper, było zaskakujące. Byli wśród niej reprezentanci roczników 80’, 90’, a nawet 2000+, co doskonale pokazuje, że jego muzyka nadal ma swoją siłę, nośność i wartość, bo przełamuje bariery czasu, mimo że jak wspomniałem wyżej, ten gatunek doświadcza ewolucji i przybiera nowe oblicze.
Na sam koniec znowu na scenie pojawił się Maestro, by w imieniu wszystkich gości, muzyków, a także publiczności podziękować za ten wyjątkowy wieczór. O.S.T.R. wielokrotnie mówił ze sceny, że bardzo ceni i szanuje gdańskie tłumy, które licznie przychodzą na jego koncerty, i że jeszcze niejednokrotnie wróci na pomorską ziemię. Gdy wszyscy muzycy zeszli ze sceny, Adam Ostrowski został sam na sam z fanami, by podpisywać płyty, opowiadać różne anegdoty i pobawić się tym, co lubi najbardziej, czyli freestyle’em. Nadal jest w tym aspekcie mocarny i myślę, że tak pozostanie przez jeszcze długi czas.