IKS

Octotanker – „Voidhopper” [Recenzja] Wyd. 32-20 Records (płyta), Octotanker Publishing (komiks)

Nie będzie to typowa recenzja stonerowego albumu, ponieważ będzie to recenzja płyty oraz komiksu! Wrocławski Octotanker (znany wcześniej jako Prąd) wydał swój pierwszy, po zmianie nazwy, album: „Voidhopper”. Jako rozszerzenie fabularne do albumu zespół przygotował we współpracy z Kamilem Boettcherem anglojęzyczny komiks o tytule „Ghoran The Astronaut”. Uwielbiam takie świeże podejście do tematu, zatem gdy tylko usłyszałem, iż wydawnictwo ma się ukazać w takiej formie, czekałem na nie z niecierpliwością.

Najpierw pragnę skupić się na albumie „Voidhopper”, który należy zaliczyć do nurtu albumów koncepcyjnych. W warstwie lirycznej płyta opowiada historię Konika Nicości, który wyrwał się ze swego wymiaru i rozpoczął dzieło zniszczenia niedawno powstałej, kwitnącej cywilizacji, a próbę powstrzymania go rozważa astronauta Ghoran, kapitan statku kosmicznego Octotanker. To, co zdecydowanie rzuca się w ucho w przypadku muzyki, to klimat space opery – nie tylko w ramach tekstów. Brzmienie jest staroszkolne, ale pełne przestrzeni – niczym kosmos, o którym opowiada album. W riffach jest ciężar, ale da się tutaj też wyczuć wyraziste wpływy grunge’u oraz sporo melancholii. Album ma w pierwszej połowie ciężki, dość ponury klimat. Opowiada trudną historię o tytanicznej walce z przeciwnikiem, którego, zdaje się, nie można pokonać. Druga połowa jest wciąż ciężka, ale bardziej psychodeliczna i gruzowa. Wszystko to jest podane odpowiednio powoli oraz dobitnie. Na album składa się 9 zróżnicowanych utworów, których łączny czas trwania to niecałe 50 minut. Kompozycje mają różną długość, co sprzyja urozmaiconemu klimatowi na płycie.

 

Otwierający album kawałek tytułowy ma w sobie wiele uśpionego gniewu oraz dużo klasycznego doom metalowego sznytu: pogłos na wokalu, dobrze siekające riffy, nieco kontemplacyjnego uroku oraz dużo, dużo emocji i zabawy riffami oraz rytmem. Porywa pomimo wolnego tempa. Starships to utwór melodyjny i niezwykle mocno bujający. Jest w nim też sporo przebojowości, tylko takiej na smutną nutę, w której nie brakuje mocnego uderzenia. Do tego te niezwykle ponure melodie gitary. All Suffer z kolei przenosi jeszcze bardziej w kosmos poprzez świetne balansowanie pomiędzy przestrzennym minimalizmem a chrupiącymi riffami. Ten kawałek poprzez muzykę przypomina jak zimnym i obojętnym miejscem jest przestrzeń kosmiczna. Do tego ta smakowita końcówka, której nie powstydziłoby się Alice in Chains. Aghori to z kolei niezwykle emocjonalny utwór, w którym ciężar przeplata się z pobudzającymi wyobraźnię kosmicznymi melodiami. To, co jednak przykuwa moją uwagę szczególnie, to właśnie ten emocjonalny wymiar utworu. Nieco ponad 7 minut riffowania na smutno, aż chciałoby się więcej. I Am Sun zaczyna bardziej stonerową i bujającą część albumu. Utwór ma w sobie dużo gruzowej energii, nieco przełamując do tej pory dość ponurą atmosferę albumu. Riffy buczą i huczą, da się tutaj wyczuć wyrazisty, psychodeliczny klimat. Decomposed and Rotten to treściwy stonerowy banger, który najzwyczajniej w świecie doskonale buja, chociaż na smutno. I ta gustowna, bluesowa wstawka. The Source and the River Are One to kawał niezwykle smakowitego stonerowego bluesa podanego na ciężko. Refren wżera się w mózg, a ten buczący, pełen mocy riff cudnie rezonuje w uszach, choć nie zabraknie tutaj nieco ponurego gruzowania. Burning Bodies to słuszna porcja kosmicznej psychodelii w spokojnym, dość minimalistycznym wydaniu, która przechodzi w bardziej stonerowo-grunge’ową jazdę, intrygująco kontrastując przestrzeń i klaustrofobię. Płytę wieńczy Space Outlaw, który szczególnie zwodzi słuchacza poprzez nietypowy rytm i nieoczywiste dźwięki z niezwykle kwaśnym, psychodelicznym klimatem, który jest przełamywany kolejną dawką gruzu połączonego z grunge oraz niezwykle ekspresywną, kosmiczną solówką.

 

Foto. Bartosz Janik

 

Płyta z gatunku tych, w której z każdym odsłuchem ciągle odkrywam coś nowego. Moją uwagę przyciąga ciągle coś, czego wcześniej nie zauważyłem lub na co nie zwróciłem uwagi. Niezwykle intrygujący lot w kosmos, w którym powieje chłodem, wyobraźnię pobudzą psychodeliczne dźwięki, który wybuja i przygniecie solidną dawką gruzu. Wracam do tego dzieła niezwykle chętnie i czuję że ten stan rzeczy potrwa jeszcze długo.

Natomiast komiks jest w sam raz: nie za długi, nie za krótki. Ilustracje są rysowane surową kreską, przywodzącą mi na myśl komiksy w klimatach mroczniejszego sci-fi, które wychodziły jakoś na początku XXI wieku. Komiks ma na celu osadzenie historii opowiedzianej na albumie w wizualnym kontekście, co daje się odczuć na przykład poprzez zastosowanie bezpośrednio tekstów utworów w kwestiach mówionych czy w narracji. Historia pozornie może wydawać się prosta, ponieważ mamy tutaj motywy takie jak: przyjaciele, którzy poszli w różne strony, próba uciszenia wyrzutów sumienia poprzez awanturniczy tryb życia czy walka z nieznanym złem o przeważającej sile. Z drugiej strony nie brakuje tutaj sporej dawki ironii, ukazującej w krzywym zwierciadle motywy superbohaterskie czy, znany z fantasy, motyw wojownika-renegata. Jest tu sporo gier słownych oraz nieco poczucia humoru, a także śmiałych rozwiązań fabularnych, jak prawdziwa natura statku Octotanker. Komiks zadaje też pytania odnośnie do tego, czy należy ignorować zło, czy może lepiej wypleniać je w zarodku? Czy odkupienie wyrzutów sumienia można znaleźć w hulaszczym trybie życia, czy może w zrobieniu tego, co należy, aby naprawić zło? Czy warto się poddawać, gdy nikt nie wierzy w ciebie ani w twój pomysł? Czy należy tłumić głos sumienia, który doradza pomoc, gdy nie wierzy się w jej szanse powodzenia?

 

 

„Ghoran the Astronaut – Voidhopper” , żródło. bandcamp zespołu

 

Niby to komiks opowiadający przygodę kosmicznego ronina oraz trudzie mrówczego króla i tajemniczym monstrum z innego wymiaru, a ile tu rozkmin. Sama historia bazuje na bajce o koniku polnym i mrówkach, ale z dzieciństwa zapamiętałem ją z happy endem. Tutaj mamy do czynienia z historią, w której mrówki nie zgodziły się pomóc konikowi polnemu, więc umarł z głodu w trakcie zimy i powrócił po wielu latach jako wielki potwór, chcący w ramach zemsty pożreć zaawansowaną cywilizację mrówczych humanoidów.

Zdecydowanie warto zapoznać się zarówno z komiksem, jak i albumem, aby móc w pełni wciągnąć się w ten ciekawy klimat kosmicznej opowieści. Najlepiej mi się chłonie obydwa dzieła jednocześnie, chociaż skłamałbym, gdybym napisał, że nie przynoszą mi też frajdy osobno. Widać tutaj pasję i świadome podejście do tematu oraz przemyślaną opowieść. Czekam na więcej dobroci od Octotanker, tym bardziej, iż przedostatnia strona komiksu zapowiada powrót Ghorana.

 

 

Marek Oleksy ( Gruz Culture Propaganda )

 

 

Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. Płytę  oraz komiks  możecie zamówić na bandcamp zespołu (tutaj)

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz

IKS

SztukMix - Strona poświęcona szeroko pojętej sztuce

© SztukMix 2020