Nina Lewandowska to współtwórczyni serialu „Absolutni debiutanci”. Jest jedną z jego pomysłodawczyń (wraz z Kamilą Taraburą) oraz współautorką scenariusza. Produkcja Netfliksa została bardzo ciepło przyjęta zarówno przez widzów jak i krytyków branżowych – jest m.in. nominowana do Paszportów Polityki 2023 w kategorii Film. Z Niną porozmawialiśmy m.in. o powstawaniu serialu, osobach w spektrum autyzmu oraz grach komputerowych. Zapraszamy do lektury.
Mariusz Jagiełło: Serial „Absolutni debiutanci” to Twój pierwszy tak duży projekt. Czy zatem siebie również możesz nazwać absolutną debiutantką?
Nina Lewandowska: Na pewno wiele rzeczy było dla mnie nowych – zarządzanie pracą zespołu scenariuszowego jako główna scenarzystka projektu, później praca na planie tak dużej produkcji, a teraz emocje związane z premierą, która odbyła się na całym świecie w jednym momencie. Po latach pracy nad serialem w gronie ekipy nagle opinie widzów zaczęły spływać do nas masowo, co było dla mnie intensywnym doświadczeniem. Z jednej strony czułam wielką ekscytację, z drugiej – oszołomienie taką ilością bodźców. Przede wszystkim to jest dla mnie wymarzony debiut, bo opowiedziałam historię, która na wielu poziomach jest mi bliska, nie musiałam iść na kompromisy twórcze, a do tego spotkałam się w przewadze z pozytywnym odbiorem mojej pracy.
MJ: Zupełnie nie dziwą mnie te pozytywne opinie widzów. Pomysł na fabułę serialu wymyśliłaś wspólnie z Kamilą Taraburą. Współpracowałyście już wcześniej przy dobrze przyjętym przez krytyków krótkometrażowym dramacie „Chodźmy w noc”. Jak i kiedy narodził się pomysł na „Absolutnych debiutantów”?
NL: Nasz krótki metraż przykuł uwagę producentów z ATM, którzy zaprosili nas do opowiedzenia kolejnej historii o dojrzewaniu, tym razem dziejącej się nad polskim morzem i dotyczącej odkrywania tożsamości. Dostałyśmy wolną rękę, jeśli chodzi o stworzenie historii w ramach tych założeń. Obie zapamiętałyśmy te najdłuższe wakacje w życiu, zaraz po maturze jako wyjątkowe. Chciałyśmy uchwycić moment, o którym mówił bohater Janusza Gajosa w filmie „Trzy kolory: Biały”, kiedy czujesz, że wszystko jest możliwe. A Kamila miała szczególną historię, bo wraz z przyjacielem robiła film do teczki na studia w szkole filmowej i to kręcenie było polem eksperymentów, na co mogą sobie pozwolić w relacji. To wydało mi się szalenie interesujące i dlatego od razu poczułam, że jej osobiste doświadczenia mogą być dobrym materiałem na serial.
MJ: Rozumiem, że prace nad scenariuszem trwały dość długo?
NL: Ten proces składał się z różnych etapów. Prawie rok pracowałyśmy z Kamilą nad samą koncepcją i scenariuszami dwóch pierwszych odcinków. Po dostarczeniu tych materiałów dostałyśmy zielone światło stacji i potem dalsze prace scenariuszowe ruszyły z kopyta. W styczniu dowiedziałyśmy się, że projekt idzie do produkcji, a zdjęcia musiały się wydarzyć w wakacje, więc do czerwca scenariusze sześciu odcinków zostały zamknięte. Ostatnie poprawki wprowadzałam jeszcze na planie, reagując na bieżąco na to, co dzieje się już w procesie zdjęciowym.
MJ: Główna bohaterka Lena jest osobą w spektrum autyzmu. W Polsce nadal panuje wiele mitów i błędnych przekonań o tym zaburzeniu.
NL: Wiedziałyśmy, że chcemy opowiedzieć o dziewczynie ogarniętej pasją do robienia filmów, która ma w sobie ogromną determinację w dążeniu do celu, a do tego odwagę i sprawczość. Inspiracją dla Leny była między innymi Jo March z „Małych kobietek” w adaptacji Grety Gerwig, która z podobnym zaangażowaniem dąży do zostania pisarką. Chciałyśmy również opowiedzieć o niezwykłej relacji, która łączy Lenę z przyjacielem, Nikosiem, jej nieodłącznym towarzyszem pierwszych prób filmowych, który jednocześnie jest jej przewodnikiem po relacjach społecznych. W tej opowieści Lena to rozum, Nikoś – serce. Najpierw powstały te postaci, ich relacja, a dopiero później postawiłyśmy z Kamilą naszej bohaterce diagnozę autyzmu. Temat kobiecego spektrum nie jest jeszcze szeroko poruszany w popkulturze i dotarły do nas głosy autystek, że brakuje im postaci, z którymi mogłyby się identyfikować. Moim zdaniem jednym z najbardziej krzywdzących mitów jest to, że osoby w spektrum nie mają empatii i z tym stereotypem przede wszystkim chciałabym walczyć.
MJ: A jakie Ty masz doświadczenia z osobami w spektrum autyzmu?
NL: Pozytywne! Do swojego świata wpuściły nas trzy konsultantki, które są w spektrum autyzmu – Ewa Furgał, Natalia Fiedorczuk i Coco Mayaki. Każda z tych kobiet miała wpływ na kształtowanie postaci Leny, a Natalia zagrała nawet członkinię komisji w szkole filmowej z finałowej sceny naszego serialu. Dokumentacja do „Absolutnych debiutantów” pokazała mi, jak różnorodny i bogaty jest świat osób w spektrum autyzmu, a do tego, że u kobiet cechy autystyczne przejawiają się inaczej niż u mężczyzn. Duże wrażenie zrobiła na mnie książka Doroty Kotas „Cukry”, która, jak wiele dziewczyn, diagnozę dostała dopiero w dorosłym życiu, co dało jej wolność ekspresji, klucz do zrozumienia siebie i co dodało jej pewności siebie – tak jak serialowej Lenie. Nasza bohaterka jest mi bardzo bliska i odnajduje w sobie wiele podobnych cech.
MJ: Niestety takie osoby często nadal są często wykluczane z normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. Co według Ciebie należy zrobić systemowo aby poprawić ich sytuację?
NL: Pracowałam przy innym serialu, który jest teraz na etapie postprodukcji, a również dotyka tematu spektrum autyzmu i niepełnosprawności. Podczas dokumentacji do tamtego projektu dowiedziałam się, że przestrzenią, która wymaga największych zmian jest system edukacji. Dla osób, które nie kwalifikują się do szkół specjalnych, ale też nie poradziłyby sobie w szkole bez dodatkowej pomocy, trudno znaleźć odpowiednie rozwiązanie. Placówek, które zatrudniają nauczycieli wspomagających i dostosowują program do indywidualnych potrzeb uczniów jest niewiele, stąd część rodziców decyduje się na nauczanie domowe. Taka sytuacja w szkolnictwie niestety przyczynia się do wykluczenia osób z niepełnosprawnościami. Brakuje funduszy na zatrudnienie wyspecjalizowanej kadry i dostosowanie infrastruktury do potrzeb dzieci. To sprawa, o której należy mówić głośno i mam nadzieję, że wspomniany serial przyczyni się do poszerzenia świadomości w tym temacie.
MJ: Mam wrażenie, że z ogromną czułością i sympatią podeszłyście do wszystkich stworzonych przez siebie postaci tego serialu.
NL: Tak, od początku kochałam wszystkie postaci, które napisałyśmy i miałyśmy wrażenie, że one są największą siłą naszego świata. Są dla mnie tak bliscy jak członkowie rodziny i w każdym umieściłam część siebie. Teraz, kiedy oglądam serial, najbardziej wzrusza mnie Pawełek, przepięknie grany przez Andrzeja Konopkę.
MJ: Faktycznie postać Pawła jest jedną z najbardziej dramatycznych postaci serialu. Dużym plusem waszej produkcji jest fakt, że dorosłe postacie nie są – tak jak często to bywa w tego rodzaju serialach – jedynie tłem dla młodych bohaterów. Oni również mają uczucia i przeżywają swoje niemałe rozterki. Rozumiem, że też chciałyście to mocno zaakcentować?
NL: Obie mamy dość zażyłe relacje z rodzicami i ich wpływ na nasze dorastanie był znaczący. Nikoś i Lena definiują się na polu miłości właśnie w odniesieniu do swoich rodziców, podpatrując ich jako swój pierwszy wzorzec bliskiej relacji z drugim człowiekiem. A ci rodzice popełniają swoje błędy i szukają siebie w kolejnym etapie życia, w którym przecież też są debiutantami. Zależało nam, aby widzowie w różnym wieku odnaleźli w tym serialu coś dla siebie i słyszałam już głosy o tym, że ktoś obejrzał nasz serial właśnie dla wątków rodziców. Cieszę się, że mogłyśmy też opowiedzieć o seksualności w kontekście różnych pokoleń. Nie ma co robić tabu w serialu o dojrzewaniu z tego, że rodzice też mają życie seksualne. Jak mieliby rozmawiać o seksie ze swoimi dziećmi, sami nie przyznając się do tego, że go uprawiają?
MJ: W serialu ważnym wątkiem jest też rodząca się namiętność między trójką młodych bohaterów. Trochę mi ten układ przypomina „Marzycieli” Bernardo Bertolucciego, chociaż oczywiście przedstawiony w wersji soft.
NL: Trafnie wskazałeś tę referencję. Bohaterka Evy Green, podobnie jak Lena, jest reżyserką bliskości pomiędzy trójką bohaterów, a wszystko dzieje się na tle ich filmowej pasji. Pod względem sensualności inspirował mnie również film „Portret kobiety w ogniu” Céline Sciammy. To także historia o artystce, która opowiada o przeżytej namiętności w swojej sztuce.
MJ: Fabuła serialu to w mojej opinii również hołd dla twórców filmowych i generalnie dziesiątej muzy. W „Absolutnych debiutantach” nawiązujecie również m.in. do twórczości Tarantino. A jakich masz innych filmowych mistrzów?
NL: Bardzo cenię sobie kino amerykańskie z lat ’70, takie tytuły jak „Pięć łatwych utworów” Boba Rafelsona czy „Strach na wróble” Jerry’ego Schatzberga – jako ciekawostkę rzucam, że scena, w której Nikoś i Lena łapią stopa nawiązuje do pierwszej sceny tego filmu. Ze współczesnych twórców cenię też Gretę Gerwig, Seana Bakera i Thomasa Vinterberga. Jeśli chodzi o scenarzystów, to imponuje mi talent Charliego Kaufmana – „Zakochany bez pamięci” to jeden z moich ulubionych filmów, Alana Balla – „American Beauty” inspirowało mnie przy pisaniu bohaterów „Absolutnych debiutantów” i Raphaela Boba-Waksberga, twórcy „Bojacka Horsemana”.
MJ: Bardzo dobrze została dobrana młoda ekipa aktorska na czele z Martyną Byczkowską, Bartkiem Deklawą i Janem Sałasińskim. Czy był jakiś klucz doboru aktorów?
NL: Za casting odtwórców głównych ról odpowiadała Kamila Tarabura z reżyserką obsady Julią Popkiewicz. Miałam do nich całkowite zaufanie, jeśli chodzi o ten wybór. Już przy naszej poprzedniej współpracy z Kamilą przekonałam się, że ma doskonałą intuicję i tym razem to również się sprawdziło. Oglądałam taśmy castingowe i dzieliłam się moimi wrażeniami, ale ostateczna decyzja należała do Kamili. Nasze aktorskie trio dodało kolejnych poziomów do relacji bohaterów ze stron scenariusza. Bartek i Martyna zbudowali przeszłość swojej przyjaźni, świat dziecinnych zabaw, a Janek, który prywatnie jest zupełnie inną osobą niż Igor, zrobił naprawdę dużą pracę, aby wcielić się w sportowca – zarówno pod względem pracy nad sylwetką, jak i poprzez zbudowanie mentalności sportowca. Sceny, które musieli zagrać młodzi aktorzy, zwłaszcza te z kąpielą w mroźnym Bałtyku u schyłku lata, to była prawdziwa próba charakteru. Nie myślałam o tym, na co ich narażam, kiedy pisałam sobie w wygodnym fotelu.
MJ: Ale nie przeziębili się i nie obrazili na Ciebie?
NL: W finale pierwszego odcinka słychać wrzaski, takie prosto z trzewi, które nie są wcale zagrane i myślę, że one mówią same za siebie! A tak na poważnie, to są profesjonalni i oddani swojej pracy ludzie, a jednocześnie potrafią się dobrze komunikować i zadbać o swoje granice. To był wielki przywilej z nimi pracować.
MJ: A jak udało namówić się do współpracy Agnieszkę Holland i Macieja Maleńczuka?
NL: Agnieszka Holland była opiekunką artystyczną pełnometrażowego debiutu Kamili. Z kolei na pomysł obsadzenia Macieja Maleńczuka wpadł Tomek Naumiuk, nasz operator, kiedy przeczytał w scenariuszu słowa „kowboj z Pomorza”. W dodatku mieliśmy napisaną gotową rolę dla psa Macieja Maleńczuka, co było dla niego dodatkowym argumentem, żeby u nas zagrać.
MJ: Serial wyprodukował Netflix. Czy długo trzeba było przekonywać osoby decyzyjne do Waszego pomysłu?
NL: Nasz producent ATM miał już doświadczenie pracy ze stacją nad serialami na podstawie książek Harlana Cobena. Współpraca nad tym projektem z Netfliksem od początku była w planach. Z tym że jako debiutantki musiałyśmy przekonać stację, że wiemy, co robimy i jak chcemy to opowiedzieć. Po przeczytaniu dwóch pierwszych odcinków była jasność, w jaki świat wszyscy wchodzimy. Po przejściu tego początkowego etapu miałyśmy całkowitą twórczą wolność i zaufanie ze strony stacji, a praca z Kubą Razowskim, który towarzyszył nam na wszystkich etapach powstawania serialu, była wyjątkowo komfortowa i na partnerskich warunkach.
MJ: Czy masz już jakieś plany na przyszłość odnośnie do dalszych filmowych projektów?
NL: Tak, rozwijam kolejny projekt serialowy, inspirowany popularną książką, ale jest to rzecz we wczesnej fazie prac, więc niestety nic więcej nie mogę opowiedzieć. Planujemy też już kolejne filmowe szaleństwa z Kamilą Taraburą. Jak obie ostatnio stwierdziłyśmy, to bezpieczeństwo i zaufanie w pracy jest kluczowe, a tak właśnie się czuje w naszej twórczej relacji. Do tego ostatnio spełniłam moje marzenie o wejściu w branżę gier komputerowych i pracuję nad grą RPG w gatunku western noir.
MJ: Rozumiem, że jesteś fanką gier? Starcza Ci czasu na tę pasję?
NL: Od dziecka gram w gry z rozbudowaną narracją, to świat, w który wciągnął mnie mój tata informatyk. W interaktywnych światach znaleźliśmy język porozumienia i między innymi dlatego wierzę, że gry mogą być świetną platformą do komunikacji z innymi. Przyznam, że coraz rzadziej mogę zatopić się w tych rozbudowanych uniwersach growych, dlatego selekcjonuje mocno tytuły, którym poświęcam czas.
MJ: Jakie są Twoje ulubione gry?
NL: Pewnie nikogo nie zaskoczę wymieniając „Wiedźmina 3: Dziki Gon” czy „The Last of Us”. Poza tymi klasykami, to moją absolutnie ukochaną grą, do której wracam już czwarty raz jest „Disco Elysium”. Ten tytuł pokazuje, że gry mogą mieścić głęboką opowieść o egzystencjalnych dramatach, a jednocześnie bawić się gatunkami i wciągać gracza dialogami, których nie powstydziliby się najlepsi literaci. To jest hit pod każdym względem, także grafiki i oprawy muzycznej. Mam obsesję i polecam tego RPG-a każdemu.
MJ: W takim razie powodzenia w realizacji wszystkich projektów i dziękuję za rozmowę!
Rozmawiał Mariusz Jagiełło
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: