Ile Nikoli Zielińskiej jest w NIKI? Czy piosenki mogą pomagać słuchaczom w wychodzeniu z trudnych sytuacji życiowych? Jak sukces artystyczny wpływa na relacje z otoczeniem? O tym m.in. porozmawialiśmy z radomską wokalistką i autorką tekstów.
Elvis Strzelecki: 1. miejsce na liście przebojów lokalnego radia, emisja singli w ogólnopolskich rozgłośniach, wywiady – jakie to uczucie dla młodej wokalistki, która marzyła, by jej muzyka dotarła do szerszego grona słuchaczy?
Nikola Zielińska: To totalny kosmos! Ledwo to do mnie dociera. Skutkami tego wszystkiego są motywacja i niedosyt. Budzą się we mnie coraz większe ambicje, by kontynuować tę artystyczną przygodę. To wręcz uzależniające! Zawsze, gdy udaje mi się coś osiągnąć z utworami, to napędza mnie to do działania – aż chce się wtedy tworzyć, bo wiem, że ludzie na to czekają! Czuję prawdziwe szczęście, ale również presję.
ES: Jest 16 sierpnia 2021 roku. Wracasz z planu klipu do piosenki „Sushi”. W samochodzie zaczynasz pisać tekst piosenki, która finalnie staje się „Napisami Końcowymi”. Czy zdarza Ci się mieć przeczucie podczas pracy nad utworami, że osiągną one sukces, staną się przyczynkami do otwarcia dla Ciebie nowego etapu?
NZ: Zdarza mi się i to nawet często! Największe przeczucie miałam co do „Amnezji” – wierzyłam, że dotrze ona do większej ilości słuchaczy i miałam rację, bo trafiła do ogólnopolskiej rozgłośni radiowej. Z „Tęsknię Za Październikiem” miałam podobnie – utwór osiągnął około 50 tysięcy odsłuchań. „Napisy Końcowe” były dla mnie natomiast większą niespodzianką. Nie spodziewałam się numeru jeden w Radiu Radom 87,7, ani tego, że utwór zostanie zauważony przez Spotify i będzie częścią projektu EQUAL, który reklamowany jest na Times Square w USA. Miałam przeczucie, że może dobrze się przyjąć, ale nie, że aż tak.
ES: „Napisy Końcowe” opowiadają o momencie, w którym człowiek zaczyna zdawać sobie sprawę, że zakończenie związku to dla niego najlepsza opcja. Każdy z nas przeszedł kiedyś zawód miłosny, myśląc, że to koniec świata. Tymczasem to, co najpiękniejsze dzieje się często, gdy zdejmujemy z określonych spraw zasłonę romantyzmu i zaczynamy patrzeć na nie w racjonalny sposób.
NZ: Tak! Właśnie taki był mój przekaz. Utwór opisuje przejście tej przysłowiowej „granicy” między rozpaczą a świadomością. Na początku jest trudno, ale czas leczy rany. Nawet w pierwszej wersji refrenu piosenki śpiewam, że „szukam czegoś na dnie”, bo jeszcze do końca nie rozumiem sytuacji, a na koniec wers zmienia się w „szukam CIEBIE na dnie”. Chciałam pokazać, na czym polega ten proces. Na końcu leczenia się z byłej drugiej połówki zaczynasz sobie uświadamiać, że związek nie był przyszłościowy i finalnie dobrze, że się zakończył.
Dalsza część rozmowy pod teledyskiem
ES: Z drugiej jednak strony romantyzm to dobre paliwo do życia, gdyż dzięki niemu wierzymy w szlachetne idee i patrzymy na świat jako na bardziej radosne miejsce. Czy wg Ciebie artyście łatwiej okiełznać uczucia i użyć ich jako inspiracji do tworzenia tekstów i muzyki, czy wprost przeciwnie?
NZ: Jestem osobą, która jest dość zamknięta na dzielenie się swoimi uczuciami. Otwiera mnie dopiero proces twórczy. Sama nie jestem pewna, czemu czuję się czasem gorzej, więc zaczynam komponować melodie i pisać teksty. Później czytam bądź słucham tego, co stworzyłam i jestem w szoku – to o to mi chodziło? Dobrze wiedzieć (śmiech)! Kiedy piszę swoje utwory, to mam wrażenie, że się zwierzam, a to uczucie jest na wagę złota, bo trudno mi przychodzi w prawdziwym życiu. Wypuszczam w świat muzykę, czyli moją energię, emocje, uczucia, a potem słuchacze wciskają „play” i czuję się wysłuchana. Najlepsza część następuje jednak gdy dostaję wiadomości od słuchaczy o tym, że dana piosenka pomogła im przejść przez trudności, czują się zrozumiani i mniej samotni. Wtedy i ja czuję się zrozumiana. Muzyka to mój ulubiony sposób na wyrażanie siebie. Osobiście nie lubię się kłócić i nie jestem problematyczna, ale w piosence zawsze będę szczera do bólu i wyleję z siebie każdą emocję. Dzięki muzyce prościej jest mi „być”.
ES: Wyróżniasz się wizerunkiem. Czy NIKI to wyłącznie Twoje artystyczne alter ego, kolorowa, zbuntowana dziewczyna w studiu i na scenie, czy to ta sama Nikola, którą znają rodzina oraz przyjaciele?
NZ: Ta sama, choć jest jedna różnica. Gdy pisałam „Amnezję” (dotyczy to również innych moich utworów), to nie było mi do śmiechu, a w momencie wyjścia na scenę, śpiewam tę piosenkę z manierą i uśmiechem, dodatkowo tańcząc. Mam wrażenie, że to właśnie muzyka daje mi odwagę i możliwość przeobrażania złych wydarzeń w pozytywne, co nie umniejsza ich autentyczności, ale robi różnicę. Nikola pisze utwory, uzewnętrznia się, tworząc je, a NIKI je wykonuje i przekazuje dalej. Nikola jest wrażliwa, NIKI buntuje się i wychodzi naprzeciw różnym sytuacjom. Mogę to ująć tak – Nikola przeżywa, a NIKI sobie z tym radzi, choć w jednym i drugim przypadku to jestem w 100% ja.
ES: Jesteś uczennicą szkoły średniej. Jak nauczyciele i rówieśnicy reagują na Twoją twórczość?
NZ: Sama nie wychylam się zbytnio z moją pasją. Nauczyciele długo nie wiedzieli o mojej działalności artystycznej. Dowiedzieli się trochę „przypadkiem”, kiedy pan profesor Adrian Szary przeprowadził ze mną wywiad w swoim programie o ludziach z pasją. Wtedy był taki szok, że Nikola poza szkołą jest artystką, a nic wcześniej na ten temat nie mówiła (śmiech). Jeśli chodzi o rówieśników, to myślę, że wiedzieli o mojej pasji pierwsi od nauczycieli, bo internet stanowi najlepsze źródło informacji. Nie doświadczam raczej nieprzychylnych komentarzy. Na początku może było kilka takowych, ale nic mnie nigdy nie zniechęca do osiągania swoich celów, więc jeśli nawet pojawi się taki komentarz, to nie ma on dla mnie znaczenia, gdyż hejt na tym etapie mojej artystycznej drogi do mnie nie dociera. Robię swoje. Spotykam się z bardzo wspierającymi i miłymi opiniami, które tylko motywują! Myślę też, że odkąd pasja przybrała poważniejszą postać, to ludzie zaczęli traktować moją działalność bardziej serio.
ES:W szkole często możemy spotkać osoby, które z powodu swojej inności czują się outsiderami. Jaką radę byś im dała?
NZ: Też róbcie swoje. Fajnie jest być innym. Długo postrzegałam to jako swoją wadę, teraz uważam to za największą zaletę. Zróbcie z tego swoją siłę, bądźcie dumni ze swojej inności. Ubierajcie się, jak chcecie i dążcie do spełniania marzeń, nawet jeśli wiąże się z tym ryzyko narażenia się na różne opinie. Ja się odważyłam i było warto. Bądźcie sobą!
ES: Wspomniałaś, że zdarza Ci się otrzymywać wiadomości od słuchaczy na temat tego, jak Twoja muzyka wpłynęła na ich sposób myślenia. Jak często ma to miejsce?
NZ: Bardzo często. Nigdy nie zapomnę wiadomości od dziewczyny, która dzięki „Amnezji” nie pozwoliła wrócić do siebie toksycznemu chłopakowi po zdradzie. Nie znam jej osobiście, a czuję się z niej najbardziej dumna na świecie. Cieszę się, że mogłam tak pomóc. Nie była to zresztą jednorazowa sytuacja. Ja popełniłam parę błędów z tego typu „drugimi”, a raczej milionowymi szansami i czuję ulgę, widząc, że innych mogę jakoś przed tym uchronić. Po to robię muzykę! To najlepsze możliwe wzajemne wsparcie. Nawet nie znając się, możemy sobie pomóc.
ES: Sama reżyserujesz swoje klipy, piszesz do nich scenariusze. Masz w planach w przyszłości spróbowanie sił w kreowaniu teledysków dla innych artystów?
NZ: Nigdy o tym nie myślałam, ale byłabym bardzo chętna! Wychowałam się na muzyce Melanie Martinez, która również robiła niemalże wszystko samodzielnie. Sama zaczęłam się tak rozwijać. Im więcej pomysłów jest moich, tym większy sentyment do projektu i większa satysfakcja. Teledyski są pięknym wyrażeniem tego, o co mi chodzi w utworze, idealnym dopełnieniem, urzeczywistnieniem. Na pewno chciałabym w przyszłości pisać muzykę również dla innych artystów. Myślę, że teledyski też chętnie mogłabym pomóc reżyserować. Praktycznie nigdy nie brakuje mi pomysłów, a sama nie zrealizuję wszystkich (śmiech).
ES: Wygrałaś konkurs „Be A Star Camp” zorganizowany przez wytwórnię My Music. Opowiedz coś więcej na ten temat.
NZ: Rok wcześniej przyjechałam na „Way To Young Stars Camp” (poprzednia nazwa tego konkursu, przyp. red.), będąc szarą myszką, która nie umiała powiedzieć głośno – „chcę śpiewać własne piosenki”. Długo nie wierzyłam w to, czy warto w ogóle zaczynać realizować marzenia. Byłam raczej typem dziecka, które nigdy nie było „pierwsze”, mianowicie nie wygrywałam żadnych konkursów i długo szukałam swojej drogi. Kiedy już odważyłam się wziąć udział w omawianym przez nas „Be A Star Camp”, udało mi się pokazać na scenie energię, która chowała się głęboko we mnie i zdobyłam się na odwagę, by zaprezentować swoje teksty, demo pierwszej piosenki. Dostałam wyróżnienie mające zmotywować mnie, by za rok stanąć na podium. Po roku przyjechałam już na „Be A Star Camp” jako inna osoba i wystąpiłam na tej samej scenie, tym razem z własną piosenką. Wygrałam, śpiewając własny tekst, grając własną melodię, będąc w 100% sobą, a publiczności piosenka się podobała. Schodząc ze sceny, przytuliłam się do moich przyjaciół i płakałam. Płakałam, bo wystąpiłam z własnym utworem – nigdy czegoś takiego nie poczułam. Później znów się popłakałam, bo mój utwór wygrał i podczas bisu już nie śpiewałam refrenu sama – publiczność śpiewała ze mną. Wydałam singiel w największej niezależnej wytwórni w Polsce, współpracując z ekipą, której projekty śledziłam za dzieciaka. W ramach wygranej wydałam właśnie „Napisy Końcowe”, a do piosenki zrealizowaliśmy piękny, filmowy klip, prosto z moich wyobrażeń. Warto dodać, że nagrodę przyznała mi między innymi idolka z mojego dzieciństwa – Sylwia Lipka. To było bardzo wzruszające. Zapamiętam ten moment do końca życia. W chwili, gdy publiczność zaczęła śpiewać mój tekst, już byłam pewna, co chcę robić w życiu.
ES: No właśnie – miałaś tam okazję poznać swoją idolkę, Sylwie Lipkę. Co dało Ci to spotkanie?
NZ: Sylwię poznałam o wiele wcześniej, na koncertach oraz fanowskim obozie. Mała Nikola zawdzięcza Sylwii motywację i dużo wiary w siebie, a także piękną realizację „Napisów Końcowych”! Zawsze będę Jej wdzięczna! Jako ciekawostkę mogę dodać, że można znaleźć mnie w klipach Sylwii („4 Łapy” oraz „Maleństwo”). W tym pierwszym jestem jednak nie do poznania, wszak było to lata temu.
ES: Ważną rolę w Twoim życiu odegrała również Radomska Szkoła Rocka. Czym jest dla Ciebie to miejsce?
NZ: Nie tyle szkoła, ile ludzie w niej obecni. Dzięki nim mam w sumie wszystko. Oni wbili mi do głowy, że nadaję się na scenę, że moje teksty mają sens, że jestem w stanie rozwinąć talent, że mogę coś osiągnąć. Gdyby nie oni, nie byłoby mnie tutaj! Zaczęłam rozwijać swój wokal i możliwości właśnie dzięki tym ludziom. Zawsze będę wdzięczna cudownym osobom, które później stały się moimi przyjaciółmi! Julko, Emilko, Limku – dziękuję!
ES: Jesteś na takim etapie zarówno prywatnie, jak i zawodowo, że poznajesz wiele różnych osób. Czego Twoja dotychczasowa przygoda ze światem muzyki nauczyła Cię o otaczającym świecie, ludziach?
NZ: Mam bardzo zamknięte grono przyjaciół. Znajomych sporo, ale trudno jest mi się tak zbliżyć do każdego. Jest to ciekawe, bo niby jestem dość ekstrawertyczna, ale chyba doświadczenie nałożyło na mnie taki „pancerz”. Świat muzyki nauczył mnie, że tylko ciężką pracą można coś osiągnąć. Wszechświat za darmo mi tego nie da. Nauczył mnie też, że ludzie magicznie zaczynają cię lubić i inaczej postrzegać, gdy udaje ci się coś osiągnąć. Niektórzy uważają, że to w przyszłości może być opłacalne mieć taką znajomość. Mam to na uwadze, ponieważ często widać po ludziach, jakie mają wobec nas intencje. Na szczęście świat muzyki łączy mnie również w nowe znajomości z super osobami, bardzo wspierającymi i kreatywnymi!
ES: Nad czym obecnie pracujesz?
NZ: Nad materiałem na potencjalną EP-kę, aczkolwiek projekt jest dopiero w fazie początkowej, więc za wcześnie, by zdradzać szczegóły. Powstaje wiele nowych piosenek i mam nadzieję, że kilka z nich trafi na ten minialbum. Tyle mogę powiedzieć.
ES: Gdybyś mogła stanąć na scenie z gwiazdą światowego formatu, kto by to był i dlaczego?
NZ: Melanie Martinez! Ikona, której wiele zawdzięczam. Właśnie mała Nikola jako outsider czuła się mniej samotna dzięki płycie tej artystki „Cry Baby”. Kocham twórczość i szczerość Melanie, jej piosenki zawsze były, są i będą dla mnie wzorem! Oczywiście znalazłoby się też wielu innych artystów zagranicznych, a także polskich, z którymi chciałabym coś stworzyć. Jeśli chodzi o światowy format, to zakochałam się ostatnio w twórczości Conana Graya! Album „Superache” to coś pięknego. Piszemy o podobnych przeżyciach, wspólna piosenka mogłaby więc być naprawdę mocna!
Rozmawiał: Elvis Strzelecki
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1