IKS

Wojciechem Powaga-Grabowski i Przemysław Myszor (Myslovitz) [ROZMOWA]

myslovitz-rozmowa

Myslovitz to jeden z najbardziej kultowych zespołów na polskiej scenie muzycznej, który od ponad 30 lat tworzy muzykę łączącą rock, alternatywę i melancholijne teksty. Grupa wywodząca się z Mysłowic zyskała popularność dzięki albumowi „Miłość w czasach popkultury”, a ich utwory, takie jak „Długość dźwięku samotności”, stały się hymnem pokolenia. Po zmianach w składzie i latach pracy, Myslovitz nadal przyciąga tłumy na koncerty i zaskakuje swoją autentycznością oraz emocjonalnym podejściem do muzyki. W tym wyjątkowym wywiadzie porozmawiałam z Wojciechem Powagą-Grabowskim i Przemysławem Myszorem o historii zespołu, kultowym albumie i zmianach w popkulturze.

 

Małgorzata Maleszak-Kantor: Cieszę się, że mogę Was poznać, bo jestem fanką od lat.

 

Wojciech Powaga-Grabowski: O, dziękujemy.

 

 

MMK: Wychowałam się na Waszej muzyce, cała rodzina jej słucha. Chciałabym cofnąć się z Wami w czasie i porozmawiać o albumie Miłość w czasach popkultury, ale na początek – jak rozpoczęliście współpracę z Waszym wokalistą?

 

WPG: To długa historia. Zacznijmy od 2012 roku, gdy zmienialiśmy skład. Po przesłuchaniach wybraliśmy trzech kandydatów i zorganizowaliśmy koncert, na którym każdy z nich zaśpiewał z nami. Ostatecznie wybraliśmy Michała Kowalonka, a Mateusza – nie. Mateusz, nasz wielki fan, bardzo to wtedy przeżył, ale o tym dowiedzieliśmy się dużo, dużo później. 

 

 

MMK: On pewnie również wychował się na Waszej muzyce.

 

WPG: Tak, dokładnie. Jak teraz na to patrzę, to serio się cieszę, że tak się to wtedy potoczyło.

 

Los – no i trochę my sami  -schowaliśmy Mateusza na tę przysłowiową półkę… do sejfu, gdzie był bezpieczny. Bo szczerze, w tamtym czasie on po prostu nie był gotowy na to, co przyszło po odejściu Artura Rojka.

 

Spotkał nas wtedy potężny, naprawdę potężny hejt, który Michał w całości wziął na siebie. A Mateusz? To mega wrażliwy facet, a wtedy był jeszcze młodym chłopakiem, który dopiero wchodził w ten trudny świat muzycznego biznesu. Nie udźwignąłby tego, jestem tego pewien.Kiedy po latach rozstaliśmy się z Michałem, długo zwlekaliśmy z tym, żeby zadzwonić do Mateusza. Miał swoje życie – rodzinę, wszystko poukładane – no i nie najlepsze wspomnienia z poprzedniej próby. Na początku odmówił. Ale na szczęście, zaczął przychodzić na próby. I teraz to on nas napędza, motywuje, goni do pracy i swoją energią ciągnie ten zespół do przodu. Niesamowite, jak to wszystko się ułożyło.

 

MMK: To świetne. Jesteście teraz w trasie, prawda?

 

WPG: Tak, koncertujemy.

 

 

MMK: Słuchałam Waszego albumu Live. Chciałam sprawdzić, jak odbiorę tę zmianę, bo jestem przyzwyczajona do głosu Artura Rojka. Ostatnio puściłam sobie Nienawiść z Miłości w czasach popkultury. To mój ulubiony numer i mimo innego głosu, miałam ciarki.

WPG: Tak, to też jeden z moich ulubionych numerów koncertowych. Mateusz jest dokładnie taki jak my – ma tę samą wrażliwość, ten sam sposób czucia. Potrafi przekazać emocje w stu procentach po myslovitzku.

 

 

MMK: A jak reaguje publiczność?

 

WPG: Ludzie są zachwyceni. Na koncertach ja biegam z gitarą, macham rękami, klaszczę, a potem nagle otwieram oczy, budzę się z tego muzycznego amoku, rozglądam się i myślę: po co ja tak pajacuję, skoro i tak wszyscy patrzą na Mateusza? Serio, on jest świetnym wokalistą, a do tego przyciąga uwagę – jest skromny, przystojny, charyzmatyczny… no ma to coś.

 

 

MMK: Widać, że publiczność potrzebuje takiej interakcji.

 

WPG: Tak, ludzie chcą, żeby do nich podejść, zagadać, dotknąć, cokolwiek. Doskonale to rozumiem, pamiętam swoją interakcję z idolem. Byłem na koncercie Davida Gilmoura, siedziałem bardzo blisko i, wbrew wszystkim zakazom, ukradkiem nagrywałem go telefonem. W pewnym momencie spojrzał na mnie spod byka – i to był ten moment! Coś, czego nigdy nie zapomnę. Mój idol spojrzał prosto na mnie!

 

 

Zdjęcie : Materiały prasowe – Serwis Rock House – fot. Piotr Porębski

 

MMK: Teraz wielu artystów decyduje się na zakaz nagrywania na koncertach.

 

Przemysław Myszor: To zmora naszych czasów. Ludzie wrzucają filmy na YouTube, tracąc kontrolę nad jakością dźwięku i obrazu. Nie sprzedaje się płyt, a muzycy żyją głównie z praw autorskich. Nadmiar amatorskich nagrań odbiera sens profesjonalnym produkcjom.

 

 

MMK: Mnie to denerwuje. Mam wrażenie, że ci, którzy ciągle nagrywają, nie cieszą się koncertem.

 

PM: Tak, to często osoby bardziej zainteresowane pokazaniem, że byli na koncercie, niż samym przeżyciem. Ale z tym nie wygramy – każdy odbiera sztukę na swój sposób.

 

 

MMK: A właśnie na dobry temat zeszliśmy, słuchajcie, bo chciałam Wam pytanie na temat zmian. Jak się zmieniła popkultura przez te 25 lat, według Was?

 

PM: Popkultura… Znaczy popkultura sama w sobie nie zmieniła się aż tak bardzo. Zmieniły się raczej konteksty, w jakich funkcjonuje. Zmieniły się role, zmieniły się odbiorcy, zmienił się sposób konsumpcji kultury. Kiedyś było to zjawisko, które rozwijało się w kontekście masowego odbiorcy. Dzisiaj, dzięki internetowi, mamy dostęp do większej ilości treści, ale nie zawsze oznacza to, że to, co jest popularne, ma jakąś wartość. Dziś mamy mnóstwo rzeczy, które zdobywają ogromne zasięgi, ale niekoniecznie dlatego, że są wartościowe. Kiedyś, kiedy my zaczynaliśmy, mogliśmy mówić o tym, że piszemy piosenki, które są może nie najgłupsze na świecie, ale łatwiejsze do zrozumienia i bardziej przystępne. Z kolei zespół Ich Troje, który wtedy zdominował scenę, pisał piosenki oparte na czymś innym, może mniej ambitnym, ale trafił do szerszej publiczności. Z kolei my byliśmy bardziej niszowi, z mniejszym zasięgiem, ale z czasem i tak staliśmy się częścią tej szerokiej popkultury.

 

 

WPG: Tak, ale wiesz, to też o czymś świadczy –

 

Ich Troje to był „pierwszy polski Podsiadło”, nie? Oni zdominowali stadiony, to była masowa popularność.

 

PM: To jest ten mechanizm popkultury – im szerzej coś dotrze, tym bardziej jest uznawane za popkulturę, ale przez to musi się uprościć. Musisz zrobić coś, co jest bardziej uniwersalne, bo w tym tkwi siła, ale wtedy właśnie wkraczasz na granicę tego, co chcesz robić, a co musisz zrobić, by dotrzeć do jak najszerszego grona. Myślę, że obecność w popkulturze to zawsze kwestia wyboru. Możesz wybrać, czy chcesz zrobić coś bardziej mainstreamowego, czy nie. Zawsze jednak masz granice, które możesz przesunąć lub zignorować.

 

 

MMK: Wciąż czujecie, że najważniejsze to być autentycznym, robić to, co się czuje?

 

PM: Zdecydowanie. Ja i Wojtek, kiedy piszemy, nie potrafimy pisać na zamówienie, nie potrafimy pisać czegoś, czego nie czujemy. Często, jeśli piszę tekst, który nie ma dla mnie żadnego sensu, czuję się jak siódmoklasista w podstawówce piszący na siłę.

 

Dlatego kiedy coś robimy, to musi to mieć dla nas wartość, musi rezonować z nami, bo inaczej nie jesteśmy w stanie tego sprzedać w sposób wiarygodny. Jeżeli widzimy, że coś jest sztuczne, odbiorca to wyczuje.

 

MMK: Wtedy to wszystko traci swoją moc.

 

PM: Tak, tylko że nie każdy ma z tym problem. Są artyści, którzy nie mają tu żadnych oporów, a mimo to potrafią utrzymać swoją popularność. Ale jak ktoś się w tym gubi, to od razu widać, że nie jest to autentyczne i to ma wpływ na całą prezentację, na to, jak to jest odbierane. To właśnie przez to, że popkultura zmieniła się, bo kiedyś były te momenty, gdy coś się pojawiało i po prostu dominowało – teraz jest inaczej, szybkość dotarcia do ludzi jest znacznie większa dzięki internetowi, ale z drugiej strony w tej ogromnej masie trudno się wyróżnić.

 

WPG: Tak, to jakby wszystko poszło w inną stronę. Mamy teraz masę treści, a to, co nie jest wystarczająco głośne, szybko zostaje zapomniane.

 

PM: Właśnie, i to jest ta różnica. Kiedyś, nawet jeśli nie byliśmy na topie, to mieliśmy swój moment, swoją publiczność. Dziś, w tym zgiełku, wszystko jest bardziej efemeryczne, ale jeśli coś jest naprawdę mocne, to i tak znajdzie drogę do ludzi. To „coś” nie zniknie, to jest ponadczasowe. Dla nas najważniejsze zawsze było, żeby tworzyć coś, co ma wartość, co rezonuje z tymi, którzy nas słuchają. I wierzę, że nadal mamy to „coś”.

 

 

MMK: Tak, to widać. Myślę, że dlatego właśnie te starsze piosenki, zespoły wciąż mają swoją moc, mimo że mogą nie być najnowsze.

 

PM: Tak, dokładnie. Jeśli coś ma prawdziwą wartość, to przetrwa, niezależnie od tego, co się dzieje w popkulturze.

 

WPG: Ja tu mówiąc o wartości sztuki wchodzę na swoje pole i mam na myśli tekst, ale w piosence to sposób zaśpiewania ma ogromne znaczenie. Często, gdy ktoś niezorientowany w temacie przeczyta, to co napisałem, a nie słyszał piosenki , mówi: No fajne, ale jakieś takie zwyczajne. Późnej po odsłuchaniu płyty mówi: A! To, to znam, świetne, ale jakieś inne, zmieniłeś coś?

 

PM: Tak, to dostaje niesamowitej głębi i emocji.

 

WPG: Emocji przez wokalistę, emocji, która jest w muzyce.

 

Zdjęcie : Materiały prasowe – Serwis Rock House – fot. Piotr Porębski

 

MMK: Nawet nie tylko sama melodia, ale w ogóle też sposób interpretacji tej melodii bardzo dużo daje.

 

PM: Tak, tak, tak, to wiadomo. To są takie rzeczy, które narzucają Ci pewną emocję, z którą podchodzisz do tych słów, tak? Że już się nie musisz zastanawiać.

 

 

MMK: A jak tworzyliście tę płytę, to mieliście takie przeczucie, że ta płyta po prostu rozwali system, czy raczej zaskoczyło Was to?

 

PM: Myśmy walczyli o życie wtedy.

 

 

MMK: Czyli było zaskoczenie?

 

PM: No dla mnie tak w sumie, dla mnie tak.

 

WPG: Tak.

 

PM: Dla nas to były po prostu kolejne piosenki, niekoniecznie lepsze, ale trochę bardziej dopracowane niż poprzednia płyta. Byliśmy bardziej zgrani, co sprawiło, że wszystko lepiej się ze sobą łączyło. To jak pieczenie ulubionej babki – z czasem rozumiesz, jak ją zrobić idealnie, chociaż nie wszystkie próby są udane. Po poprzedniej płycie, która miała być najlepsza w historii polskiego rocka, zostaliśmy z nią sami, bo nikt tego nie zauważył. Przy kolejnej płycie już nie mieliśmy takich ambicji, raczej byliśmy w trudnym momencie, nie myśleliśmy o zdobywaniu sławy.

 

 

MMK: Pamiętacie moment, kiedy uświadomiliście sobie, że ta płyta naprawdę podbija Polskę? Kiedy poczuliście, że to się dzieje?

 

PM: Chyba wtedy, kiedy Długość Dźwięku Samotności zaczęła bić rekordy. Gdziekolwiek się nie pojawiałem, czy to w sklepie, barze, pociągu, w lesie (śmiech) – wszędzie leciała Długość. To był moment, kiedy zaczęliśmy dostrzegać, że coś się dzieje.

 

WPG: My tego tak nie odbieraliśmy. Zawsze branża i firma traktowała nas po macoszemu, jako tych od harcerskiej, ogniskowej muzyki. Podczas koncertów na dużych imprezach, czy festiwalach telewizyjnych czuliśmy się jak ci „chłopcy ze Śląska”. O żadnych gwiazdach nie było mowy.

 

PM:

Byliśmy młodzi, pełni ambicji. Nie chcieliśmy być popularni. Chcieliśmy zmieniać świat, chcieliśmy robić najlepsze piosenki na świecie. Myśleliśmy o tym, co mamy do zrobienia, a nie o tym, co jest teraz, o tym, co się udało, co się wydarzyło.

 

To był tylko etap do tego, co chcieliśmy osiągnąć. I kiedy ta płyta wyszła i zaczęła zdobywać popularność my byliśmy już gdzie indziej, patrzyliśmy gdzieś tam daleko w przyszłość, nie zwracając uwagi na to co się dzieje wokół. Nie zauważając tego co nasza muzyka robi ludziom. Teraz, po latach, widzimy, że dla niektórych nasza płyta ma ogromne znaczenie. I nawet młodsze pokolenia, które nas nie znały, teraz śpiewają te piosenki, tak jakby były ich, jakby były napisane dla nich i o nich.

 

WPG: I to jest dziwne, bo mimo tego sukcesu nigdy nie czuliśmy się jak wielkie gwiazdy. Dopiero teraz, patrząc wstecz, dostrzegamy, jak wielki wpływ mieliśmy na ludzi.

 

PM: Często spotykam ludzi, którzy mówią, że nasza płyta zmieniła ich życie. W sumie to niesamowite, ale też bardzo zobowiązujące. Jesteś zwykłym człowiekiem i robisz to, co po prostu umiesz, a nagle ktoś mówi ci, że twoja piosenka uratowała mu życie. Uwierz mi, że nie łatwo jest przyjąć coś takiego.

 

 

MMK: To prawda. Wiesz, kiedy ktoś ci mówi coś takiego zostaje to z tobą na długo. Jak się do tego ustosunkować?

 

PM: Tak, to trudne.

Kiedyś podszedł do mnie ktoś i powiedział, że moja piosenka Acidland zmieniła jego życie. Wtedy poczułem się dziwnie, bo nie byłem gotowy na to, żeby stać w takim miejscu i słuchać takich historii. Potrzebowałem trochę czasu by jakoś się z tym oswoić. I nawet kiedy o tym mówię teraz to traktuje to jako ciekawostkę i potrzebuję chwili namysłu by poczuć dumę.

 

WPG: Zgadza się. Kiedy menedżer powiedział nam, że teraz, po 25 latach nasza płyta jest kultowa, nie wierzyliśmy. Nie wiedzieliśmy, że ta płyta wywarła tak duży wpływ na ludzi, tak bardzo z nimi została. A jednak, kiedy zaczęliśmy grać koncerty, machina ruszyła i wyprzedały się wszystkie.

 

 

MMK: Właśnie, sprzedaliście je.

 

WPG: Tak, ale nie wierzyliśmy, że to naprawdę się wydarzy.

 

 

MMK: Właśnie chciałam zapytać o długość dźwięku. Czy nie macie już dość tej piosenki? Albo czy był taki moment, że mieliście dość?

 

WPG: Nie, nigdy, ponieważ ciągle kocham swoją pracę, to najlepsze zajęcie pod słońcem . Uwielbiam dawać ludziom radość i widzieć ich uśmiechnięte twarze.

 

 

MMK: A ta piosenka szczególnie daje im tę radość, prawda?

 

WPG: Tak, ta piosenka naprawdę daje im dużo radości. Wiele osób może myśleć, że mam już jej dość, ale granie jej sprawia mi wielką, wielką przyjemność. Czekam na nią na każdym koncercie.

 

PM: Ja bym powiedział, że ta piosenka daje ludziom nie radość, ale siłę. Daje im poczucie, że są wyjątkowi, że są jedyni. To naprawdę daje ludziom wewnętrzną moc. Zastanawiałem się, czemu tak jest, i zaczynałem rozumieć, że to wszystko o nas. W tym świecie każdy czuje się samotny, a ta piosenka daje poczucie siły i unikalności. Często myślę, że Długość mogłaby być hymnem tego kraju. Pasuje jak ulał do polskiej mentalności, historii.

 

Zdjęcie : Materiały prasowe – Serwis Rock House – fot. Piotr Porębski

 

MMK: A co czuliście, pisząc tę piosenkę?

 

WPG: Presję. Czułem dużą presję, ponieważ wszyscy mówili, szczególnie w firmie wydawniczej, że to będzie hit. Zwykle, jako autorzy, czujemy z Przemkiem jaką piosenka ma w sobie emocję i co możemy za jej pomocą przekazać.  Tym razem miałem problemy z napisaniem tekstu. Dzień przed ostatecznym terminem nagrań, siedziałem w pokoju, nie wiedziałem, co zrobić. Nagle przypomniałem sobie moje doświadczenie z dzieciństwa, kiedy czułem się wolny, wolny od wszystkich i od wszystkiego siedząc wysoko na drzewie na uprzednio zbudowanej platformie z paru starych desek. Tak powstał tekst.

 

PM: Nigdy mi tego nie mówiłeś!

 

WPG: Przypomniałem sobie wtedy, jak siedziałem w ukryciu wysoko na topoli, otoczony wielkimi, zielonymi liśćmi i czułem się wolny i bezpieczny, patrząc na cały świat z bezpiecznej odległości. To właśnie o tym jest ta piosenka.

 

 

MMK: Co byście sobie powiedzieli, gdybyście mogli przenieść się do czasów tworzenia tej płyty i powiedzieć coś sobie sprzed 25 lat? Jakąś radę, na przykład?

 

WPG: Ciekawe pytanie.

 

PM: Ja nie wiem. Ja bym sobie powiedział to, co mi powiedziała moja żona w tym roku, jak zaczęliśmy sprzedawać koncerty: „Przemek, rozejrzyj się. Przeżyliście 10 trudnych lat, walczyliście, by to utrzymać, a teraz wróciliście. To jest niesamowite. Pozwól sobie na radość”. Ja bym powiedział sobie: „Pozwól sobie na to”. To naprawdę jedna z najtrudniejszych rzeczy, którą możemy zrobić jako ludzie – pozwolić sobie na coś. Cieszyć się. Nie wstydzić się wzruszeń czy radości, nawet jeśli ktoś nas za to skrytykuje. To tylko my decydujemy, jak to przeżyjemy, czy to nas dotknie, czy się od nas odbije.

 

W wielu przypadkach największymi swoimi wrogami jesteśmy my sami, z powodu lęku.

 

Gdybym to zrozumiał wtedy, moje życie byłoby dużo szczęśliwsze przez połowę jego długości.

 

WPG: Kiedy słucham tego, o czym rozmawiamy, zaczynam się jakoś dziwnie denerwować. Jesteśmy teraz w trakcie pracy – właśnie komponujemy i aranżujemy nowe piosenki. Po tym wszystkim, czego doświadczyliśmy dzięki trasie 25 lat Miłości w czasach popkultury, po tym, co dostaliśmy od fanów i jak ważna jest dla nich ta płyta, poczułem ogromny stres przed wydaniem kolejnej. Czuję duże ciśnienie. Chcemy – chcę – podołać temu, co zrobiliśmy wcześniej dla tych ludzi. To ważne.

 

PM: Ale wiesz, teraz nie musimy już nikomu nic udowadniać.

 

Nie chodzi o to, że jesteśmy tacy świetni, ale my po prostu nie musimy przeskoczyć „Miłości w czasach popkultury” czy „Korova Milky Bar”. Zrobiliśmy „Wszystkie narkotyki świata”, po 12 latach. Przeszliśmy przez kryzys, farmakologiczne wykończenie i mimo to dostaliśmy nominację do Fryderyka, co w tej branży jest trudne. Nie wygraliśmy, ale to nie jest najważniejsze. To nie jest wyścig.

 

Ludzie przychodzą na koncerty, młodsze pokolenie pokochało tę płytę. Dla starszych to może być trudne, bo przyzwyczaili się do innego wokalisty, ale w końcu się przyzwyczają. Albo nas zaakceptują, albo nie.

 

 

MMK: Myślę, że się przyzwyczają. Artur robi swoje, wy robicie swoje.

 

WPG: Tak, rozmawiam z fanami i dostaję dużo wiadomości, w których ludzie piszą, że kochają i Mateusza, i Artura. Dla naszych nowych, młodych odbiorców nie ma znaczenia, kto śpiewa – liczy się przekaz, teksty, emocje, melodie.

 

 

MMK: Wspomnieliście, że pracujecie nad nową płytą. Jak idą te prace i kiedy możemy się spodziewać nowego materiału?

 

WPG: Prace są dosyć intensywne, ponieważ od jakiegoś czasu jesteśmy nieustannie w trasie i musimy wykorzystać każdą wolną chwilę. Mamy mnóstwo pomysłów – jak zawsze w Myslovitz, na każdej próbie mogłoby powstać kilka piosenek. Myślimy o wydaniu płyty pod koniec 2025 roku. Management nas ciśnie, fani nas cisną, no i umawialiśmy się w zespole na nową płytę co dwa lata…

 

 

Rozmawiała Małgorzata Maleszak-Kantor

 

Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek bezpośrednio od zespołu. Dyskografię MYSLOVITZ zamyka koncertówka “Wieczorami chłopcy wychodzą na ulice – LIVE ” . Album, dostępny jest zarówno na CD jak i płycie winylowej. Podpisaną przez grupę płytę, możecie nabyć w oficjalnym sklepiku (tutaj) . Album jest też dostępny u wydawcy – Mystic Productions (tutaj) .

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz