W połowie lutego 2021, hasztag „mogwai4number1” pojawił się w setkach postów publikowanych na mediach społecznościowych. Chwilę po wydaniu „As the Love Continues”, fani Mogwai, chcąc wesprzeć swoich idoli, właśnie w taki sposób promowali zakup świeżo wydanego 10 studyjnego albumu grupy. Akcja zakończyła się ogromnym sukcesem. To właśnie w dużej mierze dzięki oddaniu wiernych słuchaczy (w gronie których znalazł się między innymi aktor Elijah Wood) Mogwai po raz pierwszy w swojej (wtedy 25 letniej) karierze wspiął się na szczyt brytyjskiej listy sprzedaży. Czy „As the Love Continues” był najlepszym wydawnictwem w bogatej dyskografii grupy? Tutaj zdania były podzielone, ale to nie zmienia faktu, że dokładnie cztery lata temu kwartet z Glasgow osiągnął komercyjny sukces o jakim nawet nikt nie marzył. Dziś, po czterech długich i ciężkich latach od tego przełomowego punktu kariery, formacja powraca z nowym krążkiem zatytułowanym „The Bad Fire”.
„To nie jest miejsce, do którego zwykle trafia zespół tworzący muzykę taką jak my”. Wspominał w jednym z wywiadów Stuart Braithwaite lider formacji, komentując pierwsze miejsce „As the Love Continues” na brytyjskiej liście sprzedaży. Z pewnością było to dla Mogwai nowe, ale zarazem niezwykle budujące doświadczenie. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy… a naprawdę ciężkie czasy dopiero miały nadejść. Tytuł „The Bad Fire” w slangu oznacza piekło i odzwierciedla tych kilka trudnych lat jakie nastąpiły po chwili triumfu w 2011 roku. Członkowie formacji musieli zmierzyć się z naprawdę przytłaczającymi problemami osobistymi… utratą bliskich, a nawet ciężką chorobą dziecka. Powrót do studia okazał się czymś na kształt rytuału oczyszczającego, który pozwolił wydobyć wszelkie emocje (zarówno te złe jak i dobre) i przenieść je na ścieżki taśmy. Efektem jest materiał niezwykle różnorodny, sięgający zarówno do post-rockowych korzeni jak i eksplorujący zupełnie nowe muzyczne rewiry. Jednak to co odróżnia go od poprzednich wydawnictw Mogwai, to ogromny ładunek emocjonalny, który da się wyczuć praktycznie w każdej nucie.

Otwierający album „God Gets You Back” w dużej mierze opiera się na syntezatorach, które przez blisko siedem minut będą tworzyć wyjątkową hipnotyzującą atmosferę. Dyskretne wokale Barrego Burnsa schowane gdzieś z tyłu, potęgują senny klimat. Mimo że ledwo słyszalne, mają ogromne znacznie. Słowa napisała 7-letnia córka muzyka. Przed nagraniem płyty, dziewczynka zmagała się z poważnymi problemami zdrowotnymi, w kontekście których tytuł kompozycji nabiera dosłownie transcendentnego wymiaru. Te zaledwie (lub aż) trzy linijki tekstu są duchowym rdzeniem utworu, które potęguje jego emocjonalną siłę rażenia. Biorąc pod uwagę terapeutyczny charakter płyty, wybór właśnie tego utworu na jej początek jest jak najbardziej uzasadniony. Wrażliwy słuchacz być może sam odnajdzie w niej leczniczy pierwiastek. Muszę jednak ostrzec – nie dajcie się złapać w pułapkę krążącej po sieci o połowę krótszej wersji radiowej „God Gets You Back”, która w moim odczuciu gubi magię utworu.
Po ocierającym się o dream czy nawet synth pop utworze otwierającym, dostajemy instrumentalną kompozycje, które powinna przypaść do gustu fanom bardziej klasycznych post rockowych klimatów. „Hi Chaos” rozpoczyna się nieśpiesznie by falami narastać, a w finalne eksplodować, serwując słuchaczowi prawdziwą kanonadę dźwięków. Tytułowy chaos jaki dostajemy w ostatniej fazie utworu to jeden z mocniejszych instrumentalnych fragmentów na płycie. Jednak momentów, które szczególnie docenią post rockowi puryści na „The Bad Fire” jest znacznie więcej. Przepięknie powolne „Pale Vegan Hip Pain” czy monumentalnie narastające „If You Find This World Bad, You Should See Some Of The Others” mogłyby znaleźć swoje miejsce na klasycznych albumach grupy takich jak “Happy Songs for Happy People” czy “Mr Beast”.

Mogwai do pracy nad płytą zaprosił Johna Congletona, doświadczonego producenta, który na swoim koncie ma kilka świetnych albumów, w tym post-rockowy klasyk Explosions in the Sky z 2011 roku „Take Care, Take Care, Take Care”. Z drugiej strony przyczynił się do stworzenia masy wybitnych piosenek czołowych indie rockowych wykonawców takich jak St. Vincent, Wild Beasts czy The Walkmen. Jego lekkość produkcji i umiejętne balansowanie pomiędzy stylami czuć na każdym kroku. Płyta jest pełna kontrastów. Congleton sprawia, że ten cały kalejdoskop dźwięków jaki dostajemy: od syntezatorów, Vocoderów no i przede wszystkim gitar w najróżniejszej postaci idealnie do siebie pasuje. Jest coś nowatorskiego w tych 10 kompozycjach, co wnosi powiew świeżości do twórczości Mogwai. Z drugiej zaś strony czuć, że grupa dalej potrafią (i chce) świetnie brzmieć tam skąd się wywodzi…
„The Bad Fire” to płyta kontrastów, które czuć na każdym kroku. Z jednej strony mamy skłaniające do zadumy muzyczne pejzaże, takie jak w „18 Volcanoes”, z drugiej bardziej optymistyczne kompozycje jak figlarne „Hammer Room”. Ten pierwszy przywodzi oczywiste skojarzenia z najlepszymi dokonaniami shoegazeu (który zawszy był bliski Mogwai, wszak Stuart Braithwaite wspólnie z Rachel Goswell ze Slowdive grają w supergrupie Minor Victories). Za to drugi przynosi wręcz bezczelną dawkę optymizmu.
Natomiast w „What Kind of Mix is This?” formacja garściami czerpię z doświadczenia jakie przez ostatnie lata zdobyła przy tworzeniu najróżniejszych soundtracków (od filmów dokumentalnych przez fabułę czy seriale). Gdy pojawiają się syntezatory miałem wrażenie jakbym oglądał film SF z połowy lat 80. Aż prosi się, żeby kolejny projekt za który się wezmą była ścieżka dźwiękowa właśnie do tego typu produkcji. Ten instrumentalny fragment zgrabnie prowadzi nas do jednej z najciekawszych kompozycji na płycie. „Fanzine Made Of Flesh” powstało na Brooklynie w domu Alexa Kapranosa z Franz Ferdinand. To szalona mieszanka pomysłów w których Mogwai dosłownie puszcza wodzę fantazji. W jednym z wywiadów możemy przeczytać, że Stuart Braithwaite chciał żeby kawałek brzmiał jak skrzyżowanie ABBA, Swervedriver i Kraftwerk. Ja do tej mieszkanki dołożyłbym jeszcze M83 i Air. Na pewno znajdzie się tacy, którym ta popowa lekkość nie przypadnie do gustu, część przyczepi się do wokali. Jednak według mnie „Fanzine Made Of Flesh” to kwintesencja Mogwai Anno Domini 2025 i kolejny przykład na umiejętne wykorzystanie głosu jako kolejnego instrumentu. Bo chociaż wokale na „The Bad Fire” pojawiają się z większą częstotliwością jak na poprzednich wydawnictwach, to są one przede wszystkim idealnym dodatkiem lub mówiąc inaczej kolejnym (ale bardzo ważnym) instrumentem w „orkiestrze”.

Zanim płytę zamykanie kolejna instrumentalna perełka – senny, ponad siedmiominutowy „Fact Boy” zatrzymujemy się na jeszcze jeden szalony przystanek – „Lion Rumpus”. Kompozycji, która podobnie jak wspominane wcześniej „Fanzine Made Of Flesh” zabiera nas w szaloną podróż. Przestery, dziwaczna solówka – której chyba nikt w takiej formie się nie spodziewał i ledwo słyszalne wokale. Dla mnie to jeden z ciekawszych utworów jakie od dawna słyszałem. Nagraniu towarzyszy też teledysk na którym zostajemy zabrani na przechadzkę po Nowym Jorku w towarzystwie… zresztą zobaczcie sami.
Nową płytą Mogwai udowadnia kilka podstawowych faktów. Ponownie pokazali, że mają wrodzony talent do wymyślania świetnych tytułów piosenek i w tej dziedzinie nie mają sobie równych. Po drugie – pomimo 30 lat na scenie, dalej potrafią tworzyć rewelacyjne post-rockowe kompozycje i chwała im za to, że nie próbują na siłę odcinać się od tego w czym są najlepsi. I po trzecie – najważniejsze – ich ciekawość i chęć eksplorowania nowych muzycznych rewirów stanowi perfekcyjne dopełnienie bogatego dorobku jaki zbudowała przez lata. Mogwai swoje 30 urodziny świętuje naprawdę wyjątkową płytą. Jest ona zarazem hołdem dla tego co było, jak i żywym dowodem na to, że można w ciekawy sposób reinterpretować swoją twórczość. I choć w moim odczuciu, stworzyli materiał lepszy od tego z „As the Love Continues”, szansę że po raz drugi uda im się dotrzeć od 1 miejsca list sprzedaży jest niewielka. Jednak w przypadku tej formacji nie ma rzeczy niemożliwych… wiec pozwolę sobie zacząć #mogwai4number1.
Ocena 5/6
Grzegorz Bohosiewicz
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. “The Bad Fire” możecie nabyć bezpośrednio na stronie zespołu (tutaj) . Płyta jest dostępna również w Polskiej dystrybucji . Wiele ciekawych wariantów znajdziecie między innymi w sklepie MYSTIC Production (tutaj)
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: