IKS

Moggs Motel – „Moggs Motel” [Recenzja], dystr. Mystic Production

Nie będzie nadużyciem, jeśli napiszę, że zespół UFO był jednym z największych zespołów hardrockowych w historii. Mimo zmienności składów i różnych perypetii, niezmienny pozostał ich wpływ na tę muzykę i wiele innych gatunków. Postacią, która spajała wszystkie okresy formacji był jej wokalista – Phil Mogg. Muzyk powrócił właśnie z nowym projektem Moggs Motel. Debiutancki album zespołu jest już dostępny.

Historia UFO zakończyła się definitywnie w 2022 roku. Grupa przerwała pożegnalną trasę z powodów problemów zdrowotnych Mogga. Wokalista doznał zawału serca, a lekarze zakazali mu dalszej koncertowej aktywności. Fani mieli nadzieję, że jednak, mimo wszystko, nadarzy się okazja usłyszeć grupę jeszcze na żywo. Sam Mogg rozwiał te wątpliwości mówiąc, że UFO to zamknięty rozdział.

 

W czerwcu 2024 roku pojawiła się natomiast informacja, że po przerwie Phil Mogg powraca z nowym zespołem. Początkowo formacja Moggs Motel była triem, a w jej składzie, poza frontmanem, znaleźli się jego wieloletni współpracownicy – Tony Newton oraz Neil Carter. Całość nagrań odbyła się w studiu należącym do Steve’a Harrisa, basisty Iron Maiden, a prywatnie wielkiego fana UFO. W czasie sesji nagraniowych skład zespołu uzupełnili z kolei: perkusista Joe Lazarus i gitarzysta Tommy Gentry.

 

fot. Charlie Smith, materiały promocyjne

 

„Moggs Motel” to dwanaście energetycznych kompozycji, które dowodzą tego, że Phil Mogg nie stracił nic ze swojego charakterystycznego wokalu, charyzmy oraz ekspresji. To wyrafinowana, hardrockowa jazda: od pierwszych dźwięków „Apple Pie” aż do ostatnich taktów „Storyville”. Echa UFO oczywiście są słyszalne, ale nie ulega wątpliwości, że nowy projekt to też zerwanie jakichkolwiek ograniczeń muzycznych, które mogłyby się pojawić w przypadku występowania pod znanym szyldem.

„Apple Pie” to klasyczny rocker, podszyty bluesem, który zaczyna się subtelnie, by zaatakować solidnym riffem. Wskazano go na pierwszy singiel i był to trafny wybór. Jeszcze bardziej dynamicznie robi się za sprawą „Sunny Side of Heaven” z żeńskimi chórkami, które sprawdzają się tu znakomicie. Koncertowych killerów widzę tutaj kilka, choć nie wiadomo, czy w ogóle ten projekt będzie można zobaczyć na żywo. Na pewno wskazałbym „The Wrong House” z intrem niemal z horroru oraz propozycje w średnim tempie: „Tinker Taylor” czy „Weather”.

 

 

Przyznam się szczerze, że na płycie Phila Mogga nie spodziewałem się utworu, który zbliżony będzie do solowej twórczości… Ozzy’ego Osbourne’a. A jednak, „Princess Bride” z odgłosami burzy, akustycznym intrem brzmi, jakby swoje palcem maczał w nim sam Książe Ciemności. Epicko i nastrojowo robi się w „Other’s People Lives”. Miniatura „Harry’s Place” brzmi jak ścieżka dźwiękowa do kultowych filmów lat 60. i 70. z uwidocznioną rolą basu i… fletu. Zamykający „Storyville” również odstaje klimatem od reszty albumu, ale to kolejna przebojowa propozycja na „Moggs Motel”.

 

Mam nadzieję, że Moggs Motel jest początkiem kolejnego etapu działalności Phila Mogga, a nie subtelnym zakończeniem artystycznej kariery. „Moggs Motel” to przyjemna płyta, która może nie zaskakuje niczym nowym, ale odnajdziemy na niej hard rock najwyższej jakości. I choć nie wiadomo czy jakiekolwiek koncerty będą możliwe, to z niecierpliwością czekam już na kolejny krążek. Apetyt rozbudziłem sobie niczym tą szarlotką otwierającą całość.

 

Ocena: 5/6

Szymon Pęczalski

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz