Projekt Mindheal kontynuuje swoją podróż wśród dźwięków rozpostartych między szeroko pojętą elektroniką oraz rockiem progresywnym. Na najnowszej płycie „Heart And Mind” Wojtek Stecko osadził się w dylemacie serca i umysłu. W poniżej rozmowie opowiada, która strona tego konfliktu jest mu bliższa, jak również przybliża niuanse, jakie stoją za nową płytą.
MM: Z dystopii zwróciłeś się zdaje się ku wnętrzu. Tytuł „Heart And Mind” przynajmniej na to wskazuje?
WS: Nowa płyta to dla mnie krok w bardziej osobiste rejony. Zawsze traktowałem muzykę jak lustro dla tego, co aktualnie pochłania mi głowę – debiutancki album „Pandemic Moods” dotykał niepewności lockdownu; „Sounds Of Dystopia” uderzał w klimat cyfrowej dehumanizacji. Tym razem skupiłem się na naturze ludzkiej – czy kieruje nami serce, czy rozum? Decydujemy racjonalnie, czy jednak rządzą nami emocje? Takie dylematy słychać w moich nowych utworach. Z tych pytań zrodziły się nie tylko tytuły utworów (choćby „Loving In The Machine Age” czy „I Think, Therefore I Feel”), ale przede wszystkim specyficzny nastrój całego albumu. Muzyka zyskuje przez to intymny klimat.
MM: A Tobie bliżej jest do serca, czy do rozumu?
WS: Mnie bliżej zdecydowanie do serca – nie jest tajemnicą że z zawodu jestem kardiologiem (śmiech). Mówiąc poważnie, to w każdym z nas istnieją oba pierwiastki, które w życiu muszą współgrać. Jednym się to to udaje, u innych bywa gorzej.
Ale gdy przychodzi moment tworzenia, to serce wygrywa – to w nim rodzą się najciekawsze pomysły i emocje, które napędzają całą resztę. Rozum pomaga potem dopracować szczegóły, jednak bez serca muzyka byłaby zbyt techniczna.
MM: I to współgranie widać także po tytułach samych utworów na płycie, które w dużej mierze są zestawieniem czegoś żywego z czymś sztucznym.
WS: Tytuły są ważne w muzyce elektronicznej, w której nie ma przecież warstwy tekstowej, ponieważ one w dużej mierze są nośnikiem tego, co kompozytor lub artysta chce przekazać. Tytuły takie jak „Mind Of Glass”, „Automated Desires”, czy „Whispers Of Silicon Soul”, są świadomie prowokujące. Podobnie „Loving In The Machine Age”. Ten album jest (nie tylko dźwiękową) propozycją dla tych, którzy chcą usłyszeć nie tylko to, co zgodne z planem, lecz także to, co nas uwiera i zmusza do zadawania pytań o sens chłodnej kalkulacji w świecie uczuć. Także do uświadomienia, że w relacjach z innymi – ale i z sobą samym – zazwyczaj chodzi o negocjacje pomiędzy racjonalną analizą, a nieuchwytnym głosem uczuć; samokontrolą i żywymi niestłumionymi emocjami. Odzwierciedleniem tej równowagi jest oczywiście muzyka zawarta na płycie. Spaja ona i łączy z jednej strony czyste nowoczesne barwy cyfrowych syntezatorów, a z drugiej ciepłe brzmienia klasycznych analogowych maszyn, bez których – co tu mówić – nie potrafię muzycznie żyć i nie wyobrażam sobie muzyki elektronicznej. Moim zamysłem było, aby te pozornie sprzeczne elementy mieszały się w sposób świeży i organiczny. Pod tym względem album „Heart And Mind” jest kontynuacją poprzedniej płyty, jest jeszcze bardziej eklektyczny.
MM: Bez orkiestrowych smyków zdaje się też nie potrafisz żyć?
WS: Z tym uzależnieniem już przestałem walczyć. Utwory oczywiście zawierają elementy orkiestrowe i smyczkowe, choć tym razem w bardziej nowoczesnych konstelacjach. Niektóre fragmenty zahaczają nawet o stylistykę gamingową, czy klimat kinowy. Tej charakterystycznej mieszanki dopełnia również wiodący w jednym z utworów głos chóru. Jednak warstwa orkiestrowa jest w mniejszym stopniu reprezentowana, niż na poprzednich albumach. Więcej flirtu z rytmem, to przecież album zrodzony z serca.
MM: Te chóry też generujesz cyfrowo, jak mniemam?
WS: Barwy chóru są przetwarzane cyfrowo, ale brzmią jak żywe. Dzisiejsza technologia pozwala na cuda nawet w domowym studio. Opierają się na próbkach prawdziwych głosów rejestrowanych w renomowanych salach koncertowych. To, co dalej, jest tylko kwestią znacznego zaangażowania w obróbkę. Kompozycja w moich utworach, czyli melodie stworzone z tych barw na albumie, są oczywiście własne.
MM: Mam wrażenie, że ta płyta jest w dużym stopniu muzycznym ukłonem w stronę Twojego dzieciństwa.
WS: W mojej muzyce słychać pewne wpływy lat 80’, choć czasem odkrywam to dopiero po przesłuchaniu prawie gotowego utworu. Dziś panuje moda na brzmienia vintage i oldschool, ale mnie ten klimat towarzyszył od dziecka – to czasy mojego muzycznego dorastania. Okres, gdy godzinami rozkładałem na czynniki pierwsze warstwy brzmień i arpeggiów, z kolejnych wydawanych płyt, starając się zrozumieć, jak zostały ze sobą zszyte.
Ta epoka ukształtowała mnie i nie zamierzam od niej uciekać. Jednak dziś te elementy inkorporowane są w całkiem nowy, ‘obowiązujący’ styl muzyczny i to tworzy niepowtarzalny sznyt dzisiejszej muzyki, nie tylko elektronicznej. To właśnie echa nostalgicznych lat 80’ są znakiem rozpoznawczym dzisiejszej szeroko rozumianej popkultury, a w muzyce – co tu mówić – decydują o jej atrakcyjności, estetyce i pewnego rodzaju elegancji, jeśli są z umiarem wplecione w dzisiejszy fason i nurt.
MM: A „Kiss From A Rose” to rzeczywiście interpretacja przeboju Seal’a?
WS: Nie! Nie śmiałbym próbować własnej interpretacji tego utworu. Wszelkie próby mogłyby tylko zniszczyć tak dobrze zaaranżowany i wykonany oryginał! To właśnie ten utwór, gdzie kojący głos chórów współbrzmi z nowoczesną elektroniką i smyczkami. Taka perła na płycie.
MM: Zgodnie z tytułem ostatniego utworu na płycie – czujesz napięcie intelektualne podczas tworzenia muzyki?
WS: Nie, nie czuję takiego napięcia. Powiedziałbym raczej, iż jestem zrelaksowany, a samo tworzenie, to spontaniczny proces, pobudzany emocjami – taki, który daje wolność ekspresji. Dopiero na dalszych etapach aranżacji, w czasie miksowania i masteringu, ważne jest myślenie analityczne, po to, aby doszlifować całość, zapewnić ostateczny kształt. Wtedy, kiedy bardziej potrzeba już dozy doświadczenia i chłodnego spojrzenia, aby utwór nie tylko był udaną kompozycją, ale również dobrze brzmiał.
MM: Biorąc pod uwagę częstotliwość, z jaką wydajesz kolejne płyty, zastanawiam się, w jakim kierunku pójdziesz dalej?
WS: Zawsze doceniałem wykonawców, którzy „ewoluują” na kolejno wydawanych albumach. Patrząc na mój skromny dorobek trzech płyt sądzę, iż skłaniam się coraz bardziej ku nowoczesnym, rytmicznym formom – oczywiście z zachowaniem analogowego brzmienia. I na pewno nie wybieram się w stronę popularnego w muzyce elektronicznej stylu ambient. Statyczne pejzaże soniczne i rozlewające się „plamy dźwiękowe” nie są czymś, co będzie można znaleźć na kolejnych płytach. Muzyka, która mnie fascynuje, jest żywa, zmienna i pełna nieoczekiwanych zwrotów. Lubię, kiedy jeden utwór potrafi się kilka razy przeobrazić – zmienić tempo, nastrój i barwę, by wciąż zaskakiwać. Analogowe syntezatory są w tym niezastąpione: mnóstwo pokręteł, suwaków, dzięki którym można ‘animować’ brzmienia, modulować filtry, czy obwiednie, po to aby dźwięk nie stał w miejscu, a płynnie przechodził z jednego w inny. Taki kierunek, w połączeniu z eklektyzmem nowoczesnych i vintage’owych barw oraz szczyptą lat 80-tych, pewnie zdominuje przyszłe wydawnictwa długogrające spod znaku Mindheal.
Rozmawiał Maciej Majewski
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. Album „heart and mind” możecie nabyć na bandcampie wytwórni cyclical dreams (tutaj)
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: