IKS

Mila Jankowska (aktorka) [Rozmowa]

mila-jankowska-rozmowa

Mila Jankowska to młoda, dwudziestoczteroletnia aktorka, która jednak zdążyła już zagrać w kilku głośnych polskich produkcjach: „BringBackAlice”, „Kibic”, „Langer”, „O psie, który jeździł koleją”. Miałem ogromną przyjemność przeprowadzić z nią długą i konkretną rozmowę na wiele interesujących tematów m.in. co łączy ją z Milą Kunis i Millą Jovovich, czy ma artystyczne ADHD, na ile istotna jest w zawodzie aktora praca terapeutyczna i czy straumatyzował ją w dzieciństwie występ w programie „Od przedszkola do Opola”. Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania i bliżej poznać Milę, zapraszam do przeczytania poniższej rozmowy.  

 

Mariusz Jagiełło: Cześć Mila, bardzo się cieszę, że możemy porozmawiać. Pytanie na całkowitą rozgrzewkę: pochodzisz z Trójmiasta (chociaż chyba obecnie mieszkasz w Warszawie), a ponieważ SztukMix w ogromnym stopniu zajmuje się treściami związanymi z muzyką, muszę Ci je zadać – bliższy jest Ci Open’er Festival czy Mystic Festival?

 

Mila Jankowska: Nigdy nie byłam na Mystic, więc muszę wybrać Open’er. Byłam na nim  kilka razy. Ale czy powiedziałabym, że jest to jakiś bliski mi festiwal?  Mam wrażenie, że jest dla mnie zbyt komercyjny, poza tym lubię w festiwalach klimat wyjazdu, nowego miasta, a przez to, że odbywa się w Trójmieście, to ja nie mam takiego poczucia. Pobyt na Openerze jest zawsze połączony z odwiedzeniem rodziny, z pobytem w stronach dobrze mi znanych. Tak że chyba nie jest to mój topowy festiwal, ale bywam na nim co jakiś czas.

 

 

Mariusz Jagiełło:  A zatem który festiwal w Polsce lubisz najbardziej?

 

Mila Jankowska: Bardzo lubię taki malutki festiwal, który jest w Szczyrku, SnowFest. On zawsze odbywa się w porze zimowej (w tym roku w marcu – przyp. red.) i jest bardzo kameralny. Jeżdżę tam z rodzicami, więc jest to zawsze fajny wyjazd. Podoba mi się też tam dobór artystów. Poza tym często też jeżdżę do Katowic na festiwal Tauron Nowa Muzyka. I przez to też uwielbiam Katowice. Staram się przyjeżdżać tam co roku.

 

 

zdj. Krzysztof Salwarowski

 

Mariusz Jagiełło: Teraz chciałbym Cię zapytać o Twoje piękne imię, raczej niespotykane w Polsce. Czy możesz zdradzić skąd u Twoich rodziców inspiracja, żebyś miała na imię Mila?

 

Mila Jankowska: Z tego co wiem, to pierwotnie  miałam być Zuzanną – i tak mam na drugie imię,  a z tego co opowiadali mi rodzice, inspiracją dla mojego pierwszego imienia były Mila Kunis i Milla Jovovich.

 

 

Mariusz Jagiełło: Bardzo ciekawe inspiracje!

 

Mila Jankowska:  Tak, śmieszna historia jest taka, że w momencie kiedy moja mama poszła do urzędu stanu cywilnego, żeby je zarejestrować, to pani urzędniczka powiedziała, że daje mi tak na imię na odpowiedzialność mojej mamy, bo w spisie nie ma takiego imienia i w przyszłości będę mogła mieć z tego tytułu jakieś nieprzyjemności, co absolutnie się nie przydarzyło, a ja finalnie cieszę się, że nie zostałam Zuzanną tylko Milą. Reasumując, inspiracją były te dwie aktorki: Mila Kunis i Milla Jovovich.

 

 

Mariusz Jagiełło: Tym bardziej nikogo nie powinno zatem dziwić, że zostałaś aktorką, ale jak robiłem research na Twój temat znalazłem informacje, że jesteś też modelką, piosenkarką i  możliwe, że masz też jeszcze jakieś inne wcielenia (śmiech). Czy Ty masz artystyczne ADHD?

 

Mila Jankowska: Myślę, że trochę tak, ale mam wrażenie, że raczej większość osób, które pracują w sferach artystycznych, z tym się mierzy. W moim przypadku jest wiele różnych przestrzeni do których mnie ciągnie i w których chciałabym się rozwijać. Z drugiej strony mam też takie podejście, że nie lubię porywać się na zbyt wiele aktywności. Od dłuższego czasu jest mi zdecydowanie najbliżej do aktorstwa i jest to coś, w co chcę się angażować najmocniej. Niby mam to ADHD artystyczne, ale z drugiej strony bywam też dość leniwa i biorąc pod uwagę, że mam przestrzeń na to, żeby rozwijać się też w zakresie zajawek muzycznych, nie zawsze z tego korzystam. Poza tym ciężko jest nam się skupić na czymś w 100% i jest to niestety minus czasów, w których żyjemy, niemniej aktorstwo to jest taka przestrzeń, w której cały czas jestem w gotowości, ale wiem też, że na pewno mogłabym bardziej się rozwijać na różnych innych polach.

 

 

Mariusz Jagiełło: Masz 24 lata. Jesteś cały czas poczatkującą aktorka, chociaż  zagrałaś w kilku hitowych produkcjach serialowych takich jak: „BringBackAlice”, „Kibic” i ostatnio w „Langerze”. Były też „O psie który jeździł koleją” i „Rodzina na Maxa”. Czy czujesz się już osobą rozpoznawalną i jaki masz stosunek do rozpoznawalności?

 

Mila Jankowska:  Wiadomo, że ta popularność rośnie z produkcji na produkcję. Tak to w tej branży działa. W momentach kiedy ktoś do mnie podchodzi, żeby porozmawiać, zrobić zdjęcie, to są dla mnie bardzo miłe spotkania i zawsze staram się tym ludziom poświęcić czas. I bardzo mnie cieszy, że zdobyli się na odwagę, żeby podejść, bo widzę, że bardzo często są to dla nich stresujące sytuacje. Wiem też, że jest to jakaś nieodłączna część tego zawodu, bo jednak występujemy publicznie, dajemy swój wizerunek, udzielamy się w mediach. Kilka lat temu ta część show biznesu – bycia rozpoznawalną – była czymś, do czego bardzo mnie ciągnęło i na czym mi zależało. Teraz oczywiście też mnie to cieszy, ale obecnie najważniejsze  jest, żeby się rozwijać aktorsko i  jak najwięcej grać. Sama praca i  produkcje są dla mnie dużo ważniejsze niż to, żeby być tą przysłowiową gwiazdą.

 

 

Mariusz Jagiełło: Czyli nie chcesz być celebrytką?

 

Mila Jankowska:  Nie wiem czy  można tutaj mieć jakiś wybór – w sensie, że czasami tak się po prostu dzieje. Nie jestem też osobą, która stroni od komercyjnych produkcji czy różnych działań i angażuje się tylko w artystyczne kino czy też unika social mediów. No tak nie jest. Najważniejsze dla mnie jest jednak to, żeby tworzyć. I myślę, że na ten moment nie chciałabym gdzieś w ten celebrycki show-biznes wchodzić.

 

 

zdj. Marika Cudak

 

 

Mariusz Jagiełło: Dla mnie nie jesteś celebrytką ponieważ bycie celebrytą odnosi się do osoby, która jest znana z tego, że… jest znana, niezależnie od konkretnych osiągnięć. W przypadku Twojej osoby te osiągnięcia są, i to bym powiedział nawet w sporych ilościach. Zagrałaś w wymienionych przeze mnie serialach, filmach, niemniej w kontekście tych działań chciałbym zahaczyć o dość delikatną kwestię.  Nie masz skończonej żadnej szkoły aktorskiej czy też teatralnej. Czy Ty się czujesz aktorką? I pytam o to jako osoba, która biorąc pod uwagę wykształcenie, nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem. Czy Tobie przychodzi łatwo mówienie, że jesteś aktorką, czy biorąc pod uwagę, że jednak nie skończyłaś szkoły teatralnej czy aktorskiej to jednak nie, i czy nie boisz się pewnej stygmatyzacji z tego powodu?

 

Mila Jankowska:  Wydaje mi się, że to był proces. Kiedy weszłam na swój pierwszy duży plan, czyli „Bring BackAlice”, miałam duży kompleks, że jestem jedyną osobą w obsadzie, która nie jest w szkole aktorskiej lub jej nie skończyła. I miałam takie poczucie, że muszę dać z siebie więcej, żeby udowodnić, że zasługuję na to miejsce, w którym jestem i na rolę, którą udało mi się dostać. I przez długi czas ciężko mi przechodziło przez gardło mówienie o sobie jako o aktorce, bo bardzo bałam się tego, że ktoś mi powie, że nie mogę tak o sobie mówić, bo przecież nie mam papieru. Ale w momencie, kiedy wykonuję ten zawód i się z niego utrzymuję od lat, to wydaje mi się to uprawnione. Oczywiście mam ogromny szacunek do ludzi, którzy taką szkołę skończyli, którzy zainwestowali w to masę swojej energii i czasu. Ja po prostu wybrałam inną drogę. Próbowałam po maturze do takiej szkoły się dostać, później zaczęłam pracować i po prostu uznałam, że chcę spróbować podążać inną, własną ścieżką, w inny sposób tę swoją pozycję i karierę budować. Jeżeli ktoś ma z tym problem, to jest to przykre, ale zazwyczaj mam wrażenie, że to są jakieś kompleksy tych osób i oczywiście bardzo chętnie bym z takimi ludźmi porozmawiała dlaczego jest to dla nich jakieś ujmujące. Prawda jest jednak taka, że nigdy nikt mi wprost nie powiedział, że ma z tym problem, ale wiem też w jakim kraju żyjemy i że ta branża filmowa jest bardzo mała, jest sporo ludzi z tak zwanej starej szkoły, którzy mają do tego zawodu trochę inne podejście, dla których ta szkoła jest w ogóle korzeniem i rzeczą absolutnie niezbędną i że bez tej szkoły nie możesz nazywać się aktorem. Z drugiej strony nie wiem czy chcę o sobie mówić aktorka amatorka, chociaż jeżeli ktoś tak woli o mnie mówić to może, absolutnie nie mam z tym problemu. Obecnie jednak jestem w takim momencie życia,  że ja sama nie mam problemu mówić o sobie jako o aktorce – osobie, która wykonuje zawód aktora.

 

 

Mariusz Jagiełło: A jaki masz stosunek do pracy w teatrze i jak wygląda kwestia utrzymywania się z samych ról filmowo-serialowych?

 

Mila Jankowska: Jeżeli chodzi o pracę w  teatrze to jest to temat, który łączy się ze szkołą teatralną, bo jednak większość tego typu placówek wymaga dyplomu. Nie bardzo chciałabym być zatrudniona tam na etacie, ale też bardzo mnie ciągnie do desek teatralnych. Myślę, że prędzej czy później to się wydarzy i będę robiła wszystko w tym kierunku, żeby wrócić do teatru. Jeśli chodzi o kwestie utrzymywania się w tej branży, to poznałam już różne obszary tego zawodu. Bywały momenty, kiedy tej pracy miałam tak dużo, że wydawało mi się, iż mogę nie dać rady. Bywały też takie momenty, że przez parę miesięcy nie miałam żadnej propozycji i czekałam na telefon. Finalnie to jest mój wybór i nikt mi tego zawodu nie każe wykonywać. Były momenty – na przykład w zeszłym roku – które sprawiły, że nabrałam dużo pokory i szacunku do tej pracy. Ten zawód to jedna wielka sinusoida.

 

 

Mariusz Jagiełło: A masz jakiś plan B na siebie, jeżeli by się okazało, że nie będzie tych telefonów na castingi?

 

Mila Jankowska: Ja raczej nie dopuszczam do siebie takiej myśli, bo mam wrażenie, że takie czarnowidztwo generuje różne sytuacje dookoła, których bym po prostu nie chciała. Od zawsze interesują mnie przestrzenie artystyczne, twórcze i zdaję sobie sprawę z tego, że nie dają one zazwyczaj poczucia bezpieczeństwa, stałości i stabilności. Mam jednak dopiero 24 lata i nie chcę popadać w myślenie „co jeżeli się nie uda?”  Chcę wierzyć, że aktorstwo jest dla mnie i będzie mi dane zajmować się głównie tym.

 

 

Mariusz Jagiełło: Patrząc na produkcje, w jakich grałaś, mam wrażenie, że jesteś obsadzana głównie w thrillerach, kryminałach albo w męskich, brutalnych serialach jak „Kibic” – skąd to się bierze i jakie kino lubisz na co dzień? Bardziej brutalne czy jednak bardziej subtelne?

 

Mila Jankowska: To, co sama oglądam zależy głównie od tego, jaki mam nastrój i na co mam przestrzeń. Raczej do kryminału i krwawego kina mnie nie ciągnie. Na pewno nie lubię takich filmów oglądać sama, a to, że  gram w tego  typu produkcjach wynika z tego, że takie propozycje castingów czy ról dostaję. Sama zastanawiam się dlaczego, bo osobiście chciałabym zagrać w komedii, w czymś w ogóle bardzo lekkim, pokazać zupełnie inną odsłonę siebie. Na ten moment zanurzałam się jednak w dosyć ciężkich emocjach i to też było ciekawe. Może nie do końca takie kino prywatnie jest mi bliskie, ale ta praca też pozwalała mi poznawać jakieś nowe przestrzenie, do których – gdybym nie była aktorką – nie miałabym nigdy dostępu.

 

 

Mariusz Jagiełło: Twoja rola w „Langerze” nie jest duża, ale bardzo znacząca. Nie chce zbytnio spoilerować, ale biorąc pod uwagę los Twojej bohaterki – czy po zagraniu takich scen odczuwasz je emocjonalnie? Czy kolokwialnie spływa to po Tobie?

 

Mila Jankowska: Na pewno nie powiedziałabym, że jest to coś, co po mnie spływa. Jednak nie jestem typem aktorki, która wchodzi w rolę całą sobą i na jakiś czas staje się kreowaną postacią. Efekt filmu jest ważny, ale jednak moja stabilność psychiczna jest dla mnie ważniejsza. Można wejść w różne stany na trochę inne sposoby, aby było to bezpieczne. Niemniej rola taka, jak w „Langerze”, oczywiście pozostawia po sobie ślad. I nie powiem, że schodząc z planu nie czułam nic i mogłam się przebrać i po prostu iść na imprezę nie myśląc o danej scenie, która była trudna i bardzo angażująca emocjonalnie. Potrzebowałam trochę czasu, żeby się wyczyściła w głowie. „Langer” może nie jest też najlepszym przykładem, żeby o tym mówić, bo jednak to nie była dla mnie jakaś bardzo duża rola i nie spędziłam na planie kilkudziesięciu dni, więc też z takiej postaci wychodzi się w inny sposób niż z jednej z głównych ról, gdzie się z tą bohaterką spędziło masę czasu.

 

 

Mila Jankowska na planie serialu „Langer”/zdj. materiały promocyjne SkyShowtime

 

 

Mariusz Jagiełło: Wiesz, zahaczyłem o te kwestie trochę z troski, dlatego, że Ty w przeszłości w wywiadach wypowiadałaś się o swoim zdrowiu psychiczno-emocjonalnym. Wspominałaś, że chodziłaś na terapię, że pracowałaś nad sobą.

 

Mila Jankowska: Tak, wciąż chodzę.

 

 

Mariusz Jagiełło: No właśnie. Myślę, że to może bardzo pomagać i dawać zdrowy dystans. Na ile, Twoim zdaniem, w zawodzie aktora jest ważna praca emocjonalno-terapeutyczna nad sobą?

 

Mila Jankowska: Mam wrażenie, że to jest podstawa. Świadomość siebie, swoich emocji, dostępu do nich, to jest baza, na której aktor później pracuje. Jeżeli nie znasz siebie, nie wiesz jak sobie ze swoimi emocjami radzić, albo nie wiesz skąd one się biorą, jak do nich dotrzeć, to mam wrażenie, że ciężko jest później stworzyć takiego pełnokrwistego, prawdziwego bohatera. To jest coś, co bardzo pomaga w budowaniu postaci, w tym żeby zrobić sobie psychoanalizę swojego bohatera, żeby go rozebrać na najmniejsze części i żeby go z tej strony psychologicznej, emocjonalnej ulepić i poznać. Dla mnie jest to jedna z fajniejszych części tej pracy, czyli samo budowanie roli i kreowanie tego człowieka. Mam wrażenie, że to wszystko jest ze sobą połączone. Praca terapeutyczna nad sobą naprawdę bardzo pomaga w życiu i wydaje mi się, że gdyby każdy w jakimś momencie swojego życia poszedł na terapię, to nam – jako społeczeństwu – też lepiej by się żyło. Nie jestem z tych osób, które jakoś niesamowicie na terapię namawiają, bo wiadomo, że to musi być świadomy wybór, ale lubię o tym mówić, bo dla niektórych wciąż jest to temat tabu, a według mnie jest to jedna z lepszych inwestycji, bo pozostaje z nami tak naprawdę na całe życie.

 

 

Mariusz Jagiełło: Zdecydowanie warto odczarowywać publicznie sferę zdrowia psychicznego.

 

Mila Jankowska: Szczerze mówiąc podjęłam kiedyś taką decyzję, że chcę być szczera z odbiorcami moich treści. Wiadomo, że mam jakąś sferę swojej prywatności, której ludziom dookoła nie udostępniam, ale wydaje mi się, że są właśnie takie przestrzenie, jak kwestie zdrowia emocjonalnego, o których warto mówić i jeżeli nie czuję, że jest to przekroczenie mojej granicy, to absolutnie nie mam z tym problemu.

 

 

Mariusz Jagiełło: Poruszyłaś bardzo ciekawą kwestię stawiania granic. Mało znalazłem informacji dotyczących Twojego życia prywatnego. Absolutnie nie chcę, aby ten wywiad był „pudelkowy”, ale gdzie Ty stawiasz granice, jeżeli chodzi o życie zawodowe i osobiste?

 

Mila Jankowska: Stawianie granic to jest coś, czego warto się uczyć i nad czym ja bardzo intensywnie w ostatnim czasie pracuję . W moim przypadku wyszło to właśnie ze sfery zawodowej, bo walka o  swoją przestrzeń i granice powinna być podstawą, a nie do końca zawsze dla mnie była. Póki co mało dostaję pytań o moje życie prywatne. Udało mi się jakoś tego uniknąć. Ale na pewno to, o czym nie chcę mówić, to po pierwsze moja rodzina, o której nie mówię ze względu na to, że szanuję ich prywatność. Nie lubię się też wypowiadać za innych. Lubię mówić o sobie, o swoich doświadczeniach, spostrzeżeniach, przeżyciach, ale nie lubię wypowiadać się za drugą osobę. I unikam też mówienia o związkach. Jest to dla mnie bardzo prywatna część mojego życia i wolę ją po prostu zachowywać dla siebie. Ale przez to, że takich pytań chyba nie dostałam do tej pory, to nie było sytuacji, w której poczułabym, że ktoś, gdzieś w te granice uderza. Myślę, że jeżeli dostanę pytanie, które uznam za zbyt prywatne, to będę mogła się po prostu z tym skonfrontować, ale na ten moment wszelkie wywiady to były bardzo bezpieczne rozmowy.

 

 

Mariusz Jagiełło: No dobrze, to może zadam mniej bezpieczne pytanie. Od jakiegoś czasu wprowadzono w filmach i serialach stanowisko koordynatora/koordynatorki intymności, co spowodowało w świecie aktorskim pewien podział. Niektórzy aktorzy uważają, że to jest super inicjatywa, ale są też aktorzy, którzy mówią, że trochę to psuje pewną spontaniczność na planie. A jakie Ty masz podejście do tej kwestii?

 

Mila Jankowska: Weszłam już w ten zawód w momencie, kiedy obecność koordynatora intymności była wymagana, więc jak miałam swoje pierwsze sceny intymne, które były w „BringBackAlice”, to współpracowałam już z koordynatorkami. Nie mam więc tego kontrastu, ale wydaje mi się, że jest to jednak ogromna pomoc dla aktorów i bardzo dobrze zawsze wspominam tę współpracę. Działania koordynatora intymności pomagają w tym, żeby ułożyć odpowiednią choreografię, żeby gdzieś zaznaczyć swoją sferę bezpieczeństwa, jakieś hasło, które oznacza, że nie pozwoli się na to, żeby stała się komuś krzywda albo żeby na planie wydarzyło się coś, co wydarzyć się nie powinno. Rozumiem też, o co może chodzić niektórym aktorom, którzy mówią, że obecność koordynatora gdzieś tę spontaniczność odrobinę psuje. Nawiązując do rozmowy o granicach uważam jednak, że jest to bardzo ważne dla naszej psychiki, żeby po prostu wiedzieć, że wszelkie działania na planie są wyłącznie techniczne i żeby każda ze stron, każdy z aktorów, czuł się zaopiekowany i bezpieczny. Jeżeli chodzi o moje podejście do tych scen, to uważam, że ciało jest częścią mnie jako aktorki i ja też daję swoje ciało swojej bohaterce i absolutnie nie mam z tym problemu. Reasumując, ja nie miałam jakichś nieprzyjemności jeżeli chodzi o takie sceny, trochę już ich zagrałam i zawsze bardzo dobrze wspominałam współpracę z koordynatorkami.

 

 

zdj. Paulina Oczoś

 

 

Mariusz Jagiełło: Odchodząc od tematów intymnych – czy nadal onieśmiela Cię w jakiś sposób kręcenie scen ze znanymi aktorami, jak np. z Jakubem Gierszałem czy Magdaleną Boczarską?

 

Mila Jankowska: Może nie powiedziałabym, że jest to onieśmielające, a raczej, że odczuwam jakieś napięcie i stres, bo jednak jest to zetknięcie się z osobami, które, po pierwsze, mają dużo większe doświadczenie, po drugie, które bardzo cenię od lat i z którymi zawsze chciałam współpracować. Na początku jest to zawsze stresujące. Ja też staram się z tymi ludźmi rozmawiać i wychodzę z takiego założenia, że to są najlepsi nauczyciele. Zamiast się stresować ich obecnością wolę przyglądać się ich pracy i czerpać z tego jak najwięcej dla siebie. Generalnie  mam bardzo dobre doświadczenia z planów i nigdy nie czułam jakiegoś oporu, braku chęci współpracy, pomocy, czy jakiejś blokady, albo że ktoś nie chce ze mną rozmawiać. Na ten moment każde spotkanie z partnerem, z aktorem, czy z aktorką, z którą grałam, to były bardzo pozytywne spotkania, które dobrze wspominam i z każdego z nich dużo też wyniosłam dla siebie prywatnie i jako aktorka.

 

 

Mariusz Jagiełło: Rozumiem, że te wszystkie role serialowo-filmowe dostawałaś drogą castingu?

 

Mila Jankowska: Zdarza mi się, że dostaję propozycję bez castingu, chociaż faktycznie zazwyczaj są to castingi. Na przykład sam casting do „BringBackAlice” trwał 3 miesiące i mam wrażenie, że pojawili się na nim wszyscy młodzi aktorzy, którzy są w naszym kraju. I był to bardzo, bardzo długi i trudny dla nas wszystkich emocjonalnie casting, bo w momencie, kiedy pojawiasz się dwudziesty raz w tym samym studio i cały czas nie wiesz, czy dostałeś rolę, to jest to sytuacja bardzo stresująca.

 

 

Mariusz Jagiełło: Chciałbym teraz odejść od Twojej kariery filmowo-serialowej. Wystąpiłaś w kilku klipach, takich jak np.: „Katrina” – duetu KARAŚ/ROGUCKI; „Kochaj” oraz „Edith Piaf” – Krzysztofa Zalewskiego czy w „Rakiecie” u Baranovskiego. Jak wspominasz te doświadczenia i który z wymienionych artystów jest Ci najbliższy?

 

Mila Jankowska: Wydaje mi się, że każdą z tych współprac wspominam dobrze. Ja w ogóle lubię te krótkie formy, którymi są teledyski. Miałam takie szczęście, że w przypadku teledysków w których grałam, była budowana jakaś fabuła, były historie i w fajny sposób ukazano bohatera. Praca nad teledyskami to jest taki mini plan filmowy i zawsze to jest dla mnie przyjemna przestrzeń. Najwięcej pracowałam z Krzysiem Zalewskim i wydaje mi się, że jest mi to najbliższy artysta z nich wszystkich.

 

 

Mariusz Jagiełło: Wspomniałaś, że sama masz spore ciągoty muzyczne. Jest kilka nagrań, w których udzielasz się wokalnie, one gdzieś tam brykają po YouTube i można obejrzeć do nich teledyski. Chciałabyś wydać własny album? I jaki to byłby gatunek?

 

Mila Jankowska: To jest dobre pytanie. Oczywiście chciałabym wydać płytę, ale jeszcze nie wiem jaką. Blisko mi jest do klimatów R&B, soulowych, dobrego popu. Myślę, że to są klimaty, które czuję najbardziej. Ale wydaje mi się też, że jest jeszcze bardzo wiele rzeczy, których nie spróbowałam w muzyce. I muszę po prostu znaleźć tę drogę, która jest mi najbliższa. Mam nadzieję, że powstanie na początku EPka, a może później cały album też się wydarzy, bo faktycznie jest to moje marzenie. Kiedy myślę o samym wydaniu płyty, bardzo ważne też jest, żeby zrobić do wybranych utworów  wspaniałe teledyski i żeby stworzyć ciekawą historię, aby każdy numer miał ze sobą coś wspólnego. Jestem perfekcjonistką i chciałabym, żeby wszystko było bardzo spójne i piękne muzycznie, wokalnie oraz dodatkowo też w obrazku. Wszystko tak naprawdę zależy ode mnie i od tego, kiedy powiem sobie, że to jest ten moment i że zabieram się do roboty.

 

 

zdj. Marika Cudak

 

 

Mariusz Jagiełło: Życzę Ci zatem, żeby ten moment nadszedł jak najszybciej. Na zakończenie chciałbym zapytać Cię o program „Od przedszkola do Opola”, w którym wystąpiłaś będąc młodą dziewczynką. Prasa przedstawiła to trochę jako traumatyczne przeżycie. Jak to faktycznie wyglądało?

 

Mila Jankowska: To zostało troszkę podkoloryzowane. Tak naprawdę bardzo cieszyłam się z samych eliminacji i z tego, że mogłam wystąpić przed żywą widownią i przed kamerą. Było to jednak dla mnie też bardzo intensywne doświadczenie, które było jeszcze połączone z tym, że nie udało mi się wygrać. I jak próbuję wrócić do tych emocji, które wtedy mogłam odczuwać, to chyba troszeczkę nie byłam na nie w tak młodym wieku przygotowana. Absolutnie też nigdy nie chciałam, żeby ktoś odczytał to w ten sposób, że ja byłam do tego zmuszona przez rodziców, że mnie pchali na siłę żebym tam wystąpiła. To było moje dziecięce marzenie, które udało mi się w jakiejś części spełnić. Ale nie, nie czuję na ten moment, że to była dla mnie jakaś ogromna trauma, z której musiałam później wychodzić, po prostu przez następne lata nie ciągnęło mnie do telewizji.

 

 

Mariusz Jagiełło: Ok, zatem miałaś możliwość sprostować tę kwestię i  mam nadzieję, że już nigdy nikt nie zada Ci pytania „dlaczego Mila została straumatyzowana przez program ‘Od przedszkola do Opola’ ” (śmiech)

 

Mila Jankowska: Też mam taką nadzieję (śmiech)

 

 

Mariusz Jagiełło: Tymczasem bardzo dziękuję Ci za bardzo ciekawą rozmowę i życzę wielu dalszych sukcesów na każdym polu artystycznym, które będziesz chciała eksplorować.

 

Mila Jankowska: Również dziękuję, to była bardzo fajna rozmowa.

 

 

 

Rozmawiał Mariusz Jagiełło

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz