Michał Wojtas znany z grupy Amarok nagrał pierwszy solowy album. „Lore” to płyta inspirowana przedstawieniem brytyjskiego choreografa Jamesa Wiltona, z którym muzyk współpracował już wcześniej. Album wypełniony brzmieniami folkowymi, celtyckimi starosłowiańskim, to propozycja dla fanów muzyki z „Władcy Pierścieni”, czy „Robina z Sherwood”. W poniższej rozmowie Michał opowiedział nam o całym przedsięwzięciu, zdradzając przy okazji kilka jego niuansów.
Maciej Majewski: „Lore” to kolejny z soundtracków, który napisałeś do przedstawienia Jamesa Wiltona. O czym tym razem ono jest?
Michał Wojtas: „Lore” według zamysłu Jamesa Wiltona, to opowieść o powstaniu świata oczyma celtyckich bogów i wierzeń, a właściwie tego, co przekazały następne pokolenia. Oczywiście są to mity. Jako przedstawienie, to inspirowana folklorem podróż do pogańskiego świata bogów, demonów i ludzi, a wszystko to ucieleśnione przez nieziemski atletyzm tancerzy Jamesa Wiltona. Właściwie tylko Jamesa i jego żony Sarah Jane Taylor – Wilton
MM: Na płycie śpiewasz w języku inspirowanym m.in. językiem starosłowiańskim. Czy to teksty napisane przez Jamesa?
MW: To są teksty mojego autorstwa i rzeczywiście inspiracja jest tu język starosłowiański. Nazywam to językiem serca i duszy. Same słowa spisane na papier i wyrwane z kontekstu niewiele nam powiedzą, gdyż zostały wymyślone specjalnie do muzyki.
MM: Czyli można powiedzieć, że ważniejsze jest ich brzmienie, niż treść?
MW: Tutaj liczy się nastrój i emocje. Używam języka, który pozwolił mi wyrazić te uczucia możliwe najbardziej naturalnie. Myślę, że w połączeniu z muzyką, całość nabiera odpowiedniej treści. Utwory mają swoje tytuły, które pomagają w opisie. Na przykład „Eiocha” czy „Song Of Cernunnos” – to najważniejsi bogowie opowieści. Autorką tytułów jest Marta Wojtas.
MM: Czy to zatem staropogańska hagiografia wg. Jamesa, którą przełożyłeś na dźwięki?
MW: W jakimś sensie można tak powiedzieć (śmiech). James na pewno chciał poczuć te nastroje w muzyce. I wiem, że to się udało. Nie było mi dane widzieć przedstawienia na żywo – jedynie w formie zapisu. I muszę przyznać, że całość z choreografią, a także scenografią, robi wrażenie.
MM: Jak zatem komponowałeś tę muzykę? Linearnie z opowieścią, czy tylko konkretne fragmenty?
MW: Komponowanie odbywało się fragmentami według instrukcji Wiltona. On opisywał nastrój, potrzeby, np. wolny, pulsujący rytm. Potem w tej wolności proponowałem i budowałem całą aranżację. Następnie James tworzył choreografię i wracał do mnie z potrzebami typu: wydłużmy albo skrócimy to i oto. Wyrażał potrzebę, aby w danym utworze pojawił się głos. To był złożony proces, w którym spotykały się kreatywnie dwie odmienne dziedziny. Właściwie do samego końca, do premiery przedstawienia tworzyliśmy zmiany. Muszę tutaj dodać, iż materiał, który można usłyszeć w przedstawieniu, nieznacznie różni się od tego zawartego na albumie. Raz są to rożne czasy i zmiany w budowie utworów, a raz brzmienie. Różnice wynikają z choreografii, czy brzmienia sal teatralnych. I tak na przykład tytułowy utwór „Lore” , nie jest w ogóle obecny w przedstawieniu, ale za to James stworzył osobną choreografię tylko na potrzeby klipu.
MM: Czyli w trakcie przedstawienia też słychać Twój głos?
MW: Tak, oczywiście. Wszystkie utwory z płyty „Lore”, z wyjątkiem utworu tytułowego, stanowią ścieżkę dźwiękową do przedstawienia.
MM: Na płycie słychać też folkowe instrumentarium. Dobierałeś je też pod kątem brzmienia, czy raczej sugerowałeś się 'czasami’, z których się wywodzi?
MW: Jedno i drugie. Współpracowałem z Sebastianem Wielądkiem, który ma niezliczoną ,ilość przeróżnych instrumentów ludowych, dawnych, a nawet buduje je własnoręcznie na potrzeby projektów, w których bierze udział. W ten sposób udało się wykorzystać kilka nietypowych brzmień jak kora czy inne, których nawet nazw nie pamiętam (śmiech). Oczywiście są też bardziej typowe instrumenty jak lira korbowa, duduk czy skrzypce. Te ostatnie pojawiły się dzięki Kornelowi Popławskiemu z zespołu Amarok. Generalnie starałem się odtworzyć nastrój i ducha takiej muzyki.
MM: Słuchając tej płyty, miałem momentami wrażenie, że spacerujesz po lesie, w którym od czasu do czasu pada deszcz. Te odgłosy wziąłeś z banku dźwięków, czy sam je nagrywałeś?
MW: Posiadam dużą bibliotekę swoich własnych brzmień. Od lat nagrywam dźwięki, będąc w przyrodzie. Zawsze na pierwszym planie stosuje swoje własne brzmienia. Zdarza się, że gdzieś w tle stosuje efekty z zewnętrznych banków brzmień. Ale uwierz mi, posiadam ogrom przeróżnych odgłosów i kto wie – może kiedyś gdzieś je wykorzystam (śmiech).
MM: Płyta ma moment kulminacyjny w postaci utworu „The Echoes”, który brzmi jak suita. Inspirowałeś się Pink Floyd?
MW: Tutaj tytuł jest zupełnie niezwiązany z Pink Floyd. To czysty folk. No, może jest tutaj także sporo elektroniki typu dark. Nawet nie zagrałem w nim na gitarze elektrycznej – wszystkie instrumenty są akustyczne plus ta wspomniana elektronika.
MM: Nie będę Cię pytał, czy będziesz grał koncerty solowe z tym materiałem. Raczej jestem ciekaw, co u Amaroka?
MW: Są plany na wspólne występy z przedstawieniem. Kto wie, zobaczymy. A jeśli chodzi o Amarok, to teraz skupiamy się ma przygotowaniu materiału na nową płytę. Potem będziemy go nagrywać. Myślę, że do czerwca powinno się to udać. A po wakacjach chciałbym, abyśmy mogli zaprezentować jakiś pierwszy singiel. Jesienią z pewnością wrócimy z trasą Hero, gdyż zostało jeszcze wiele miejsc, w których nie graliśmy. Po drodze pojawi się kilka pojedynczych festiwali. Trasa jednak daje możliwość spotkania z fanami w ich miastach, niemal w ich miejscach zamieszkania. To bardzo fajne uczucie przyjechać do nich.
Rozmawiał: Maciej Majewski
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1