Główny prowokator, skandalista, antychryst amerykańskiej sceny rockowej czyli Marilyn Manson powraca z nowym, dwunastym albumem studyjnym o tytule „One Assassination Under God – Chapter 1”. Ostatnie lata to nie był dobry czas dla Briana Warnera. W 2021 roku jego była partnerka, aktorka Evan Rachel Wood skierowała wobec niego szereg bardzo mocnych oskarżeń. I kiedy wydawało się, że Manson będzie miał naprawdę duży problem aby wydostać się z trybików „cancel culture”, nagrał najlepszy album od ponad dwudziestu lat, a być może jakościowo nawiązujący wręcz do jego kultowego tryptyku („Antichrist Superstar” – „Mechanical Animals” – „Holy Wood”).
Z formą Marilyn Mansona przez ostatnie 20 lat bywało bardzo różnie. Jako jego fan byłem mocno zawiedziony albumami „Eat Me, Drink Me” (2007), „The High End of Low” (2009) i „Born Villain” (2012). Kiedy powoli spisywałem go na straty ten nawiązał współpracę z Tylerem Batesem i panowie stworzyli rewelacyjną płytę „The Pale Emperor” (2015). Kolejne „Heaven Upside Down” (2017) i „We Are Chaos” (2020) również trzymały całkiem niezły poziom. Kiedy wydawało się, że ten „Upadły Anioł” amerykańskiej sceny muzycznej coraz śmielej rozpościera swoje czarne skrzydełka… spadł na niego cios, który mocno mu te skrzydełka nadwyrężył.
W 2021 roku za pośrednictwem swoich social mediów Evan Rachel Wood oskarżyła Briana Warnera o przemoc psychiczną i fizyczną. W późniejszym czasie powstał dokument „Phoenix Rising”, w którym gwiazda serialu „Westworld” opowiada ze szczegółami o nadużyciach wobec niej (przemoc emocjonalna, gwałty, manipulacja, odcinanie od znajomych). Okazało się, że z czasem zaczęły pojawiać się kolejne kobiety mówiące o jego patologicznych zachowaniach. Warner skierował wobec Wood pozew o zniesławienie, ale na początku tego roku dotkliwie go przegrał. Czy jest winny tych wszystkich chorych czynów? Do tej pory nie zapadł żaden prawomocny werdykt, a ja z pewnością nie jestem osobą, która powinna ferować wyroki. Mam mieszane uczucia jeśli chodzi o jego moralność, ale jestem zwolennikiem oddzielania autora od pracy artystycznej.
Muszę uczciwie przyznać, sądziłem, iż Manson zostanie „wygumkowany” (niczym R. Kelly). Ten jednak w swoich mediach społecznościowych już w maju 2023 roku zasugerował, że pracuje nad nową muzyką. Rok później ogłoszono, że podpisał kontrakt z Nuclear Blast. Od tego momentu wiadomo było, że nowa płyta to jedynie kwestia czasu. Przez jakiś czas plotkowano, że pracuje nad nowym materiałem z Timem Skoldem i raperem Kanye Westem. Finalnie okazało się, że powrócił do współpracy z Taylorem Batesem i jak się okazuje była to bardzo dobra decyzja. Obecny skład zespołu uzupełniają Gil Sharone (perkusja), Piggy D (bas) i Reba Meyers (gitara).
Dostajemy więc w swoje łapki „One Assassination Under God – Chapter 1” i pierwsze co rzuca się w oczy to sugestia, iż jest to pierwszy rozdział większej całości. Ile ich będzie? Tego na ten moment poza twórcami oraz siłą wyższą nie wie nikt. Podejrzewam też, że nieprzypadkowa jest data wydania tego albumu. Dla Amerykanów data 22 listopada jest wyjątkowa. Tego dnia w 1963 roku zamordowano Johna F. Kennedy’ego, a Warner w swojej twórczości nie raz odnosił się do tego wydarzenia, zresztą współgra to również z tytułem albumu.
Już pierwszy na płycie, tytułowy utwór, zwiastuje rewelacyjny materiał. Powolny wstęp, zwrotka mogąca kojarzyć się z płytą „Holy Wood”, fantastyczny gotycki klimat stworzony przez klawisze, momentami wręcz mocne kontrabasowe gitary, dobrze brzmiący wokal Mansona oraz przepiękna emocjonalna końcówka czynią go najlepszym „openerem” od wielu płyt. W średnim tempie pozostajemy przy utworze „No Funeral Without Applause”. W nim początkowy klimat buduje spokojna gitara, jednak po chwili utwór nabiera dynamiki. Już na tym etapie słychać, że muzyka na „One Assassination Under God – Chapter 1” ma bardzo post-punkowy vibe. Ten kawałek ma też sprawnie użyte dwugłosy oraz refren, który przywodzi na myśl najlepsze momenty z „Mechanical Animals”. Fanom mansonowej rozpierduchy cieplej zrobi się na serduszku kiedy posłuchają „Nod If You Understand”. To najbardziej brutalny fragment z całego zestawu, momentami mogący kojarzyć się z dokonaniami kolegów z Rammstein.
„As Sick As The Secrets” poznaliśmy jako pierwszy singiel. I w tym miejscu muszę posypać głowę solą, cukrem, pieprzem czy czymkolwiek innym. Początkowo kręciłem nosem słuchając tego utworu. Obecnie to jeden z moich faworytów. Mnóstwo się w nim dzieje: początek niczym z filmu grozy, później czyściutki wokal Brianka (mam wrażenie, że na tym albumie mocno mu momentami złagodniał głos), ejtisowe syntezatory, krótkie solo na gitarze i ta dramatyczna, rewelacyjna końcówka. No pięknie się tutaj panowie bawią post-punkiem. „Sacrilelegious” to mocny ukłon w stronę „Antichrist Superstar”. Industrial łączy się w nim z glamem, a końcówka to bardzo czytelne nawiązanie do „Mister Superstar”. „Death Is Not A Costume” to na ten moment mój faworyt. Jego początek to wręcz cold-wave i może kojarzyć się wręcz z Joy Division czy też The Cure, refren i końcówka to jednak 100% Manson. Przede wszystkim robotę robią w nim fantastyczny mroczny klimat i właśnie wspomniany mistrzowski refren. To bardzo rytmiczny kawałek i na pewno dobrze sprawdzi się na koncertach. „Meet Me In Purgatory” to zdecydowanie najbardziej przebojowy fragment płyty. Słychać w nim wpływy lat 80-tych i naprawdę jestem mocno zdziwiony, że nie został wybrany jako singiel, świetnie też powinien sprawdzić się na wszelkich rockotekach. Te klawisze i perkusja motywujące do ruchu nóżkami pobudzą do zabawy niejednego mrocznego gotha. „Raise the Red Flag” to kolejny utwór, który poznaliśmy przed premierą całości. Tutaj banana na twarzy będą mieć wszyscy fani klimatów „Disposable Teens”. To stara dobra szkoła Mansona i kolejny koncertowy „banger”. Jest moc, energia, szaleństwo i skandowanie („hej, hej, hej”), które wszyscy fani Warnera kochają. Na zakończenie płyty dostajemy balladę „Sacrifice of the Mass”, to monumentalny, mocno melancholijny utwór z dostojną solówką gitarową. Mam ponownie wrażenie, że dawno Manson nie nagrał tak udanego spokojnego utworu.
Jeśli chodzi o warstwę liryczną, Maniek na najnowszej płycie jak zwykle wyśpiewuje hymny dla wszystkich skrzywdzonych, niezrozumianych dusz (trochę przy okazji użalając się nad swoim losem), ale nieobcy jest mu też wkurw i chęć rozpierduchy całego świata. Nie byłby też sobą gdyby nie stosował wielu odniesień do religii. Za mało mam jednak danych, aby rzetelnie analizować warstwę tekstową. Ciekawostką za to jest fakt, że obecną stylówkę projektowała mu Polka Katarzyna Konieczko.
Marilyn Manson po ostatnich trudnych latach powrócił z bardzo dobrym albumem. Właściwie nie miał innego wyjścia i musiał się konkretnie sprężyć. Najnowsze dzieło Briana Warnera (przy ogromnej pomocy Tylera Batesa) jawi się niczym środkowy palec wyciągnięty do wszystkich niedowiarków, którzy go skreślali. Jak dla mnie to jego najlepszy materiał od czasu „The Golden Age Of Grotesque”. Dostajemy przebojowe, bardzo dobrze zaaranżowane utwory oraz dopracowane wokale (ciekawe jak wypadną na żywo). Obecnie Manson bardziej czerpie z wpływów post-punku, gotyku i generalnie muzyki lat 80-tych niż industrialu czy też glamu (chociaż echa tych dawnych wpływów też momentami pobrzmiewają). Czy pozwoli mu ten album powrócić na szczyt? Może być trudno, bo wiele rozgłośni i tytułów prasowych nadal go bojkotuje. Niemniej muzycznie na pewno się obronił. Ja jego plakatów nad łóżkiem wieszać na pewno nie będę, ale do muzyki z „One Assassination Under God – Chapter 1” bardzo chętnie będę wracał i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Ocena: 5/6
Mariusz Jagiełło
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: