Duet maliny po dwóch latach od ukazania się „malinowej muzyczki” wrócił z nowym albumem – jeszcze bardziej elektronicznym i wykręconym. „monke mode” to nie tylko zwrot ku brzmieniom glitchowym, ale przede wszystkim zmutowana refleksja nad naturą… małp. Skąd taki motyw? O tym, jak i o zmianach jakie zaszły w tkance zespołu, opowiedział mi jej gitarzysta, Michał Tomczyk.
MM: Zakładając maliny, byłeś gitarzystą, bo – z tego co pamiętam – początkowo chcieliście grać post punk. Nadal pełnisz tę funkcję w zespole?
MT: Tak, wciąż gram na gitarze, choć zmieniła się jej funkcja. Korzystam z wielu efektów, żeby wpasować jej brzmienie do bardziej elektronicznych dźwięków. Słychać to na najnowszej płycie zwłaszcza w takich utworach jak „PTA” i „Poślad”. Ale wciąż zdarzają się utwory, gdzie gitara jest po prostu gitarą. Na „monke mode” dobrymi przykładami są „Wiosna” i „Spodnie”. Poza tym grywam też na basie i klawiszach (te instrumenty obstawiamy obaj z Kubą). Generalnie nowa płytka była okazją, żeby wycisnąć z tego instrumentu dość nietypowe brzmienia.
MM: „monke mode” jeszcze mocniej eksploruje waszą stronę elektroniczną – w dodatku w bardziej zmutowany sposób.
MT: Zdecydowanie tak. Szczególnie dużo inspiracji z elektroniki wzięliśmy, jeśli chodzi o strukturę utworów. Niekoniecznie jest to już zwrotka-refren, a bardziej próba wytworzenia swojego rodzaju transu. W osiągnięciu transowego brzmienia pomogło nam też to, że sami poniekąd się w taki wprowadzaliśmy, bo płyta jest mniej ‘napisana’, niż poprzednia, a znacznie bardziej wyimprowizowana. Jest tu dużo długich take’ów instrumentów. Na przykład układaliśmy najpierw podkład perkusyjny, a potem puszczaliśmy go sobie i Kuba grał na syntezatorze, a ja na gitarze. Tak powstała przynajmniej połowa utworów na płycie. Jeśli chodzi o skręt w bardziej elektroniczną stronę, to wynika to też z tego, że żaden z nas nie jest perkusistą, więc wszystkie ścieżki powstają na komputerze. Zamiast imitować żywe bębny, często wolimy wykorzystać możliwości, które dają programy do tworzenia muzyki, a w tej kwestii muzyka elektroniczna jest świetną inspiracją.

MM: A skąd pomysł, by pochylić się nad naturą małp?
MT: Z punktu widzenia biologii, człowiek rozumny to po prostu jeden z gatunków małp – mniej owłosiony, ale za to inteligentniejszy. Jednak przez rozwój cywilizacji, żyjemy w środowisku, które niekoniecznie przystaje do naszej małpiej natury. I jakiś taki pełen sprzeczności dualizm, małpia natura i ludzka kultura jest motywem, który się trochę przewija przez tę płytę. Nie ma co ukrywać, że memy „reject humanity, return to monke” też wpłynęły na kształt tego krążka (śmiech). Oprócz tego plemienno-dżunglowe perkusje są czymś, co bardzo przyjemnie się tworzy na komputerze, a stąd już niedaleka droga do małpiej muzyki.
MM: Wspomniałeś o transie, ale myślę, że mogliście to podbić także stricte plemiennymi bębnami.
MT: Tak się na paru kawałkach zdarzyło, np. w otwierającym „Arbuzie”, albo we wspomnianym już „Pośladzie”. Swoją drogą, jesteśmy w trakcie zbierania pełnego składu do występów live i chyba właśnie mi podsunąłeś pomysł, żeby uwzględnić w tym osobę, która właśnie by grała dodatkowo na bongosach i innych perkusjonaliach (śmiech).
MM: Słuchając płyty całościowo, ma się wrażenie, że ‘stopiliście’ niejako brzmienie polskiej muzyki lat 80.
MT: Poszliśmy nawet dekadę dalej – tutaj jest znacznie więcej lat 90. niż 80. Odejście od stylu polskich ‘ejtisów’ nie było czymś, co koniecznie chcieliśmy zrobić, ale jednak w trakcie tworzenia płyty faktycznie okazało się, że teraz nas ciągnie trochę bardziej w stronę eksperymentów i shoegaze’owych klimatów (które w sumie były już obecne na pierwszej płycie, np. w utworze „wszystko czego nie powinienem”). Nie jest jednak powiedziane, że na kolejnych wydawnictwach nie wrócimy do klimatów z lat 80. Kto wie, może trzecia płytka malin będzie swojego rodzaju połączeniem piosenkowości debiutu i eksperymentów z „monke mode” (śmiech)?

MM: Pytanie, czy będzie dłuższa, bo tak jak i na debiucie zamknęliście całość w ponad 20 minutach?
MT: (śmiech) Faktycznie, ale tym razem zabrakło nam tylko kilkunastu sekund do przekroczenia magicznej granicy pół godziny, więc jest tendencja zwyżkowa. Mnie osobiście cieszy dość mocno, że całościowo nasz materiał na koncerty sięga już koło godziny, więc jest to szansa na fajne występy. Czy kolejna płyta będzie dłuższa? Ciężko powiedzieć w tym momencie, bo choć oczywiście fajnie jest wydawać długie płyty, to nie ma też co na siłę rozciągać metrażu albumu. Ale fakt, na razie maliny pod tym względem są dość minimalistyczne (śmiech).
MM: Mówisz o secie live i rozbudowanym składzie. Rozumiem, że we dwóch z Kubą ciężko byłoby Wam przełożyć Waszą muzykę na żywo?
MT: Niekoniecznie – mamy już za sobą trochę koncertów jako duet. Jednak spora część muzyki leciała po prostu z laptopa, ja grałem na gitarze, a Kuba śpiewał. Starałem się dokładać ze swojej strony zawsze coś nowego, żeby nie było wtórnie względem nagrań studyjnych, ale i tak wiąże się to z pewnymi ograniczeniami. Nie da się np. wydłużyć spontanicznie instrumentalnego outro utworu, albo złapać się wzrokiem z perkusistą, żeby teraz przywalić mocniej (śmiech).Nie wykluczamy, że niektóre, bardziej kameralne koncerty będziemy grać wciąż we dwójkę, ale jednak przy większych wydarzeniach, fajnie jest mieć ten pełen skład – chociażby właśnie po to, żeby można było wspólnie improwizować na scenie.
MM: Wydaje mi się, że z materiałem z „monke mode” możecie zrobić wszystko np. całkowicie go zremiksować, bo jest on pod tym względem bardzo plastyczny.
MT: Tak, np. zrobienie jeszcze bardziej elektronicznego seta też wchodzi w rachubę. Kuba rozważa zakup DJ-skiej konsoli, żeby na bieżąco dokładać ścieżki instrumentów, czy bawić się z ich brzmieniem. Więc możliwe, że będą 2 warianty koncertów malin: maliny live band i maliny DJ-set.
MM: Do wspomnianego „PTA” powstał klip. Będą kolejne?
MT: Jeszcze nie mamy takich planów, ale w żadnym wypadku nie jest to wykluczone. Kto wie, może uda nam się ponagrywać jakieś koncerty i z tego zmontować teledysk? Jakieś pomysły na pewno się będą pojawiały i znając życie, jak któryś nam obu się bardzo spodoba, to go zrealizujemy.
MM: To w której wersji będzie można usłyszeć maliny w najbliższym czasie?
MT: Miejmy nadzieję, że uda nam się szybko zmontować skład. Już 2 pozycje, oprócz naszych, mamy obsadzone, więc idzie to do przodu. We Wrocławiu fajnie by było zagrać jeszcze w tym roku, a na początku 2026 roku pewnie odwiedzimy też inne miejscowości. Będziemy też szukać okazji, żeby pokazywać się jako support bardziej znanych zespołów oraz grać na festiwalach i przeglądach.
Rozmawiał Maciej Majewski
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: