IKS

Maciek Smółka – „Progres, bez wykluczenia. New Blue Sun a inne zwroty w historii muzyki afroamerykańskiej.” [Felieton]

maciek-smolka-felieton

New Blue Sun to płyta, której się nie spodziewaliśmy. Przecież pierwszy solowy album absolutnej legendy hip hopu – André 3000 – powinien reprezentować coś innego. To niemożliwe, żeby dawna połowa duetu OutKast, jednego z najbardziej wpływowych kolektywów rapowych wszech czasów, nagrała coś tak odległego od estetyki, do której nas przyzwyczaiła. A jednak, naszym uszom ukazało się 87 minut wypełnionych ambientem, plamami dźwiękowymi zbudowanymi przy użyciu fletu. Tego rodzaju radykalne podejście nie jest niczym nowym, co nie zmienia faktu, że często bardzo trudno przyjąć je nam do wiadomości. W tym momencie warto więc spojrzeć nie tylko na samą treść albumu, ale na inne płyty, które pozwolą nam go lepiej zrozumieć. Da nam to bowiem niezwykle cenną świadomość, że nasza interpretacyjna baza, nasze oczekiwania względem dzieła artystycznego nas ograniczają (często podświadomie). Spróbujmy więc wyjść z naszych stref komfortu i jako punkt odniesienia przyjąć inne, podobne zwroty w historii muzyki.

Celowo wybrałem albumy, które zostały wydane były przez muzyków czarnych. Jest to o tyle istotne, że – po raz kolejny, często podświadomie – używamy innych kategorii interpretacyjnych, kiedy odnosimy się do muzyki o różnych spuściznach artystycznych. Inaczej więc, jako osoby z Polski, będziemy oceniać muzykę nagraną przez białych, a inaczej na tę autorstwa czarnych twórców. Tak właśnie funkcjonuje kultura. Amerykański krytyk muzyczny, Brandon Ousley, w niedawnym wpisie na X (dawniej Twitter) bardzo trafnie podkreślił, że może to prowadzić do niebezpiecznego procederu. Często bowiem eksperymenty czarnych artystów są pomijane, zapominane czy przyjmowane z bojaźnią, podczas gdy wiele z nich to wizjonerskie, świetne osiągnięcia, które są wykluczane z dyskursu muzycznego ze względu na swój wymykający się wcześniejszym oczekiwaniom charakter.

 

 

New Blue Sun ma więc sporą szansę, aby na zawsze pozostać w kategorii muzycznego dziwadła, wyskoku, śmiesznej ciekawostki, zwłaszcza dla fanów muzyki hip hopowej, którzy mają jeszcze w pamięci takie utwory OutKast jak Mrs. Jackson czy B.O.B. Debiut solowy André 3000 nie jest płytą idealną, przełomową czy wybitną, ale bardzo solidnym eksperymentem, będącym wyrazem osobistego rozwoju oraz miejsca, czasu i stanu emocjonalnego, w którym artysta aktualnie przebywa. Takie wydawnictwa są nie tylko niezwykle odważne, ale mają potencjał do bycia przełomami, które możemy docenić w pełni dopiero w przyszłości. Ważne – idąc za Ousley’em – żeby nie wykluczać ich z dyskursu muzycznego jako czegoś, co stało się przypadkiem.

 

Kiedy więc przesłuchiwałem New Blue Sun, pomyślałem o dwóch innych płytach, które napotkały podobne wyzwania. Pierwszą z nich jest Stevie Wonder’s Journey Through “The Secret Life of Plants” z 1979 roku, będący ścieżką dźwiękową do filmu dokumentalnego opartego na książkowym bestsellerze Petera Tompkinsa i Christophera Birda. W tamtym czasie Stevie Wonder był absolutną gwiazdą amerykańskiej muzyki popularnej. W ciągu czterech lat aż trzy razy sięgnął po statuetkę Grammy za najlepszy album roku, kończąc tę serię legendarnym albumem Songs in the Key of Life, który do tej pory jest uznawane za jedno z najwybitniejszych osiągnięć muzycznych wszech czasów. Zwrot w kierunku 90-minutowej ścieżki dźwiękowej przepełnionej utworami instrumentalnymi i eksperymentalną techniką producencką – cyfrowym sposobem nagrywania muzyki – był więc czymś absolutnie karkołomnym. Sam Wonder podkreślał, że docenia ten album jako coś, co po prostu było mu bliskie, coś co chciał zrobić przy jednoczesnym wyrywaniu siebie ze strefy komfortu. Płyta zyskała niejednoznaczne oceny. Krążek kategoryzowano jako dzieło nader ambitne, dziwne, bezcelowe, a być może wręcz głupie. Brzmi znajomo? Po latach jednak wciąż inspiruje, czego przykładem jest choćby wybitny album Solange Knowles When I Get Home z 2019 roku.

 

 

Idąc tym tokiem myślenia musimy również wspomnieć Kanye Westa i jego 808s & Heartbreak z 2008 roku, będące niezwykle eksperymentalnym albumem, odebranym z początku nie tylko z pewną rezerwą, ale wręcz wrogością. Takie cechy jak wszechobecny autotune czy nietypowa, introspektywna i nieskrępowana narracja, bardzo specyficzna jak na ówczesne standardy rapowe, były czymś, co niewątpliwie wprawiało w pewne zakłopotanie. Bo jak można ocenić album, który został nagrany przez tak ważną postać, a tak bardzo odbiega estetycznie od naszych oczekiwań i współczesnych wzorców gatunkowych. Mimo tego, że dzisiaj zazwyczaj wraca się do 808s & Heartbreak jako przełomowego w dziejach rapu arcydzieła, nie można zapominać o emocjach i zakłopotaniu opinii krytyków muzycznych, którzy, nie wiedząc co zrobić, zalali rynek najbardziej nijakimi ocenami jakie są tylko możliwe, czyli 7/10 i 8/10, które generalnie nie mówią nic. Na szczęście jednak wraz z widocznym wpływem wydawnictwa na rynek muzyczny, eksperyment Westa przestano określać jako wybryk, a przełom, który może inspirować. Dzisiaj nie wyobrażamy sobie już rapu bez trendów tak wyraźnie wskazanych przez ten krążek.

 

 

Takich albumów czy momentów w historii muzyki popularnej, zwłaszcza wśród czarnych artystów, jest jednak dużo więcej. Można przypomnieć sobie choćby agresywnie negatywny odbiór początków mumble rapu, dzisiaj stanowiącego ogromną siłę, zwłaszcza najmłodszego pokolenia fanów rapu. Warto zwrócić także uwagę na zwroty w karierze Mariah Carey, która najpierw porzuciła mega-mainstreamowy styl dla klimatów miejskiego R&B przy okazji Butterfly z 1997 roku, a kilka lat później wydała zmieszaną z błotem ścieżkę dźwiękową Glitter z 2001 roku, którego znaczenie kulturowe dopiero co zaczyna być doceniane. Równie dobrze można sięgnąć do dyskografii Milesa Davisa, który po słynnym Bitches Brew (1970) i Jack Johnson (1971) wydał On the Corner (1972), do dziś polaryzujący fanów jazzu. Nie sposób nie wspomnieć też zwrotu Prince’a z 2001 roku, kiedy to nagrał jazzowy concept album The Rainbow Children, przyzwyczaiwszy nas wcześniej do jego specyficznej mieszanki rocka, funku i R&B. Wymieniać można byłoby bardzo długo.

 

Nie można też oczywiście podchodzić do samej idei eksperymentalności bezkrytycznie, bo sama odwaga nie czyni z albumu czegoś wyjątkowego, przełomowego czy zmieniającego rzeczywistość. To, co istotne, to spojrzenie na dane wydawnictwa bez uprzedzeń lub uwzględniając swoje własne wyjście ze strefy komfortu jako słuchacza otwartego na nowe doznania. New Blue Sun wystawia nas na taką próbę, bo wymusza dostrzeżenie w André 3000 nie tylko rapera, ale człowieka, który chce robić w życiu konkretne rzeczy, pozwalając sobie na rozwój. Nie musimy kochać tej płyty, czy rozpływać się nad jej wybitnością. Istotne jest jednak uwzględnienie jej w dyskursie współczesnego przemysłu muzycznego, gatunkowości, specyfiki krytyki muzycznej czy charakteru odbiorców.

 

Maciek Smółka

 

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz