IKS

Maciej Ornoch – „Kultura przez wielkie CH” [Felieton]

maciej-ornoch-felieton

Od około piętnastu lat jeżdżę do pracy pociągami i summa summarum jestem zadowolony z tej formy codziennych podróży. Mam dwa razy po czterdzieści minut na dobę czasu tylko dla siebie. Mogę spokojnie usiąść i, z muzą na uszach, zatopić się w lekturze, mogę choć trochę nadrobić zaległości w śnie, mogę bez przeszkód, odrobinę dłużej niż w kiblu, pobyć sam ze sobą i przemyśleć to, co akurat wymaga przemyślenia. Mogę w końcu przez cały ten czas, zupełnie bezmyślnie i bezowocnie, gapić się w okno i nikt mi złego słowa nie powie. Nikt nie wyrazi kategorycznej prośby o wyniesienie śmieci ani nie będzie jęczał żebym akurat tu i teraz, natychmiast, bawił się w sklep. Przyznacie chyba, że to dość duży komfort jak na męża żony i ojca trzech córek, dodatkowo bawiącego się w biegającą po lasach gwiazdę rocka.

W pociągowych podróżach cenię sobie także spokój (młodzież nie puszcza tu na pół wagonu muzyki z telefonów, a dorośli pasażerowie po cichu zajmują się swoimi sprawami) i komfort fizyczny – klima, nie trzęsie, w miarę nowe wagony i w ogóle. Do niedawna miałem teorię, że taki stan rzeczy powodowany jest kulturą osobistą pasażerów (w sensie, że jest cicho i spokojnie, a nie, że nie trzęsie). Że niby chamstwo pociągami nie jeździ, że jakimś cudem skupiło się w autobusach i tramwajach. Ewentualnie w metrze. Nie obrażając normalnych pasażerów rzecz jasna. Reasumując – na chamówę natkniesz się wszędzie, ale nie w pociągach. W pociągach jest spokój i kultura, bo jeżdżą nimi ludzie na poziomie i basta. Wprawdzie, jako magister nauk społeczno-politycznych, podskórnie przeczuwałem, że taka konstatacja jest co najmniej dziwna (by nie rzec – nieuprawniona), jednak dysonans ten pokonałem, jak na potomka chłopów pańszczyźnianych przystało – szybko i bezrefleksyjnie: „skoro tak jest, to widocznie z jakiegoś powodu tak musi być”. I tak sobie w tym chłopskim przeświadczeniu błogo jeździłem przez lat naście. Dokładnie od połowy 2008 roku do lipca roku obecnego.

 

Otóż w połowie lipca roku pańskiego bieżącego, jak zwykle, wsiadłem do porannego pociągu SKM linii S1, relacji Otwock – Pruszków. W pociągu zastałem, jak zwykle, odświeżający podmuch klimy, siedzących w ciszy kulturalnych pasażerów oraz gdzieniegdzie wolne miejsca siedzące. Przy drzwiach, ale tych drugich, nie blokując przejścia, stał kulturalny pan z rowerem. Na rowerze sakwy i bidony. Pan z uwagą studiował na tablecie jakieś mapy.„Dobra nasza” – pomyślałem i z zadowoleniem zająłem jedno z wolnych miejsc. Przodem do kierunku jazdy – a jakże! Książeczka PYK, na uszach nowe Porcupine Tree i jedziemy do pracy. Dojechaliśmy bez problemu aż do wiaduktu nad ulicą Targową – tuż przed stacją Warszawa Stadion, gdzie pociąg się zatrzymał. Po jakichś pięciu minutach zjawiła się pani kierownik pociągu i oznajmiła, że czeka nas nieplanowany postój. Pociąg jadący przed nami doznał awarii i musimy poczekać aż go ściągną. Na te słowa kulturalny pan z rowerem kulturalnie zapytał jak długo potrwa postój. Pani konduktor odpowiedziała mu, że minimum kilkanaście minut i żeby uzbroił się w cierpliwość na co kulturalny pan już w nieco mniej kulturalny sposób oznajmił, że za dziesięć minut ma przesiadkę na Śródmieściu i w takim razie on najpóźniej za trzy minuty MUSI wysiąść. Pani konduktor odpowiedziała, że bardzo jej przykro, ale nie ma takiej możliwości. Tym bardziej, że stoimy na wiadukcie, gdzie obok naszych torów znajdują się tylko tory w drugą stronę oraz tory dla pociągów dalekobieżnych i wysiadanie w takiej sytuacji jest skrajnie niebezpieczne. Kulturalny pan burknął coś pod nosem (nie wiem czy kulturalnie bo niedosłyszałem) i pani konduktor sobie poszła.

 

Nie minęły chyba jeszcze trzy minuty kiedy kulturalny pan jednak postanowił w mało kulturalny sposób opuścić pociąg. W tym celu, niczym Mateusz, przełożył wajchę awaryjnego otwierania drzwi. Drzwi nie zareagowały i pozostały zamknięte. Wtedy pan, używając siły własnych mięśni, spróbował najpierw otworzyć drzwi rozwierając je rękoma, a gdy i to nie wypaliło użył popularnej w naszym pięknym kraju metody ostatniej szansy – „z kopa” . Niestety i ta metoda okazała się zawodna. Sfrustrowany kulturalny pan z rowerem jeszcze raz, tym razem z całej pety, pociągnął za przełożoną już przecież wajchę. Zaowocowało to urwaniem jej razem z półtorametrową metalową linką, która za klamką wyszła ze ściany pociągu. „No to, kurwa, pojechaliśmy” – pomyśleliśmy (znaczy ja pomyślałem na pewno, natomiast co do reszty współpasażerów mogłem tylko zgadywać po wyrazach ich twarzy, że tak właśnie pomyśleli). Póki co nikt nic nie powiedział, a kulturalny kolarz znowu burknął coś pod nosem, po czym – jak gdyby nigdy nic – oparł się o rower i zaczął sprawdzać coś w telefonie. Zjebów nie sieją. Po kolejnych kilku minutach znów pojawiła się pani kierownik, aby poinformować nas o tym, że cofniemy się do dworca Warszawa Wschodnia i pojedziemy torami dalekobieżnymi przez Warszawę Centralną, omijając w ten sposób zepsuty pociąg, który torował naszą drogę. Niestety po chwili okazało się, że nasz pociąg też już jest zepsuty i za Chiny Ludowe nie chce ruszyć. Konduktorka i motorniczy zaczęli biegać po pociągu w tę i z powrotem, szukając przyczyny awarii. Po kilku minutach bieganiny kulturalny pan z rowerem postanowił w końcu pokazać konduktorce uszkodzoną wajchę. Konduktorka przyjrzała się krytycznym okiem demolce, którą wykonał i oznajmiła mu, że jest poważny problem i teraz przez niego nie pojedziemy. W tym momencie kulturalny pan już całkowicie przestał być kulturalny i zażądał natychmiastowej naprawy spowodowanej przez siebie usterki.

 

Zdenerwowana pani konduktorka poinformowała go, że do naprawy trzeba ściągnąć technika z Warszawy Wschodniej, na co niezwykle obruszony pan kolarz stwierdził, że do dupy z taką załogą co sobie z taką prostą usterką nie potrafi poradzić sama. Chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale pani konduktorka odwróciła się na pięcie i poszła do kabiny maszynisty. Pan zaś, widząc na sobie karcące spojrzenia współpasażerów, ucichł i ponownie zatopił się w ekranie smartfona. Póki co nikt nic nie powiedział…Ja jednak byłem już – jakby to powiedzieć, żeby nie przekląć – na maksa poirytowany zaistniałą sytuacją i zachowaniem tego chujoszki z rowerem. Ale nic. Po co ci awantura. Siedź cicho i obczajaj co się będzie działo – pomyślałem sam do siebie. Po chwili z kabiny maszynistów wyszła konduktorka i oznajmiła wszem wobec, że z powodu dewastacji składu jakiej dokonał jeden z pasażerów będziemy czekać na techników, którzy odblokują drzwi i koła pociągu oraz ściągną pociąg do Warszawy Wschodniej. Postój potrwa jeszcze co najmniej 40 min. Wśród pasażerów zapanowało poruszenie, a chujoszka z rowerem zaczął krzyczeć, że co zdewastował, że jakie zdewastował, od razu zdewastował, że on nic takiego nie zrobił, a konduktorka jeszcze się na nim wyżywa, frustratka jedna. Pani konduktor nie pozostała mu dłużna i rozpętała się między nimi kłótnia. No i wtedy nie wytrzymałem i kulturalnie zapytałem niekulturalnego chujoszki z rowerem czemu ma służyć ta dyskusja i co chce i komu udowodnić, skoro wszyscy, jak tu siedzimy, mamy sprawne oczy (tu akurat pojechałem va banque, bo nie wiedziałem czy rzeczywiście wszyscy, jak tam siedzieliśmy, mieliśmy sprawne oczy. Ja w każdym razie miałem…no i mam) i widzieliśmy co i w jaki sposób zrobił. Chujoszka odwrócił się do mnie i powiedział, że szkoda, że mózgów nie mamy. Wtedy pozostali współpasażerowie włączyli się do dyskusji i kulturalnie wyjaśnili mu, że będzie dla niego lepiej jak się zamknie, co z resztą bezzwłocznie wykonał. Kiedy już wydawało się, że sytuacja została opanowana pasażerowie z przodu pociągu zaczęli głośno domagać się wypuszczenia na torowisko wiaduktu. Nie pomagały tłumaczenia załogi pociągu, że jest to niebezpieczne, a poza tym oni nie mogą nikogo wypuścić pod groźbą zwolnienia z pracy. Poza wszystkim zarówno koła, jak i drzwi są ZABLOKOWANE. „To odblokujcie!!!”. „Dzwoń po pomoc, a nie się chowasz w tej swojej klitce” zawołał jakiś kulturalny pasażer do pani konduktor. Pani konduktor próbowała tłumaczyć, że zadzwoniła już przecież i technicy są w drodze. „Dzwoń po drugi pociąg, niech podjedzie obok to się przesiądziemy! Najlepiej to się opierdalać, a my tu będziemy gnić” – kulturalnie wrzeszczał wściekły tłum.

 

Muszę przyznać, że byłem coraz bardziej w szoku. Każde kolejne żądanie i każda kolejna groźba kulturalnych współpasażerów skierowana do obsługi pociągu coraz bardziej pogłębiały ten stan. No nie wierzyłem…Nie rozumieją, że pociąg zablokował chujoszka, że co by nie zrobili to nie wyjdą, że muszą przyjechać technicy, że konduktorka wyleci z roboty jak jednego z drugą wypuści, a jak ich na torowisku pierdolnie dalekobieżny to jeszcze pójdzie siedzieć ??? No Kuuuuurwaaaaa, nie wierzę – myślałem. Chamstwo jednak sięgnęło zenitu gdy pociąg ruszył. „ No – troszkę krzyku i od razu chodzą jak w zegarku” powiedział wyraźnie zadowolony z siebie pan, który domagał się wcześniej przesiadki do innego pociągu (po trapach chyba…i przez zablokowane drzwi…). Zdębiałem, zupełnie jakby mi ktoś obuchem w łeb przydzwonił… I taki zdębiały i przydzwoniony obuchem jechałem dalej, zastanawiając się co tu się właściwie wydarzyło, skąd wzięli się ci ludzie, skąd taka ilość chamstwa, prostactwa i głupoty. Co na to socjologia i czy oni się wszyscy spotkają w niedzielę w kościele…

Wysiadłem, jak zwykle, na stacji Warszawa Ursus i udałem się z buta do pracy.
„…Moooordo, kurwa, mówię Ci, ja już od dzisiej nie piję więc, kurwa, luuuz. A od jutra mam, kurwa, pracę, do roboty idę, kurwa. Pożycz trzy stówki, mordo, to Ci, kurwa po wypłacie oddam jak dostanę” – perorował na pół ulicy zapijaczonym głosem, zapuchnięty, wydziarany od stóp do głów, zapity dresiarz.
Ciekawe jak by się zachował w tym pociągu ten kulturalny pan??? – pomyślałem. Krzyczałby na panią konduktorkę razem ze wszystkimi czy raczej ustawiłby towarzystwo jak trzeba??
A może nie zrobiłby nic? Siedziałby cicho przy oknie i trząsłby się jak osika, próbując przetrwać pierwszy dzień reszty swojego życia…
Jak myślicie ? Bo ja, jak tamtego dnia zgłupiałem, tak do dzisiaj nie mam zdania…

 

To pisałem ja, kulturalny wokaliścina…i tak dalej, i tak dalej…
Buziaczki i do następnego !

 

Maciej Ornoch

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz