IKS

Maarten Devoldere (Warhaus) [Rozmowa, Interview]

maarten-devoldere-warhaus-wywiad

English version below/Angielska wersja niżej !!!

Warhaus po blisko 5-letniej przerwie powraca z kolejnym albumem – Ha Ha Heartbreak – oraz rusza w promującą wydawnictwo trasę koncertową. Przed występem w warszawskim Niebie Magda Żmudzińska miała okazję porozmawiać z Maartenem Devolderem (którego polska publiczność zna także w nieco innej niż solowa odsłonie – z zespołu Balthazar). A co różni polską publiczność od belgijskiej? Ile czasu artysta pracował nad swoim najnowszym dziełem i czy zgadza się ze stwierdzeniem, że jest to jego najbardziej dojrzały krążek? Co w ostatnich latach zmieniło się w jego podejściu zarówno do życia, jak i tworzenia muzyki? I jakie ma plany na przyszłość? Sprawdźcie.

 

Magda Żmudzińska: Dobrze jest wrócić do Polski?

Maarten Devoldere: Bardzo dobrze jest wrócić! Mamy silną więź z waszym krajem, od pierwszego albumu byliśmy tutaj bardzo wspierani. Nasze piosenki były i nadal są puszczane w radiu i za każdym razem czuliśmy się tu naprawdę mile widziani, więc tak, zawsze miło jest odwiedzić Polskę i spotkać się z polską publicznością. Bardzo różnicie się od belgijskich fanów. Belgijscy fani są dobrymi słuchaczami, ale są bardzo nieśmiali, Polacy też są bardzo dobrymi słuchaczami, ale jednocześnie są o wiele bardziej ekstrawertyczni.

 

MŻ: Wybieram się na tegoroczną edycję festiwalu Rock Werchter, będę więc miała, po raz pierwszy, okazję znaleźć się wśród belgijskiej publiczności. A jako że w lineup-ie znajduje się także Warhaus, będą miała okazję zobaczyć również ponownie na żywo Ciebie i Twój zespół, z tym, że w zupełnie innych niż dzisiejsze okolicznościach. Co dla Ciebie jako artysty, jest większym wyzwaniem? Granie małych, kameralnych koncertów w tak przytulnych klubach jak dzisiejsze Niebo czy występowanie na tak dużych festiwalach i przed tak ogromną publicznością? I którą z tych form bardziej preferujesz?

MD: Wolę koncerty klubowe, ale to festiwale są większym wyzwaniem. Ostatecznie na koncertach klubowych grasz przecież dla ludzi, którzy kupili bilet specjalnie na ciebie, więc musisz oczywiście dać dobry występ, ale nie musisz ich już przekonywać do swojej muzyki. Na festiwalach dostajesz mieszankę wszelkiego rodzaju zespołów. I na przykład, kiedy grasz tego samego wieczoru, kiedy Metallica jest headlinerem, masz przed sobą tych wszystkich fanów Metalliki i ciężkiego brzmienia, i wystąpić przed nimi – no to jest spore wyzwanie. Co więcej, koncerty klubowe są przeważnie znacznie dłuższe, można zrobić cały set i zbudować własny show. Na festiwalach gra się przeważnie godzinę lub nawet krócej. Co również istotne, koncerty klubowe są bardziej intymne, a ja lubię to uczucie, szczególnie jeśli chodzi o tę płytę.

 

MŻ: Tak, ten album jest wprost stworzony do małych, kameralnych koncertów, zdecydowanie. Skoro już jesteśmy przy Ha Ha Heartbreak – nad pierwszym solowym albumem spędziłeś niemal 5 lat, napisanie i nagranie drugiego zajęło ci zaledwie kilka miesięcy, a jak to wyglądało w przypadku tego krążka?

MD: Napisałem go bardzo szybko, tzn. mam na myśli demo. Pracowałem nad nim, kiedy pojechałem do Palermo i całość powstała tak naprawdę w 3 tygodnie, w pokoju hotelowym. Potem wróciłem do Belgii, pojechałem do Yaspera – producenta, który też gra w zespole – i chociaż on chciał zachować taśmy z wokalami, ja zacząłem je przearanżowywać. Zajęło nam to około roku, więc był to dość długi proces. Chcieliśmy jednak zachować ten spontaniczny charakter z pierwotnych taśm.

 

MŻ: Myślę, że to wam się udało. Przeczytałam w jednej z recenzji, że Ha Ha Heartbreak to twój najbardziej dojrzały album. Zgodziłbyś się z tym stwierdzeniem?

MD: Cóż, teraz sam jestem starszy, więc tak, sądzę, że siłą rzeczy jest bardziej dojrzały niż poprzednie krążki, tzn. przynajmniej tak myślę (śmiech)

 

MŻ: Tak, ale wiesz – stawanie się coraz starszym nie zawsze oznacza stawanie się jednocześnie coraz bardziej dojrzałym, to czasami nie idzie w parze (śmiech)

MD: Pełna zgoda (śmiech). Ale wiesz, bardzo lubię artystów, którzy z wiekiem stają się mądrzejsi, czujesz to w ich muzyce. Na przykład sposób, w jaki Nick Cave się starzeje, jest bardzo piękny. Nie ma sensu mieć 60 lat i próbować tworzyć muzykę dla nastolatków. A ja – właściwie, muszę przyznać, uwielbiam się starzeć. I mam nadzieję, że to, że nabieram tej mądrości z wiekiem, ludzie poczują/usłyszą też w mojej muzyce. Carl Gustav Jung, psychoanalityk, powiedział, że trzeba spędzić całe życie, aby w końcu stać się tym, kim mamy być. I ja naprawdę w to wierzę. Kiedy jesteś młodszy, szukasz siebie i musisz eksperymentować z wieloma rzeczami. Gdy myślę o moich dwóch pierwszych albumach, to naprawdę można usłyszeć, jak eksperymentuję, jest kilka postaci, których używam w procesie tworzenia muzyki. Teraz czuję, że ta płyta jest bliżej mnie, jest dużo bardziej wrażliwa. Podoba mi się to. I jestem ciekawy, co przyniesie kolejny rok.

 

MŻ: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że przez ostatnie lata musiałeś nauczyć się zarówno jak być samemu, jak również jak czerpać z samotności swoją twórczą energię. Czy czujesz, że sobie poradziłeś z tym bądź co bądź niełatwym zadaniem?

MD: Nawiążę tu do koncepcji muzy. Kiedy byłam młodszy, zawsze w moim życiu była kobieta, która musiała pełnić rolę tej epifanii. Przekładałem na nią wszystkie moje męskie fantazje i pisałem o tym piosenki. Ostatnio zrozumiałem, że właściwie wszystkie te utwory były o mnie, a nie o niej. Że zawsze chodziło o mnie. Czytałem o niektórych artystach, którzy potrzebowali muzy, ponieważ nie potrafili uchwycić swojego własnego kobiecego ducha, więc przenosili wszystko na tę konkretną osobę. I myślę, że to mogą być bardzo częste przypadki, to zdarzało się także i mi. Ale teraz już zrozumiałem, że muza jest tak naprawdę we mnie. Pracuję z moją podświadomością, co oczywiście zawsze robiłem, ale teraz jest to dla mnie bardziej przejrzyste. I jeśli mam teraz dziewczynę, to jest ona tylko moją dziewczyną. Zrozumiałam, że nie potrzebuję zewnętrznej muzy, bo wszystko jest we mnie.

 

MŻ: Myślę, że to bardzo dobra, ale jednocześnie bardzo trudna lekcja.

MD: Nie wiem, czy trudna, ostatecznie ułatwia jednak życie.

 

MŻ: Ostatecznie tak, oczywiście, ale chodziło mi o to, że cały proces nie jest wcale taki łatwy do przejścia.

MD: Jasne, wiesz, rozstanie jest zawsze trudną rzeczą i bolesnym procesem, to na pewno. Ale też zawsze czegoś nas uczy. To jest walka, ale na końcu sprawia, że rośniemy.

 

MŻ: Pewien polski artysta powiedział w jednym z wywiadów, że najlepsze utwory tworzy wtedy, kiedy jest nieszczęśliwy. Dodał też, że może właśnie dlatego, na jakimś poziomie, podświadomie, robił w życiu wszystko, aby każdy jego związek się rozpadł. Jak myślisz – w ogólnym ujęciu – czy naprawdę jest tak, że najpiękniejsze i najbardziej poruszające rzeczy tworzymy, kiedy cierpimy, a nie kiedy jesteśmy szczęśliwi?

MD: Nie wierzę w to za bardzo. To znaczy – już nie. David Lynch przedstawił to w niesamowicie piękny sposób – powiedział, że kiedy jesteś w depresji, nie tworzysz, to bzdura, bo kiedy jesteś naprawdę w depresji, nie masz po prostu do tego energii. Dodał też, że wielu artystów przybiera taką nieszczęśliwą postawę tylko dlatego, że laski to lubią. Wcielają się więc w melancholijnego faceta. I zdecydowanie, Lynch ma rację. Po rozstaniu, przez pierwsze miesiące nie byłem w stanie nic stworzyć. Mogłem zacząć pisać dopiero wtedy, gdy poczułem się lepiej. Kiedy byłem młodszy, byłem bardzo autodestrukcyjny, brałem dużo narkotyków i robiłem wiele głupich rzeczy, ponieważ chciałem sam siebie skrzywdzić. Teraz nauczyłem się, że kiedy czerpiesz inspirację ze swojej podświadomości, to jest to nieskończone pole inspiracji. Dziś staram się żyć bardzo szczęśliwie i zdrowo. Wciąż w swoich myślach potrafię wędrować do bardzo mrocznych miejsc, ale nie muszę już prowadzić mrocznego życia.

 

MŻ: Ale mamy kilku artystów, takich jak Kurt Cobain czy Layne Staley, którzy naprawdę ogromnie cierpieli, a jednocześnie stworzyli przepiękne i w dużej mierze niezwykle poruszające dzieła.

MD: Ale myślę, że nawet Kurt Cobain pisał piosenki, kiedy czuł się lepiej, wiesz co mam na myśli, w tych dobrych momentach. I w moim przypadku działa to tak samo. Czerpię inspiracje z mrocznych chwil, ale muszę być pełen życia i pozytywnej energii. Kiedy jestem szczęśliwy, jestem kreatywny, a nie odwrotnie.

 

MŻ: A co jest twoim największym katalizatorem do działania?

MD: Większość moich piosenek to w pewnym sensie piosenki o miłości, ale nauczyłam się, że wszystko ma swoje dobre i złe strony – zarówno rzeczy, jak i uczucia i ludzie. Więc tak naprawdę te wszystkie piosenki o miłości i nienawiści – są projekcją tego, co dzieje się w środku. Co jest katalizatorem – wiesz, to bardzo tajemnicza i niezgłębiona rzecz tak naprawdę. Dużo medytuję i myślę, że jest to niezwykle pomocne. Nawet jeśli nie kontroluję swoich myśli, pomysły same wskakują do mojej głowy, często przypadkowo. I tak samo jest z utworami. Występuję tu dziś scenie i kto wie, może potem napiszę piosenkę inspirowaną dzisiejszym wieczorem. Nigdy nie potrafię wyjaśnić, skąd to się bierze.

 

MŻ: Mam zatem nadzieję, że coś Cię tu dziś zainspiruje i że kiedyś otrzymamy warszawską piosenkę Warhausa. Zmierzając do końca – chciałbym cię jeszcze zapytać o plany na najbliższą przyszłość? Kiedy trasa dobiegnie końca, planujesz pracować nad jakimś nowym projektem Warhaus, a może coś będziecie tworzyć z Balthazarem – bo od premiery ostatniego albumu Balthazara minęły już prawie 2 lata?

MD: Ostatni koncert Balthazara zagraliśmy we wrześniu ubiegłego roku, więc nie wydaje się, żeby to było dawno temu. Prawdę mówiąc ja zawsze coś piszę, ale nigdy nie wiem, czemu to ma służyć. Więc tak, myślę, że wszystkie rzeczy, które powstają i które będę nadal tworzył po zakończeniu trasy, staną się pełnym albumem, ale w tej chwili nie wiem jeszcze, czy będzie to Warhaus czy Balthazar, a może jeszcze jakiś inny projekt. Zobaczymy.

 

MŻ: Cokolwiek to będzie, czekamy z niecierpliwością.

Rozmawiała: Magda Żmudzińska

Xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

 

ENGLISH VERSION:

After a nearly 5-year break, Warhaus returns with another album – Ha Ha Heartbreak – and embarks on a concert tour promoting the release. Before the performance in Warsaw’s club Niebo, Magda Żmudzińska had the opportunity to talk to Maarten Devolder (whom the Polish audience also knows in a slightly different than solo form – from the band Balthazar). What distinguishes the Polish audience from the Belgian one? How long has the artist been working on his latest work and does he agree that it is his most mature album? What has changed in his approach to both – life and making music – in recent years? And what are his plans for the future? Check it out.

 

Magda Żmudzińska: Is it good to be back in Poland?

Maarten Devoldere: It is very good to be back! We have a good bond with your country, from the first album we were really supported here. We were played on the radio (we still are) and every time we felt truly welcome, so yes, it’s always nice to visit Poland and meet with Polish audience. You are vastly different from Belgian fans. Belgian fans are good listeners, but they are very shy, Polish people are very good listeners as well, but at the same time you are way much more extravert.

 

MŻ: As I’m going to Rock Werchter festival this year, I’ll have a chance to experience being part of Belgian audience, for the first time. And since you are playing there as well, I will also have a chance to see you again live, but this time in very different circumstances than today. The question is – what is more challenging to you, as an artist? Playing small, chamber concerts in very cozy venues like here – in Niebo – or playing at big festivals, in front of such a huge audience? And which kind of shows do you prefer?

MD: I prefer the club shows, but I think festivals are a bit more challenging. In the club shows you play for people that bought a ticket to see you specifically, so you have to play a good show of course, but you don’t have to convince them anymore to your music. At festivals you get a mix of all kind of the bands. And, for instance, when you play at the same night when Metallica is headlining, you have all these Metallica guys in front of you and that is really kind of challenge. Moreover, club concerts are mostly much longer, you can do the whole set and build your own show. At festivals you just play mostly one hour or even less. Last but not least, I think club shows are more intimate and I like that feeling, especially for this record.

 

MŻ: Oh yes, that album is made for small, intimate shows, definitely. Speaking of Ha Ha Heartbreak – you spent 5 years on your first album, with second one it took you only few months and I wanted to ask you – how has it looked with this record?

MD: I wrote it really fast, I mean the demos. I worked on them when I went to Palermo and I wrote it in 3 weeks in a hotel room. Then I came back to Belgium, went to Yasper – producer, who also plays in the band – and while he wanted to keep the vocal tapes, I started to arrange them. And that took us around 1 year, so it was a long process. But we wanted to keep the spontaneous feel of the demo tapes.

 

MŻ: And you think you did. I’ve read in some review of Ha Ha Heartbreak that it is your most mature album. Would you agree with that?

MD: Well, I’m older now, so yes, it is more mature for sure, I think (laugh)

MŻ: Yeah, but you know – getting older doesn’t mean always getting more mature, sometimes it doesn’t goes hand in hand (laugh).

MD: Fully agree (laugh). But you know, I really like artists who actually become wiser with age, you feel it in their music. The way Nick Cave ages, for example, is very beautiful. It doesn’t make sense to be 60 year old and try to make music for teenagers. And me – actually I love growing older. And I hope that people feel it in my music as well. Carl Gustav Jung, psychoanalyst, said that you have to spent your whole life to become, in the end, who you supposed to be. And I really believe that. When you are younger you are looking for yourself and you need to experiment with a lot of things. When I think about my first two albums you can really hear me experimenting, there are some personas that I use in a process of making music. Now I feel that it’s really close to me, it’s more vulnerable. I like that. And I’m curious about what next year is going to bring.

 

MŻ: You’ve said in one of interviews that during last years you had to learn how to be alone and how to get your creative energy from loneliness. Do you feel that you’ve dealt with it?

MD: I’ll follow up to the concept of the muse. When I was younger I always has a woman in my life that had to play the role of the muse. And I projected all my male fantasies on her and I wrote songs about it. Recently I learned that actually all these songs were about me, not about her. That it was always about me. I’ve read about some artists that needed muse, because they are not embracing their own feminine spirits, so they project it on that person. And I think this might happen very often and that it used to happen to me. But now, I’ve learned that the muse is inside of me. I work with my subconscious which I always did but now it’s more clear to me. So if I have a girlfriend now, it’s just my girlfriend. I’ve realized that I don’t need an external muse because everything is inside me.

 

MŻ: I think that it’s a very good but at the same time very hard lesson.

MD: I don’t know if it’s hard, it makes life easier actually.

 

MŻ: In the end yes, but I meant the whole process is not easy to get through.

MD: Of course, you know, breaking up is always a hard thing and painful process, that’s for sure. But it always teaches us something. That is some struggle but eventually it makes you growth.

 

MŻ: One Polish artist said in an interview that he makes the best songs when he is miserable. And he said that maybe, on some level, subconsciously he was doing everything in his life to make all his relationships to fall apart. What do you think – in general – is it really like that, that we are making most beautiful and most touching things when we are in pain, not when we are happy?

MD: I don’t really believe in that. I mean – not anymore. David Lynch talked about it in an incredibly beautiful way – first of all he said that when you are depressed, you are not creating, that’s bullshit, because when you are truly depressed you don’t have energy to create. And then he said that a lot of artist has this melancholic things going on just because chicks likes that. So, they are playing the role of melancholic guy. And he has a point. After breaking up, in first few months, I couldn’t do anything. I was able to start writing only when I started to feel better. When I was younger, I was very self-destructive, I used to take a lot of drugs and did a lot of stupid things because I wanted to hurt myself. I learned that when you draw inspiration from your subconscious it’s like an infinite field of inspiration. I try to live a very happy life right now. And a healthy life as well. I mean, I can still go in my mind to very dark places, but I don’t have to live a dark life anymore.

 

MŻ: But we have some artists, like Kurt Cobain or Layne Staley, who were really suffering, but at the same time they created very touching and beautiful songs.

MD: But I think even Kurt Cobain was writing songs when he was feeling better, you know what I mean, at the good moments. And it works the same in my case. I need to drew inspirations from dark moments but I have to be full up on life. When I’m happy, I’m creative, not the other way.

 

MŻ: And what triggers you the most?

MD: Most of my songs are love songs in a way, but I’ve learned that everything has it’s good and bad parts – both things, feelings and people. So all songs about love and hate – they are all the projection of what’s going on inside. What triggers you – you know, it’s a very mysterious thing. I do a lot of meditation and I think it is extremely helpful. Even if I don’t control my thoughts, the ideas comes randomly. And it is the same with a song. I’m here at the stage today and who knows, maybe I’ll write a song after that. I never really can explain where it comes from.

 

MŻ: So I hope that something here, today, is going to inspire you and that we will have “A Warsaw vibe” Warhaus song. Heading to the end – I would like to ask you about your plans for the near future? When the tour ends do you plan to work on some new Warhaus project or maybe something with Balthazar is might to happen – cause it’s been 2 years almost since Balthazar latest album came up?

MD: We played the last Balthazar show in September, so It doesn’t feel like it was long time ago. I’m always writing, but I never know what it is going to be meant for. So yes, I think all that things that I’m writing and that I’ll continue to write when tour is over is going to become a full album, but right now I don’t know yet if it’s going to be Warhaus or Balthazar or maybe some other project. We’ll see.

 

MŻ: Whatever it is going to be, we are waiting.

 

Magda Żmudzińska

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz