Współpraca Julesa Maxwella i Liny Rodrigues na pierwszy rzut ucha wydaje się czymś oczywistym. Tym niemniej ich płyta „Terra Mãe” zderza ze sobą niejako co najmniej dwa muzyczne światy.
Poznali się w Lizbonie, gdy Jules koncertował z Lisą Gerrard po nagraniu „Burn”. Przedstawił ich sobie promotor tego koncertu. Lina była pod ogromnym wrażeniem tego występu, a podczas rozmowy okazało się, że Jules przepada za muzyką Fado. Od słowa do słowa przyszło do realizacji wspólnych nagrań. Maxwell zaczął przesyłać poszczególne kompozycje wokalistce wraz z tekstami. Przełożenie ich jednak na język portugalski nie było proste. W tym wypadku Lina wsparła się pomocą Ameli Muge, z którą pracowała już wcześniej. Dzięki temu teksty z „Terra Mãe” zyskały ‘południową poetyckość’. Trzy z nich są natomiast autorstwa samej Liny. Otwierający płytę „Arde sem se ver” („Follow The Dove”) łączy w sobie łagodne, newage’owe brzmienie Maxwella i ciepły, nostalgiczny głos wokalistki. To – jak mówią autorzy – piosenka nadziei. Inaczej rzecz ma się z „Não Deixei Ser Quem Sou (The Person I Always Was)”, traktująca o samoakceptacji, która jest dużo bardziej podniosła, a Lina śpiewa tu wyższe, momentami nieco sakralnie brzmiące partie.
Świetnym zabiegiem są też dźwięki przypominające trzaski starej płyty analogowej na początku i końcu utworu. Z kolei kawałek tytułowy zdaje się być kluczowy dla całości. „Terra Mãe (Mother Earth)” to bowiem iście filmowa, fortepianowo-smyczkowa pieśń pochwalna dla Matki Ziemi, której natura wyrównuje, oczyszcza i łagodzi nawet najtrudniejsze chwile w życiu. Zakończona wyłącznie głosem Liny, sprawia wrażenie doprawdy rozległej opowieści, zaklętej w niewiele ponad pięć i pół minuty.
Jeszcze więcej pokrzepienia niesie natomiast „Entre o Ser e o Estar (Wishful Thinking)”. W swojej ‘podniebnej’ muzycznej aurze, dotyka nie tylko myślenia życzeniowego, ale i poszukiwań swojego miejsca w świecie. Czymże jednak byłaby taka narracja bez cudów? „Milagres (Miracles)” – rytmiczny, pulsujący utwór o tym, że każdego dnia może nas spotkać coś wyjątkowego. To także bardzo osobisty utwór dla Liny, bowiem napisała go pod wpływem wydarzeń z jej życia rodzinnego (o czym opowiedziała w naszej rozmowie, którą również możecie przeczytać na SztukMixie). Ogromne wrażenie robi natomiast „Requiem”. Zbudowane na bazie improwizacji, jest dość mroczną mantrą, w której Lina poważnym i podniosłym głosem wyśpiewuje przywołanie o wypełnieniu duszy światłem słonecznym. Poruszająca rzecz, zupełnie odmienna od poprzedniczki.

Z kolei „A flor da romã (Cherry Blossom)” zainspirowany został kulturą japońską oraz fascynacją dziełami Ryuichiego Sakamoto. Zagrany z nieco vangelisowym sznytem, łagodnie trąca nie tylko wierzchnie zmysły i emocje. Zaś „Como falcão na corda bamba (Hawk On A High Wire)” to według słów Liny utwór, który najwierniej udało przełożyć z angielskiego tekstu na portugalski. Rozpostarty między czterema porami roku, zawiera także najwyraźniejsze muzyczne wpływy Fado (gitara) z całej płyty. Na jej koniec natomiast dostajemy jedyny anglojęzyczny utwór „When Are They Coming?” – kawałek prosty, fortepianowy, przepełniony samotnością i tęsknotą. To jedno z piękniejszych zwieńczeń jakie słyszałem w muzyce w tym roku.
„Terra Mãe” to płyta z nienachalnym progiem wejścia do spokojnego odkrywania i raczenia się jej zawartością. Mimo momentami silnego czynnika emocjonalnego, nie przytłacza, a raczej otula swym pięknem i dobrocią.
Ocena: 4/6
Maciej Majewski
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: