IKS

Leprous – „Melodies Of Atonement” [Recenzja], dystr. Sony Music

Muzykę progresywną traktuję z pewną dozą dystansu. Od zawsze mam wrażenie, że są to zawody w zrobieniu czegoś tak skomplikowanego jak tylko się da. Miesiąc temu Leprous wydali nowy album Melodies Of Atonement, musiałem go posłuchać dobre kilka razy by wyrobić sobie bardziej klarowną opinię niż “podoba mi się” albo “nie podoba mi się”. Czy norweska grupa też bawiła się w tworzenie skomplikowanego?

W sumie to i tak i nie. Z jednej strony mamy tutaj ten klasyczny progowy klimat czyli wszelako pojęty rozgardiasz w aranżu, dziwne bity na perkusji czy zmiany tempa, ale nie brzmi to tak jakby miało być na siłę. Innymi słowy wszystko w tych piosenkach się zgadza i od strony aranżacyjnej dobrze się ich słucha.

 

Płyta ma kilka bardzo solidnych piosenek, np. “Like a Sunken Ship”, z przyjemnym, intrem w którym bas robi robotę razem z cichymi chóralnymi wstawkami. Później wydźwięk piosenki zmienia się już w klasyczny prog metal (są screamy, a to dobrze). Inną dobrą piosenką jest “I Hear the Sirens”, której początek i koniec dało mi vibe, uwaga! Kid A od Radiohead. Nie wiem, jakoś te elektroniczne melodie razem z wysokim głosem Solberga przypomniały mi o tym co robił Thom Yorke na tej płycie ze swoim zespołem. Bardzo do gustu przypadła mi także “Unfree My Soul”, której towarzyszą ciekawe partie gitar, zwłaszcza na początku – skojarzyły mi się trochę z brzmieniem harfy. Bardzo spodobały mi się też wszystkie fragmenty z elektroniką, w ciekawy sposób zwiększają wymiar piosenek i sprawiają, że brzmią po prostu ciekawiej.

 

leprous
fot. materiały promocyjne

 

Części tego wydawnictwa, które mi się nie podobają są tylko i wyłącznie kwestią mojej opinii i własnych muzycznym uprzedzeń, które do mnie przyszły po latach słuchania black metalu, indie rocka i singer-songwritterów.

Otóż to gatunki, które mają wspólną jedną rzecz – bardzo często ich produkcja pozostawia wiele do życzenia, co sprawia, że moim zdaniem brzmią bardziej naturalnie (Nawet jeśli mają mnóstwo różnorakich efektów). Wyprodukowane w ten sposób są na przykład Deathconsciousness od Have A Nice Life albo D˃E˃A˃T˃H˃M˃E˃T˃A˃L z repertuaru brytyjskiego Panchiko. Ten krótki wstęp pomoże mi wskazać mój największy problem z Melodies of Atonement (i ogólnie z częścią nowoczesnego metalu) – moim zdaniem jest za mocno wyprodukowany. Ale o co mi z tym chodzi?

 

Wszystkie instrumenty brzmią aż zbyt idealnie. Podobny problem mam z twórczością Sleep Token. Muzyka tam jest fajna, dobre melodie, świetny buildy upy, jendak miks i master odbierają mi przyjemność ze słuchania tej grupy. Zdaję sobie sprawę, że jest to rzecz tylko subiektywna i nie da się ocenić czy taki sposób produkcji jest dobry czy nie. Mnie on kompletnie nie podchodzi. Wolę, jak muzyka jest surowa, ma w sobie pewien aspekt losowości.

 

Gdyby nie produkcja, uważam, że płyta byłaby po prostu lepsza. Czasami tak jest -gatunki, których słuchamy całe życie  w pewien sposób zakrzywiają nas na obiór, ale ważnym jest by się nie zamykać na nowe doświadczenia. Posłuchania Melodies Of Atonement nie żałuję, mimo tego, że za bardzo się ze sobą nie polubiliśmy.

 

Ocena: 3,5/6

Mikołaj Narkun

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz