Leash Eye to polski oddział rockowej bestii, który wykuwa swój dźwięk z pasji do ciężkiego brzmienia, stonera i retro klimatu. Zespół, czerpiąc z klasyki amerykańskiego rocka, z impetem przenosi nas w świat, gdzie energia, agresja i melodyjność idą w parze z nieujarzmioną wolnością. Destination 125 to rockowa podróż bez hamulców, w której muzyka i teksty budują klimat pełen dzikiej swobody, pustynnego kurzu i niebezpiecznych zakrętów. To dźwiękowa autostrada, na której Leash Eye pędzą na pełnym gazie, a słuchacz nie ma wyboru – musi ruszyć razem z nimi.
Warstwa liryczna albumu to historia warta każdej butelki Jacka Danielsa. To podróż prosto do piekła, gdzie czeka Jackie Chevrolet, gotów poczęstować cię swoim specjałem – sosem z Carolina Reaper. Tu nie ma miejsca na tchórzy – zasady są proste: do or die. To hazardowa gra na śmierć i życie, w której stawka jest jasna, a przegrani kończą w płomieniach.Już otwierający album Some Like It Hot pokazuje, o co tu chodzi – riff wali prosto między oczy, po chwili wchodzą retro-klawisze, a wokal wbija się mocno i pewnie. W refrenie dochodzą chórki, dodając rozmachu, a całość pędzi do przodu, nie oglądając się za siebie. Venom to już totalna jazda – ciężkie, motoryczne gitary i klawisze o lekko psychodelicznej barwie nadają mu hipnotycznego sznytu. Jest dziko, jest głośno, jest tak, jak trzeba.

Do or Die startuje od przesterowanych klawiszy, by przejść w potężny, masywny groove. To hymn determinacji i siły – riffy pracują jak silnik rozpędzonego muscle cara, a perkusja wbija rytm prosto w trzewia. Back to Hell opiera się na potężnym basowym fundamencie – to kawałek, który buduje napięcie, by potem uderzyć ścianą dźwięku. Klawisze dodają tu retro-smaku, a w warstwie tekstowej mamy podróż bez powrotu – droga prowadzi prosto do piekła, ale nie ma czasu na wahanie. W A Trap początek jest tajemniczy, pełen trzeszczących, snujących się dźwięków, ale szybko przeradza się w kolejną rockową petardę. Bas dudni, riffy tną powietrze, a melodyjne refreny dodają temu numerowi przebojowego charakteru. Podobnie String Puller – szalone tempo, solówki wystrzeliwane niczym pociski i energia, która dosłownie wylewa się z głośników. To jeden z tych kawałków, które na żywo zamieniają koncert w czystą rockową ekstazę.
House of the Setting Sun trochę zwalnia, ale nie traci ciężaru – to utwór, w którym czuć pustynny pył i żar zachodzącego słońca. Gitary malują krajobraz spalonej drogi, a solówka aż się prosi, by odpalić silnik i pędzić przed siebie w nieznane. Idealne zakończenie tej pełnej adrenaliny podróży.
Podsumowując – Destination 125 to rockowa uczta pełna mocy, groove’u i bezkompromisowej energii. Stonerowe brzmienia i retro-klimaty idealnie łączą się z klasycznym heavy rockiem, a teksty dopełniają obrazu podróży, z której nie ma odwrotu. To album do słuchania na pełnym gazie – wzmacniacze na maxa, noga na pedał i jazda w stronę ognistego horyzontu. Hell yeah!
Ocena: 5/6
Marek Pruszczyński (Dezarbuzator ) 
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. “Destination: 125 ” możecie nabyć bezpośrednio na stronie formacji (tutaj)
Obserwuj nas w mediach społecznościowych:
Facebook
Instagram