KK’s Priest — nowy zespół współzałożyciela Judas Priest stanowi nie lada gratkę dla fanów oldschoolowego heavy metalu. Chociaż debiutancki „Sermons Of The Sinner” nie odkrywał Ameryki na nowo, był solidnym albumem z kilkoma przebojowymi numerami. Dlatego kiedy ogłoszono, że 29 września ukaże się jego następca, można było czuć podekscytowanie, że KK Downing naprawdę wrócił z muzycznej emerytury, a nie tylko chciał do niej dorobić.
Na papierze „The Sinner Rides Again” realizuje zasadę „więcej, lepiej, mocniej”, bo oczekując powrotu do dawnego brzmienia Judas Priest właśnie to otrzymujemy. To znaczy, że są tu zarówno kompozycje, które uderzają z pełną mocą już od pierwszego dźwięku, jak i rozbudowane epickie utwory. Trzeba przyznać, że zarówno jedne, jak i drugie mają w sobie momenty, na których można zawiesić ucho i po chwili zacząć nucić refren, z czego najbardziej zapadający w pamięć ma „Keeper Of The Graves”.
Niestety, pierwsze zgrzyty zaczynają się pojawić, gdy słucha się ich jeden po drugim. Wówczas da się zauważyć, że wszystkie piosenki są zbudowane z podobnych dźwięków, tanich zagrywek, znajomych patentów i nawiązań do twórczości kapeli, z której Downing sam dobrowolnie odszedł w 2011 r. Oczywiście ma on taki staż, że ma prawo grać to, co zna najlepiej i co mu w duszy gra. Problemem jest tylko to, że w przypadku zawartości „The Sinner Rides Again” te odniesienia ocierają się już nie tylko o autoplagiat, ale także o autoparodię.
Jeszcze w przypadku pierwszej płyty zespołu dało się to jakoś wytłumaczyć i zrozumieć. Do tego nie były one nachalne. Natomiast teraz są one aż nazbyt widoczne, co uświadamia nam już otwieracz w postaci „Sons of the Sentinel”. Oczywiście odwołuje się do blisko czterdziestoletniego utworu, który już doczekał się kontynuacji na poprzednim krążku. W teorii można uznać za sprytne zagranie zachęcające słuchacza do odpalenia nowego wydawnictwa zaraz po zakończeniu wcześniejszego, by poznać ciąg dalszy historii. Jednak tu już mamy z wyraźnym zjadaniem własnego ogona, bo teoretyczna nowość zaczyna się harmoniami do złudzenia przypominającymi wstęp do „Judas Rising”.
Z drugiej strony to nic w porównaniu z piosenką noszącą nazwę „Hymn 66”. Jest ona nie tyle próbą kontynuacji „Dissident Aggressor”, ile jawną kopią. I nietrudno się domyślić, że znacznie mniej interesującą, przez co te cztery i pół minuty, jakie trzeba poświęcić na jej wysłuchanie, dłuży się niemiłosiernie. Podobna sytuacja jest niemalże z każdym kawałkiem. Pomimo tego, że w pierwszej chwili można złapać się na mimowolnym machaniu głową i nuceniu poszczególnych fraz nie zostają one na dłużej w głowie. Do tego szybko sobie uświadamiamy, że już kiedyś to wszystko słyszeliśmy i to w znacznie lepszym wydaniu.
Jest to o tyle interesująca sytuacja, że niedługo po premierze dziewięciu nowych utworów od KK’s Priest, Judas Priest wydało jeden, zapowiadający dziewiętnasty album singiel, który również odwołuje się do dawnych dokonań grupy. Jednak różnica polega na tym, że członkowie starszej kapeli wzięli pewne rozpoznawalne elementy, stworzyli z nich coś nowego i okrasili je współczesnym brzmieniem. Natomiast poczynania KK’a wyglądają tak, jakby zatrzymał się w czasie i wracając do teraźniejszości, próbował sprzedać fanom drugi raz to samo w niemalże niezmienionej formie.
To tylko ostatecznie mnie utwierdziło, że nowy materiał KK’s Priest jest czymś w rodzaju ciekawostki, z którą można się zapoznać, ale i tak prędzej czy później się o niej zapomni. Dlatego na pytanie, czy warto poświęcać na coś takiego czas, musicie odpowiedzieć sobie sami.
Ocena: 3/6
Grzegorz Cyga
Lista utworów: Sons Of The Sentinel; Strike Of The Viper; Reap The Whirlwind; One More Shot At Glory; Hymn 66; The Sinner Rides Again; Keeper Of The Graves; Pledge Your Souls; Wash Away Your Sins.
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: