Kompletna porażka – tylko tak można podsumować reakcję krytyków i publiki na siódmy album studyjny amerykańskiej supergwiazdy pop Katy Perry. Ale czy określona po zaledwie kilku godzinach mianem najgorszego albumu 2024 roku płyta „143” rzeczywiście zasługuje na taki tytuł? Przekonajmy się…
2024 rok jest niezwykle owocny dla muzyki pop, już od wiosny wielkie nazwiska w przemyśle – Ariana Grande, Taylor Swift, Dua Lipa – wydały swoje płyty. Do tego podmuchem świeżości w gatunku były nowe odkrycia, jak Chappell Roan czy Sabrina Carpenter. Wspomnieć też należy o popkulturowo-muzycznym wstrząsie jaki tego lata spowodowała płyta Charli XCX „brat”. Krótko rzecz ujmując, muzyka pop kwitnie. Niesamowicie ekscytująca była więc wiadomość o tym, że po czterech latach nowy krążek wydaje jedna z największych gwiazd popu poprzedniej dekady – Katy Perry.
Niestety ekscytacja nadchodzącą płytą została boleśnie ukrócona wraz z pierwszym singlem – „WOMAN’S WORLD”, wydanym przez Perry na początku lipca. Brzmienie samego utworu nie jest tragiczne, można nawet powiedzieć, że to coś czego spodziewano się po piosenkarce. W pewnym aspekcie przypomina utwory ze szczytu jej kariery z bardziej elektronicznym elementem. To niezły dance-popowy kawałek i jeden z lepszych momentów na „143”, solidna radiówka. Niesmak większości obserwujących spowodowany tym singlem wynikał z tego, że promowany był jako feministyczny hymn wyprodukowany przez Dr. Luke’a. Dokładnie tego samego producenta, który w sądzie spotkał się z piosenkarką Keshą ze względu na napaści na tle seksualnym, których się dopuścił. Szersza publika uznała więc kawałek za pełen hipokryzji i była obrzydzona wyborem współpracownika przez Katy Perry.
Średnim utworem, a jednak jednym z lepszych momentów na tej płycie jest drugi singiel z płyty – „LIFETIMES”. Wydaje się, że najlepsze co miał ten krążek do zaoferowania, Perry wykorzystała do jego promocji. Utwór jest solidną taneczną piosenką, ale jej house’owa produkcja brzmi jak coś co słyszeliśmy już setki razy wcześniej. To generalnie zarzut do całości tej płyty, bo krążek w większość brzmi na przestarzały. Nie ma w nim nic ciekawego, żadnego powiewu świeżości, a współpraca z Kim Petras jest tego idealnym przykładem. Słuchając tego utworu wydaje się, jakby Petras z ochłapów, które zostały jej po hicie „Unholy”, skleiła piosenkę „GORGEOUS” wymieniając Sama Smitha na Katy Perry. Gdyby ktoś natomiast kiedykolwiek zastanawiał się, jak brzmiałaby Katy Perry śpiewając disco polo, to odpowiedzią jest piosenka „CRUSH”. Produkcja tego utworu ma w sobie charakterystyczny dla tego gatunku rytm, brzmi niezwykle płasko i wydaje się rozczarowującą próbą stworzenia dobrego, klubowego europopu.
Dodatkowo produkcyjnie dzieje się coś dziwnego w przejściach między utworami, które niby są płynne, a jednocześnie niefortunnie „odcinają” utwory. Nie tylko jednak produkcja na tej płycie „daje ciała”. Katy Perry nigdy nie była znana z bycia pisarką, ale teksty niektórych piosenek z „143” są zwyczajnie okropne. Owszem, konceptem miało być stworzenie albumu klubowego – nie sprawia to jednak, że lirycznie musi on mieć aż tak słabe momenty.
„143” poprawia się pod koniec, ale ostatnie dwa kawałki nie wystarczają, aby go ocalić. Są to bardzo dobre utwory biorąc pod uwagę ten krążek, ale ogólnie to dalej średnie piosenki o prostej produkcji. Utwór „TRUTH” ratuje produkcja wokalu z pogłosem i chórkami, a „WONDER” brzmi jak wariacja „Smile” (utworu z poprzedniego albumu Katy Perry), mieszając jego brzmienie z klubowością „143”.
Ostatecznie muszę przyznać, że „143” to niestety słaba płyta, a Katy Perry nie spełniła nadziei jakie pokładała w niej szersza publika – w tym ja. Największym problemem tego albumu jest marna, nudna produkcja, która jest już zwyczajnie nieświeża. Na dodatek jest ona niedopracowana i płaska, jakby Perry goniła postawiony deadline, a nie tworzyła tego projektu z pasji. Czy kobieta bliska 40-stki nie może już pisać dobrego popu? Czy nie ma dla niej miejsca w tym przemyśle? Czy dobrą i nowatorską muzykę popową są w stanie tworzyć tylko młodzi? Oczywiście nie jest tak, bo na rynku dalej dobrze działają takie artystki jak Lady Gaga, Kesha czy P!nk. Chcę wierzyć, że jest tam również miejsce dla Katy Perry, że i ona może tworzyć muzykę, która spodoba się krytykom i reszcie odbiorców. Tylko czy po tak słabej płycie będzie w niej w ogóle chęć ponownej próby powrotu?
Ocena: 2/6
Martyna Żurek
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: