IKS

Karolina Kominek (aktorka) [Rozmowa]

Karolina Kominek to polska aktorka teatralna, telewizyjna i filmowa. Obecnie można ją oglądać w emitowanym na Canal+ serialu z gatunku mystery thriller „Czarne stokrotki”, w którym wciela się w rolę Leny Opalińskiej (głównej bohaterki tej produkcji). Miałem ogromną przyjemność porozmawiać z Karoliną o tym serialu, ale również poruszyliśmy m.in. tematy: dlaczego aktorstwo nie jest jej sensem życia, czy lubi gatunek „mystery thriller”, w jakim repertuarze najbardziej chciałaby się sprawdzić i jak zareagowała na homofobiczne reakcje po emisji pierwszego odcinka „Czarnych stokrotek”. Zapraszam do lektury tego bardzo interesującego wywiadu.

 

Mariusz Jagiełło: Karolino, głównym tematem naszej rozmowy będzie oczywiście serial „Czarne stokrotki”, który emitowany jest na Canal+, a ja miałem okazję obejrzeć przedpremierowo siedem odcinków. Chciałbym jednak wcześniej poruszyć inną kwestię – w jednym z wywiadów powiedziałaś „aktorstwo to moja pasja a nie sens życia” – czy do takiego stwierdzenia się dojrzewa, czy zawsze tak podchodziłaś do swojego zawodu?

 

Karolina Kominek:  Moje podejście do pracy ewoluowało. Dojrzewało to we mnie. Praca może nigdy nie była sensem mojego życia, ale długo była na pierwszym miejscu. Zmieniło się to bardzo mocno jak zostałam mamą. Różne doświadczenia życiowe doprowadziły mnie do zmiany podejścia. Im więcej chcemy pracować w tym zawodzie, osiągać sukcesy, dostawać nowe role, tym jest trudniej. Myślę, że potrzebny jest odpowiedni dystans. Bardzo pracowałam nad sobą, żeby mieć zdrowy dystans i żeby praca była uzupełnieniem mojego życia, a nie odwrotnie.

 

 

MJ: To słuszne podejście, bo jeżeli zatracamy się w tym co robimy, to bardzo często też się spalamy i zapominamy o prawdziwym życiu.

 

KK: Tak, bo skąd mamy czerpać inspiracje, jak nie ze swojego życia? Trzeba żyć, żeby wiarygodnie wcielać się w różne stany emocjonalne, rozumieć pewne doświadczenia ludzkie.

Na pewno aktorstwo nie jest sensem mojego życia i myślę, że mogłabym robić coś zupełnie innego, natomiast nie chcę robić niczego innego, bo to mi daje najwięcej radości. Ten zawód jest dla mnie najlepszą ścieżką rozwoju też jako człowieka, nie tylko aktorki. Doszłam do takiego momentu, że te światy się przenikają. Życie oddziałuje na moją pracę, a praca też wpływa mocno na moje życie, w takim sensie, że staram się te dobre rzeczy, nowe, rozwijające wyciągać dla siebie.

 

zdj. Anna Powałowska

MJ:  Rozmawiamy oczywiście przy okazji emisji serialu „Czarne stokrotki”. Jak dostałaś rolę Leny ?

 

KK: Klasycznie drogą castingu, prób, spotkań z reżyserem. Z jednej strony było klasycznie, a z drugiej niekoniecznie, ponieważ na samym początku miałam zdjęcia próbne i castingi do innych postaci w tym serialu. Dosyć późno, na chwilę przed zdjęciami, zaproponowano mi rolę Leny. Znałam już scenariusz, przeczytałam go pod kątem innej postaci, ale w ostatnim momencie byłam sprawdzana i castingowana do roli głównej bohaterki.

 

 

MJ: W wywiadach mówisz o tym, że bardzo ważne jest dla ciebie macierzyństwo, a relacja matka-córka jest bardzo istotna w tym serialu. Czy myślisz, że to mogło mieć wpływ na to, że dostałaś główną rolę i czy ta relacja najbardziej zainteresowała Cię w postaci Leny?

 

KK: To, że jestem mamą niekoniecznie wpłynęło na fakt, iż dostałam tę rolę. Jest mnóstwo wspaniałych, utalentowanych aktorek, które też są mamami. O macierzyństwie głównie opowiadam obecnie, bo w kontekście Leny jest to bardzo ważne. Mnie przede wszystkim w niej uderzyło to trudne i bolesne doświadczenie macierzyństwa. Jej bardzo dramatyczna droga i to że nie jest obecna w życiu córki. Będąc matką można to w pełni zrozumieć. Ten rodzaj tęsknoty, bólu, który jest w tej bohaterce. Natomiast czy to miało wpływ i było decydujące w aspekcie obsadzenia mnie w roli Leny? Niekoniecznie, myślę że inne aspekty wzięły górę.

 

 

MJ: Pozostając przy dramatycznej sytuacji Leny. Czy jako matka wyobrażasz sobie sytuacje, że musiałabyś rozdzielić się ze swoim dzieckiem, ponieważ Twoja postawa mogłaby wyrządzać mu krzywdę?

 

KK: Wolałabym sobie tego nie wyobrażać, ale myślę, że gdybym miała świadomość, że moja obecność krzywdzi moje dziecko, zrobiłabym wszystko dla jego dobra. To wręcz niewyobrażalna i trudna decyzja. Z wielkiej miłości jesteśmy zdolni do naprawdę ogromnych poświęceń. Mam jednak nadzieję, że nigdy nie będę musiała podejmować takiego wyboru.

 

 

MJ: Nie jest tajemnicą, że jesteś osobą wierzącą, a wiara czy też religia są ważne w Twoim życiu. Czy wszystkie serialowe elementy mistyczne i tajemnicze, dodatkowo wpłynęły na chęć zagrania w tej produkcji? Bardzo istotny jest w serialu świat duchowy, chociaż wątków religijnych w nim nie ma.

 

KK:  Zacznę od tego, że nie lubię słowa religia. Religia to dla mnie jest jakaś suma doktryn, zakazów i nakazów.  I to, że opowiadam, iż jestem osobą wierzącą, to raczej mówię w kontekście relacji z Bogiem. Wierzę w Boga i w to, że jestem zbawiona.

 

Wierzę mocno w świat duchowy, że on istnieje. Tak jak powiedziałeś, w serialu nie mamy takich motywów – ani religijnych, ani związanych z wiarą. Natomiast wierzę, że możemy dostawać znaki w snach, wizjach, że mogą do nas przychodzić wskazówki w postaci innych ludzi. Wiem też, że zdarzają się sytuacje niewytłumaczalne, dzieją się cuda. I też mam takie doświadczenia w swoim życiu, takich cudownych sytuacji ponadnaturalnych.

 

Być może było mi łatwiej wcielić się w taką bohaterkę właśnie dlatego, że łatwiej mi uwierzyć w to wszystko, co ona przeżywa. A bez tej wiary mogłoby to być w jakimś stopniu sztuczne, nieprawdziwe, bo pierwsza zasada dobrego aktorstwa jest taka, że trzeba uwierzyć w to, co się robi. Dlatego czasami niektóre postacie trudniej się gra, bo trudno odnaleźć w sobie wiarę w motywację tych bohaterów.

 

© Fot Jaroslaw Sosinski / CANAL +, FOTOSY, Operator obrazu Wojciech Wegrzyn, Rezyser Mariusz Palej, serial, CZARNE_STOKROTKI” Producet wykonawczy BALAPOLIS

 

MJ: „Czarne stokrotki” są reklamowane jako pierwsza polska produkcja  mystery-thriller? Czy Ty prywatnie lubisz ten gatunek i jeśli tak, jakie są Twoje ulubione tego rodzaju produkcje?

 

KK: Szczerze mówiąc nie lubię porównań, nazywania „Czarnych Stokrotek” polskim „Dark”, polskim „Stranger Things”, szufladkowania. Osobiście jestem fanką kryminałów, natomiast seriali z kategorii supernatural, czy mystery niewiele do tej pory obejrzałam, także trudno mi powiedzieć, czy jestem fanką, czy nie. Muszę się dokształcić w tym temacie. Twórczynie i pomysłodawczynie serialu, Dominika Prejdowa i Agnieszka Szpila, opowiadają o inspiracji serialem „Twin Peaks”. Myślę, że wszyscy twórcy – aktorzy, reżyserzy, scenarzyści – czerpiemy inspiracje z różnych źródeł, to nieuniknione, ale tworzymy zawsze coś swojego, unikalnego.

 

 

MJ: Mam wrażenie, że trochę wynika to z naszego polskiego kompleksu, że musimy porównywać się z innymi, a przecież ten serial jest pod wieloma względami bardzo polski, jest silnie osadzony w realiach naszego kraju i opowiada o rzeczach, które są mocno zakorzenione w naszej kulturze.

 

KK: Tak, w naszej kulturze i w naszej mentalności. Opowiada o Wałbrzychu, który jest miksem kultur. Nie dałoby się tej historii opowiedzieć gdziekolwiek indziej. Myślę też, że takie porównywanie to pułapka, ponieważ to tworzy nierealne oczekiwania w stosunku do tych produkcji. To jest kwestia pewnie specyficznego klimatu i tego określenia „mystery”. W Polsce nie powstało zbyt wiele produkcji takiego gatunku. Na pewno to jest pierwszy serial tego typu.

 

 

MJ:  To prawda i wydaje mi się, że widzowie polscy oglądając go czują się trochę zagubieni. Czytając fora internetowe miałem często wrażenie, że spodziewali się czegoś innego. Takiego klasycznego, mrocznego kryminału, a dostają wizje, nadprzyrodzone sytuacje, pojawiają się skrzypłocze, czy Towarzystwo Vril.

 

KK: Ale zarówno skrzypłocze jak i Towarzystwo Vril to też nie jest żadna ściema…

 

 

MJ: No właśnie, bardzo zaintrygowało mnie w tym serialu, że to nie są kwestie wymyślone przez scenarzystów. Jeżeli chodzi o Towarzystwo Vril, to jest to jakaś forma legendy, teorii spiskowej, zaś jeśli chodzi o skrzypłocze to są to pradawne stworzenia, które dotrwały do dzisiejszych czasów, a ich krew wykorzystywana jest w medycynie…

 

KK: … i żaden lot kosmiczny nie odbywa się bez tej krwi.

 

 

MJ: A tego nie wiedziałem. Kontynuując myśl, czy ty przed tym serialem znałaś te opowieści, czy dowiedziałaś się o nich dopiero jak przeczytałaś scenariusz?

 

KK: Szczerze mówiąc, poznałam dopiero czytając scenariusz i ogromnie mnie to zaciekawiło. I to też kocham w tej pracy, że możemy dowiadywać się o rzeczach, o których istnieniu nie mamy pojęcia. I rzeczywiście to było coś bardzo, bardzo fascynującego.

 

© Fot Jaroslaw Sosinski / CANAL +, FOTOSY, Operator obrazu Wojciech Wegrzyn, Rezyser Mariusz Palej, serial, CZARNE_STOKROTKI” Producet wykonawczy BALAPOLIS

 

MJ: Też tak myślę, bo ludzie mogą to traktować jak wymyślone przez twórców bzdury, a życie samo czasami pisze takie niesamowite scenariusze. Fajnie jest sięgnąć po inne źródła i poczytać na temat skrzypłoczy czy Towarzystwa Vril.

 

KK: Bardzo ciekawe jest też to, że postać grana przez Olafa Lubaszenkę (doktor Lubiński) jest inspirowana wspomnianym w serialu doktorem Strugholdem, który rzeczywiście pracował w Wałbrzychu, jak ten był jeszcze Waldenburgiem, i to był taki drugi doktor Mengele. Robił przedziwne testy i eksperymenty na ludziach. Ciekawostką jest fakt, że nie był sądzony w Norymberdze, tak jak wielu zbrodniarzy, tylko został przechwycony przez Stany Zjednoczone i tam pracował w NASA.

 

Najbardziej nieprawdopodobne historie w tym serialu, w pewnym sensie, zdarzyły się naprawdę, a te najbardziej prawdopodobne są wymyślone, czyli te wszystkie relacje międzyludzkie, jak chociażby cała historia rodziny romskiej, czy też historia Leny i jej męża.

 

 

MJ:  Właśnie wracając jeszcze do głównej bohaterki – ile ty podobieństw widzisz, jeżeli chodzi o siebie i Lenę?

 

KK: Jeżeli chodzi o jakiś rodzaj temperamentu, energii, jej impulsywności, to jesteśmy kompletnie inne. Ona jest bardzo impulsywna i sposób, w jaki traktuje ludzi jest bardzo bezkompromisowy. Ja jestem dużo bardziej dyplomatyczna niż ona. Ona szybciej działa niż pomyśli. Ja mam wręcz przeciwnie. Natomiast myślę, że łączy nas jakiś rodzaj zdecydowania, uporu, ale mamy zupełnie inny temperament.

 

 

MJ: Padały już w innych wywiadach pytania co było dla Ciebie najtrudniejsze jeśli chodzi o grę w tym serialu i odpowiadałaś, że „zimno”. Chciałbym zapytać co w takim razie było najprzyjemniejsze i co wyniosłaś pozytywnego pracując nad tą produkcją? 

 

KK: Zawsze trudno odpowiada się na takie pytania, co było „naj”. Ogólnie było bardzo przyjemnie na planie, bo ja po prostu kocham pracę przed kamerą. Te najtrudniejsze rzeczy też w efekcie okazują się przyjemne, bo poziom wyzwań zawsze też winduje poziom satysfakcji. I tam tych wyzwań, dla mnie też osobistych, związanych z przekraczaniem granic, było dużo. Pewne rzeczy były dla mnie bardzo trudne, takie jak zdjęcia podwodne, czy sceny kaskaderskie ze skakaniem z mostów, co rzeczywiście wiązało się dla mnie z koniecznością przełamywania strachu, takiego autentycznego.

 

Jak się coś takiego zrobi i to się uda, to jest to po pierwsze ogromna satysfakcja, a po drugie coś, co we mnie na pewno zostało. Takie doświadczenia sprawiają, że w życiu masz więcej odwagi. I myślę, że właśnie pewien rodzaj odwagi, na pewno we mnie został.

 

Wyniosłam też z tej roli odrobinę bezkompromisowości, ale również to, że po raz pierwszy zagrałam tak dużą rolę. Mówię „również”, bo grałam już główne role, wiodące w różnych produkcjach, ale nigdy w tak wielkim serialu, ośmioodcinkowym. Został mi taki rodzaj pewności, że jestem w stanie to udźwignąć.

 

 

MJ: Czyli to była twoja najważniejsza rola filmowo-serialowa?

 

KK: Nie wiem, czy najważniejsza.

 

Staram się ze wszystkich ról wyciągnąć coś dla siebie i na pewno ta w „Czarnych stokrotkach” jest jedną z ważniejszych. Również istotne dla mnie jest to, że ta postać jest bardzo niejednoznaczna, złożona, i to, że Lena to taka bohaterka, którą nie do końca się lubi, a w aktorach zawsze jest pokusa, żeby tak poprowadzić postać, żeby widz ją polubił.

 

Podobało mi się, że to taka niesztampowa postać, krucha i bardzo silna jednocześnie. Ta rola była ważna w moim życiu, ale też mam inne, które przyniosły mi dużo  satysfakcji, ale były mniej głośne, jak chociażby rola Miki w filmie „Anatomia” Oli Jankowskiej. Nie miałam szansy tak wiele o tym opowiadać, ale jeżeli chodzi o podejście do aktorstwa, to akurat praca właśnie przy tym filmie pootwierała mi bardzo dużo różnych ścieżek w głowie. Zrozumiałam, że można w zupełnie inny sposób grać i eksplorować inny rodzaj języka filmowego. Rola Leny była jedną z ważniejszych, ale wierzę też, że te najważniejsze wciąż jeszcze przede mną.

 

zdj. Anna Powałowska

 

MJ: Teraz chciałbym zadać nietypowe pytanie. Mam nadzieję, że nikt jeszcze nie poruszył tej kwestii…

 

KK: … ale zadajesz sporo pytań takich, których nikt nie zadał, więc bardzo się cieszę…

 

 

MJ: Dla mnie to również miłe i budujące. Chciałem zapytać o język czeski. Dość często posługujesz się nim w serialu. Znałaś go wcześniej, czy musiałaś przyswajać te kwestie?

 

KK: Nie, nie znałam kompletnie czeskiego i tak jak powiedziałam na początku naszej rozmowy, dostałam tę rolę krótko przed zdjęciami. Nie było tak, że miałam lekcje języka czeskiego, tylko coacha językowego, który nagrał mi fonetycznie wszystkie te zdania. Oczywiście miałam to przetłumaczone i na początku musiałam wkuć to na blachę, złapać melodię tego języka. Było to pracochłonne. Na szczęście jestem aktorką, która nie ma problemu z nauką tekstu na pamięć. Nie mam takich sytuacji, że biorę scenariusz i go wkuwam, ponieważ już na etapie czytania, prób, ten tekst zostaje mi w głowie. Oczywiście jak są długie monologi, to trzeba poświęcić temu dłuższą chwilę, ale przychodzi mi to z łatwością. W przypadku tych kwestii po czesku, to było jak powrót do szkoły. Trzeba było wkuć ten tekst, bo to była jedyna szansa na to, żeby nie myśleć nad słowami, tylko żeby on płynął naturalnie, oczywiście z odpowiednią melodią. Spędziłam sporo godzin, żeby się tego nauczyć, ale też udało mi się dosyć szybko złapać tę melodię i bardzo przyjemnie grało mi się w tym języku.

 

Teraz kiedy oglądam ten serial, to jeżeli chodzi o moje sceny, to są jedne z moich ulubionych. Jak gramy w naszym ojczystym języku, często wpadamy w pułapkę gry słów, a przecież w życiu często jedno mówimy, myślimy coś kompletnie innego, a czasami jeszcze czujemy coś odmiennego. Nie zawsze jest to spójne ze sobą. A tutaj ten tekst w obcym języku sprawiał, że skupiałam się bardziej na tym, co chcę przekazać, jakie mam intencje, co moja postać przeżywa. Ten tekst po prostu płynął sobie swoją drogą i to było też bardzo uwalniające dla mnie, takie pouczające. Bardzo mi się przyjemnie grało po czesku.

 

 

MJ: Twój serialowy ojciec gra w kapeli punk-rockowej i pali zioło. O zioło pytać nie będę, ale interesuje mnie jakiej Ty muzyki słuchasz na co dzień?

 

KK: Każdej. Przeszłam naprawdę przeróżne etapy i też miałam fascynację punk-rockiem na studiach, a teraz nie ograniczam się zupełnie. Słucham muzyki klasycznej, ale też ciężkiego rocka, zależy na co mam w danej chwili ochotę. Mam dosyć szerokie spektrum, jeśli chodzi o muzykę. Najbardziej przeżywam muzykę klasyczną i jest to dla mnie jakiś rodzaj misterium. Jakbym miała wymienić artystę, który najbardziej mnie porusza –  do tego stopnia, że nie jestem w stanie słuchać go na co dzień –  to powiedziałabym, że jest to Keith Jarrett. Jego koncertów nie mogę słuchać gdzieś w tle. Nie jestem też niestety osobą, nazwijmy to „koncertową”, z racji mojej hiperwrażliwości na bodźce. Ubolewam nad tym, bo też długo tego nie rozumiałam i dopiero zrozumiałam niedawno, że czuję się bardzo przebodźcowana wśród tłumu ludzi, przy bardzo głośnej muzyce. Żałuję, że tak jest, bo muzyka na żywo to  jest zupełnie inne doświadczenie. W przeszłości  potrafiłam jeździć w przeróżne miejsca, żeby zobaczyć jakiegoś artystę. Pamiętam jak kiedyś  w Sali Kongresowej występował Lou Reed i kombinowałam jak przełożyć spektakl, żeby przyjechać na ten koncert. Ubolewam więc, że nie chodzę na wielkie koncerty, ale zawsze znajduję czas, żeby słuchać muzyki.

 

 

MJ:  Wracając do serialu „Czarne stokrotki”. Gra w nim wielu znakomitych aktorów i aktorek. Z kim z obsady pracowało się najlepiej? Z kim złapałaś najlepszy flow i kontakt?

 

KK: Niesamowicie polubiłam Olafa Lubaszenkę. Niewiele miałam z nim scen i po raz pierwszy spotkaliśmy się na tym planie, ale ujął mnie swoją otwartością i serdecznością.  Również świetnie współpracowało mi się z Dobromirem Dymeckim, z którym też nie mieliśmy okazji pracować wcześniej. Bardzo go polubiłam i mam poczucie, że nasza serialowa relacja jest bardzo prawdziwa w tej historii.

 

zdj. Anna Powałowska

 

MJ: Masz jakąś wymarzoną rolę, której jeszcze nie zagrałaś, a w której chciałabyś zostać obsadzona?

 

KK: Bardzo bym chciała sprawdzić się w komedii, bo takich propozycji praktycznie nie dostaję. Mam wrażenie, że jestem w szufladce aktorki dramatycznej i takiej od zadań specjalnych.

 

Jak dostaję jakieś propozycje, czy zapraszają mnie na zdjęcia próbne, to zawsze są to postacie mocno pokręcone. Nawet niedawno czytałam komentarz pod jakimś postem o serialu „Czarne stokrotki”, że to jest kolejna, pokręcona bohaterka tej aktorki. Gram często jakieś psychopatki, morderczynie, czyli takie role o których – tak sztampowo – większość aktorów marzy, bo to są role trudne, skomplikowane. No to ja mam ich w nadmiarze i chciałabym dla odmiany sprawdzić się w czymś lekkim.

 

 

MJ:  A z czego w takim razie wynika to, że twórcy obsadzają Cię w takich rolach? Bo ja mam wręcz wrażenie, że emanujesz spokojem i mało w Tobie psychopatki (śmiech)

 

KK: To jest tak, że jak coś raz się udało i ktoś zobaczył, że fajnie wyszło, to ludzie idą za ciosem. Często też twórcy, reżyserzy obsady czy reżyserzy szukają kontrastu – jeżeli jest blondynka, dość niewinnie wyglądająca, no to nikt nie będzie spodziewał się, co też tam ona ma za uszami. Często idzie to tym kluczem. Myślę też, że to bardziej kwestia tego, iż raz czy dwa zrobiłam to być może dobrze i jakoś tak to się potoczyło. Ponadto ja na ten moment być może emanuję spokojem, ale nie zawsze tak było. Od kilku lat mam balans w życiu i spokój, ale żeby to osiągnąć, naprawdę ciężko pracowałam nad sobą.

 

 

MJ: Chciałbym poruszyć też dość delikatną kwestię. Pierwszy odcinek spotkał się niestety z mocno homofobicznym odbiorem szczególnie w komentarzach na forach internetowych. Dla mnie to bardzo smutne. Czy spodziewałaś się, że ludzie mogą skupić się akurat na tym aspekcie serialu?

 

KK:

Szczerze mówiąc, absolutnie nie. Byłam tą sytuacją bardzo zaskoczona. Tym bardziej, że żyjemy już w takich czasach, że relacje nieheteronormatywne to jest norma w kinie. Nie sądziłam, że to wzbudzi aż taki negatywny odzew. Bardzo byłam zdziwiona i smutna, i to też uzmysławia mi, w jakim miejscu jesteśmy jako ludzie.

 

 

MJ:  Powoli zmierzając do końca chciałbym jeszcze zapytać czy jest szansa na drugi sezon „Czarnych stokrotek”?

 

KK: Myślę, że jest, ale to wszystko zapewne będzie zależało od oglądalności i tego jak serial zostanie przyjęty.

 

 

MJ:  Zatem już ostatnie pytanie. Czy masz jakieś plany na przyszłość jeśli chodzi o Twoje działania artystyczne?

 

KK: Tak. Roją mi się jakieś rzeczy teraz, ale nie mogę o niczym powiedzieć. Przeróżne doświadczenia w tym zawodzie nauczyły mnie, że dopóki nie wejdzie się na plan, to nie ma sensu o tym mówić. Ale tak, zapowiada się sporo pracy w najbliższym czasie.

 

 

MJ:  To tego bardzo Ci życzę i dziękuję za rozmowę 

 

 

Rozmawiał Mariusz Jagiełło

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz