„Jarzmo” w języku prasłowiańskim oznaczało prymitywną drewnianą uprząż, zakładaną na rogi lub kark bydła zaprzężonego do pracy na polu. Dziś wyraz w swojej oryginalnej formie z oczywistych powodów praktycznie nie występuje, ale czasem można go za to spotkać używanego jako metafora zniewolenia. Niestety, my – Polacy, znamy ten temat od pokoleń. Zmienia się on, ewoluuje… przybiera różne formy, ale za cholerę nie chce odpuścić. Dziś bat nad naszą głową przyjął kompletnie inną formę. Społeczeństwo tkwi w sidłach technologii, kultu piękna, próżności. Trudno nie oprzeć się stwierdzeniu, że stajemy się coraz mocniej usidleni przez najróżniejsze rzeczy jak social media czy bezduszne korporacje. To właśnie one, dla własnych korzyści, niczym przy użyciu jarzma, wymuszają na ogłupiałym społeczeństwie pożądane zachowania. Ślepo podążamy z prądem eksploatując otaczający nas świat w taki sposób i w takim stopniu, że zaczyna on chylić się ku upadkowi. Katarzyna Bobik oraz Piotr Aleksander Nowak to krakowscy muzycy wykonujący apokaliptyczny folk z elementami metalu, stoner rocka i kilku innych gatunków. W swoich posępnych pieśniach opisują współczesny, balansujący na krawędzi zagłady świat, w sposób w jaki nikt wcześniej tego nie robił. Ta grupa zowie się Jarzmo i w kontekście muzyki, jaką tworzą trudno byłoby znaleźć ciekawszą i bardziej intrygującą nazwę.
„Antropocen”, debiutancki album Jarzma jest czymś na kształt koncept albumu. Jaki jest wątek przewodni ? Zdradza nam to zarówno wstęp do tego tekstu, jak i sam tytuł płyty. Antropocen to termin określający obecną epokę geologiczną, w której kluczową rolę odgrywa negatywny wpływ działalności człowieka na środowisko. Biorąc pod uwagę, że duet gra muzykę wywodzącą się z folku w swój własny niekonwencjonalny sposób, dostajemy jeden z bardziej pomysłowych projektów ostatnich lat. „Antropocen” na wielu płaszczyznach nie jest jednak tym, czym może się wydawać. Duet na swoim debiutanckim krążku serwuje szereg trików i zmyłek, które z jednej strony są świadectwem niezwykłego talentu i kreatywności, z drugiej służą by maskować pewne niedoskonałości.
Pierwszą wielką niespodzianką jest zestaw instrumentów, jakie posłużyły do nagrania płyty. Jarzmo swoją twórczość opiera na perkusji oraz nyckelharpie. Po wewnętrznej stronie okładki fizycznego nośnika znalazła się nawet adnotacja, że do nagrania albumu nie wykorzystano ani jednej gitary (jest też sugestia, żeby płyty słuchać na dobrym zestawie stereo albo słuchawkach- i zdecydowanie warto się do tego zastosować!).
Trudno w to uwierzyć, ale dzięki tylko tym dwóm instrumentom udało się uzyskać ciężar i głębię, o których nie jeden stonerowy (czy nawet metalowy) zespół może tylko pomarzyć. Piotr Aleksander Nowak po mistrzowsku rozbudowuje klasyczne brzmienie harfy klawiszowej, dzięki wykorzystaniu najróżniejszych efektów, które niekoniecznie kojarzą się z folkiem. Instrument, na którym gra wywodzi się ze Skandynawii (dokładnie ze Szwecji), ale ten konkretny egzemplarz został wykonany przez żonę muzyka, co jeszcze mocniej potęguje jego unikalność. Niesprawiedliwym byłoby jednak przypisywanie wszelkich zasług tylko Nowakowi, bo wyjątkowość brzmienia Jarzma w równym stopniu wynika też z perksusji Katarzyny Bobik. Na płycie znajdziemy fragmenty, gdzie czuć jej swobodę grania („Twin Peaks”, „Bat Trip”), ale też takie, w których potrafi odsunąć się na drugi plan i dać przestrzeń dla partii Nowaka. Sposób, w jaki duet łączy brzmienie nyckelharpy z perkusją to prawdziwy powiew świeżości i gwarancja na to, że muzyka Jarzma ma szanse przypaść do gustu zarówno fanom muzyki etnicznej, jak i cięższego grania.
Pośród jedenastu kompozycji składających się na „Antropocen”, dostajemy wariacje na temat tradycyjnych folkowych melodii („Oberek” i „Polka”), jak i mroczne i duszne fragmenty stanowiące tło do wspomnianego wcześniej przekazu zawartego w tekstach („Chochoł” czy otwierający „Big Heat”).
Mimo, że blisko połowa utworów jest instrumentalnych, są one bardzo zgrabnie wkomponowane w strukturę albumu. Pozostała część płyty to piosenki wzbogacone o wokale. Teksty, które trafiły na „Antropocen” są oszczędne, ale potęgują przesłanie, jakie niesie ze sobą grupa i tym samym umacniają całą koncepcję. W dużej części wyśpiewane są po angielsku, ale zdarzają się też takie, gdzie duet zdecydował się na język polski („Chochoł”, „Pług”). Teksty są integralną częścią wizji artystycznej, dlatego tym bardziej nie rozumiem, dlaczego Jarzmo nie postawiło na użycie tylko jednego języka (zarówno w tekstach, jak i ich tytułach). Kompozycje zaśpiewane po polsku, w przypadku tego konkretnego projektu wypadają ciekawiej i uwypuklają folkowe korzenie grupy. Nie czepiam się niczego szczególnego, nie chodzi mi też o akcent ( zaśpiewane w soczysty sposób wers „The queen of all dancing judges” ma swój urok), ale fakt, że takie skakanie pomiędzy językami zaburza całościowy odbiór. Myślę, że największym problemem krążka jest to, że w dużej mierze jest on kompilacją nagrań wydawanych przez ostatnie kilkanaście miesięcy. I mimo, że każdą z 11 kompozycji łączy konkretne przesłanie, czuć że powstawały w różnych okolicznościach.
Należy wspomnieć jeszcze o dwóch ważnych elementach, które sprawiają że jeszcze głębiej możemy zanurzyć się w wykreowany przez duet świat. Pierwszy z nich to szata graficzna. Obrazy olejne na płótnie autorstwa Marka Waligóry wyglądają imponująco. Trzymając w ręku wersję fizyczną dosłownie czuć teksturę farby, a kolory są tak intensywne, że można poczuć żar bijący z obrazu (niczym w utworze otwierającym „Big Heat”). Drugi element to zaproszeni goście. Michał Biel dodaje swoje trzy grosze za pomocą trójkąta. Dzięki tej niepozornej wstawce, „Oberek” dostaje dodatkowego kopa. Michalina Malisz, którą część metalowej publiczności będzie kojarzyło ze szwajcarskim folk metalowym Eluveitie, rozbudowuje brzmienie „Court Dances” na lirze korbowej. Ostatnim gościem jest Anna Sitko. Dzięki jej wokalom dostajemy jedną z ciekawszych kompozycji na płycie, czyli „Pług”.
„Antropocen” to płyta, która ma pewne wady, ale to dalej jedna z bardziej oryginalnych pozycji, jakie pojawiły się na folkowo-metalowej scenie w ostatnich miesiącach. Podobnie, jak koreańskie Jambinai czy świecące sukcesy Lankum, Jarzmo to duet, który przekracza gatunkowe granice, jednak dalej dumnie bazuje na folkowych korzeniach. „Antropocen” jest na tyle oryginalne od strony instrumentalnej, że broniłoby się nawet bez żadnych wokali. Mam nadzieję, że grupa przebije się ze swoim apokaliptycznym folkiem do szerszej publiczności. Trzymam za nich kciuki, tym bardziej, że to moi krajanie. Debiutancki album zaintrygował mnie i przykuł moją uwagę i chodź mam pewne drobne zastrzeżenia, to tym bardziej będę czekał na jego następcę.
4,5/6
Grzegorz Bohosiewicz
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: