Gitarzysta, wokalista i autor tekstów pochodzący z Parczewa, który przez lata związany jest ze stołeczną sceną muzyczną. W latach 90. i na początku 2000. współtworzył zespoły ABSINTH i PROVINCEA. Współpracował także z formacją B.E.T.H. Dziś jako solista łączy fascynacje brzmieniami lat 90. z nowoczesną elektroniką i alternatywną wrażliwością. Właśnie ukazał się jego trzeci singiel, zatytułowany „Strażnicy Galaktyki”, a już w przyszłym roku ukaże się jego pierwsza solowa płyta. W poniższej rozmowie Jarosław Skrzypikrzesło wprowadził nas do swojego muzycznego świata.
MM: Czemu między utworem „Kły”, a Twoimi dwoma ostatnimi singlami była pięcioletnia przerwa?
JS: Dobre pytanie (śmiech). Wydaje mi się, że po wydaniu „Kłów” (a w sumie to nawet już przed) zbyt dużo rzeczy związanych z całą otoczką związaną z wydawaniem muzyki chciałem wziąć na siebie. Jestem tzw. muzykiem DIY, czyli bez wytwórni i całego zaplecza ludzi, które stoi zazwyczaj za artystą tak, by ten mógł zająć się głównie muzyką i po prostu nie dałem rady.
MM: I to Cię wyłączyło zupełnie z działania, czy po prostu zniechęciło?
JS: To nie tak. Przez ten czas zrobiłem całkiem sporo rzeczy. Mam już w większości nagrany materiał na całą płytę, ale mam w głowie pewien schemat wypuszczania piosenek, wg. którego zależy mi też na warstwie wizualnej, teledyskach etc. Musiałem się nauczyć oddawać pewne zadania innym ludziom, żeby to mogło się w ogóle zacząć znowu wydarzać. Musiałem zmienić swój tzw mind-set, żeby to zaczęło po prostu działać.

MM: „Kły”, „Grudzień” i „Strażnicy Galaktyki” pochodzą z tej niewydanej płyty?
JS: Tak
MM: 5 lat zajęło też znalezienie odpowiednich ludzi do realizacji tych pomysłów?
JS: Nie, to raczej ja musiałem dojrzeć do pewnych rzeczy i otworzyć się na ludzi i ich pomysły. Jestem typem control-freaka, ale uczę się odpuszczać i patrzeć z innej perpsektywy. Są tu też kwestie finansowe oczywiście – jakość ma zawsze swoją cenę. A ponieważ działam póki co sam – to sam muszę zdobywać budżet na nagrania, klipy etc.
MM: Czemu do klipów z dwoma pierwszymi utworami dopisany jest hashtag: #templeofthedog?
JS: Spowodowane było to tym, że (przynajmniej w mojej głowie) utożsamiałem się z ludźmi słuchającymi i zainspirowanymi muzyką z tzw „ery grunge”.
MM: Przy „Strażnikach Galaktyki” to Ci przeszło?
JS: Temple Of The Dog był jednym z tych zespołów które podziwiałem. Dając takie hasztagi (bo były pewnie też inne z innymi podobnymi zespołami – miałem nadzieję przyciągnąć do swojej muzyki ludzi z słuchających tych zespołów). I nie – nie przeszło (śmiech). Wciąż kocham ten nurt i są to płyty, do których wracam i wciąż mnie inspirują. Natomiast tym razem w ogóle zapomniałem o hasztagach (śmiech). I też nie wiem, czy one w ogóle jeszcze działają.
MM: Wszystkie trzy utwory są dość zbliżone do siebie – tak stylistycznie, jak i wykonawczo. Domyślam się, że cała płyta jest utrzymana w takim duchu?
JS: Wydawało mi się że „Strażnicy…” trochę wybijają się w stronę alternatynego rocka albo nawet popu, ale skoro czuć jednak jakąś spójność, to się cieszę. Myślę że tak – płyta będzie w podobnym duchu, choć będą na niej jeszcze momenty cięższe i lżejsze. Nie stronię też od elektroniki w aranżach
MM: Płyta nosi tytuł „Atencja” i chcesz ją wydać w przyszłym roku. Planujesz do tego czasu wydać jeszcze jakieś utwory z niej pochodzące?
JS: Zdecydowanie. Rynek muzyczny zmienił się – jak pewnie sam zauważyłeś – bardzo na niekorzyść dużych wydawnictw i trend jest taki, że trzeba wydawać single. Ja się z tym nie kłócę – mam ambitny cel, że chcę mieć do każdej piosenki klip – ale z drugiej strony, chcę mieć płytę jako całość, która będzie jakimś klimatem i historią. I mam nadzieję, że znajdą się ludzie, którzy zechcą jej posłuchać od początku do końca w takim układzie piosenek, jaki im zaproponuję.
MM: To kiedy pojawi się kolejny utwór?
JS: Realnie planuję wydanie na Helloween utworu o tytule „Maski”. Mam już nakręcone do niego od 3 lat temu zdjęcia do klipu i staram się uwinąć z monatażem.
MM: Płytę wydajesz samodzielnie. Ukaże się też fizycznie?
JS: Na ten moment samodzielnie, chyba że coś się wydarzy i ktoś z atrakcyjną ofertą się mną zainteresuje. Wtedy oczywiście można negocjować zmianę planów i wydanie tego pod skrzydłami jakiejś wytwórni, ale jeżeli nie, to też ok – i zdecydowanie chcę wydania fizycznego, choćby w małych nakładach.
MM: Czemu zrezygnowałeś z publikowania pod szyldem Jemelo?
JS: (śmiech) Za bardzo przypominało Jamala. Prawie każdy też inaczej to wymawiał i jakoś tak w pewnym momencie podjąłem decyzję, by z tego zrezygnować.
Rozmawiał Maciej Majewski
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: