IKS

Michał Jacaszek/Stefan Wesołowski [Rozmowa]

jacaszek-wesolowski-rozmowa

„Eirḗnē” to wspólna płyta Michała Jacaszka i Stefana Wesołowskiego. Nazwana na cześć greckiej bogini pokoju, była materiałem pierwotnie zamówionym przez festiwal Solidarity of Arts w Gdańsku w 2017 roku, którego kuratorem był wówczas Tomek Hoax. Pierwotnie „pacyfistyczna” kompozycja zyskała wówczas nowy kontekst. Łączy orkiestrację neoklasyczną z muzyką elektroniczną, której producentem jest Daniel Rejmer, znany ze współpracy z Benem Frostam. Zaś o szczegółach dotyczących nagrań opowiedzieli mi główny autorzy.

 

MM: Eirḗnē jest grecką boginią pokoju, ale i obfitości. Wasza płyta również niesie ze sobą bogactwo muzyczne, aczkolwiek przepełniona jest niepokojem. Takie było założenie?

 

MJ: Moim wyjściowym założeniem była jedynie kwestia metody i estetyki. Wiedziałem, że stworzymy hybrydę elektroniki i muzyki instrumentalnej na równych prawach. Trzeba pamiętać, że propozycja Tomka Hoaxa, aby napisać muzykę opowiadającą o pokoju i wojnie ma kilkuletnia historię. Pierwotnie napisaliśmy muzykę na mały skład orkiestrowy i elektronikę na Festiwal Solidarity Of Arts. Natomiast  pomysł na wydanie płyty z dużą orkiestrą, zatytułowanej „Eirḗnē”, pojawił się stosunkowo niedawno. Klimat większości utworów jest wg. mnie zdecydowanie “wojenny” – niepokojący i miejscami agresywny. Jednak tego nie zakładaliśmy przedtem. Tak po prostu wyszło w trakcie pracy, tak nas poprowadziła intuicja.

 

SW: Myślę że wszystkie retoryczne wolty w tym materiale, to owoc współdzielonej intuicji. Być może rzeczywiście jest w tym materiale niepokój i być może jest to naturalny efekt podobnego sposobu myślenia – pokój nie jest rzeczą, która przychodzi za darmo i bez zmagań. Ale mówiąc szczerze, kwestie interpretacji pozostawiłbym odbiorcom.

 

MM: Co leży u muzycznych podstaw „Eirḗnē”?

 

SW: Otrzymaliśmy pewne zadanie. Wymyśliliśmy skład, w jakim chcielibyśmy to zadanie zrealizować, a potem pozwoliliśmy sobie na swobodę i popłynięcie z tym tematem.

 

MM: Punktem wyjścia były partie fortepianowe, elektroniczne, czy orkiestrowe?

 

MJ: Praca ze Stefanem to “wymiana towarowa”: wysyłam mu kilka propozycji aranżu elektronicznego, by na tym zbudował swoje partie i jednocześnie dostaję piloty aranży instrumentalnych, będących punktem wyjściowym dla skomponowania elektroniki.

 

SW: Podzieliliśmy się kolejnością działań po równo – połowę utworów rozpoczął Michał, połowę ja. Potem rozwijaliśmy to wspólnie.

 

 

MM: Ziemowit Klimek zorkiestrował ten materiał. A w którym momencie Hubert Zemler wkraczał do gry?

 

MJ: Hubert pojawił się w “środkowym etapie” całej produkcji, a więc w momencie, gdy po premierowym wykonaniu pierwszej wersji muzyki, postanowiliśmy zarejestrować ją w studiu. To pierwsze nagranie ma wartość raczej dokumentacyjną, ale partie Zemlera były tak ciekawe, że wykorzystaliśmy je potem “wtórnie” na albumie „Eirḗnē”.

 

SW: Obydwaj panowie pojawili się, kiedy mieliśmy już koncepcję i wstępną konstrukcję całości, zarówno jeśli chodzi o formę jak i aranżację. Ale partia perkusyjna jest przestrzenią dość otwartą. Nasze wskazówki i oczekiwania miały charakter umowny, dając dużą przestrzeń dla Huberta, co pozwoliło na zarejestrowanie pięknych partii perkusji, bo Hubert jest po prostu świetny. Ale kiedy graliśmy materiał premierowo w Szczecinie, partię perkusji realizował Jacek Prościński i zrobił to zupełnie inaczej i równie fantastycznie.

 

MM: Fabularność tej płyty jest hipnotyzująca. Ilekroć jej słucham, wyświetlają mi się inne obrazy. Trochę jak soundtrack do niestniejącego filmu, choć obaj z muzyką stricte filmową mieliście już nie raz do czynienia.

 

MJ: To zaskakujące jak dużą popularność zyskało określenie “muzyka do nieistniejącego filmu”… Nawet weteran muzycznego dziennikarstwa Bartek Chaciński użył tego wyeksploatowanego do granic sformułowania, recenzując nasz album . Ale to na marginesie. “Ilustracyjność” zawsze charakteryzowała moje albumy, pewnie dlatego dostaję tyle propozycji filmowych i teatralnych. Ponadto samo zadanie (muzyka o pokoju) determinowało taki właśnie charakter. Ważne jest chyba, żeby ta “wizualność” nie była  zbyt ostentacyjna, nie zmuszała do jednoznacznej interpretacji. Myślę, że to się udało.

 

SW: Mogę tylko powiedzieć że soundtrackowość tego albumu nie jest jakimś zamierzonym zabiegiem, ale opinia o takim wrażeniu towarzyszącemu słuchaniu mojej, czy naszej muzyki jest dość powszechna i pozostaje mi przyjąć ją z pokorą.

 

MM: Płyta ma bardzo spokojne, delikatne wręcz zakończenie w postaci „VII”. Rozumiem, że tę kompozycję traktujemy jako podsumowanie całości?

 

MJ: To, jak zostanie zinterpretowana dramaturgia tej płyty, powinna być  sprawą indywidualną – liczba mnoga której użyłeś sugeruje coś przeciwnego. Dla mnie osobiście kompozycja „VII” jest raczej kontrą dla poprzedzających ją utworów, dość czytelną zresztą. To cisza, oddech i nadzieja stojące w konflikcie z mrokiem i krzykiem większości utworów

 

SW: Nie uważam żeby było dobrym pomysłem sugerowanie jak odbiorca powinien traktować cokolwiek na płycie, pozostawiam to w całości odbiorcy.

 

MM: Zagraliście ten materiał premierowo w Filharmonii w Szczecinie. Będziecie jeszcze koncertowali z tym materiałem?

 

MJ: Koncert z tym materiałem to duże przedsięwzięcie logistyczne. Mam nadzieję, że mimo tego zaprezentujemy “Eirene” jeszcze kilka razy.

 

SW: Oby!

 

Rozmawiał: Maciej Majewski

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz