Mariaż cięższych brzmień z muzyką elektroniczną z pogranicza lat 80, to zjawisko w muzycznym świecie doskonale znane. W zależności od tego jak odważne są to połączenia reakcje na nie mogą być naprawdę różne. Obserwując powstające na świecie projekty poruszające się w takiej estetyce widać, że potrafią one mieć zarówno rzesze zwolenników, jak i zagorzałych przeciwników. Dla metalowych purystów zbyt duża dawka popowej syntezatorowej przebojowości może powodować odruch wymiotny, dla drugich stanowić ciekawe urozmaicenie i powiew świeżości. Michał Kwolek i Łukasz Sowa – twórcy projektu Inside Her, w swojej twórczości łączą takie gatunki jak metal (w tym ten z przyrostkiem nu), synthpop, industrial, rock alternatywny i wiele więcej. Na naszym rodzimym poletku tego typu eksperymenty nie są często spotykane, dlatego tym bardziej warto sięgnąć po debiutancki album formacji zatytułowany “Shame of Hearts”. Nawet po to, by na własnej skórze sprawdzić, czy takie połączenie to muzyka dla nas.
“Shame of Hearts” to płyta zbudowana na kontrastach. Z jednej strony napędzana przez klasyczne rockowo/metalowe riffy i motywy rodem z MTV lat 90’ i 00’, z drugiej pełna przebojowej syntezatorowej energii lat 80 (w szczególności w swojej pierwszej połowie!). W notce prasowej możemy wyczytać, że zarówno Kwolek jak i Sowa zaczynali od grania w kapelach stricte metalowych. Zamiłowanie do cięższych brzmień będzie rezonować praktycznie w każdym kawałku jaki znajdziemy na “Shame of Hearts”. Zespół jednak skrupulatnie pilnuje balansu pomiędzy ciężarem a przebojową lekkością, dozując zarówno jedno jak i drugie… większości w zjadliwych dawkach. Przez dużą część płyty duetowi udaje się zachować proporcje, a fragmentów w których metalowe dziedzictwo zaczyna wyraźnie dominować jest zaledwie kilka (najcięższy na płycie kawałek „heart attack”). Niestety, mnie osobiście nie do końca przekonują momenty gdzie formacja zaczyna robić zwrot w stronę stadionowego industrialu spod szyldu Rammstein czy nu metalu („nikt stąd nie wyjdzie żywy”)

Z drugiej strony mamy wszelkiego rodzaju przebojowe syntezatory, instrumenty perkusyjne i wszystko to, co przywodzi oczywiste skojarzenia z ikonicznymi zespołami lat 80, z Depeche Mode na czele. Mam wrażenie, że coraz więcej kapel chce grać w podobny sposób. Nie trzeba szukać daleko, wystarczy sięgnąć po ostatnie dokonania Ulver (jak zaczynali – każdy fan ciężkiego grania wiedzieć powinien), których obecne wcielenie łudząco przypomina dokonania formacji Dave’a Gahana. W przypadku Inside Her, może nie będzie to tak bezpośrednie, ale skojarzeń z muzyką Depeszów i tak znajdziemy sporo. Również za sprawą charakterystycznej maniery śpiewania pojawiającej się co jakiś czas (”The Art Of Compromise”) .
Jest na płycie kilka naprawdę świetnych momentów – jak rozpoczynający się od saksofonu, zaśpiewany wspólnie z Ewą Piturą (głosu znanego z Percival Schuttenbach) kawałek „All The Dreams”, czy nastrojowy „Dark Angel” z mocniejszymi metalowymi wokalami Michała Kwolka. W obu czuć klimatyczną mroczną aurę, która w tej mieszance dla mnie jest jednym z ciekawszych elementów.
Na dziewięć kompozycji, dwie są zaśpiewane po polsku i to właśnie momenty, które wybiły mnie z rytmu jakim podąża płyta w swojej pierwszej (o wiele bardziej udanej) połowie. „Noc Ogień Ty i Magia” zaczyna się naprawdę przyjemnie, ale gdy wchodzą quazi-rapowane (?) wokale w stylu wczesnych lat 00, czar pryska. W odbiorze nie pomaga też tekst „(…) weź już wypierdalaj i zabierz te pantofle (…)” czy „(…) ten strach chujowy tak jak Ty , pamiętaj nie ma drugiej strony(…)” . Może tego typu liryczne potworki dałoby się ukryć, gdyby zespół zdecydował się je napisać po angielsku… niestety tak nie zrobił. Zestawiając oba polskojęzyczne utwory, znacznie lepiej wypada „nikt stąd nie wyjdzie żywy”. Mam wrażenie, że gdyby płytę nagrano w całości po angielsku byłaby dużo bardziej spójna.
Zdecydowanie należy wspomnieć i pochwalić zaproszonych na płytę gości, których wkład w znaczący sposób przełożył się na efekt końcowy. Bo mimo że “Shame of Hearts” ma słabsze momenty, ostatecznie to naprawdę interesujący projekt! Jeremiasz Baum, perkusista znany z The Materia, bogaty w doświadczenie zdobyte w swojej macierzystej kapeli, dodaje kopa wszędzie tam , gdzie jest to potrzebne (czyli w mocniejszych fragmentach, których jest naprawdę sporo). Na płycie pojawiły się też cztery gościnne wokalistki. Anglojęzyczne kawałki, jak otwierający „Dusty Pink” czy „All The Dreams” z udziałem Niki i Ewy Pitury to naprawdę bardzo przyzwoite nagrania. Jeżeli chodzi o utwory z tekstem w języku polskim, to ja swoją opinię wyraziłem wyżej. Jednak, pomimo czepialistwa, musze przyznać, że partie Marty Leśniewskiej i Justyny Gryki (również zaśpiewane w dwugłosie z Kwolkiem) prezentują się naprawdę solidnie.
Mimo, że w moim odczuciu Michał Kwolek i Łukasz Sowa zaliczyli kilka potknięć, to należy docenić konsekwencje w dążeniu do wypracowania własnego stylu. Na “Shame of Hearts” podjęli próbę połączenia kilku skrajnie odległych od siebie muzycznych gatunków i w dużej mierze udało im się tę fuzję zakończyć powodzeniem.
Ocena: 4/6
Grzegorz Bohosiewicz
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek. “Shame of Hearts” możecie nabyć bezpośrednio u zespołu (tutaj) .
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: