Hypnosaur tworzą Bartosz Kulczycki odpowiedzialny za główny wokal i klawisze, Michał Siedlecki (chórki i zacna gitara z fajnymi solówkami), Marcin Jastrzębski (bas), Marcin Szóstakowski (perkusja). Panowie wcześniej mogli być znani z takich zespołów jak Jane Doe, The Assblasters, Saint Hex czy Toxxxik Flash. Płyta 'Doomsday’ to ich debiut i została wydana w wytwórni Revenge of the Bat Records, a nagrany w Mustache Ministry Studio przez Marcina Klimczaka. Za miks odpowiedzialny był Haldor Grunberg z Satanic Audio (Behemoth, Me And That Man, Dopelord). Okładkę przygotował Rafał Wechterowicz (TOO MANY SKULLS), znany ze współpracy z Ozzy’m Osbourne’m, Slipknot, Anthrax, Ghost, Mastodon czy Behemothem. No więc na papierze to wszystko wygląda bardzo klawo. A jak jest dalej?
Posłuchajcie wokalu Kulczyckiego! Dość mocne instrumentalne brzmienie zespołu uzupełnia chwilami zaskakująco delikatny wokal. Współgra to ciekawie i organicznie. Lirycznie panowie z Hypnosaura wkręcili się w tematy stonerowe, nie usłyszymy nic o Puszczy Białowieskiej, pięknie polskich pól, lasów. Jest amerykańsko, są pustynie, tornada, takie tam. Nie piszę tego jako zarzut. Muzycy z Hypnosaura konsekwentnie trzymają się pewnej koncepcji. Widać, że są wkręceni w temat i super. Do tego jest coś takiego jak metafora, parabola, hiperbola, drugie dno czy rzut lobem. Gdzieś tam pewnie opowieści z Harley’a można przełożyć na życie na wsi na Podkarpaciu. Nie wątpię. Większy budżet na teledyski też nie zaszkodzi. Ta muzyka zasługuje na więcej, bo zespół jest naprawdę dobry.
Otwierający płytę tytułowy utwór rozpoczyna ciekawy przesterowany riff, hard-rockowy, stonerowy. Te gatunki będą z nami już do końca odsłuchu. Kompletnie nie wiem, co usłyszę za moment, nie znam bowiem Hypnosaura, nie widziałem żadnych jutubów, nie przesłuchiwałem żadnych streamingów, jestem totalnie zielony. Słucham cyfrowego krążka po raz pierwszy. Po gitarowym intro pojawia się ciekawy pochód, który miło zaskakuje, a refren kontynuuje dobrą kartę tego utworu. Słychać wiele inspiracji, ale słuchacz niech sobie sam to ogarnie. Ja po prostu z przyjemnością słucham i w świecie naczyń połączonych nie ma już sensu wskazywać tych wszystkich artystów, z którymi kojarzy się dana muzyka. Ważne jest to, czy chwyta, czy nie chwyta. Za jajca, za serce. Hypnosaur chwyta, może nie mocno, ale na tyle, żeby zaciekawić. A ja i tak gdzieś później wetknę porównania do innych zespołów.
Na przykład teraz. Początek “Circle” muzycznie nasuwa mi na myśl “Again” Alice in Chains, ale wokal i instrumentarium, uwzględniające szalone pianino rodem z saloonu, robią juz zupełnie inną robotę bliższą Monster Magnet. Jak rusza “Hole” lepiej wsiąść w szybką brykę, ten utwór to klasyczny hard-rockowy czad. “Desert Tornado” przekonało mnie aranżacją wokalną i melodią. “On The Run (Bang!Bang!) jest równie przebojowym utworem. Tempo całego albumu nie jest cały czas jedynie motocyklowe. Panowie zwalniają w “Follow/Shadow” z hipisowskim klimatem z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, czy też w “Heart of Stone” z przestrzenią na skromne solówki w bardzo dobrym guście. Hypnosaur potrafi też wyjść poza schemat, czego przykładem jest instrumentalny kawałek “Huisuke”. Siedlecki na gitarze i Kulczycki na pianinie mają fajny warsztat, pomysły. Proponują naprawdę chwytliwe i wciągające partie. Mimo, że “Doomsday” jest jednoznacznie gatunkową płytą, to zapewnione zostały różnorodne tempa, nastroje, zarówno instrumentalnie, lirycznie jak i wokalnie.
Czas na plusy ujemne. Tutaj wymieniłbym przestrzeń produkcyjną, niekiedy mogłaby być bardziej dopracowana. Rzekłbym, że może ciut odstaje od dzisiejszych standardów. Z drugiej strony miło słyszeć dość surowe brzmienie, więc to taka uwaga na siłę, żeby nie dawać naczelnemu kolejnej płyty z oceną pięć na sześć. Tak poważnie, czasami odstaje lub zanika wokal, ktoś komu nie doradził, że można by to nagrać jeszcze raz, czasami zanika słyszalność jakiegoś talerza. Klawisze, które są naprawdę ciekawym dodatkiem do gitar i bębnów momentami brzmieniowo nie pasują do reszty. Coś tutaj zawiodło, bo pomysł był świetny, a założę się, że na żywo brzmi zajebiście. Słychać też czasem, że pan Kulczycki nie jest native speakerem, choć w porównaniu rodzimych nie-native-speakerów i tak wypada bardzo przyzwoicie. Zastanawiam się jednak, co myślą sobie mówiący na co dzień w języku królów, kiedy słyszą obcy akcent. Czy to im przeszkadza? A pewnie – między innymi – dla zagranicznej publiczności zdecydowano się na angielskie teksty.
Kończąc mój teksty mam jednak jedną przewodnią refleksję, mam mega ochotę zobaczyć Hypnosaur na żywo! Panowie, przyjeżdżajcie dać czadu w Trójmieście!
Ocena ( w skali szkolenej 1-6) 4 na 6 butelek z piwem.
Paweł Zajączkowski
Tracklista:
1. Doomsday
2. The Hole
3. Desert Tornado
4. On the Run (Bang Bang)
5. Circle
6. They Come out at Night (2022 mix)
7. Godfucker
8. Follow / Shadow (2022 mix)
9. Heart of Stone
10. Huisuke
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1