IKS

Heavy Pop Fest | 27.09.2025 | Kraków, Hype Park | Fot. Paulina Perz | Tekst. Michał „Sezamek” Borowski | org. zespół .WAVS

“Nie napiszę o miłości

Kolejnej piosenki

Miłość sama we mnie śpiewać ma”

 

Relacja z Heavy Pop Fest, który odbył się 27 września w krakowskim Hype Parku.

Naprawdę szalone są chłopaki z .WAVS. Szalone i cholernie odważne. Swoją autorską formułę “Heavy Pop”, opracowaną na wydanej w kwietniu 2023 roku płycie pod tym właśnie tytułem, postanowili rozszerzyć na autorski festiwal. Bardzo ambitny i ciekawy festiwal.

 

W sobotę 27 września do krakowskiego Hype Parku ściągnęli fani muzyki wszelakiej. Były metale, młodzi fani popu i przedstawiciele wszystkich możliwych nurtów szeroko pojętej alternatywy. Opowiadano mi, że ten klub remoncie jest świetnym, ładnym i – co najważniejsze – świetnie wyposażonym miejscem. Potwierdziło się to wszystko w 100%. Od samego początku czułem się tam dobrze, a atmosfera festiwalu była luźna i tak zwyczajnie sympatyczna.

 

Organizacyjnie wszystko dopięte na ostatni guzik. Wszystkie koncerty o czasie, wszystkie znakomicie nagłośnione i przepięknie oświetlone. Widać było dbałość o każdy szczegół, wszak perfekcjonizm to od zawsze znak rozpoznawczy .WAVS.

 

Koncerty rozpoczęły Dziewczęta. Słyszałem od wielu osób, że to właśnie ten zespół był najjaśniejszym punktem tegorocznego Off Festiwalu. Mimo, że nie jest to do końca mój klimat, to od razu zrozumiałem, czemu ten indie – pop skradł już niejedno serce. Fajne, pomysłowe, bardzo dobrze zagrane. Naszły mnie skojarzenia z początkowym Myslovitz. Czy słuszne? Nie wiem.  Do tego mój szacunek wzbudził sposób, w jaki poradzili sobie z trudną rolą otwieracza.

 

Chwila przerwy i na scenie melduje się Distrüster. Wyborne show, świetna energia, brutalnie i żywiołowo. Kozacki pokaz siły pt. “Jak nowocześnie grać thrash?”. Po tym występie zaliczam ich do zespołów, które zdecydowanie lepiej wypadają na żywo niż w na nagraniach studyjnych i zaczynam sprawdzać, kiedy zagrają w mojej okolicy. Występ zwieńczony brawurowym i nieco pastiszowym kowerem “Real Thing” Turnstile, czym kupili mnie już zupełnie.

 

Zauroczył mnie występ Sad Smiles. Sympatyczne i cholernie zdolne dzieciaki, które żonglowały rozmaitymi stylami równie sprawnie jak instrumentami podczas występu. Trochę rapu, trochę rocka, trochę połamanych bitów, trochę metalu. Tak, zdecydowanie wpisują się w heavy-popowy nurt muzyczny. A do tego mówią o ważnych dla ich rówieśników sprawach. Teksty śpiewane chóralnie, piski, krzyki. Gratuluję przyjęcia przez publikę, życzę i jednocześnie przewiduję, że będą z tego grania jeszcze wielkie rzeczy.

 

I tak niepostrzeżenie przyjęliśmy już trzy smaczne potrawy, a przecież dania główne miały dopiero zostać podane.

 

Punkt 20:00 na scenie pojawili się ONI. Gospodarze. Znakomity koncert. Utwory na setliście ułożone w bardzo przemyślany sposób, miałem wrażenie, że opowiadają swoją zupełnie nową historię. Świetnie brzmiał bas Karola, Jacek bezbłędny, Grzegorz udowadniał raz po raz jak dobrym jest gitarzystą, a Maciek… Prawdziwy mistrz ceremonii, prawdziwy frontman, lider, czarodziej. Tego dnia był kwintesencją showmana. Najlepszy koncert . WAVS, jaki widziałem. Bałem się, że ciężar organizacyjny i związana z tym presja może ich trochę przytłoczyć. Nic z tych rzeczy. Zgromadzili pod sceną największą liczbę publiki, która wspierała, wiwatował,  chóralnie śpiewała refreny. Było widać, że ten “match” chłopaki grają totalnie u siebie. Zamknięcie seta kowerem “Sutry” Sistars to strzał w dziesiątkę. Piosenka, która promowała cały festiwal, pięknie zwieńczyła ten występ. Podniośle, wzruszająco, po prostu w punkt.

 

Nie umiem obiektywnie odbierać sztuki Domu Złego. Płytą “Ku pogrzebaniu serc” skradli moje – nomen omen – serce już chyba na zawsze. Uwielbiam ten lityczny, wzruszający, emocjonalny klimat tekstów Anki serwowany na tle brutalnej gitarowej ściany dźwięku. Oglądałem ten koncert z balkonu drąc się wniebogłosy i próbują wyrwać barierki (na szczęście nieskutecznie). Było pięknie, ekstremalnie, mocno i wzruszająco. Niebywałe, jak oni potrafią w moje emocje. Pogadaliśmy sobie serdecznie po sztuce, wiem, że mieli problemy techniczne w czasie występu, tym bardziej czapki z głów za jego jakość. Niesamowicie okrzepli w czasie europejskiej trasy u boku Zeal & Ardor, wydają się perfekcyjnie zgrani muzycznie i towarzysko. Plany na najbliższe miesiące także są obiecujące, zatem śledźcie Dom Zły. Warto.

 

The Cassino zagrało na koniec. Były piski, wrzaski, euforia. Ale dla mnie festiwal się już skończył. Współczuję każdemu bandowi, który musi grać po Domie Złym. Być może to był bardzo dobry koncert. Ale ja już nie przyswajałem muzyki tego dnia. Sorry. Podobnie nie ocenię popisów didżejskich, bo już mnie w Hype Parku zwyczajnie nie było….

 

Pomysł na ten festiwal jest dość szalony. Młode gwiazdy popu zderzyć z metalem. Otworzyć głowy. Publika jest mądrzejsza i bardziej otwarta niż się wszystkim wydaje. Nie będziemy się zamykać, pokażemy przeróżne odcienie polskiej muzyki. Słuchacze zrozumieją, docenią, a jak się komuś coś nie spodoba, to można iść na drinka, na kawę, nawet tatuaż można sobie zrobić. Piękne są te założenia, mi pasują w 100%, ale czy nie przesadnie optymistyczne? Frekwencja nie powalała na pierwszej edycji Heavy Pop Festu. Zrozumcie mnie dobrze – artyści nie grali dla pustej sali, ale Hype Park jest na tyle duży, że te kilkaset ludzi potrafiło się skutecznie rozejść po całym obiekcie. Pojawiali się na koncertach swoich faworytów. Czy zatem ta misja łączenia ponad gatunkowymi podziałami się udała? Nie wiem. Wiem za to, że to była bardzo fajna sobota. I liczę na kolejne edycje. Równie szalone jak ta.

Pozdrawiam Was serdecznie, moje kochane Zuchy!   

 

Tekst:  Michał „Sezamek” Borowski

 

Galeria zdjęć autorstwa Pauliny Perz

 

Zespoły w kolejności: The Cassino, Dom Zły, .WAVS, Sad Smiles, Distrüster, Dziewczęta

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz