English version below/Angielska wersja niżej !!!
Harakiri For The Sky powracają z nowym albumem Scorched Earth – niezwykle emocjonalnym i surowym materiałem, który powstał w cieniu pandemii i osobistych kryzysów. W rozmowie z Michaelem Koglerem zagłębiam się w proces twórczy, znaczenie izolacji, melancholii i autoterapii poprzez muzykę. Jak powstawał nowy materiał? Co oznacza tytuł albumu? I jak zespół podchodzi do unikalnego połączenia black metalu z post-rockiem? O tym wszystkim przeczytacie w naszym wywiadzie. A już 5 kwietnia będziecie mogli usłyszeć Scorched Earth na żywo – Harakiri for the Sky zagrają w warszawskich Hybrydach. Do zobaczenia pod sceną!
Ula Skowronska-Malinowska: Na początku porozmawiajmy o nowym albumie „Scorched Earth”, który niedawno miał swoją premierę. Czy możesz powiedzieć coś o inspiracji, która za nim stoi i co go wyróżnia na tle waszej wcześniejszej twórczości?
Michael Kogler: Tak, tym razem inspiracja była zupełnie inna niż przy naszych poprzednich albumach. Dużą część tego materiału napisaliśmy w latach pandemii, a ten proces bywał naprawdę trudny, bo wszyscy byliśmy uwięzieni w domach. Kiedy nie masz nowych doświadczeń, prawie nie masz twórczego impulsu. To było coś, z czym się zmagaliśmy, zwłaszcza w latach 2020 i 2021. Nasz poprzedni album został opóźniony o ponad rok, bo zarówno my, jak i nasza wytwórnia nie chcieliśmy wypuszczać płyty, której nie moglibyśmy promować trasą koncertową. Najpierw przełożyliśmy premierę na jesień licząc, że uda się wyruszyć w trasę – nie udało się. Potem przełożyliśmy ją ponownie na koniec lutego – i nadal nie mogliśmy koncertować. W końcu powiedzieliśmy: „Pieprzyć to, wydajemy go bez względu na wszystko”. Jako artysta – przynajmniej w moim przypadku i myślę, że w przypadku Matthiasa też – trudno jest zacząć pracować nad czymś nowym zanim poprzedni rozdział nie zostanie zamknięty. Niektórzy muzycy piszą nowy materiał jeszcze przed premierą swojego ostatniego albumu, ale my tak nie działamy. Potrzebujemy tej przestrzeni między projektami zanim możemy zacząć coś nowego. Dlatego na poważnie zaczęliśmy pisać „Scorched Earth” dopiero na początku 2021 roku. To był również czas, kiedy postanowiłem się odizolować na kilka miesięcy. Przeniosłem się do leśnej chaty, która jest w mojej rodzinie od ponad 200 lat. Spędziłem tam około dwa i pół miesiąca pisząc utwory dla mojego drugiego zespołu Karg oraz teksty na nowy album Harakiri for the Sky. Ta izolacja była dla mnie zbawienna, bo w mieście czułem się kompletnie bezużyteczny – wszystko było zamknięte, nie można było podróżować, nie było koncertów ani barów. Jedyne, co mogłem zrobić, to spotykać się z kilkoma osobami, ale nawet to wydawało się bezsensowne. Nie traktowałem lockdownu tak poważnie jak wielu innych. Zaszczepiłem się najszybciej, jak było to możliwe, choć z perspektywy czasu nie wiem, czy to była najlepsza decyzja – wtedy wydawało się właściwe. Po prostu chciałem, żeby życie wróciło do normy. Przeprowadzka do chaty miała dla mnie sens – musiałem coś ze sobą zrobić. W tamtym czasie przechodziłem ogromny osobisty kryzys, bo życie, które znałem zaczęło się rozpadać. Przynajmniej tak się czułem przez kilka miesięcy. Ale ten okres był dla mnie bardzo twórczy. Dla Matthiasa było inaczej. On potrzebował bodźców zewnętrznych, żeby odzyskać kreatywność. Kiedy wszystko zaczęło się otwierać, powiedział mi, że to wtedy wróciła jego inspiracja i mógł naprawdę zacząć pisać. To była długa odpowiedź na twoje pytanie, ale zasadniczo to właśnie te doświadczenia ukształtowały „Scorched Earth” – sposób w jaki powstał i jak został napisany, odróżnia go od naszych poprzednich albumów.

USM: Poruszyłeś temat, o który chciałam zapytać. Twoje teksty są zawsze bardzo emocjonalne i wspomniałeś, że przechodziłeś przez kryzys. Jakie osobiste doświadczenia lub tematy eksplorujesz na tym albumie? Domyślam się, że ten kryzys był jednym z nich.
MK: Tak, zdecydowanie. Generalnie w Harakiri for the Sky zawsze obracam się wokół tych samych podstawowych tematów: miłości, życia i śmierci. Moje teksty dotyczą emocji takich jak wyobcowanie, strata, uzależnienia i rozpad związków. W zasadzie wszystkiego, co w życiu mroczne. Ale melancholia zawsze była dla mnie ogromnym źródłem inspiracji. Jak bardzo by te doświadczenia nie bolały, są też ważne. Kształtują mnie jako człowieka i myślę, że w pewnym sensie uczyniły mnie lepszą osobą – albo przynajmniej nie gorszą. Pisanie o tych rzeczach jest dla mnie jak autoterapia. Ludzie często pytają, czy pisanie tak osobistych tekstów i wielokrotne ich wykonywanie na koncertach nie jest bolesne. Oczywiście, że za każdym razem otwiera to stare rany. Ale jednocześnie pozwala mi zamknąć te rozdziały mojego życia. Przelewając te doświadczenia na papier, układając je w poetyckie wersy i wykrzykując na scenie, mogę je przetworzyć. To jest oczyszczające.
USM: Tak, to jak proces katharsis – uwalniasz te emocje.
MK: Dokładnie.
USM: Jak wybraliście tytuł „Scorched Earth”? Jak oddaje on ogólną koncepcję albumu?
MK: Ten tytuł miałem w głowie od prawie dziesięciu lat, ale nigdy wcześniej nie pasował. Tak wiele zmieniło się w moim życiu w czasie pandemii, że po wszystkim, co przeszliśmy, czułem jakby jedyne, co pozostało to spopielona ziemia. Ale spopielona ziemia to nie tylko destrukcja – to także odrodzenie. Kiedy las lub pole płonie, na jego miejscu może wyrosnąć nowe życie. To właśnie oznacza ten tytuł. W tamtych latach zakończył się bolesny rozdział mojego życia, a to co po nim zostało było jak wypalona ziemia. Ale ta ziemia może być też żyzna – miejscem, gdzie może wykiełkować coś nowego, a może nawet lepszego. Tytuł odzwierciedla również moje ogólne spojrzenie na świat. Od pandemii i rozpoczęcia wojny w Ukrainie czuję ogromny niepokój o przyszłość. Zastanawiam się, co zostanie z nas za 10 czy 20 lat. I ten lęk też jest wpleciony w album – jeśli ludzkość będzie podążać tą drogą, pewnego dnia nie zostanie nic.
USM: Bardzo trafne. Niestety jako społeczeństwo musimy się obudzić. Ale przejdźmy do kolejnego tematu. Wasza muzyka zawsze łączyła black metal i post-rock w unikalny sposób – jesteście w tym jedyni w swoim rodzaju.
MK: Och, bardzo dziękuję.
USM: Nie dziękuj mi – podziękujcie sobie, bo robicie świetną robotę! Ale wracając do pytania. Jak podchodzicie do łączenia tych gatunków?
MK: Kiedy zaczynaliśmy, to połączenie było czymś zupełnie nowym. Było zaledwie kilka albumów, które próbowały tego wcześniej – „Écailles de Lune” Alcest, „Heretoir” i może „Amesoeurs”. I to było dla nas naprawdę ekscytujące. Zawsze byłem wielkim fanem black metalu, ale również indie rocka, post-rocka i shoegaze’u. W latach 2000-2010 black metal przechodził wiele zmian – była eksplozja zespołów depressive black metalowych, ale nie czułem, żeby ten gatunek miał dla mnie odpowiednią atmosferę. Z kolei post-rock zawsze miał w sobie coś, co mnie przyciągało – ten emocjonalny, budujący napięcie charakter, który sprawiał, że słuchacz czuł każdą nutę. Kiedy zaczęliśmy Harakiri for the Sky, Matthias przyniósł riffy inspirowane zespołami takimi jak Agalloch czy Alcest, a ja chciałem dodać do nich wokale, które brzmiałyby jak w depressive black metalu – pełne surowych emocji, ale z zupełnie innym instrumentarium. Na tamten czas było to coś świeżego. Wiele osób na początku mówiło nam: „To nie jest prawdziwy black metal!” Ale po latach stało się to pełnoprawnym podgatunkiem, a teraz jest cała scena zespołów, które czerpią inspirację z tego stylu.
USM: Jak myślisz, co jest kluczowe, żeby to połączenie działało?
MK: Myślę, że kluczowe jest to, żeby nie robić tego na siłę. To musi być naturalne. Nigdy nie myślimy o tym w kategoriach: „OK, teraz dodajmy post-rockowy fragment, a tu zróbmy blast beaty”. Po prostu komponujemy muzykę, która przychodzi nam naturalnie. Kiedy Matthias pisze riffy, nie zastanawia się, do jakiego gatunku należą. Po prostu gra i eksperymentuje. A kiedy mam już gotowy utwór, piszę do niego teksty i dodaję wokale, które intuicyjnie pasują do emocji zawartych w muzyce. To samo dotyczy produkcji. Nasz producent Krimh (Kerim Lechner) bardzo dobrze rozumie nasz styl. Nie chcemy brzmieć jak klasyczny black metal, ale też nie chcemy mieć przesadnie czystego, wypolerowanego dźwięku. To zawsze balans pomiędzy atmosferą a surowością.

USM: A propos produkcji – jak wyglądał proces nagrywania „Scorched Earth”? Czy robiliście coś inaczej niż przy poprzednich albumach?
MK: Tak, zdecydowanie. W przeszłości często nagrywaliśmy w różnych studiach, ale tym razem chcieliśmy bardziej kontrolować cały proces. Większość albumu nagraliśmy w naszym własnym studiu, co dało nam dużo więcej swobody. Perkusję nagrywaliśmy osobno w profesjonalnym studiu w Wiedniu, ale całą resztę – gitary, bas, wokale – robiliśmy sami. Dzięki temu mogliśmy eksperymentować z brzmieniem i nie czuliśmy presji czasu. Jedną z największych zmian było to, że tym razem postawiliśmy na bardziej organiczne brzmienie. Na przykład – na poprzednich albumach korzystaliśmy z programowanych bębnów jako podstawy, a później nagrywaliśmy prawdziwe partie perkusji. Teraz wszystko było w 100% naturalne – zero programowanych elementów. Również miks i mastering były inne. Pracowaliśmy z innym inżynierem dźwięku, co nadało albumowi nieco cieplejsze i bardziej przestrzenne brzmienie. Jest mniej kompresji, więcej naturalnej dynamiki.
USM: I to słychać! Album brzmi naprawdę przestrzennie i emocjonalnie.
MK: Dzięki! To był nasz cel.
USM: Macie już za sobą kilka koncertów promujących „Scorched Earth”. Jak publiczność reaguje na nowe utwory?
MK: Reakcja była niesamowita! Zawsze mamy lekkie obawy przed graniem nowych kawałków na żywo – nigdy nie wiadomo, jak ludzie na nie zareagują. Ale fani od razu pokochali te utwory. Widzimy to po energii na koncertach. Niektóre nowe piosenki, jak „Us Against December Skies”, już teraz stały się jednymi z najbardziej emocjonalnych momentów naszych występów. Widzimy ludzi płaczących, zamykających oczy, śpiewających razem z nami – to niesamowite uczucie.
USM: Brzmi magicznie. Jakie są wasze dalsze plany?
MK: Na razie skupiamy się na trasie koncertowej (zespół wystąpi 5 kwietnia w warszawskim klubie Hybrydy – przyp. red.). Przed nami sporo festiwali latem, a jesienią planujemy trasę klubową po Europie. Może pod koniec roku uda nam się zagrać kilka koncertów w Ameryce Południowej – zobaczymy. Po tej trasie pewnie zrobimy sobie chwilę przerwy, ale już teraz mamy kilka pomysłów na kolejny album. Może zaczniemy nad nim pracować w przyszłym roku.

USM: Nie mogę się doczekać! Dzięki za rozmowę i mam nadzieję, że zobaczymy się na waszym koncercie.
MK: Dzięki, to była świetna rozmowa! Do zobaczenia!
Rozmawiała Ula Skowrońska-Malinowska
English version
Harakiri for the Sky return with their new album Scorched Earth – an intensely emotional and raw piece of work shaped by the shadows of the pandemic and personal struggles. In my conversation with Michael Kogler, we dive into the creative process, the role of isolation, melancholy, and music as a form of self-therapy. How was the new material created? What does the album title mean? And how does the band approach their unique blend of black metal and post-rock? You’ll find all this in our interview. And on April 5th, you’ll have the chance to experience Scorched Earth live – Harakiri for the Sky will be playing at Warsaw’s Hybrydy. See you in the crowd!
Ula Skowronska-Malinowska: Let’s start by talking about your new album, Scorched Earth, which was recently released. Can you tell us about the inspiration behind it and what makes it stand out compared to your previous work?
Michael Kogler: Yes, this time, the inspiration was completely different from our previous albums. A large part of this material was written during the pandemic years, and the process was really difficult because we were all stuck at home. When you don’t have new experiences, you almost have no creative impulse. That was something we struggled with, especially in 2020 and 2021. Our previous album was delayed by more than a year because both we and our label didn’t want to release a record that we couldn’t promote with a tour. First, we postponed the release to the fall, hoping we’d be able to go on tour—but we couldn’t. Then we postponed it again to late February—and we still couldn’t tour. In the end, we just said, “Screw it, we’re releasing it no matter what.” As an artist—at least in my case, and I think in Matthias’s too—it’s hard to start working on something new before the previous chapter is closed. Some musicians write new material even before their last album is released, but that’s not how we work. We need that space between projects before we can start something new. That’s why we only seriously started writing Scorched Earth at the beginning of 2021. That was also when I decided to isolate myself for a few months. I moved to a forest cabin that has been in my family for over 200 years. I spent about two and a half months there writing songs for my other band, Karg, as well as lyrics for the new Harakiri for the Sky album. That isolation was a blessing for me because in the city, I felt completely useless—everything was closed, there was no traveling, no concerts, no bars. The only thing I could do was meet up with a few people, but even that felt pointless. I didn’t take the lockdown as seriously as many others did. I got vaccinated as soon as possible, though looking back, I’m not sure if it was the best decision—it just felt right at the time. I just wanted life to go back to normal. Moving to the cabin made sense to me—I needed to do something with myself. At that time, I was going through a huge personal crisis because the life I knew was falling apart. At least that’s how I felt for a few months. But that period was also very creative for me. For Matthias, it was different. He needed external stimuli to regain his creativity. When everything started reopening, he told me that’s when his inspiration returned, and he could really start writing. That was a long answer to your question, but basically, these experiences shaped Scorched Earth—the way it was created and written makes it stand out from our previous albums.

USM: You brought up something I wanted to ask about. Your lyrics are always very emotional, and you mentioned that you were going through a crisis. What personal experiences or themes do you explore on this album? I assume that crisis was one of them.
MK: Yes, definitely. In general, Harakiri for the Sky has always revolved around the same core themes: love, life, and death. My lyrics deal with emotions like alienation, loss, addiction, and the breakdown of relationships. Basically, everything dark in life. But melancholy has always been a huge source of inspiration for me. No matter how painful these experiences are, they’re important. They shape me as a person, and I think, in a way, they’ve made me a better person—or at least not a worse one. Writing about these things is like self-therapy for me. People often ask if writing such personal lyrics and performing them repeatedly in concerts is painful. Of course, it reopens old wounds every time. But at the same time, it allows me to close those chapters of my life. By putting these experiences on paper, shaping them into poetic verses, and screaming them out on stage, I can process them. It’s cleansing.
USM: Yes, it’s like a catharsis—you release those emotions.
MK: Exactly.
USM: How did you choose the title Scorched Earth? How does it reflect the overall concept of the album?
MK: I had this title in mind for almost ten years, but it never felt right before. So much changed in my life during the pandemic that after everything we went through, it felt like all that was left was scorched earth. But scorched earth isn’t just about destruction—it’s also about rebirth. When a forest or a field burns down, new life can grow in its place. That’s what this title means. In those years, a painful chapter of my life ended, and what was left felt like burned ground. But that ground can also be fertile—a place where something new, maybe even better, can grow. The title also reflects my general outlook on the world. Since the pandemic and the start of the war in Ukraine, I’ve felt an overwhelming anxiety about the future. I wonder what will be left of us in 10 or 20 years. And that fear is woven into the album as well—if humanity keeps going down this path, one day, there will be nothing left.
USM: That’s very fitting. Unfortunately, as a society, we need to wake up. But let’s move on to another topic. Your music has always blended black metal and post-rock in a unique way—you’re one of a kind in that.
MK: Oh, thank you very much.
USM: Don’t thank me—thank yourselves because you’re doing an amazing job! But back to the question. How do you approach blending these genres?
MK: When we started, this combination was something completely new. There were only a few albums that had tried it before—Écailles de Lune by Alcest, Heretoir, and maybe Amesoeurs. And that was really exciting for us. I’ve always been a huge fan of black metal but also indie rock, post-rock, and shoegaze. From 2000 to 2010, black metal was going through a lot of changes—there was an explosion of depressive black metal bands, but I didn’t feel that the genre had the right atmosphere for me. On the other hand, post-rock always had something that drew me in—that emotional, tension-building quality that made you feel every note. When we started Harakiri for the Sky, Matthias brought in riffs inspired by bands like Agalloch and Alcest, and I wanted to add vocals that sounded like depressive black metal—full of raw emotion but with a completely different instrumentation. At the time, it was something fresh. A lot of people initially told us, “This isn’t real black metal!” But over the years, it became a fully recognized subgenre, and now there’s an entire scene of bands drawing inspiration from this style.
USM: What do you think is key to making this fusion work?
MK: I think the key is not to force it. It has to be natural. We never think in terms of “Okay, now let’s add a post-rock section, and here we’ll do blast beats.” We just compose music that feels right. When Matthias writes riffs, he doesn’t think about which genre they belong to. He just plays and experiments. And when the song is ready, I write lyrics and add vocals that intuitively match the emotions in the music. The same goes for production. Our producer, Krimh (Kerim Lechner), really understands our style. We don’t want to sound like classic black metal, but we also don’t want an overly polished sound. It’s always a balance between atmosphere and rawness.

USM: Speaking of production—what was the recording process for Scorched Earth like? Did you do anything differently than on previous albums?
MK: Yes, definitely. In the past, we often recorded in different studios, but this time we wanted to have more control over the entire process. Most of the album was recorded in our own studio, which gave us much more freedom. We recorded the drums separately in a professional studio in Vienna, but everything else – guitars, bass, vocals – we did ourselves. This allowed us to experiment with the sound and not feel pressured by time. One of the biggest changes was that this time we aimed for a more organic sound. For example, on previous albums, we used programmed drums as a foundation and later recorded real drum parts. Now, everything was 100% natural – zero programmed elements. The mixing and mastering were also different. We worked with a different sound engineer, which gave the album a slightly warmer and more spacious sound. There is less compression and more natural dynamics.
USM: And it shows! The album sounds really immersive and emotional.
MK: Thanks! That was the goal.
USM: You’ve already played a few shows promoting Scorched Earth. How has the audience reacted to the new songs?
MK: The reaction has been amazing! We always feel a bit anxious about playing new tracks live – you never know how people will respond. But the fans immediately embraced these songs. We can see it in the energy at our shows. Some of the new tracks, like Us Against December Skies, have already become some of the most emotional moments of our performances. We see people crying, closing their eyes, singing along with us – it’s an incredible feeling.
USM: That sounds magical. What are your plans moving forward?
MK: Right now, we’re focusing on the tour (the band will perform on April 5th at the Hybrydy club in Warsaw – ed.). We have a lot of festivals lined up for the summer, and in the fall, we’re planning a club tour across Europe. Maybe by the end of the year, we’ll manage to play a few shows in South America – we’ll see. After this tour, we’ll probably take a short break, but we already have some ideas for the next album. Maybe we’ll start working on it next year.
USM: I can’t wait! Thanks for the interview, and I hope to see you at one of your shows.
MK: Thanks, this was a great chat! See you there!
Ula Skowrońska-Malinowska
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: