Legendarny głos polskiego heavy metalu, Grzegorz Kupczyk, tym razem zaskakuje czymś zupełnie innym. Jego nowy album – „Zupełnie inna płyta” – to intymna, akustyczna podróż w głąb emocji i wspomnień; to osobisty, refleksyjny projekt, w którym sięga po klasykę w nowych, często zaskakujących aranżacjach. W rozmowie z Ulą Skowrońską – Malinowską artysta opowiada o swoich inspiracjach, potrzebie wyciszenia, odwadze do zmiany i o tym, dlaczego czasem warto… przełamać samego siebie.
Ula Skowrońska-Malinowska: Zacznijmy od najważniejszego – skąd wziął się pomysł na „Zupełnie inną płytę”? Czy to był długo dojrzewający projekt, czy raczej spontaniczna decyzja?
Grzegorz Kupczyk: Myślałem o takim wydawnictwie już jakiś czas temu. W moim zamyśle chodziło o to, by wypełnić przerwę między jedną a kolejną płytą solową z nowym materiałem, która aktualnie jest w okresie produkcji. Nagrałem w swoim artystycznym życiu wiele piosenek – często po prostu dla siebie. Nie ma w tym wydawnictwie żadnej idei.
USM: Ale tytuł płyty jest bardzo wymowny – czy miał podkreślić muzyczne odejście od dotychczasowej twórczości, czy bardziej osobisty charakter materiału?
GK: Stanowczo bardziej osobisty. Nie miałem pomysłu, jak tę płytę zatytułować – tytuł podsunął mi Grzegorz „Ornette” Stępień, który także jest obecny na tej publikacji.

USM: Muzycznie to rzeczywiście inny klimat niż ten, z którym kojarzymy Grzegorza Kupczyka. Co było dla Ciebie największym wyzwaniem przy tworzeniu tego materiału?
GK: Twórcze podejście do znanych klasyków. Zmiany aranżacyjne, inna wymowa, brzmienie. Takie utwory jak „Wasted Years” czy „Szalony Ikar”, znane od lat, wymagały dużej otwartości i dystansu. Podejście bardzo serio nie miałoby sensu.
USM: Czy możesz zdradzić, jak wyglądał proces komponowania i nagrywania – czy pracowałeś samodzielnie, czy z zaproszonymi muzykami?
GK: Do udziału w nagraniu zaprosiłem wielu muzyków i w większości pozostawiłem im wolną rękę co do aranżacji. Powodem był fakt, że chciałem niejako przełamać samego siebie. Kupczyk zawsze będzie Kupczykiem – i gdybym sam to robił, nadal bym nim pozostał. Mentalności nie da się zmienić. Potrzebowałem „innego” Kupczyka i – moim zdaniem – udało się to osiągnąć.
USM: Na płycie słychać wiele emocji i bardzo osobisty ton. Czy traktujesz ten album jako formę artystycznego podsumowania jakiegoś etapu, czy raczej otwarcie nowego rozdziału?
GK: Tak, jak słusznie zauważyłaś, wydźwięk jest mocno osobisty. Na przykład „Amazing Grace” kierowany jest do mojego ukochanego psa Koli, który odszedł sześć lat temu. Niedługo potem powstało to nagranie, a nawet bardzo specyficzny, zdjęciowy klip, który sam zrobiłem. Można go znaleźć na moim kanale YouTube. Z kolei „W żółtych płomieniach liści” zafascynował mnie tekstem. Wiedziałem, że muszę zaśpiewać to w duecie, ale też, że żadna profesjonalna wokalistka nie odda tego tak pięknie jak Łucja Prus. Poprosiłem więc moją żonę Magdalenę, aby zaśpiewała. Znając jej głos, wiedziałem, że to jedyna opcja, i miałem rację.
USM: Jakie inspiracje muzyczne lub pozamuzyczne towarzyszyły Ci podczas pracy nad płytą?
GK: Na pewno Plant i Page oraz ich akustyczne wykonania. Tom Petty, Rolling Stonesi i wielu innych. Tego typu wykonania fascynowały mnie od dawna. Koncerty – czy, jak to też można nazwać, moje recitale akustyczne – od wielu lat są dla mnie fascynujące i inspirujące. Żaden koncert nie jest identyczny, jest w nich wiele improwizacji i zmian. To bardzo rozwija wyobraźnię i daje ogromną radość grania.
USM: Czy zależało Ci, by ta płyta trafiła do innego słuchacza niż ten, który kojarzy Cię z cięższego grania?
GK: Stanowczo tak.
USM: Przez lata byłeś głosem polskiego heavy metalu i hard rocka. Czy „Zupełnie inna płyta” to artystyczna potrzeba pokazania innej strony siebie, której dotąd nie było miejsca wyrazić?
GK: Tak, trafiłaś w sedno. Heavy metal jest jednak dość ograniczony, a może wręcz sprecyzowany – nie daje zbyt wielu możliwości manewru. Ja umiem dużo więcej i chciałem to pokazać, co absolutnie mnie nie zmienia. To tylko „Zupełnie inna płyta”.
USM: Jak Twoi wierni fani – wychowani na Turbo czy CETI – zareagowali na ten materiał?
GK: Bardzo dobrze. Płyta sprzedaje się świetnie i docierają do mnie bardzo pozytywne opinie. Oczywiście te niemiłe także, ale cóż – to by był nudny świat, gdyby wszystko było cudne.

USM: Czy to, że jesteś dziś niezależnym artystą, dało Ci większą swobodę twórczą przy tym projekcie niż w dawnych latach?
GK: Oczywiście. Zawsze robię to, co chcę i jak chcę. Naturalnie jest mi miło, gdy okazuje się, że moje artystyczne wizje są postrzegane pozytywnie, ale nie robię nic na tani poklask.
USM: Czy planujesz koncertowe wykonania tego materiału? Jeśli tak – w jakiej formie? Bardziej kameralne występy, czy pełne koncerty z zespołem?
GK: Naprawdę nie wiem. Nie produkowałem tego materiału z myślą o koncertach, ale już dostaję oferty, więc być może.
USM: Czy „Zupełnie inna płyta” to jednorazowy projekt, czy możemy spodziewać się kontynuacji takiego solowego, bardziej osobistego kierunku?
GK: Tak, to jednorazówka.
USM: Jak patrzysz dziś na polską scenę rockową i metalową? Co się zmieniło przez te dekady i czy czujesz, że nadal masz na nią wpływ?
GK: Nie wiem, czy mam wpływ. Przyznam, że zupełnie się nad tym nie zastanawiam – robię to, co czuję. Pewnie jakiś wpływ mam, ale czy na pewno? Nie wiem. Publiczność jest dziś bardzo „rozpieszczona”. Ma wszystko na wyciągnięcie ręki, zawsze dostępne – a moim zdaniem to nie jest dobre. Coś, co można mieć zawsze, traci na wartości. Natomiast jeśli musisz o coś powalczyć, zdobyć – to zmienia wszystko, i to o wiele.
USM: Na koniec – czego życzyłbyś sobie i słuchaczom w kontekście tej płyty? Jak chciałbyś, żeby była zapamiętana?
GK: Cóż… Myślę, że najważniejsze, aby po prostu się spodobała. Żeby dała słuchającym wiele radości, a może nawet zadumy.
Rozmawiała Ula Skowrońska-Malinowska
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: