Giń, 2020! (Death to 2020) – film Netflix
Reż. Al Campbell / Alice Mathias
Oszczędzę sobie i Wam opisów tego, że 2020 rok był rokiem paskudnym, okropnym, pełnym śmierci, frustracji i social mediowych proroków, którzy okazali się wariatami. Ale nie zamilknę w kwestii szerzącej się dezinformacji, fake newsów i populistycznego „bo ja wiem lepiej!”. Twórcy „Death to 2020” (polski tytuł to „Giń, 2020!”, ale ja pozostanę przy oryginalnym) również postanowili się podzielić swoją wizją świata. A przede wszystkim tego, jakim rokiem był 2020.
Otrzymaliśmy prześmiewczy paradokument z niezłą obsadą (Samuel L. Jackson, Hugh Grant, Lisa Kudrow – nie czarujmy się, nie jest to plejada gwiazd obecnego światowego topu), który startuje z mocnej pozycji. Za scenariusz odpowiedzialny był m.in. Charlie Brooker, twórca „Black Mirror”.
Początkowe gagi są trafne, śmieszą, a jednocześnie pozwalają na chwilę oddechu i spojrzenia na wydarzenia mijających 12 miesięcy z perspektywy czasu. Mnie wspomnienie wyprzedawania się papieru toaletowego teraz bawi. Zjawisko „owczego pędu” nasiliło się, gdy operowaliśmy w sytuacji, w której było wiele niewiadomych. Czy pandemia zmiecie gatunek ludzi z powierzchni planety? Teraz odpowiemy: nie. A w marcu? W momencie, gdy tajemniczy wirus z Wuhan rozprzestrzeniał się w Chinach, we Włoszech zaczęli umierać ludzie, a na świecie najczęściej googlowanym słowem był właśnie „koronawirus”. Poznaliśmy, że istnieje pojęcie „chorób współistniejących”, niektórzy dalej nie potrafią pojąć, że można być chorym i nie wykazywać objawów, a nasi politycy nie zawahają się dorobić na ludzkiej tragedii. Brzmi jak kanwa rewelacyjnego thrillera. Najwyraźniej chęci wystarczyło tylko na netfliksowe „Death to 2020”. Szkoda, bo to zmarnowany potencjał.
Im dalej zagłębiamy się w historię feralnego roku, tym bardziej humor traci na mocy, a apogeum osiąga w momencie, gdy twórcy mierzą się z tematem zabójstwa George’a Floyda i zamieszek w USA. Film dość mocno zmienia optykę, zaczyna być niepotrzebnie moralizatorski – i chociaż próbuje dalej operować humorem, to ten staje się dość wytłumiony – co odbija się nawet na odtwarzanych postaciach. Tak, była to tragiczna historia, która pociągnęła za sobą szereg implikacji. Skoro jednak twórcy postawili przed sobą (niełatwe!) zadanie wyśmiania 2020 roku, to musieli wiedzieć, że również ten temat trzeba będzie poruszyć. Mocno mi tu zgrzytnęło.
Pojawiły się też zarzuty, iż środek ciężkości filmu znajduje się w Stanach Zjednoczonych, a reszcie świata nie poświęcono zbytnio miejsca. Cóż, pora przyjąć, że starzejąca się Europa to ośrodek mocny w gębie, ale wewnętrznie skonfliktowany i rozedrgany, Australię pamiętamy wyłącznie z tragicznych pożarów (to się pojawia w filmie!), a Rosja i Chiny – dwie inne światowe potęgi – wzięły 2020 na przeczekanie. Nic dziwnego, że w filmie amerykańskiej produkcji, to Ameryka Północna jest osią historii. Przecież to oni mieli do tej pory Trumpa (szaleńczy szturm na Kapitol to przerażająca coda minionych wydarzeń), a ruch internetowych trolli i miłośników spiskowych teorii jest tam niewyobrażalny. Nadmienię, że na początku roku na ustach wszystkich były też Włochy, ale sytuacja tam była tak tragiczna, że nawet robienie z niej żartów w komedii, byłoby dla mnie przegięciem.
Aktorzy w swoich rolach wypadają w porządku. Samuel L. Jackson dalej używa swojego kultowego „motherfucker”, Hugh Grant również udźwignął rolę podstarzałego akademika, który uważa, iż zawsze ma rację. Cristin Milioti irytowała jako rasistka, stereotypowa Amerykanka i paranoiczka, ale robiła to w sposób niekoniecznie przyswajalny dla widza. Tak, powinniśmy nie lubić tej postaci. Ja jednak zżymałem się za każdym razem, gdy pojawiała się w kadrze.
Można zobaczyć – i zapomnieć. Czyli kolejna alegoria do 2020 roku. Może taki był gimmick tego filmu?
Ps. Do wściekłości doprowadza mnie hasło: „wyłącz TV, włącz myślenie!”. Tak, może powinienem również zacząć oglądać filmy z żółtymi napisami?
Ocena (w skali od 1 do 10) 6 nietoperzy
🦇🦇🦇🦇🦇🦇