Zespół Fiasko nie nagrywa zbyt często, ale to, co wypuszczają – zawsze jest wycyzelowane i dopracowane. Nie inaczej jest z drugim długograjem grupy, zatytułowanym „AMOK ꓘOMA”. Od wydania ep-ki „Mizatropolia” minęły nie tylko 4 lata, ale i nastąpiła zmiana w składzie zespołu. Łukasza Kalbarczyka zastąpił na bębnach Tomasz Walczak – znany z Tankograd, Chainsword, czy Weedpecker. Efekt jest taki, że muzyka grupy dostała jeszcze większego kopa.
Można się o tym przekonać słuchając już otwierającego płytę „Spod Spodu”, gdzie blasty są miarowe, ale pozbawione kwadratury. Osobną kwestią są wokale Mielnika – soczyste, chwilami plugawe, a nader wszystko – straceńcze. Wkomponowane w ponurą aurę tego numeru, uzupełniają go bardzo konkretnie. A gdy wykrzykuje: Wyciągnij mnie spod spodu… ileś razy, to chce się zwyczajnie wyciągnąć ku niemu rękę na pomoc.
Jeszcze lepsze wrażenie robi początkowo sludge’owy „Wniwecz”, który po kilkudziesięciu sekundach nabiera sporej prędkości, taranując materię. Więcej tu też czystszych, a zarazem ‘triumfalnych’ wokali. Monumentalne wrażenie robi natomiast „Tarantyzm”. Ołowiany riff, podbijany blackmetalowymi bębnami oraz pozorna kolumbryna słowna: Wpełzłeś? To pełzaj, pełzaj, pełzaj, wypadają nadzwyczaj okazale i bardzo bezpośrednio. Swoją drogą – spokojnie mógłby się tu pojawić podtytuł „Gabinety luster”. Czemu? Odsyłam do płyty.
Jej pierwszą część wieńczy ponuro skradający się „VII Krąg” z umartwiającym tekstem, w którym podmiot liryczny prowadzi słuchacza ku samotnej… ostateczności. To zdaje się zdradzać, że nic dalej nie ma, bo jak mówią sami członkowie zespołu: zimna ziemia i robactwo.
Swoistym cymesem na płycie są „Sztuczne kwiaty”. To bardzo zwarta, motoryczna, a zarazem gęsta od dźwięków kompozycja (pod koniec słychać nawet mandolinę!). Znalezienie przestrzeni na wokal wobec tej gęstwiny, musiało być nie lada wyzwaniem. Wyszło jednak znakomicie, bo oto wreszcie głos Tomka staje się równorzędnym instrumentem do rozpędzonych gitar i bębnów. To zarazem najdobitniejszy z tekstów na płycie, gdzie miłość zrównana jest śmierci (i odwrotnie) na kilka różnych sposobów, sięgając nie tylko sześciu stóp pod ziemią. Z kolei wypełniona zemstą „Śmierć krzywdziciela”, to bezpardonowy strzał między sumienie (sic!) i serce. Temat jest tak poważny, że po prostu trzeba się z tym zmierzyć samodzielnie. Ale zenitem płyty jest zdecydowanie „Ciało obce”. To potężny, epicki, kilkuwarstwowy numer, który wali ciężarem dźwiękowym i lirycznym, nie stroniąc przy tym od basowych partii solowych Nawrota, czy wymiennych gitar Koziny i Paftela. To wreszcie tutaj pod koniec padają parokrotnie wykrzyczane histerycznie przez Mielnika słowa z tytułu płyty. Zamykająca ją „Maligna” to nie tylko dość funeralny epilog muzyczny, ale przede wszystkim opowieść dość brutalnie dotykająca kwestii około religijnych.
„AMOK ꓘOMA” to różnokrotny cios tak muzyczny, jak i tekstowy. Betoniarka dźwiękowa kręci się tu między black metalem sludge’m, czy nawet post-metalem i na próżno szukać tu światła, czy ukojenia. Odpowiedzi na kwestie poruszane także brakuje, toteż niedopowiedzenie, z jakim zostawia ten album, daje szansę na rozwinięcie przy okazji kolejnego.
Ocena: 4/6
Maciej Majewski
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek bezpośrednio od zespołu. Album “AMOK ꓘOMA” został wydany na płycie CD. Możecie ją kupić na bandcamp grupy (tutaj).
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: