Zdobywczyni nagrody Jazz Hero Award, piosenkarka i autorka tekstów Eugenie Jones, wydaje swój nowy album „EUGENIE”. Album został wyprodukowany przez zdobywcę nagrody Grammy, Lonniego Plaxico. Jak sama mówi – jest to muzyka definiująca ją jako artystkę, piosenkarkę i autorkę. Obok kompozycji własnych, Eugenie prezentuje własne interpretacje klasyków jazzu, soulu i r&b. W poniższej rozmowie opowiedziała mi dokładnie o każdym utworze zawartym na „Eugenie”, bo każdy z nich jest osobną historią… o niej samej.
MM: „Eugenie” nagrywałaś z 16 muzykami. To o połowę mniej, niż w przypadku „Originals”. Co się stało? Zmniejszyłaś budżet?
EJ: Każdy projekt jest unikalny. „Originals” było kompilacją, składającą się z moich wszystkich piosenek, które nagrywałam przez ostatnie 10 lat. To była celebracja mojej historii tworzenia. A jeszcze wcześniej nagrywałam w różnych regionach Stanów Zjednoczonych. To były cztery różne sesje nagraniowe z muzykami, którzy reprezentowali dany region: Nowy Jork, Seattle, Chicago, czy Nowy Orlean. Podczas poszczególnych sesji grał inny zestaw muzyków. Natomiast płyta „Eugenie” nie była schematem. Nie była planem marketingowym. Chcieliśmy skupić się na piosenkach, które rezonują ze mną osobiście i dzięki którym miałam okazję pokazać, kim naprawdę jest Eugenie Jones jako wykonawczyni, jako piosenkarka. To piosenki, które kocham i które są reprezentatywne dla mnie. Sześć piosenek na płycie napisałam sama, a siedem pozostałych, to utwory, które mnie w dużym stopniu definiują.
MM: Rozumiem, że częściowo są to standardy, które dotychczas wykonywałaś?
EJ: Zgadza się, natomiast wcześniej ich nie nagrałam.
MM: Co więc było kluczem w wybraniu tych standardów?
EJ: Zacznę może od tego, że moich własnych, oryginalnych piosenek mam około 25-30. One nigdy nie zostały nagrane. Niektóre z nich wykonuję na koncertach, a innych nie dotykam. Część z nich stanowią po prostu kawałki, które mam w głowie i których jeszcze nie skończyłam.
Przygotowując album „Eugenie”, widziałam, gdzie jest moje serce, jak się czuję i co myślę. Wybrałam te piosenki, które mnie unoszą i po prostu czułam, że muszę je nagrać. Chciałam się przez nie na nowo zdefiniować, pokazać kim jestem w tej danej chwili. Zrobiłam sześć albumów i okazało teraz jestem gotowa do powiedzenia, że to ja jestem tą osobą, która je nagrała. Zrobiłam już wystarczająco dużo, by dowiedzieć się, kim jestem jako piosenkarka i autorka. „Eugenie” jest moją historią.
MM: Kolejność utworów na niej też nie jest zdaje się bez znaczenia?
EJ: Tak, pierwotna kolejność była inna. Początkowo nie byłem pewna, według jakiego porządku powinny być ułożone. Zapłaciłam nawet komuś, by wysłuchał wszystkich moich piosenek z tej płyty i powiedział mi, w jakiej kolejności powinny się na niej znaleźć. W końcu uznałam jednak, że to bez sensu, bo to jest moja płyta i to ja powinnam o niej decydować od początku do końca! Dlatego album otwiera „Why I Sing”, która niejako opowiada o tym, co dało mi śpiewanie jazzu. Z kolei „Star Light, Star Bright” była piosenką o szpitalu w książkach dla dzieci. Śpiewałam je przedszkolu, w szkole średniej i w szkole wyższej. Natomiast „Starlight, Starbright” napisałam po jednym koncercie, podczas którego widziałam parę zakochanych, którzy bardzo o siebie nawzajem dbali i opiekowali się sobą. To piosenka o drugich szansach w balladowym stylu.
MM: A „I Don’t Mean A Thing” Duke’a Ellingtona?
EJ: Ten klasyk wykonuję od wielu lat i dodaję mu… swingu. Do oryginalnego tekstu dołożyłam dodatkowo zaintonowane: „swing, swing, swing”. Napisałam to, mimo iż to piosenka napisana przez kogoś innego. To sprawia, że jest dla mnie wyjątkowa. Idąc dalej – „Hold Back The Night”, to bardzo intymny utwór. Inspiracja przyszła z Biblii, z „Listu do Filipian”.
Opowiada o tym, że wszystko jest czyste i dobre. O tym, że gdy dopadają nas problemy, warto skupić się na dobrych rzeczach w życiu. To jest bardzo osobna piosenka. Wielokrotnie bywało tak, że będąc przytłoczona problemami, wstawałam w nocy i ją grałam. Dzięki temu zmieniało się moje myślenie i skupiałam się na tym, gdzie chcę być.
MM: Przypuszczam, że Nina Simone należy do Twoich inspiracji, stąd nagrałaś swoją wersję „Sinnerman”?
EJ: Tak, kocham Ninę Simone. Kocham jej twórczość. W tej piosence Nina opowiada historię, czy raczej opowiadała historię, że urodziła się w chrześcijaństwie z tą piosenką. A później, kiedy stała się artystką, nagrała ją i zmieniła. Ta piosenka została samplowana w tak wielu filmach i kawałkach hiphopowych… Chciałam ją nagrać, ale jednocześnie zrobić ją trochę inaczej. Zaczęliśmy to tak, jak zaczynała Nina, a potem nieco ‘pogrubiliśmy’ aranż. W finale znów brzmi tak, jak to nagrała Nina.
MM: „It’s Okay” to zdaje się piosenka latynoska?
EJ: To bardzo sarkastyczna piosenka. Na zasadzie – jeśli nie kochasz mnie, to w porządku. Jeśli nie obchodzę cię – w porządku. Jeśli nie dzielisz ze mną łóżka – w porządku. Jeśli uciekasz – w porządku. I myślę, że dla kobiet taka konkretna deklaracja jest bardzo ważna.
MM: To chyba forma asekuracji?
EJ: Zdecydowanie. Jestem wrażliwa na uczucia, ale po latach wiem, jak się z nimi obchodzić.
MM: Z kolei „I Love Being Here With You” ma formę blues’a.
EJ: Uwielbiam beat tej piosenki. Jest bardzo spokojny i właśnie bluesowy. Dzięki temu mam czas śpiewać słowa powoli, spokojnie i nadać im wszelkie emocje.
MM: „Natural Woman” przypomina mi „Loving U” Alicii Keys.
EJ: I słusznie, bo Alicia była – tak samo jak ja – zainspirowana Arethą Franklin. „Natural Woman” to piosenka autorstwa Carole King, którą Aretha zaśpiewała genialnie. Stwierdziłam, że nie chcę robić wokalu tak samo jak ona. Co więcej – nawet dośpiewałam drugie wokale. Dzięki temu czuję, że to jest moja wersja. I to jest to, co mam w sercu i w głowie. Z kolei „Work Song” jest bardzo blisko tego, co zrobił Nat Adderley, kiedy ją nagrywał. To jest bardzo silna piosenka, a ja bardzo lubię takie utwory.
MM: „Nothing Better” to piosenka z tego zbioru nie nagranych wcześniej utworów?
EJ: Tak. Shawn Schlogel zrobił aranżację tej piosenki dla mnie. To niesamowity człowiek, jest bardzo kreatywny. I naprawdę podobała mi się praca z nim. „Nothing Better” to piosenka, która była…
Chciałam piosenkę w stylu lat 40. Chciałam być w niej, jak ci wszyscy biali i czarnoskórzy piosenkarze, którzy wówczas występowali. To jest to, co wyobraziłam. I to jest moja ulubiona piosenka na „Eugenie”.
MM: A „Say What You Will”?
EJ: To utwór o ukończeniu tego, co robisz. I o nie wracaniu do zła. Kiedy ludzie robią ci błędy, nie musisz ich powielać. Możesz odciąć się od nich i uciec z czystymi rękami. To kolejna piosenka, która jest silnym, bluesowym kawałkiem, a jednocześnie jest bardzo przyjemna – przynajmniej dla mnie. Chodzi o złe doświadczenia, które przeżyłam i jak przetrwałam je. Napisałam tę piosenkę, pozwalając sobie na odpuszczenie wszystkich złych uczuć.
MM: Natomiast w „Troubleman” są takie momenty, kiedy bardzo szybko frazujesz. Skąd to się wzięło?
EJ: (śmiech) Tak, wiem, że w niektórych miejscach tak to słychać. Takie emocje wtedy mi towarzyszyły i chciałam wyrazić w ten sposób. „Troubleman” to piosenka Marvina Gaye’a z filmu o tym samym tytule. Wychowałam się na jego muzyce. Stwierdziłam jednak, że nagram i zrobię tę piosenkę po swojemu. I kiedy zaczęliśmy to robić, mój producent powiedział: „Wiesz, że nie musisz robić części rapowej. Załatwię rapera, by to nawinął”. A ja mówię, że nie! Nie może być nikogo innego! To piosenka, którą ja chcę zrobić od początku do końca – stąd te szybkie frazowanie/rap (śmiech).
MM: Album zamyka „Harlem Nocturne”, która jest bardzo w stylu noir.
EJ: Uwielbiam ten numer. To jest to, do czego dążę jako piosenkarka. Oldschool w stylu Duke’a Ellingtona bardzo mi odpowiada. To utwór o nocnej miłości. Ma niesamowity klimat. Chciałam, żeby to było jak rozmowa między wokalistą, a saksofonistą, trochę jak między mężczyzną i kobietą. Riko Jones zagrał tu na saksofonie, a ja prowadzę wokal. Następuje między nami naprzemienna wymiana. To była trudna piosenka do śpiewania, ale jestem bardzo szczęśliwa że ją nagrałam. I bardzo się cieszę, że doprowadziłam do jej realizacji. Bo niektórzy ludzie mówią, że to jest tak stare, że nikt nie będzie wiedział o czym to jest i nie zauważy, o co w tym chodzi. A to przecież jestem prawdziwa ja w takiej odmianie jazzu. Poza tym – to standard jazzowy, który ludzie powinni znać.
MM: Te 14 piosenek, które są na tym albumie, to były Twoje pierwsze wybory?
EJ: Niezupełnie. Nie wzięłam na warsztat np. „Sugar In My Bowl” Niny Simone. Zdecydowałam się tego nie zrobić, ponieważ wydaje mi się, że to zbyt ‘wygodne’ nagrane, mimo iż jest to jedna z moich piosenek. Chciałam też nagrać pierwotnie jeden z utworów Nancy Wilson, ale też się tego nie zrobiłam. „Eugenie” jest jak rozdziały książki, będące opowieścią o mnie, mimo iż korzystam także z utworów innych twórców.
Czuję, że te, które się na niej znalazły, najlepiej pasują do tej historii.
MM: Kiedy słucham tej płyty i je zestawiam ją z „Originals”, czy z Twoimi wcześniejszymi płytami to wydaje mi się, że to płyta mniej klubowo-jazzowa, a bardziej teatralna, musicalowa.
EJ: Dziękuję bardzo za to, że to mówisz, ponieważ to jest to, co czuję w związku z tym materiałem. I to jest to, za co jestem naprawdę wdzięczna. Przy nagraniach pomagało mi sporo osób: wiolonczelistka Jessica Wang, Lonnie Plaxico, który ją wyprodukował, Brandon McCune, który zagrał na fortepianie… Tak wiele niesamowitych artystów, którzy razem stworzyli ten album. Jeśli to byłaby moja ostatnia płyta, to byłabym bardzo wdzięczny za to, że powstała. Warto było!
Rozmawiał Maciej Majewski
Pamiętajcie, żeby wspierać swoich ulubionych artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników, biletów na koncerty oraz gadżetów i koszulek.