IKS

Error Theory [Rozmowa]

error-theory-rozmowa

W tym roku, 27 maja na muzycznym rynku pojawił się debiutancki album Error Theory zatytułowany „The Art of Death”. Jego recenzję można przeczytać na naszych łamach tutaj. Na tę okoliczność o tym jaka droga prowadziła do „The Art of Death”, o inspiracjach, technikaliach oraz planach na przyszłość porozmawialiśmy z Krzysztofem Szajdą.

 

Szymon Pęczalski: Cześć Krzysztof! Na wstępie bardzo się cieszę, że mamy okazję porozmawiać i dziękuję, że znalazłeś chwilę by odpowiedzieć na moje pytania. W jednym z wywiadów wspomniałeś, że chciałbyś by wydawca płyty Error Theory był „kimś, kto przedstawi nas światu i zaufa w Waszą wizję, dźwięki, plan czy wizerunek”. Nie zdziwiłem się, że finalnie płyta ukazała się nakładem inowrocławskiej FARNA Records. Opowiedz proszę, jak doszło do tej kooperacji, której efektem jest „The Art of Death”?

 

Krzysztof Szajda: Cześć Szymon! No tak, powiem szczerze, że od początku prac nad utworami, które znalazły się na „The Art Of Death” zakładaliśmy, że nasze dźwięki zwyczajnie nie będą się nadawać na nasz rodzimy rynek, gdyż mamy świadomość, że nasze granie nie jest łatwe w przekazie, jak i w odbiorze. Dodatkowo tak jak wspomniałeś mieliśmy plan na nasz debiut dość, że tak powiem odważny i wymagający od wydawcy, jak i nas samych. Ważne było dla nas również, aby ludzie, którzy będą odpowiedzialni za „The Art Of Death” postawią przede wszystkim na jakość, a ich sposób myślenia o promowaniu będzie europejski lub nawet o zakresie globalnym, z racji poziomu nagrań oraz anglojęzyczności. Mieliśmy mnóstwo rozmów, negocjacji i naturalnie również odmów, ponieważ nikt nie potrafił zrozumieć lub nie chciał wydać tak skomplikowanego tworu i to jeszcze od debiutantów. Przy okazji pracy z Maciejem Mellerem nad jego koncertem „Live After Zenith” poznałem Piotra Mazurowskiego, czyli drugą połowę FARNA Records. Meller, będąc prezesem wytwórni zaproponował nam wydanie naszego debiutanckiego materiału na naszych warunkach, oczywiście w granicach rozsądku. Mazurowski jako producent wykonawczy pilotował i dopilnował całego wielomiesięcznego procesu tłoczenia, druku itp. My za to czuwaliśmy, aby cały koncept był wielopoziomowo przygotowany tak, aby słuchacze muzyki oraz fanatycy wydań deluxe byli zadowoleni.

 

SZP: Zanim przejdziemy do zawartości muzycznej to wiem, że w 99% to Ty odpowiadasz za wszystko co związane z Error Theory. Czy ciężko było dograć szczegóły dotyczące samego wydawnictwa? Czy od samego początku był zamysł, żeby oprócz wydania podstawowego CD, w sprzedaży był dostępny także artbook?

 

KS: Kolejny raz w punkt! Dużo czasu analizowałem czy powinniśmy oddać oprawę graficzną w ręce kogoś „z zewnątrz”. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nie możemy sobie pozwolić na odpuszczenie pedału gazu w takim momencie, więc z racji mojego zawodu przejąłem stery nad ułożeniem wydawnictwa w konsekwentną całość, która będzie nie tylko dopełniała dźwięki, lecz również zachęcała tych, którzy nie mieli jeszcze szansy nas usłyszeć. Tak naprawdę album miał zostać wydany jedynie w formie artbooka, ponieważ sądziliśmy, że ta forma najlepiej odzwierciedli nasze oczekiwania wobec płyty. Wersja CD to decyzja wydawcy, który postanowił rzucić „koło ratunkowe” tym mniej zdecydowanym. Jak słusznie zauważyłeś szczegóły samego wydawnictwa zajęły nam sporo czasu – od pracy koncepcyjnej po detale przy druku, lecz po czasie stwierdzam, że warto było walczyć o każdą najmniejszą poprawkę, ponieważ bardzo cieszy nas fakt, że nasz artbook zwraca uwagę, gdy tylko pojawia się na stoisku wytwórni oraz zbiera świetne recenzje w internecie, od tych którzy mają już go w swojej kolekcji.

 

SZP: Mimowolnie przeszedłem do artbooka, bo akurat to wydanie „The Art of Death” mam przyjemność posiadać w swojej kolekcji. Odkąd tylko się w niej znalazło przeglądam je strona po stronie i dosłownie chłonę to, co widzę. Przede wszystkim fotografie, które są klimatyczne i znakomicie współgrają z tematyką albumu. Także opowiadanie Jakuba Ciesielskiego. Jak Wam udało się to połączyć tak znakomicie?

 

KS: Bardzo dobrze to słyszeć. Przede wszystkim uwielbiamy pracę kreatywną poza muzyką. Analiza, inspirowanie się, niezliczone godziny pracy w samotności jak i brainstorming w grupie. Za fotografie odpowiadają wspaniali fotograficy, z którymi chcieliśmy od dawna pracować. Większość fotografii została wykonana przez Annę Bogusz z asystą Bartosza Rybki w niesamowitym opuszczonym szpitalu Zakonu Kawalerów Maltańskich, który w 1936 roku funkcjonował w strukturach SS jako Lebensborn, czyli tzw. „Źródło Życia”. Klimat pałacu idealnie wpisał się w to co chcieliśmy przekazać wizualnie, dlatego najwięcej fotografii pochodzi właśnie z tej sesji. W artbooku można również znaleźć dzieła Piotra Lisa oraz Arkadiusza Śpiewaka. Ten drugi specjalizuje się w fotografii kolodionowej portretów, co również sprawia, że nasze wydawnictwo jest jeszcze bardziej wyjątkowe.

 

Jakub Ciesielski zrobił coś niemożliwego. Zadanie, które od nas otrzymał w teorii było niewykonalne, lecz po raz kolejny udowadniając, jakim jest kreatywnym pisarzem, wyprowadził nas z błędu. Otóż po nagranym piętnastominutowym filmie krótkometrażowym (teledysku) do utworu „Dragging Corpses” czuliśmy, że temat poruszony w filmie jest niewystarczająco wyczerpany. Wpadliśmy na pomysł by Jakub napisał naszą historię w formie opowiadania, które będzie uzupełniać to co się dzieje przed akcją w filmie, w trakcie oraz po. Zadanie było dodatkowo utrudnione, ponieważ w filmie nie ma żadnej kwestii mówionej przez głównych bohaterów, a sama akcja jest wielowymiarowa. Jakub spisał się rewelacyjnie i jego praca zrobiła na nas naprawdę wielkie wrażenie. Gorąco zachęcamy do przeczytania „And Forgive Us Our Dreams” wewnątrz artbooka, które daje nowe światło na to co oglądamy na fotografiach, widzimy na ekranie telewizora czy słyszymy z głośników.

 

zdj. materiały promocyjne

 

SZP: Wspomniałem na początku o kooperacji z FARNA Records. Odnoszę wrażenie, że to jest dla Ciebie właściwe miejsce. Ich wydania są po prostu dopracowane i są również, bez dwóch zdań, nową jakością w branży. Wspomniałeś, że w całości Ty odpowiadasz za projekt i design artbooka, ale myślę też, że dzięki Waszej obustronnej otwartości udało się osiągnąć tak piorunujący efekt?

 

KS: Przede wszystkim to ludzie, którzy słuchają, a to jest niezmiernie ważne dla twórcy, który ma bardzo sprecyzowane plany. Wydaje mi się, że po pierwszym odsłuchu zmasterowanej płyty elektrycznej zdali sobie sprawę dlaczego warto przedstawić to wydawnictwo w nieszablonowy sposób. Długo też rozmawialiśmy o naszej wizji płyty i ostatecznie uznaliśmy, że nie uda nam się tej wizji zamknąć w zwykłym plastikowym digipacku. Tak jak wspomniałeś, wydawnictwa FARNA Records są perfekcyjnie dopracowane, bezkompromisowe jakościowo oraz od początku do końca w zgodzie z wizją twórcy – właśnie to nas przekonało do podjęcia współpracy przy naszym debiucie. Dali nam pomysł na artbook oraz wolną rękę w wypełnieniu go zawartością, a z tego co mówisz finalnie wyszło nam to całkiem zacnie.

 

SZP: To, co wyróżnia ten artbook poza dopracowaną szatą graficzną to jeszcze dodatki w postaci dwóch plakatów z filmem „And Forgive Us Our Dreams”, ale też ręcznie napisany przez Ciebie tekst wybranego utworu. W moim przypadku padło akurat na „The End” i jest on dla mnie symboliczny, ponieważ w ostatnim roku wiele rzeczy w moim życiu skończyło się bezpowrotnie, więc ten tekst dotyka mnie podwójnie.

 

KS: Świadomość twórcy w tych czasach to również kooperacja z portalami streamingowymi, które przede wszystkim służą do promowania treści, a nie do zarabiania. Wiele osób ma z tym problem. Dlatego świadomie wiedzieliśmy, że walczymy raczej o tych bardzo wybrednych kolekcjonerów, tak więc chcieliśmy im dać coś, czego internet nie jest w stanie zaproponować, czyli coś unikatowego i namacalnego. Plakaty do filmu i opowiadania „And Forgive Us Our Dreams” są niezbędnym dopełnieniem tekstów i dźwięków. Dołączenie pisanych przeze mnie tekstów to moja próba nawiązania bliższego kontaktu z słuchaczem. Sam jako fan muzyki chciałbym coś takiego dostać od cenionego przeze mnie zespołu. Ostatecznie taki ręcznie napisany tekst ma wartość sentymentalną, a mam nadzieję, że ich wartość wzrośnie, gdy już będziemy starzy i pomarszczeni (śmiech).

 

zdj. Anna Bogusz

 

SZP: „The Art of Death” to także część akustyczna, rozbudowana o instrumenty tak nieoczywiste jak flet czy trąbka z coverem „Boys of Summer” Dona Henleya. Jak przebiegały pracę nad tą odsłoną tego albumu? Słuchając, mam wrażenie, że mieliście jeszcze większą przestrzeń do tego by przekazać swoje emocje słuchaczom.

 

KS: I tak i nie. Cały czas nad nami wisiało to, aby wersje akustyczne różniły się od oryginałów pod kątem aranżu, produkcji czy też właśnie doboru instrumentarium. Im dłużej siedzieliśmy w studio nad tą płytą, tym bardziej odkrywaliśmy te piosenki, jak bardzo są plastyczne i jaką frajdę sprawia nam odkrywanie ich na nowo. Udało nam się, mam nadzieję, stworzyć niepowtarzalny klimat łącząc ze sobą teksty zestawione wcześniej z ciężkim gitarowym graniem z łagodniejszą, akustyczną kompozycją. Podczas tej sesji postawiliśmy również na gości, często weteranów takiego grania, którzy dzięki swojej wiedzy upiększyli nasze dźwięki. Możemy usłyszeć tutaj ogrom pracy produkcyjnej oraz klawiszowej Zbyszka Florka (Quidam), trąbkę Pawła Hulisza, gitarę Pawła Baranowskiego (Living On Venus), przepiękne wokale Bartka Kossowicza (Collage, Quidam), Doroty Wróblewskiej i Justyny Stadler-Szajda, czy też magię rozsianą poprzez grę na fletach Jacka Zasady (Quidam). Cieszy nas bardzo ciepłe przyjęcie „Boys Of Summer”, ponieważ utwór ma dla nas duże znaczenie sentymentalne. Mamy poczucie, że udało nam się dać nowe życie tej piosence.

 

SZP: W historii Error Theory mam wrażenie, że niezmiennie przeplatają się ze sobą Inowrocław i Quidam. O FARNA Records już mówiliśmy, stoi za nią Maciej Meller, obecnie gitarzysta Riverside, a przede wszystkim współzałożyciel Quidam. Wasz debiutancki singiel „Forbidden Muse” to gościnny udział wspomnianego Bartosza Kossowicza. Opowiedz jak doszło do tej współpracy?

 

KS: To zabrzmi dziwnie, ale utwór „Forbidden Muse” powstał w 15 minut pod wpływem emocji dokładnie 15 lat temu. Przeleżał swoje w szufladzie aż do momentu rozmowy z Bartkiem Kossowiczem, który jako jeden z nielicznych wiedział o istnieniu i początkach Error Theory. Zapytał co u nas. Wysłałem mu utwór, odesłał wersję „po norwesku”, ja natychmiast napisałem tekst. Nagraliśmy wokal i… utwór powtórnie znalazł się w szufladzie. Kilka lat później puściłem go mojemu zaprzyjaźnionemu producentowi Enrico Dell’Aversanie, z którym pracowałem za granicą. Jako absolwent Berklee Collage of Music wyraził chęć tchnięcia drugiego życia w tę kompozycję. Zarejestrowaliśmy dodatkowe instrumenty. Na naszą prośbę linię basu w tym utworze zarejestrował ówczesny basista Limp Bizkit – Samuel G. Mpungu. O powstaniu tego utworu można napisać książkę (śmiech). Ale tak mieliśmy to. W roku 2017 zdecydowaliśmy się pokazać „Forbidden Muse” światu. Świat się nie przejął… Teraz wiemy, że brakowało kontekstu, teraz jest odwrotnie. Teraz to właśnie ten utwór jest dodatkiem do „The Art Of Death” i jednym z paru na płycie, które są rozliczeniem z przeszłością zespołu.

 

 

SZP: Bartek Kossowicz nie jest jedynym gościem, który pojawił się na „The Art of Death”. Wspomniałeś o Zbyszku Florku, klawiszowcu Quidam, który brał aktywny udział w procesie nagrywania. Dla mnie największą niespodzianką było pojawienie się Larsa Enok Ahlunda z grupy SOEN w „Sky Architect” i to na saksofonie, a nie na gitarze. Jego partia mam wrażenie, znakomicie uzupełniła te elektroniczne. Jak wyglądał proces komponowania tego utworu?

 

KS: Tak jak wspomniałem wcześniej gości jest całkiem sporo, ale tak, Zbyszek Florek cały czas pilotował proces rejestracji utworów na płytę. To właśnie w jego Islands Studio nagraliśmy wszystkie partie perkusji zagranych przez Michała Usdrowskiego (Protoplasta, Jack Friday) oraz większość wokali, które słychać na obu krążkach. Jeżeli chodzi o „Sky Architect” to przyznaję się, że była to zaplanowana od dawna przeze mnie akcja. Z chłopakami z SOEN znamy się od nastu lat i od czasu do czasu pracujemy razem z różną intensywnością. Michał Górniewicz i ja jesteśmy wielkimi fanami talentu Larsa i tego, co potrafi zrobić z dowolnym instrumentem na świecie lub czymś co nawet nie jest instrumentem. Natomiast, według mnie, zawsze wydawało mi się, że zbyt mało osób wie o jego umiejętnościach w posługiwaniu się saksofonem. Dlatego podczas komponowania utworu „Sky Architect”, myśląc o części bridge’owej bardziej kierowałem się klimatem i emocjami, które mi towarzyszyły niż tym co ma się tam dokładnie znaleźć. Po chwili dotarło do mnie, że jest to najlepsze (i jedyne!) miejsce na płycie, gdzie zabieg z saksofonem się przyjmie. Lars zgodził się i po kilku dniach mieliśmy zaimprowizowaną z biegu partię, która rozwala na łopatki i jest przede wszystkim ogromnym zaskoczeniem dla większości słuchaczy. Jest to dla nas ogromny sukces, ponieważ w dzisiejszych czasach trudno jest już zaskoczyć czymkolwiek publiczność progresywnego grania.

 

SZP: Słuchając „The Art of Death” pierwsze, co zwraca moją uwagę to ogromna różnorodność skomponowanego materiału. Jakie zespoły lub/i płyty były Waszą inspiracją w procesie komponowania? Moim pierwszym skojarzeniem było Porcupine Tree, szczególnie w dwóch propozycjach – „Dragging Corpses” oraz „Shall Fall”.

 

KS: Nie będziemy oryginalni, gdy odpowiemy, że słuchamy bardzo szerokiego spektrum gatunkowego muzyki. Natomiast wraz z Michałem myślę, że często się uzupełniamy, on jest bardziej skoncentrowany wokół muzyki elektronicznej, a ja chyba najczęściej krążę w okolicach cięższych gitarowych brzmień. Aż dziwne, że da się słuchać tego co razem stworzymy (śmiech). Często przypinana jest nam łatka zespołu progresywnego, prawdopodobnie przez to, że lubimy czasami się pobawić nieszablonowo rytmami czy metrum utworów. I tak, swego czasu słuchaliśmy sporo takich zespołów jak Porcupine Tree, Deftones, KoRn i wielu innych, więc na pewno w jakimś stopniu odcisnęły na nas swoje piętno. Zawsze przyjmujemy takie porównania jako komplement. Kto by nie chciał być porównany do zespołu swojego idola? Jako zespół staramy się też nie ograniczać do jednej drogi. Lubimy grać ciężkie riffy z przerażającą ścianą dźwięków, ale również znajdujemy satysfakcję w lekkich i melodyjnych piosenkach. Skoro wychodzi nam i jedno i drugie, to dlaczego rezygnować na korzyść jednej łatki? Nawet nie wiesz ile wytwórni rodzimych oraz zagranicznych podziękowało nam z tego powodu…

 

zdj. Anna Bogusz

 

SZP: „The Art of Death” to album, który jest równocześnie podróżą w głąb ludzkiej duszy, zakątka ludzkich cierpień i emocji, które zarówno dodają skrzydeł, jak i sprowadzają na dno. Taki jest wspomniany przeze mnie wcześniej „Shall Fall”, gdzie znajduje się smaczek w postaci wymownego cytatu z antynarkotykowego, amerykańskiego filmu „The Terrible Truth” z czasów Zimnej Wojny. Śledząc ostatnie doniesienia medialne m.in. o nowym rodzaju narkotyku nie odnosisz wrażenia, że jako ludzkość nieustannie kręcimy się w kółko i skazujemy się na ponowne przeżywanie tej samej historii?

 

KS: Zabrzmię teraz jak hipokryta, ale nie jestem fanem gatunku ludzkiego. Historia pokazała, że nie potrafimy radzić sobie z ciężarem naszych sukcesów i rozwoju, np. technologicznego. Tak samo jest z używkami i wszelkiego rodzaju substancjami uzależniającymi. Oczywiście, że „wszystko jest dla ludzi”, lecz problem pojawia się, gdy nie jesteś już w stanie poradzić sobie bez tego dodatkowego kopa w postaci relaksującego papierosa, odmóżdżającej szóstej godziny przed ekranem czy ósmym piwkiem, które jest nagrodą za ciężką pracę dzisiejszego dnia. „Shall Fall” opowiada o relacji tak głębokiej z narkotykiem (jakimkolwiek by był), że przejmuje nad nami kontrolę oraz zostaje przez nas spersonifikowany do roli wspólnika w tej zbrodni na nas samych. Sam tekst jest napisany tak, aby to narkotyk był narratorem tej relacji, która w większość przypadków prowadzi do smutnego upadku. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach trzeba trochę już zmienić myślenie i starać się podnieść świadomość ludzi, co może być uznawane za narkotyk bądź szkodliwe, nie tylko substancje, ale coraz częściej bodźce zewnętrzne. Myślę, że warto spojrzeć na te wyjątkowo aktualne problemy również z tej perspektywy.

 

SZP: Za miks albumu odpowiada Mateusz Machnikowski, który też nagrywał niektóre partie gitarowe na „The Art of Death”, z kolei za mastering odpowiada znane w branży nazwisko – Robert Szydło. Czyj to był pomysł i jak oceniasz finalny efekt?

 

KS: Gdyby nie Mateusz Machnikowski, to nigdy byśmy nie wydali tej płyty. Prawdopodobnie została by nagrana z kimś innym, ale… znając mnie trafiłaby do szuflady nie zaspokajając mojego perfekcjonizmu. Mateusz to niesamowity gitarzysta z „moim soundem”, człowiek o totalnej wiedzy studyjnej oraz świetny kompan do wspólnej gry. Poznaliśmy się przy okazji wspólnego grania wiele lat temu, tak naprawdę, przez przypadek. Jestem wdzięczny losowi za to, ponieważ z tamtego grania nic nie wyszło, a nasza znajomość pozostała, a my działamy do dziś. Pewnego dnia przedstawiłem Mateuszowi pomysł, aby to on był producentem płyty i stał za jej soundem, tak jak on to widzi. Byłem pewien, że możemy mu zaufać. Podczas pierwszej sesji nagrań gitar nieświadomie zaraziłem go covid’em i ledwo go odratowaliśmy. Teraz jak o tym myślę to nasza płyta też wpisuje się w trend płyty pandemicznej. Część nagraliśmy przed, a część w trakcie trwania lockdownu. Niemniej to dzięki Mateuszowi Machnikowskiemu „The Art Of Death” jest tak ogromną ścianą dźwięku, która nie przestaje zadziwiać z każdym kolejnym odsłuchem. Jeżeli chodzi o mastering to tak samo… decyzja mogła być tylko jedna – Robert Szydło. Przez lata zbudował swoją markę w branży i obecnie uważany jest za guru masteringu (nie przesadzam!) w kraju. To kolejna z tych osób, której nie musisz nic tłumaczyć, nic puszczać dla referencji, nic poprawiać. Cały czas myślałeś, że po miksie nic nie da się zrobić by Twój materiał brzmiał jeszcze lepiej? BOOM! Pomyłka! Robert odsyła Ci tracki i dostajesz dodatkowe 30-50% więcej ciosu w swoich kawałkach. Obecnie nie wyobrażamy sobie nagrywać kolejnych rzeczy bez udziału tych dwóch jegomościów.

 

zdj. Anna Bogusz

 

SZP: Słuchając „The Art of Death” mam wrażenie, że słucham zespołu, przed którym nie ma żadnych barier i który ma otwartą drogę na podbój Zachodu. Chciałbym zapytać więc o Wasze najbliższe plany koncertowe oraz wydawnicze? Czy masz już pomysł na następcę „The Art of Death”?

 

KS: Oj obyś miał rację (śmiech). Może i mamy drzwi otwarte na cały świat komponując po angielsku, lecz z daleka widać, że te drzwi to tak naprawdę bardzo wąska szczelina. Jedną z wielu barier, którą od początku bardzo wyraźnie widzimy jest przede wszystkim nawałnica wykonawców, w której naprawdę ciężko się wyróżnić, ponieważ poziom tych właśnie wykonawców jest niesamowicie wysoki. Kolejne grupy wyrastają jak grzyby po deszczu i jeśli nie wykorzystamy dziś swojej szansy, to prawdopodobnie kolejna będzie dopiero przy kolejnej płycie. Będąc doświadczonymi muzykami nie możemy również zapominać, że chcąc nie chcąc jesteśmy debiutantami. A jak już wspominałem wcześniej, ciężko zaufać debiutantom. Natomiast wierzymy w to, że upór, konsekwencja i solidne przygotowanie pozwoli nam z roku na rok docierać do coraz to większej grupy odbiorców, którzy docenią nasze dźwięki.

 

Najbliższe miesiące chcemy poświęcić na próby i przygotowanie bardzo dopracowanego występu, który będziemy mogli przedstawiać w przyszłym roku regularnie na koncertach i festiwalach w kraju i za granicą. Hmmm… a kto powiedział, że następca „The Art Of Death” nie jest już przygotowany? Natomiast zanim to nastąpi chcemy wydać kilka singli z zaprzyjaźnionymi muzykami, które jeszcze bardziej pokażą jak wielowymiarową maszyną jest Error Theory. Zbierając recenzje naszego debiutu myślami jesteśmy gdzieś daleko w przyszłości tworząc w głowach plan, który będzie naturalnym krokiem w naszej karierze. Dużo pracy przed nami.

 

SZP: Dziękuję bardzo za rozmowę i poświęcony czas. Trzymam kciuki i życzę Wam by „The Art of Death” dotarł do jak największych liczby słuchaczy.

 

KS: Dziękujemy bardzo i do usłyszenia na słuchawkach!

 

 

Rozmawiał Szymon Pęczalski

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz